Nasze przygody


Tutaj możesz napisać swoją przygodę, która przytrafiła ci się np. na warcie czy na spacerze po lesie. Przed zaczęciem opowieści napisz ,, Od.....'' i imię ( wilka) np. ,, Od Arii'' i wyślijcie mi je na doggi, howrse lub nightwood( Lezli/konie711/Artemida2049)


ARCHIWUM  <------ Starsze opowiadania 

ARCHIWUM 2  <------ Kolejne starsze opowiadania, bo w poprzednim archiwum już się nie mieszczą xD


Od Jessa

Tak się cieszę, że będę miał szczeniaki! Będę ojcem..w końcu prawdziwym ojcem. Z Giną to nie było na serio...a z Nirą tak. Kocham ją, jak nikogo innego. Mam już nawet imię dla chłopca (jeśli się takowy urodzi)- Marvell. Zawszew chciałem mieć syna o imieniu Marvell. W skrócie Mar lub Marvi. A jakby to była samiczka...cóż...w tedy chciałbym ją nazwać Melisa. Mela. Ciekawe jakie imiona chciała by nadac szczeniakom, moja partnerka.
Znalazłem Nirę leżącą nad Jeziorem błysków. Do porodu zostało jescze dwa miesiące, ale Nira już zaczyna oszczędzać siły.
-Cześć, kochanie-przywitałem się
-O, hej Jess, nie zauwarzyłam, kiedy przyszedłeś-uśmiechnęła się
-Niro, jak chciałabyś nazwać nasze dzieci? Bo ja dla samczyka wymyśliłem Marvell, a dla samiczki- Melisa. Chciałbym usłyszeć twoje propozycje- pocałowałem ją czule w czoło.

<Niro?>


Od Roni

Przyczaiłam się w krzakch i....skok! Wskoczyłam na grzbiet jelenia, zachaczając się pazurami o jego skórę. Moje kły płynnie zagłębiły się w szyję. Uwielbiam tn moment polowania. Zwierzę żucało się na wszyskie strony, jednam nie ustępowałam. Głębiej zanurzyłam kły i przebyłam tchawicę. Jeleń padł nieruchomo,  a ja w końcu puściłam jego szyję i zabrałam się do jedzenia. Kiedy odgryzałam kęs z boku, wyczułam czyjąś obecność. Szybko się odwróciłam i skoczyłam na ''intruza'' z pazurami. Przygwoździłam go do ziemi.
-Spokojnie Roni, to tylko ja.
-Przepraszam braciszku, wstawaj- odparłam, bo to w rzeczy samej był mój brat Dust. Basior wstał i potrzedł do mojej zdobyczy.
-Świetnie zabijasz. Jak zawsze-powiedział i skubnął kęs.
-Wiem-odparłam. Tak na pradę, był jedynym wilkiem z którym gadałam. Każdy się mnie bał..ale co mnie to obchodzi? Nic. Dust jest ze mną, to mi wystarcza- ale...czóję niedosyt. Chyba wybiorę się niedługo na krwawe polowanie...na wilki.
Dust odwrocił się. Nie zaskoczyło go to, że chcę znów kogoś zabić. Jednak jego miękkie serce kazało się odezwać:
-Roni, ale wiesz, że...
-Wiem. -nie dałam mu dokończyć- nie tutaj. Tu nie mogę. Dobrze, dobrze, pójdę gdzie indziej. A ty powiedz Alphie...że musiałam pójść gdziec na parę dni. Padlina jest dla ciebie- wskazałam na jelenia którego zabiłam- lecę. Pa braciszku.
Pocałowałam go w policzek i zniknełam w krzakach. Słyszałam jeszcze jak mówi coś w stylu ,, Ach, onia nigdy się nie zmieni..'' Potem już nic nie słyszałam, bo bylam już daleko...



Od Bibi


Opowiem moją historię . Moja mama była alfą a tata omegą . Ale moja siostra była od dwóch Alf . I dlatego ja nie mogłam zostać alfą . Mówili na mnie omega , morda w kubeł lub kundel . Ale na to nie zwracałam uwagi , żyłam własnym rytmem . Nikt mnie nie znał z ninim nie gadałam tylko z siostrą . Miałam z nią bliskie kontakty . Ale do czasu .... Kiedy pojawił się nagle wilk przyszedł i powiedział witajcie . Siostra podeszła i powiedziała Kim jesteś i czego tu chcesz ? Patrzyła się na niego nie spuszczała z niego oka . I ona powiedziała Jesteś zły masz z tąd udejść. Już ! Wilki patrzały się na nią i mówiły co ona gada co jej odbiło ? Kiedy zły wilk chciał coś zrobić siostra trafiła go mroźnymi kłami z lodu. Wszyscy zaczęli krzyczeć to wiedźma. Zobaczyła mnie i kazała uciekać . Byłam przerażona dziś postanawiam odnaleźć moją siostrę ...



Od Glimmer

Biegłam, byle jak najdalej. Byle uciec od tego wszystkiego.
Nie dbałam o zachowanie ciszy, ale Shad tak. Wyczułam ją po zapachu. Zerknęłam przez ramię i ujrzałam, jak była tuż-tuż za mną. I wtedy ujrzałam mój zagajnik.
Dałam nura w dół, nurkując i wciskając się pod krzewy i kolce. Zaczęłam się przedzierać, tym razem bezszelestnie. Wiedziałam, że Shadow nie wie, gdzie się skryłam. Czuła mój zapach, wiedziałam to. Ale mnie samej już nie widziała.
Kiedy znalazłam się w mojej jaskini za wodospadem, długo tam leżałam...I rozmyślałam. Spędziłam tam także całą noc.
Gdy się obudziłam, cichaczem - jak cień - udałam się do jaskiń. W jaskini Gamm i Delt dobiegły mnie krzyki:
-Mamo, proszę!
-Nick, wiesz, że teraz Zwiadowcy nie mają czasu...Pomyślimy o tym później...
-Nie później! Teraz! Później już nie będzie czasu!
-Nick...
-Mamo, chcę zdobyć wykształcenie. Lepiej będzie, jak już teraz...
-W czym problem? - jak duch wyłoniłam się z cienia. Storm drgnęła, nie zauważywszy mnie wcześniej, a Nick patrzył, zafascynowany, bez strachu w zielonych...Ba! Co ja mówię - brązowych, a w zasadzie złotych oczach. Wiedziałam, że Katniss robi takie sztuczki. Nick zapewne już do tego przywykł.
-O to chodzi, że jak osiągnę rok, to...No...Chcę się szkolić na zwiadowcę. A mama mówi, że wszyscy zwiadowcy są zajęci...A ja muszę mieć mentora!
-Glim, przepraszam cię za niego. Nick, już ci mówiłam...
-Storm, ja mogę uczyć Nicka.
Moja macocha wraz ze swoim synem spojrzeli na mnie natychmiast.
-Mogłabyś? Naprawdę? - Nick patrzył na mnie z nadzieją. Skinęłam głową.
-Mogłabym. Storm, przemyśl to sobie na spokojnie. Jutro powiesz mi swoją decyzję. Ale wiedz, że nie będzie problemu - gdy tylko Nick ukończy rok, mogę go uczyć. - i wysunęłam się z jaskini.
W jaskini Shad zostawiłam karteczkę "Wybacz. Spotkam się z tobą i porozmawiamy, jak będę gotowa" i wróciłam w okolice swojej jaskini, gdzie upolowałam małą sarnę. Przez resztę dnia nic nie jadłam.
Wieczorem, gdy sowy huczały i cykały świerszcze, wychynęłam jak cień ze swojej kryjówki. W egipskich ciemnościach udałam się nad Wilczy Potok. Gdy do moich uszu dobiegł uspokajający szum wody oraz pluski, oraz rechot żab, usiadłam i spojrzałam na księżyc.
"Czemu to wszystko jest takie trudne?"
To pytanie zadaję sobie od...Nie wiem kiedy. Rick, Shadow, Berlo, Deuca, to wszystko...Mnie przerasta. Po prostu. Nie mam już siły.
-Glim?
Odwróciłam się gwałtownie. Niestety - zamiast zielonych oczu Shadow ujrzałam miodowe oczy Ricka. Przyznam szczerze - nie przywitałam go przyjaźnie.
-Czego chcesz? - warknęłam. W tym momencie do oczu napłynęły mi łzy. Zamrugałam szybko, żeby je odpędzić.
-Glimmer....-Rick usiadł obok mnie. - Wybacz mi. Ja...Nie wiedziałem. Naprawdę. Nie wiedziałem, że będzie ci...Że jest ci...Tak ciężko. Przepraszam.
Spojrzałam na niego, zamyślona. W sumie...On nic nie zawinił. Winę ponoszę ja i tylko ja.
-To ja przepraszam...-wyszeptałam, kładąc głowę na jego ramieniu. Basior mnie przytulił.
-Już wszystko dobrze...



 Od Mefisto 

Patrze na mpjego syna i widze chude, młode ciało, dumne oczy, alr również widzę w nim ten mały podział, który nie daje mu spokoju...to miłość. Nie wiem jak mu w tym pomóc, chciałbym, ale nie wiem czy dobrze go poprowadzę, no ale spróbowałem:
-O hej tato - podbiegł do mnie uśmiechnięty. Dziwiło mnie jednak to, że przedchwilą siedział sam nad Wilczym Potokiem i był smutno wpatrzony w wodę.
-Hej, coś się stało, że siedzisz tu sam? - przez chwilę nic nie mówił, wymyślał co by mi tu powiedzieć.
-Tak se myślałem, może będziemy wracali? - miał minę z nadzieją
-Nie, powiesz mi vo tak naprawdę czujesz...- nie dałem za wygraną. Saw spóścił wzrok i posmutniał.
-Jestem z Cristal, ale cały czas tęsknie za Shad...- zza zakrętu wyszła Shadow.

<Shad?> 



Od Kiry

Dużo się ostatnio działo. Na szczęście Aria mi uwierzyła że jestem już sobą i wszystko jest w porządku. Myślałam ostatnio nad tym, co czuję do Malleya. Przed tą całą "przemianą" byliśmy parę razy na...randce? Nawet pytał mnie czy zostanę jego partnerką. Tylko potem ten głos wszystko popsuł. Teraz wiem, że kocham tego wilka i jak mu tego zaraz nie powiem to wybuchnę!
Wybiegłam z jaskini. Rozglądałam się po całej watasze w poszukiwaniu Malleya. Jednak nie znalazłam go. Dochodziło południe i już zrezygnowana wracałam do swej jaskini gdy zdumiałam się. On stał koło mojej jaskini!
-Hej, Malley! Co tu robisz?- zapytałam uśmiechnięta.
<Malley?> 



Od Akiry

Wyszłam na polane szczeniąt, było tam parę szczeniaków, na skraju siedziała Kathrin podeszłam do niej.
-Cześć co u ciebie?
-Cześć dobrze, przyszłaś popilnować ich ze mną- mówiąc to wskazała na szczeniaki
-Tak w końcu to maja praca-uśmiechnęłam się i usiadłam w jej pobliżu, rozmawiałyśmy o różnych rzeczach, wydawała się bardzo miła dawno nie rozmawiałam z kimś tak podobnym w charakterze.
-Dobra ja idę chyba przyszła mnie zastąpić Layla- powiedziała wstając, rzeczywiście w oddali ukazała się jej sylwetka- To cześć do zobaczenia
-Do zobaczenia- odpowiedziałam, do południa pilnowałam szczeniaków z Laylą, później przyszedł zastąpić mnie Dust, zaczerwieniłam się na jego widok. Nie wymieniałam z nim zdania tylko odeszłam w drugą stronę mam nadzieję, że nie wziął tego za to, że go nie lubię bo lubiłam ale nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Poszłam do Lasu Wolf Rock, upolowałam sarnę na kolacje. Następnie skierowałam się do jaskini Omeg, gdy byłam już niedaleko spotkałam Nirvana
-Cześć- przywitałam się
-Hej- odpowiedział z uśmiechem było w nim coś fascynującego, gdy zorientowałam się, że się w niego wpatruje odwróciłam wzrok, czułam na sobie jego wzrok nastała chwila ciszy po czym powiedział:

Nirvan?



Od Soni


- Nie wiem. - zastanowiłam się.
Dust też zaczął myśleć, co by tu teraz porobić. Po chwili namysłu zaproponował:
- Może po prostu przejdziemy się po Lesie Wolf Rock? - zapytał.
- Chętnie. - usmiechęłam się lekko, po czym poszłam za basiorem.
Szliśmy obok siebie przez las. Myślałam gorączkowo o wszystkim, co się działo. Moje przemyślenia przerwał Dust krzycząc:
- Zobacz!
- Co? - wyrwałam się z myśli.
<Dust? Co miałam zobaczyć?>



Od Koweya

-Jasne że ci wierzę! - wykrzyknąłem i przytuliłem Anabellę.- jak mogłaś pomyśleć że nie! Taki drań, co cię skrzywdził, napewno zaraz wyleciał z twojej głowy. Jak można było coś takiego zrobić tak..dobrej, tak...pięknej, tak...wspaniałej waderze jak ty!
Popatrzyłem na nią a ona na mnie. Przysunąłem pysk, bliżej jej pyska i już miałem ją pocałować, kedy Bella powiedziała:

<Co powiedziałaś?>





Od Nirvana

- Jesteś Akira, tak? - spytałem się ładnej wilczycy.
- Tak. A ty jesteś tu nowy. Nirvan, zdaje się?
- Dokładnie. Jestem tu nowy i... zgubiłem się. - wyznałem szczerze.
- A czego szukałeś? - zapytała miło wilczyca.
- Jaskini Omeg.
- Mogę ci pokazać gdzie to jest.
- Nie chcę ci robić kłopotu.
- Właśnie tam idę a z resztą to niedaleko.
Poszliśmy tam całą drogę rozmawiając. Polubiłem ją i to bardzo. Było w niej coś takiego... Nigdy jeszcze nie spotkałem takiej wilczycy.
- To tu. Jaskinia Omeg. Mówiłam że to niedaleko?
- Żeczywiście. A wiesz... tak sobie pomyślałem... bo tak miło nam się szło i rozmawiało... że może...
- Że co? - przerwała mi zaciekawiona i zaczerwieniona od stóp do głów.
- Może przeszlibyśmy się jeszcze kawałek? - wydusiłem to z siebie wreszcie i spojrzałem się jej prosto w oczy. W piękne, tryskające radością oczy.
- Dobrze. - powiedziała.
Poszliśmy więc. Przeszliśmy obok Wilczego Potoku i Jeziora Błysków.
Cały czas Akira tłumaczyła mi co to za miejsca a ja słuchałem jej uważnie nie chcąc znów zabłądzić. Przyszliśmy do jakiegoś pięknego miejsca z błękitną, przezroczystą wodą.
- Co to za miejsce? - zapytałem się Akiry a ona powiedziała:

Akira



Od Młodej Alphy Shadow

Nadal jej nie ma! Nie wiem gdzie się podziała...Glimmer przepadła jak kamień w wodę. Zwiadowcy jej szukają, ale...
Wyszłam za zakręt i zobaczyłam jak Mefisto rozmaia z Sawyerem. Nie usłyszałam o czym, ale tylko jak sie pojawiłam, zamilkli.
-Yyyyy, to nie tak jak myślisz....-wyjąkał Sawyer.
Ja pogrążona w myślach mruknęłam tylko ,,OK'' I poszłam dalej.


Od Alphy Arii

Nieubłaganie zbliża się dzień ślubu. Jesczew tylko 2 tygonie i moja Shadow będzie partnerką Cyrusa, a Whitewind może wybaczy mi moją winę...może. Muszę przygotować Shady do tego wydarzenia.
Dziś po południu znalazłam ją z Rollym na szkoleniu Alph.
-Mogę ci ją na chwilkę zabrać?-uśmiechnęłam się do mojego partnera.
-Oczywiście- odparł- Shad, masz przerwę.-uśmiechnął się i poszedł gdzieś. Zwróciłam się do córki:
-Shadow, musimy pogadać...o ślubie.
Wdera popatrzyła na mnie najpierw z niepokojem a potem z ulgą.
Poszłyśmy wzdóż brzegu Wilczegu Potoku.
-Wiesz, że jeśli nie chcessz, nie musisz tego robić-powioedziałam.
-Wiem.-odparła krótko Shad
Westchnęłam, i powiedziałam:
-Powiedz mi wszystko.
Tym razem Shadow wzięła głęboki oddech.
-Mamo, ja sama nie wiem co robić-powiedziała-kocham Cyrusa, na prawdę. Jest dla mnie całym moim życiem. Ale...Sawyer,..chyba nadal cos do niego czóję...ale on ma Cristal. A ja Cyrusa. Wszystko więc jest na swoim miejscu...- po jej pyszczku spłynęła jedna łza- nie...NIC NIE JEST NA SWOIM MIEJSCU!
Teraz, na ziemię kapała łza po łzie. Shad wyżaliła mi się ze wszystkiego, co kłębiło  jej się w głowie. Po wyżaleniu się, zrobiło jej się lepiej.
-I teraz- przełknęła ostatnią łzę- boję się że zawiodę Cyrusa, a Sawyer mnie znienawidzi.
Przytuliłam ją, Już dawno nie nyłyśmy tak blisko...
-Kochanie, zobaczysz, wszystko się ułoży.-pocieszyłam ją, liżąc za uchem, tak, jak lubiła, gdy była szczeniakiem.
-Mam nazieję...- ni z tego, ni z owego, wykończona płaczem, zasnęła wtulona we mnie jak szczeniak. Czółam jak równomiernie oddycha. Jak jej ciało grzeje moje...jak za dawnych czasów...jak mogłam kiedyś wahać się, czy mieś szczeniaka czy nie?! Teraz jestem szczęśliwa, że jednak się zgodziłam...to cudowne, mieć osobę, która zaufa, która może się wyżalić...która kocha...Shadow, też tego doświadczy...ale- z Cyrusem,czy z Sawyerem?



Od Anabelli

-Kowey...Tak ostatnio myślałam...-zaczęłam, ale nie dokończyłam. nie miałam odwagi.
-Myślałaś o czym? - zapytał basior. Spuściłam wzrok.
-No...Czy...Ten...Czy może...Ekhem...Czy może chciałbyś...
-Czy chciałbym co? - roześmiał się Kowey. Łypnęłam na niego jednym okiem.
-Chyba nie mam odwagi tego powiedzieć. - wyznałam.
-Przecież wiesz, że mi możesz zawsze zaufać. - odparł mój partner.
-Wiem. I ufam ci bezgranicznie. Ale....Myślę, że...chyba się domyślasz, co chciałam powiedzieć. - wyjąkałam, zakłopotana.
<Kowey? Domyślasz się czy nie?>



Od Akiry


-To jest Love Lagoon. Tutaj z reguły wyznaje się miłość drugiej połówce przynajmniej tak słyszałam - powiedziałam trochę się rumieniąc
-Pięknie tu-powiedział
-No tak- odpowiedziałam i nastała chwila ciszy, patrzyliśmy na to piękne miejsce ciekawiło mnie o czym mógł myśleć, w mojej głowie był on to było coś więcej jakby nie wiem jak to opisać po prostu byłam przy nim szczęśliwa.
-To co wracamy do Jaskini Omeg?- spytałam w końcu

Nirvan?



Od Koweya

Zamyśliłem się.
-Eeemm...no...nie za bardzo- wyjąkałem w końcu

<Anabello, o co chodzi?>


Od Glimmer

-Glim! Glim!
Stanęłam i odwróciłam głowę. W moim kierunku biegł Rick.
-Idziesz ze mną nad Wilczy Potok? - zapytałam.
-Pewnie!
Udaliśmy się nad wodę i tam usiedliśmy.
-Wiesz...Chciałbym już ustalić szczegóły ślubu. - odezwał się basior. Zerknęłam na niego.
-Hm...W sumie dobrze by było.
-Na początek - gdzie i kiedy?
Uśmiechnęłam się lekko.
-chciałabym...W dniu moich drugich urodzin.
Rick spojrzał na mnie, trochę zdumiony.
-A co? Myślałeś o innym terminie?
-Nie, ale...Sądziłem, że chcesz ten dzień spędzić z przyjaciółmi. I z Berlo...I może też trochę ze mną. - uśmiechnął się lekko.
-Oj, raczej nigdy nie znajdę dla ciebie czasu. - zadrwiłam i uśmiechnęłam się, słysząc wybuch śmiechu mojego...narzeczonego.
-Jeśli życzysz sobie naszego ślubu w tym akurat dniu - nie widzę przeszkód. - powiedział, kiedy już przestał się śmiać.
-OK. Następny punkt: gdzie? Na Polanie Księżyca.
-OK.
-Kogo zapraszamy? Całą watahę naturalnie.
-No ba!
-I wiesz...Możemy zaprosić także Cyrusa. Shad będzie na moim ślubie, więc fajnie by było, gdyby był też jej...narzeczony.
Rick skinął głową z poważną miną.
-Pewnie.
-Teraz tak: pewnie gdzieś tak po południu odbędzie się po południu. Teraz musisz wybrać sobie świadka.
-O kurczę...-zmartwił się basior. Roześmiałam się.
-Ja z tym nie mam problemu.
-A kto będzie twoim świadkiem?
-Nie domyślasz się jeszcze?
- Hmm....Pomyślmy. - rzucił ironicznie. - Shadow?
-Coś wolno ci dzisiaj główka pracuje. - zadrwiłam. - Oczywiście, że Shadow! I mam też taki plan...Może zaśpiewałaby z Cyrusem na naszym ślubie?
-Genialny pomysł!
-Super! To ja lecę się zapytać Shad, a ty idź do Wujka Rolly'ego zapytać się, kto w takim wypadku udziela ceremonii. Wydaje mi się, że Alpha, ale nie jestem pewna...
-Jasne. - Rick wstał. - To do zobaczenia później! - i zniknął w lesie.
Westchnęłam i ruszyłam na poszukiwanie Młodej Alphy.
A w mojej głowie kołotało się tysiąc myśli na sekundę.
Za miesiąc będą moje drugie urodziny. I będzie także mój ślub z Rickiem. Kocham go, co do tego jestem pewna na 100%. Tylko...
Do będzie duży skok do przodu, a dokładniej - skok w dorosłe życie. Pytanie jest - czy mam na to siłę?
Zderzyłam się z kimś mocno.
-Wybacz...-wstałam i ujrzałam moją najlepszą przyjaciółkę. - Shad! Szukałam cię!
-I znalazłaś, a przy okazji prawie mnie staranowałaś. - zażartowała zielonooka.
-Sorki. Wiesz, chciałam cię zapytać...Za miesiąc, w dzień moich drugich urodzin, odbędzie się...Ślub mój i Ricka. Chciałam cię zapytać...Czy zostałabyś moim świadkiem? - i zanim przyjaciółka zdążyła odpowiedzieć, wypaliłam: - I chcielibyśmy zaprosić także Cyrusa. Myślisz, że rodzice go puszczą? A jeśli tak - to czy ty i on moglibyście zaśpiewać na ślubie "Tienes Todo"?
<Shad?>



Od Młodej Alphy Shadow

-Yyy...tak jasne!- powiedziałam po chwili zawalona lawiną słów płynącą z pyska Glimm.
-Cudownie!-krzyknęła moja najlepsza przyjaciółka.- A..tak apropo ślubu- kiedy ty wyprawiasz?
-No...-zmieszałam się- już za parę tygodni...bez sensu...
Mojej przyjaciółce wiecznie toważyszący uśmiech spełzł z ust.
-Jak to bez sensu?
Westchnęłam.
-Nie, nie, tylko...nie wiem czy jestem gotowa.
-Ja tak samo-odparła moja przyjaciołka-muszę lecieć Shady
Przytuliłyśmy się. Glimmer pognała w swoją stronę, a ja, w miejsce gdzie umówiłam się na przyjacielski spacerek z Sawem, Cristal i Cyrem.




Od Sawyera 

Wstałem wcześnie rano, żeby przygotować niespodziankę dla Cristal. Spotkałem się z Cyrusem przy Polanie (robimy przyjacielski spacer).
-Przepraszam za spóźnienie - byłem strasznie śpiący i trochę mi się zaspało.
-Ok, też zaspałem - mój ,,przyjaciel'' miał dzisiaj wesoły humor.
Poszliśmy nad Wilczy Potok, a tam przemyśleliśmy całą trasę naszej wycieczki. Potem wróciliśmy do jaskini, gdzie okazało się, że nikogo nie ma. Wszyscy byli na Polanie. Z tamtąd zabraliśmy dziewczyny i poszliśmy z nimi nad Wilczy Potok.
-A cóż to za niespodzinkę przygotowaliście? - zapytała Shad, którą nie wiem dlaczego od krótkiego czasu ataram się unikać. Patrzyła na mnie tak jakby odamnie chciała usłyszeć odpowiedz. Zauważył to Cyrus i nic nie mówił, no a więc ja udzieliłem odpowiedzi:
-Chcieliśmy was zabrać na przyjacielski spacer - obie pocałowały mnie w policzki, oczywiście Shad pocałowała Cyrusa. Szliśmy i cała trójka się śmiała, ale ja nie miałem na to ochoty. Rozmawialiśmy na temat wielu rzeczy, ale nie mogłem się skupić na żadnej z nich. Cristal zauważyła to i zaczeła sie martwić, kiedy dochodziliśmy do Love Lagoon Shadow spojrzała się na mnie i szepneła coś Cyrusowi, a potem Cristal. Wkońcu humor mi się poprawił, kiedy Cristal mnie pocałowała i powiedziała jak mnie kocha. To urocza wadera...Ale po chwili poszła,gdzieś z Cyrusem. Zostałem sam z Shad.
-Saw, wiem, że nie jest Ci wesoło z mojego powodu. Pamiętaj, że zawsze będę Cię kochała...

<Shad?> 




Od Soni

Spacerowałam sobie po lesie i zastanawiałam się, co bytu zrobić, żeby nie być dalej omegą... Przecież jestem w tej watasze od 2. roku życia, a teraz mam prawie 5 lat. 
Zobaczyłam sarnę i zaczęłam skradać się w jej kierunku. Zaatakowałam ją jednym ruchem i już nie żyła. Zaciągnęłam ją do watahy, gdzie ja, Aria, Rolly i inne wilki (oczywiście nie wszystkie, bo nie ma takich wielkich saren ) zjadły zdobycz upolowaną przeze mnie. 
~Następnego dnia~
Wstałam późno. Wyszłam z jaskini i zobaczyłam jezioro oświetlane przez słońce. Poszłam tam. Wtedy za mną stanęła wadera. Nie odwróciłam się, tylko czekałam na pierwszy ruch wilczycy.
< Jakaś wadera dokończy? >




Od Alphy Bajar Cristal

-Hej-odezwał się głos za moimi plecami. Odwróciłam się. To był Berlo.
-Hej-odparłam bez zapału.
Podszedł bliżej. Właśnie próbowałam wplatać w grzywkę kwiatek.
-Pomóc?-spytał grzecznościowo.
-Nie, dziękuję, poradzę sobie- uśmiechnęłam się.
Zapadła cisza.
-Cistal, ja wiem, że nie jesteśmy sobie jkoś bliscy, w sensie , że nie jestesmy jakiis wielkimi przyjaciółmi...ale chciałbym cię o coś spytać.
Spojrzałm na basiora. To fakt. Nigdy nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego...oprucz Shadow.
-Dobrze, pytaj-odpowiedziałam z uśmiechem.

<Berlo, co to za pytanie?>


Od Dusta

-Zobacz!-krzyknąłem
Sonia podniosła wzrok
-Co?
-To!
Nad wodą stały wielkie magiczne jelenie!
-Jak takiego złapiemy-szepnąłem, żeby nie wystraszyć zwierzyny- będzie starczyć dla całej jaskini Omeg!

<Sonia?>




Od Anabellii 

Wzięłam głęboki wdech i wypaliłam:
-Nobojawiemżeniejesteśmyzadługoparąalemyślałamoszczeniakach
-Eee....Co? - nie zrozumiał basior.
-Wybacz, ale chyba drugi raz już tego nie powtórzę. - odwróciłam wzrok.
<Kowey?>




Od Berlo

-Chciałbym cię prosić o radę. - wyznałem. Alpha Bajar zerknęła na mnie.
-W sprawie...?
-Em...Bo słuchaj...-tłumaczyłem zakłopotany. - Deuca jest w ciąży i...
Wadera wydała z siebie cichy okrzyk, lecz zanim zdążyła mnie zasypać lawiną pytań, dodałem: - Cii! Nie chcę, żeby cały świat o tym wiedział! Na razie to tajemnica. Oprócz mnie i Deuci wie jeszcze Glimmer, Rick, no i teraz ty.
-To Shadow nic nie wie?!? - zapytała Cristal.
-Em...no nie. - wyjąkałem. - Ale wiesz: to ma być niespodzianka, zresztą Shad ma za niedługo ślub...Nie chcę jej zawracać głowy takimi rzeczami.
Wilczyca skinęła głową ze zrozumieniem.
-A co z tą radą? - wróciła do pierwszego tematu.
-No właśnie...Słuchaj: ja i Deuca musimy wybrać rodziców chrzestnych. Wiem, że nie bardzo interesują cię te sprawy i w ogóle...Ale posłuchaj: ojcem chrzestnym - jeśli się zgodzi, bo zaraz do niego idę - będzie Sawyer, bo to jest mój najlepszy przyjaciel. A matka chrzestna...Shad ma za wiele obowiązków, nie chce jej tym przygniatać, ale boję się, że się obrazi...
-No co ty! - zawołała. - Shad nie obraża się za takie rzeczy, Berlo!
-OK, OK....No to wielkie dzięki.
-I to tyle?
-Znaczy się...ekhem...Jako matkę chrzestną Deuca zaproponowała ciebie. - wbiłem wzrok w ziemię. - Ale wiesz, ty nie znasz za dobrze ani mnie, ani Deuci, starałem się jej to wytłumaczyć, ale wiesz, ona jest taka uparta...Dlatego zrozumiem, jeśli się nie zgodzisz.
<Cristal?>





Od Niry

-Imiona dla szczeniąt... nie zastanawiałem się nad tym ale zawsze chciałam mieć synka Shon'a i córeczkę Rose chyba zawsze mi się te imiona podobały, choć twoje propozycje też są ciekawe- uśmiechnęłam się do Jess'a widać było, że był szczęśliwy ja też w końcu to już tylko 2 miesiące nie mogę się doczekać, ciekawe jak to będzie.
-Mamy jeszcze trochę czasu chyba się dogadamy-powiedział Jess- A teraz idę coś dla nas upolować jakieś zamówienia
-Jedno wróć jak najprędzej
-Oczywiście nie zostawię cię na długo samej- powiedział i mnie pocałował, a później pobiegł do lasu




Od Ignisa

Westchnąłem, patrząc na Szczenięcą Polanę.
Cztery waderki - dwie w moim wieku, dwie starsze - bawiły się w berka. Patrzyłem, jak biegają, śmieją się, uciekają, podskakują, krzyczą, wołają.
Nie miałem ochoty do nich dołączać. Po prostu nie chciałem. Nie miałem ochoty na zabawę, na rozmowę...W ogóle na nic. Tylko na bycie w samotności.
Dawno już się zorientowałem, że ciocia Nevada i wujek Leach to nie są moi prawdziwi rodzice. Reszta wataha milczy w sprawie moich rodziców. A Berlo i Glimmer...To rodzeństwo. Może oni byli jakoś związani z moją mamą? Nie wiem. Ale to by wiele wyjaśniało. Np.: dlaczego Glimmer mnie unika, dlaczego Berlo zawsze się uśmiecha, jak mnie widzi, mimo, że ja widzę w jego oczach blask smutku...
Irytuje mnie to, że nikt mi o niczym nie mówi.
Irytuje mnie także moje przybrane rodzeństwo. Jest nas dosyć dużo: ja, Fantasia, Selene, Maxi, Kazan i Balla.
-Iiiiiignis!
Westchnąłem ciężko i wstałem. Nie miałem ochoty nigdzie iść.
Mam w sobie buntowniczą żyłkę, więc zamiast do cioci, ruszyłem w stronę Wilczego Potoku.
Szum wody uspokajał mnie. Usiadłem nad brzegiem i spojrzałem w toń.
Co ujrzałem? Ujrzałem pięciomiesięcznego basiorka z ognistym futrem oraz zielonymi oczami. Dziwna sprawa - mój brzuch jest biały, a ogniste futro....mam wrażenie, jakby naprawdę przypominało skaczące płomyki ognia.
-Ignis?
Odwróciłem głowę i ujrzałem wysoką, czarno-żółtą waderę ze świecącymi, zielonymi oczami. Tak na oko...wyglądała na rówieśniczkę Glimmer.
-Skąd znasz moje imię? - odpowiedziałem pytaniem. Wstałem i spojrzałem czujnie na wilczycę. Cofnąłem się, gdy się zbliżyła. Wiedziałem, że dystans musi być duży. Że nie mogę pozwolić się nikomu do mnie całkowicie zbliżyć, choćby zachowywał się niesamowicie wręcz przyjaźnie. To się tyczy, oczywiście, nieznajomych. A ta wadera BYŁA nieznajoma.
-Spokojnie, nic ci nie zrobię. - odezwała się lekko drżącym tonem. - Nie musisz przede mną uciekać.
-Nie uciekam. - odparłem. - Tylko uważam, że nie ma sensu to, abyś podchodziła bliżej.
Milczała przez chwilę.
-Mam na imię Shadow. - powiedziała w końcu. Widziałem, że chce jeszcze coś dodać, ale zamilkła.
Stałem więc tak i patrzyłem na nią.
-Ignis! Ignis! - ciocia wypadła z krzaków. - Uf! Ig! Wreszcie cię znalazłam! - zauważyła waderę. - Witaj, Shadow! Przepraszam za niego...
-Ależ nie ma za co przepraszać, Nevado. - odezwała się spokojnie. - Przyszłam nad Wilczy Potok. Zastałam go tutaj.
-Ahh...Rozumiem. No, to do zobaczenia, Shadowy. - ciocia uśmiechnęła się i chwyciła mnie za kark. - No chodź już, Ig...
Wyrwałem jej się i ruszyłem w stronę lasu. NIENAWIDZIŁEM, po prostu NIENAWIDZIŁEM jak ktoś mówi na mnie zdrobniale.
-Ignis! - syknęła ciocia, doganiając mnie. - Jak ty się zachowujesz?! To była Młoda Alpha!
No faktycznie. Jeśli to była Młoda Alpha, zachowałem się...em...niefajnie.
-Nie wiedziałem. - odparłem po prostu.
-No to teraz wiesz! - burknęła. - Dlaczego nie przybiegłeś? Nie słyszałeś, jak cię wołam?
-Chciałem być sam. - odburknąłem.
-No to trzeba było mi powiedzieć! A nie, że ja biegam po całym lesie, wołam, szukam, boję się...
-Czego? Ciociu, nie mogę się zgubić w jednym lesie! - warknąłem, poirytowany, i wyprzedziłem wilczycę, widząc już jaskinię. Wszedłem do środka. Zastałem już tam resztę.
-Cześć, Ig...nis. - przywitała mnie z uśmiechem Balla. Przynajmniej ona wiedziała, że nienawidzę zdrobnień.
Ciocia wpadła do jaskini.
-Ignis! Dzisiaj już nie wyjdziesz! - zagrzmiała.
-Czemu? - zapytałem, oburzony.
-Bo zachowujesz się dzisiaj nie znośnie! - odparła i zwróciła się do reszty: - Co chcecie na kolację?
Wszyscy odpowiedzieli, tylko nie ja. Mnie nie zapytała o zdanie.
Potem wszyscy wyszli. Zostałem sam.
Usiadłem na głazie stojącym przed jaskinią i ignorowałem wszystkie inne wilki, które do niej wchodziły.
Patrząc na zachodzące słońce, uznałem, że muszę się polepszyć. Trenować.
Dawać z siebie jak najwięcej.




Od Nirvana

Patrzyłem na Akirę. Czułem się przy niej... inaczej niż przy jakiej kolwiek innej waderze. Czułem się szczęśliwy.
- A musimy? Ja szczerze wolałbym zostać... z tobą. - zapadła cisza. Wtedy ja znów się odezwałem z zamiarem powiedzenia tego co chciałem na samym początku, odkąd tylko ją ujrzałem:
- Widzisz, ty jesteś zupełnie inna niż wszystkie wadery, które dotąd spotkałem. Ja, eee... skoro to jest miejsce wyznawania miłości to... próbuję ci powiedzieć że... że cię kocham- powiedziałem i zapadła cisza. Spojrzałem na Akirę i zauważyłem że okropnie się zaczerwieniła. Przysuneła się do mnie trochę a ja chwyciłem ją za łapę i spojrzałem prosto w oczy. Tak, czułem że ją kocham całym sercem, mimo że znaliśmy się tak krótko. To właśnie z nią chciałem spędzić resztę życia. Miałem ochotę ją pocałować, ale powstrzymałem się. A jeśli ona mnie nie chce? A co jeśli ucieknie teraz a ja wyjdę na kompletnego idiote? - te pytania pojawiły się w mojej głowie, ale Akira rozwiała je mówiąc:


<Akira?>




Od Deuci

Obudziłam się o południu. Ostatnio często tak późno wstaję, co już zaczyna mnie irytować. Berlo nie było, ale zostawił mi małą sarnę na śniadanie. Nie miałam jednak wcale ochoty na żadne jedzenie, co ostatnimi czasy jest dużą rzadkością w moim przypadku.
W pewnym momencie poczułam, że to JUŻ. Stęknęłam, a następnie jęknęłam.
Nie wiem, ile to trwało. Wiem na pewno, że bardzo się zmęczyłam. Miałam wrażenie, że czas ciągnie się w nieskończoność.
Promienie słońca przesłonił mi jakiś wilk, którego natychmiast poznałam. Berlo.
-Deu!!!! - wydarł się i podbiegł do mnie. - Jeju, kochana, co...jak...
-Ber!!! - ryknęłam a następnie stęknęłam, gdyż oto, na oczach mojego chłopaka, na świat przyszedł kolejny szczeniak.
Z następnym nie poszło tak gładko.
Chyba się zaklinował. Starałam się, jak mogłam, Berlo pomagał mi, jednak i tak z godzina zeszła, za nim ostatnie szczenie się urodziło.
Leżałam na boku, cała mokra. Ciężko dyszałam. W końcu, zdołałam położyć się na brzuchu i unieść głowę.
Obok mnie leżały takie trzy śliczne kuleczki:




Westchnęłam i przytuliłam szczeniaki. Moje małe, kochane szczeniaczki! Moje dzieci!
Patrzyłam, jak maluchy, jeszcze ślepe i bezradne walczą o miejsce przy moim brzuchu. Widok był słodki!
Jednak zauważyłam, że Berlo nie podziela mojej radości, a na jego pysku nie tkwi szeroki uśmiech, jak na moim. Zamiast tego odezwał się drżącym głosem:
-Deu...
Odwróciłam głowę i krzyknęłam.
Obok Berlo leżał mały, czarny szczeniaczek. Nie ruszał się.
Drżąc,dotknęłam go delikatnie nosem. Maluch nie zareagował. Wyczułam, że jest sztywny i zimny.
-Deu...Tak mi...
-NIE!!!
Basior aż podskoczył. Przytuliłam do siebie martwe szczenię, płacząc.
-To się nie dzieje naprawdę! Nie! To tylko jakiś koszmar! Proszę! Nie!
-Deu...Zostaw go. Nie da się już nic zrobić.
-Da się! Da! On nie może nie żyć! Nie może!
-Deu...
-Nie!!
Ukryłam pysk w łapach i płakałam. Łzy zamazły mi cały obraz i zmoczyły futerka żywych szczeniaków. W międzyczasie Berlo odsunął ode mnie tego martwego.
Nagle, błysnęło oślepiające światło. Uniosłam głowę, zmrużyłam oczy. Mój szloch gwałtownie się urwał.
Berlo odskoczył jak oparzony od martwego szczeniaka, który zniknął w oślepiającym blasku.
A nad nim pojawiła się...Arkta!
Odezwała się głębokim, poważnym głosem:
-Wasze szczenię urodziło się martwe. Jednak za to, że jesteście dobrymi wilkami i wiem, że będziecie także dobrymi rodzicami, przekażę temu szczenięciu dwa dary. Pierwszym będzie życie.
Bogini nic więcej nie powiedziała, tylko błysnęło światło i razem z Berlo musieliśmy odwrócić wzrok.
Gdy ponownie spojrzeliśmy w tamto miejsce, Arkty już nie było.
Z kolei na ziemi leżała mała, RÓŻOWA kuleczka.
-Pierwszym darem...Będzie życie. - potwórzyłam słowa Bogini Życia. I nagle, jak na zawołanie, mała kulka się poruszyła!
-Ona ŻYJE!!!!!! - wrzasnęłam, szczęśliwa. Pozostałe szczeniaki wtuliły się we mnie.
Ber ostrożnie podszedł do małej (to napewno była samiczka, skoro różowa).
-Skoro pierwszym darem jest życie, to co jest drugim? - zapytał. W tym momencie ujrzałam małe, różowe "cośki" przyczepione po bokach naszej córeczki.
-Drugim są skrzydła! - wykrzyknęłam. Przysunęłam do siebie małą. Była ciepła, a jej futerko było aksamitne. Tak wyglądała:



Patrzyłam, jak pije mleko.
-A więc jeden syn i trzy córki...-mój chłopak usiadł obok mnie. - Jak nazwiemy synka? Deurlo?
Spojrzałam na biało-czarną kulkę i powoli pokręciłam głową.
-Nie pasuje do niego.
-Więc co proponujesz?
-Może Miru?
-Ładnie. Niech będzie Miru.
Spojrzałam na biało-czarną samiczkę.
-A tą może Artemisa. - zaproponowałam.
-OK.
-A tą białą?
-Nie wiem....
-Snow?
-Nie...Dolphy może?
-OK! Niech będzie Dolphy. - zgodziłam się.
Spojrzeliśmy jednocześnie na tą różową. I od razu posypało się milion propozycji:
-Pinkie!
-Madelyn!
-Luckie!
-Trixy!
-Hope!
-Rose!
-Nie! Stop! Wiem! - przerwałam ten grad słów. - Miracle! To znaczy: cud. Pasuje do niej.
Basior pokiwał głową.
-Masz rację. Pasuje.
-A więc...Witaj wśród żywych, mała Miracle. - rzuciłam miękko.
Mała pisnęła i zasnęła.




Od Valixy

To było pewnej nocy. Jak zawsze ja i Zuko spaliśmy w jaskini Alf i Bet.
Nagle się obudziłam. Była około 4 nad ranem. Jakoś się bardzo dziwnie poczułam, zbierało mi się na wymioty ! Czułam się okropnie.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam o skutkach...
Obudziłam Arię żeby jej o tym powiedzieć. Aria spała jak głaz i nie mogłam jej obudzić. Gdy za 3 razem się udało to Aria powiedziała zebym była ciszej bo xxja obudziłam i zachwilę obudzę CAŁĄ WATAHĘ!!
Jak Aria się uspokoiła to zaczełam mówić o tym jak się czuję
Ale zanim zaczełam opowiadac to Aria powiedziała zebyśmy wyszły z jaskini. Gdy wyszłysmy zaczełam nawijać.
-Aria strasznie zle sie czuję co mam zrobic?-Powiedziałam.
-Chodż zaprowadzę cię do Nevady.- Powiedziała Aria.
Po wszystkich badaniach Nevada powiedziała że jestem w ciąży.
Niemogłam się doczekać kiedy powiem o tym Zuko!




Od Shan 

Chyba się zakochałam, ale to dziwna miłość...bo to jest wilk z mojego snu. Biegniemy razem przez LoveLagune. Mówi mi tyle miłych rzeczy, a kiedy słyszę jego głos zawsze jestem spokojna. Tak od kilku dni chodzę z głowa w chmurach, czy ja go sobie wyobrażam?, czy on na prawdę istnieje?. nie znam jego imienia, pamiętam ze snu niewiele, ale cały czas za nim tesknię.
-Shad zaczekaj! - krzyczy Cristal - Saw i ja i twoja mama się o ciebie martwimy, z tobą nie jest dobrze.
-Oj nic mi nie jest, ale powiem ci coś, tylko dotrzymasz tajemnicy? - bałam się jest to mówić.
-TAK! Obiecuje ci - myślę, że jej mogę zaufać.
- Ostatnio śni mi się pewien wilk, jest słodki, ale nie jestem pewna, czy to tylko sen, czy może on naprawdę żyje.
-Ojej! Shan ty jesteś zakochana w nieznajomym wilku. tak, tak nikomu nie powiem, ale postaraj się jeszcze domyśleć czy on na serio istnieje, ja niestety muszę już iść. Dzisiaj mam spacer z Sawem - ona ma farta, Saw ja kocha, a ja nie mam nikogo.
Szłam dalej, myślałam o nim, ale nie spodziewałam sie co własnie w tej chwili się stanie. Wpadłam na kogoś...i liedy wstałam okazało się, że to ON wilk z mojego snu.


 Spojrzelismy sobie w oczy:
-W końcu!
-Śnisz mi się od paru nocy, więc postanowiłem poszukać Ciebie - jego oczy błyszczały w blasku słońca. To znaczy, że my jesteśmy dla siebie przeznaczeni...Trochę się zaczerwieniłam.
-Ty mi też się śnisz...ale ja narazie zastanawiałam się, czy ty wogóle istniejesz...- uśmiechnoł się. Nagle przyszło mi takie podstawowe pytanie do głowy i oczywiście musiałam je wypowiedzieć:
-A z jakiej watahy pohodzisz?- jego wzrok posmutniał...
-Ja...ja yyy nie mam watahy - było widać, że to smutna historia, zmieniłam temat:
-Chodź pooprowadzam Cię po naszej watasze - spędziliśmy ze sobą pare dni, nikt noe wiedział, że on tu jest. Nadszedł czas, kiedy musiałam mu cos oznajmić:
-Pójdziemy przedstawić Cię moim rodzicom...OK?- ten pomysł spodobał nam się obojgu. On był wspaniały. Poszliśmy do jaskini, gdzie znajdowali się: Mefisto, Banshee, Rolly i Aria.
-Mamo, tato, Ario i Rolly przedtawiam wam Ayer'a - wszedł do jaskini. Oczywiście Mefisto i Banshee byli bardzo przerażeni - spędziłam z nim już dużo czasu, bez waszej wiedzy i to on mi się śnił co noc...- pewnie się nie zgodzą nawet na próbę, czy on na pewno jest bezpieczny. Odezwała się pierwsza Aria:
-Shan...Dobrze, więc z jakiej watahy jesteś Ayer?- jej mina była mniej zadowolona niż wsakzywał jej głos.
-Prawda jest taka i mówi3 to z całego serca, moja cała rodzina, cała wataha...nie ma...tylko ja przeżyłem. Nie mówiłem Ci tego Shan,ale to wszystko Rapier. Zjednoczyła się z Niedźwiedźiami i zaatakowała nas. Byłem wtedy jeszcze mały i matka mnie uratowała...Zdołałem uciec - był starsznie smutny. Tak to wszystko ona...ta...poprostu wstrętna Rapier.Przyszedł czas by Rolly powiedział, co o tym całym zamieszaniu on uważa. Bardzo bałam sie werdyktu...

<Rolly?>


Od Glimmer

Ten dzień był bardzo dla mnie ważny.
Wstałam o świcie, żeby się przygotować. Chciałam od razu pobiec na Polanę Księżyca, ale zaraz drogę zastąpił mi basior. Basior, którego kochałam i z którego miałam dzisiaj poślubić.
-Glim, ja wszystko dopilnuję.
-Ale....
-Idź już. Moje przygotowanie nie zajmą tyle co tobie.
-No tak, mogłam się tego domyślić. - zadrwiłam.
-Idź.
-No niech ci będzie.
Oddaliłam się powoli.
Udałam się nad Wilczy Potok w towarzystwie Cristal (Shad była zajęta Cyrusem).
Długo pływałam w wodzie. W końcu wyszłam, a Cristal, za pomocą szyszki, dokładnie wyczesała każdy centymetr mojego futra.
I zaczęłyśmy się przygotywać.
Pazury pomalowałam na fiolet, a powieki - mieszanka fioletu, różu oraz brokatu.
Wykorzystałam perfumy, które dostałam od Shadow i Sawyera na swoje pierwsze urodziny.
Następnie założyłam długą, białą, delikatną suknię. Kiedy byłam się z Cristal, z czego jest zrobiona i skąd ją ma, "siostra" Shad nic nie mówiła, tylko spoglądała na mnie tajemniczo.
Na szyi suknia miała lekką "obróżkę". Leżała na mnie luźno.
Podczas gdy Cristal szperała w takiej "skrzynce" z drewna, ozdobionej liśćmi, szukając jeszcze czegoś dla mnie, zapytałam:
-A gdzie Shad?
-Sama się przygotuje. Osobno.
-Ktoś musi jej pomóc!
-Przygotwałam jej wczoraj wieczorem wszystkie rzeczy, jakie chciała.
Uśmiechnęłam się lekko.
-A ty? Idź się przygotwać. Jestem w zasadzie gotowa.
-Ale...
-Bez gadania!
Alpha Bajar już nie protestowała i wskoczyła do potoku.
Gdy z niego wyszła, uczesałam ją szyszką, a następnie pomalowałyśmy jej powieki oraz pazury.
Zapięłam jej potem na szyi naszyjnik z czerwonym serduszkiem, któy dostała od Sawyera na swoje pierwsze urodziny. Następnie był szalik i opaska na łapę.
-Dobra, dobra! Dosyć tego dobrego! - powiedziała, kiedy związałam jej lekko szalik. - Teraz wracamy do ciebie!
-Najpierw zobacz swoje odbicie. - odparłam, usmiechając się.
Biała wilczyca podeszła do wody i...znieruchomiała. Podeszłam do niej.
-To nie ja...-wyszeptała.
-Cristal, nawet i bez tego jesteś śliczna, więc przestań. - rzuciłam i podeszłam do skrzynki Alphy Bajar.
-Glim, nigdy nie dorównam tobie...ani Shadow.
-To ja nie dorównywuję ani tobie, ani Shad, Cristal! A teraz przestań już mówić głupstwa.
Cris nie znalazła już żadnej riposty, więc zamilkła.
Za moje lewe ucho włożyłyśmy kwiat, który dostałam od Ricka na naszej pierwszej randce. Ahh, to były czasy...
Wydaje mi się, że tak dawno go poznałam...A to było rok temu z groszem. No właśnie...
Podeszłam do potoku i zamarłam. Wyglądałam taaak ślicznie...Jak nie ja po prostu.
Tylko jedna rzecz, prawie niewidoczna, ale jednak, psuła ten obrazek.
Cienka, czerwona blizna biegnąca na ukos przez cały mój pysk. Odruchowo jej dotknęłam i zadrżałam. Pamiętałam, jak...
-Glim? - z romyśleń i wspomień wyrwała mnie Cristal. - I jak?
Spojrzałam na nią, natychmiast przywołując na pysk uśmiech i myśląc jednocześnie "Taka błahostka nie może mi zepsuć tak pięknego dnia! Nie pozwolę na to!"
-Wyglądam ślicznie, zupełnie....jak nie ja. - przyznałam. - Ale to twoja zasługa, Cris...Dzięki.
Przytuliłyśmy się lekko.
-Eee tam. - odparła ze śmiechem Alpha Bajar.
W końcu, przybyła Shad. Wyglądała pięknie: różowe pazury, różowe powieki, na szyi medalion ode mnie, wisiorek z koniczynką od Cyrusa, bransoleta z insygniami muzyki na łapie...
Ja i Cristal zdołałyśmy wydusić tylko: WOOOOOOW.
-Shad,nie powinnam cię zapraszać. Jesteś ładniejsza od panny młodej. - zażartowałam. Cała nasza trójka się roześmiała.
-Cris, to się tyczy także ciebie. - dodałam. Kolejna salwa śmiechu.
-A gdzie jest Deuca? - zapytałam w końcu.
-Pewnie z Berlo. Nie martw się, przyjdzie. - odparła Shadow. - Idziemy?
Skinęłam głową i ruszyłyśmy w stronę Polany Księżyca.
Ceremonię, jako Alpha, miał udzielać wujek Rolly. Do "ołtarza" miał mnie zaprowadzić wujek Leach.
Shad i Cris wyszły na polanę, a ja pozostałam wśród drzew. Czułam, że przez ułamek sekundy moje oczy zrobiły się wielkie na widok, ilu będzie gości.
Jak każdy Zwiadowca - i Zwiadowczyni - wolałam unikać centrum uwagi. A tutaj...Caaaała wataha! O matko kochana!
-Glim. - odwróciłam głowę. Obok mnie stał Berlo.
-Ber! Jesteś wreszcie! Myślałam, że już nie przyjdziesz! - zawołałam półgłosem, myśląc o tym, że Berlo jest także drużbą i świadkiem Ricka. - Gdzie Deuca?
-Deuca nie może przyjść, Glim. Urodziła parę godzin temu.
-Co? Czemu...
-Nie, Glimmer. To twój ślub. Nic się nie stanie, jak sprawa dzieci i Deuci poczeka do jutra. To twój dzień.
Pokiwałam głową.
-No dobrze.
-Chciałem cię tylko poinformować, że dzisiaj, w dniu swoich drugich urodzin i zarazem w dniu swojego ślubu zostałaś ciocią.
-To miło. - zażartowałam, uśmiechając się.
-Tak...heh...Tak na marginesie: nieźle wyglądasz. - posłał mi figlarny uśmiech i wszedł na polanę.
Stałam między drzewami, czekając na odpowiedni moment. W końcu przesunęłam się na sam koniec "widowni" i schowałam się za tłumem. Wujek Leach zauważył mnie i kiwnął głową.
Rozmowy i gwar cichły. W końcu, wychynęłam z wujkiem Leachem i Shadow na sam środek polany.
I ruszyliśmy w stronę wujka Rolly'ego i Ricka.
Wszyscy na nas patrzyli. Poczułam, jak się rumienię. Nie byłam przyzwyczajona, że jestem w centrum uwagi.
Ja szłam na przedzie, obok wujka Leacha. Po mojej prawej, krok z tyłu szła Shad - świadek i druhna.
Rick wyglądał tak przystojnie, jak nigdy. Na jego szyi wisiał łańcuszek, który dałam mu z okazji jego drugich urodzin. Futro miał starannie wyczesane, a założył coś co przypominało..ten...ludzki....garnitur, tyle że z liści.
Po jego prawej stał Berlo.
Przed samym "ołtarzem" wujek Leach wtopił sięw tłum. Stanęłam obok Ricka, Shad po mojej lewej.
Wujek Rolly odezwał się głosem głośnym i poważnym, tak, że słychać go było nawet w najdalszych zakątkach polany.
-Zebraliśmy się tutaj na ślub Gammy Glimmer oraz Delty Ricka, którzy chcą być ze sobą do końca życia...przynajmniej taką mamy nadzieję.
Śmiech.
-A więc...Delto Ricku, synu Delt Annici i Brody'ego, czy chcesz poślubić tą oto Glimmer?
-Tak, chcę.
-Czy przysięgasz jej wierność aż do śmierci?
-Przysięgam.
Rick spojrzał na mnie. Ja na niego także. Uśmiechnął się do mnie, a następnie obydwoje spojrzeliśmy na Alphę.
-A czy ty, Gammo Glimmer, córko...Gammy Vikary oraz Delty Rotharinga...Czy chcesz poślubić Ricka, syna Annicki i Brody'ego?
-T-tak, chcę. - wydukałam. To była ważna chwila.
-I czy przysięgasz mu wierność do końca życia?
Czy przysięgam? Tak czy nie? Tak, kocham go. Wkraczam w dorosłe życie. Muszę to uczynić. Muszę to powiedzieć. Tak, chcę. Tak, przysięgam. Kocham go.
-Tak, przysięgam.
-Delto Ricku....Możesz pocałować pannę młodą.
Basior pochylił się i pocałował mnie.
Tłum wybuchł radośnią, apaluzem i okrzykami. Odpowiedziałam Rickowi na ten pocałunek.
Wszyscy klaskali. A najgłośniej Alphy, Berlo, Shad i Cristal.
Rzuciłam Shadow spojrzenie: "Ty będziesz następna".
Młoda Alpha dyskretnie posłała mi pawie oczko.
W końcu, ja i Rick usiedliśmy przy "stole" (a w rzeczywistości powalonym pniu z lasu) dla państwa młodego. Po mojej lewej siedziała Shad, a obok niej - Cyrus. Po prawej Ricka siedział Berlo. Miejsce obok niego było, niestety, puste.
Zauważyłam, że watahy patrzy na to puste miejsce i coś szepczą. Ale nie zwróciłam na to uwagi.
Kiedy wszyscy ucichli, Shad wstała, aby wygłosić mowę. Patrzyłam na nią wyczekująco, czekają, co moja najlepsza przyjaciółka powie.
<Shadow?>



Od Alphy Rolly'ego

-Shan...w takim razie...czy chcesz, aby Ayer dołączył do WWG, czy....chcesz z nim odejść i założyć watahę?- spytałem. Obawiałem się, co odpowie siostrzenica Rapier....

<Shan?>




Od Nicka

Yeaaaah!!!!!! Jestem dorosły! Skończyłem rok!!!! Huurrrrrraaaaa!!!!!!!!!
Obudziłem się - jak to ja - o świcie. Mimo, że aż drżałem z podekscytowania, leżałem spokojnie z przymkniętymi oczami. Dopiero gdy mama i Night się obudzili, udałem, że sam się budzę, i wtedy do mnie podeszli.
-Nick, synku, wszystkiego dobrego! - mama uścisnęła mnie tak mocno, że prawie mnie udusiła.
Potem podszedł do mnie Night.
-Gratuluję, Nick. Wszystkiego najlepszego. - powiedział i niepewnie wyciągnął w moją stronę łapę. To, co zrobiłem w następnej chwili, było impulsem.
Uścisnąłem łapę ojczyma i lekko go uścisnąłem. Zaskoczony, odpowiedział na ten uścisk. Następnie klepnął mnie lekko w ramię.
Następnie w trójkę wybraliśmy się na wspólne polowanie. Gdy już wracaliśmy - z wielkim jeleniem - basior zagadnął:
-Jaką sobie wybrałeś funkcję, Nick?
-Będę Zwiadowcą. - odparłem z dumą. - A moim mentorem będzie Glimmer.
Night zerknął na moją matkę, a potem na mnie.
-Nie jest trochę...ekhem...za młoda, żeby uczyć stażystów?
-Nie! Umie tyle, ile powinien umieć Zwiadowca pełniący swoją funkcję. To wystarczy, żeby móc uczyć innych.
-Ahh...Rozumiem.
-Zresztą - ona nie jest świeżo po stażu. Już swoją funkcję pełni jakieś pół roku, więc..
-OK, OK...Rozumiem.
W jaskini, mama zjadła szybciej swoją porcję niż ja i Night. Wyszła z jaskini, a potem nagle wróciła, cała przejęta.
-Nick! - zawołała głośno. Uniosłem głowę znad jedzenia. - Musisz coś zobaczyć?
"Czyżby Valarhien wróciła?" przemknęło mi przez głowę, gdy wstałem.

<Strom? Mamo? Co się stało?>




Od Reiki

Siedziałam na trawie. Jednym ogonem zrywałam kwiaty, dwoma innymi je wiązałam... Nic się nie zmieniło, od czasu, gdy zostałam aniołem. Każdy dzień był monotonny, taki sam co zawsze. Nagle ktoś przyszedł. Miał czarne skrzydła, pióra latały wszędzie. Tak, to był bez wątpienia demon. Cofnęłam się, gdyż zrobił krok.
- Odejdz, uwierz, że walka ze mną nie opłaca się, Tobie, a nie mi.
On jednak ruszył, ale nie zaatakował. Zmieniłam się w anioła, ale on chyba na to liczył. Złapał nie w pasie i chciał zmusić do pocałunku. Wtedy już nie byłabym aniołem, więc starałam się wyrwać. Nagle jednak mnie pocałował. Moje włosy i skrzydła zczerniały, ale tylko one. Byłam neutralna.
- Nie jesteś brzydka... Może chcesz jeszcze jeden pocałunek? - mruknął zadowolony. Uderzyłam go tak mocno, że coś aż strzykło w jego twarzy. Szybko odleciałam.





Od Młodej Alphy Shadow

Odchrząknęłam. Patrzyła na mnie cała moja wataha, oraz Wataha Polarnej Zorzy-rodzinna wataha Ricka. 
-Ekhem...-spojrzałam na prawo. Glimmer patrzyła na mnie wyczekująco. Wzięłam więc głęboki oddech i zaczęłam:
-Kochani! Dzisiaj, jak sami wiecie, miało miejsce cudowne wydarzenie. Dwa wilki, których serca połączył Armour, dziś właśnie złączyły się więzem partnerskim. Oto, po mojej prawej stronie siedzą: moja najlepsza przyjaciółka i jej świeżo upieczony partner- Glimmer i Rick. Uczcijmy wyciem ich miłość!
Na raz, obie watahy ochoczo zaczęły wyć. Kiedy dźwięk ucichł, ciągnęłam:
-A teraz, niech młoda para całuje się tak długo, aż zabraknie im tchu, a my liczymy!
Posłałam szelmowski uśmieszek Glimm, a ona udała złą. Już wiedziałam  co by powiedziała: ,, Zobaczysz, też ci tak zrobię!''. Panna Młoda (jak dwunożni nazywają waderę tuż po ślubie) zbliżyła się do Ricka. Obydwoje wzięli głęboki oddech i....pocałunek!
-Raz!-krzyknęły watahy
-Dwa!
-Trzy!
-Cztery!
-Pięć!- wilki nadal pozostawały w pocałunku
-Sześć!
-Siedem!- napięcie rosło
-Osiem!
-Dziewięć!
-Dziesięć!
-Jedenaście!-Glimm i Rick zaczęli się czerwienić z braku powietrza
-Dwanaście!
-Trzynście!
-Czternaście!
I....oderwali się od siebie. Dyszeli ciężko, ale szeroko uśmiechali się do gości.
-No i proszę bardzo- zaśmiałam się- to oznacza, że będziecie mieli czternastkę szczeniąt!- wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Glimmer dała mi złośliwego kuksańca w bok. Nie był on zbyt mocny, bo słaniała się ze śmiechu.

Zabawa weselna trwała do białego rana. Oświcie, wilki rozeszły się zmęczone i szczęśliwe. Glimm podeszła do mnie.
-No wielkie dzięki za to liczenie i całowanie- powiedziała z uśmiechem- nie mogłam potem złapać oddechu!
-Ależ proszę bardzo!-zaśmiałam się.
Uśmiechałyśmy się do siebie.
-Mam szczęście, że cię mam.-powiedziała moja przyjaciółka-jesteś jedną z niewielu , która mi pozostała po śmierci rodziców i siostry.
-To ja mam szczęście Glimm-odparłam- to ty uczysz mnie od dawna, jak być dobra przyjaciółką- przytuliłyśmy się- jesteś dla mnie jak część rodziny.
Razem, poszłyśmy nad Wilczy Potok. Obmyłyśmy się i poszłyśmy się przespać po nocnej zabawie. Mama zgodziła się, aby Glimm spała dziś w Jakini Alph. Zasnęłyśmy ramię w ramię, jak jeden wilk....



Od Swiftkill

-Swift! Swift!
-Co chcesz...A, to ty, Night.
Moja naj przyjaciółka podbiegła do mnie, z tym swoim ptakiem na ramieniu.
-Alphy...
-....Mnie wzywają. - dokończyłam za nią ponuro. - Wiem.
-Hej, głowa do góry. Na pewno nie chodzi o nic strasznego.
-Tak myślisz? Bo ja nie byłabym tego taka pewna.
-Ale ja jestem. To już powinno ci wystarczyć.
-Heh, wątpię.
Ruszyłam razem z Nightrun w stronę jaskini Alph.
Tuż przed nią, moja przyjaciółka stanęła. Do tej groty mogły wejść wilki tylko wezwane przez Alphy. Ona nie była wezwana. Lecz ja - niestety tak.
Alphy Violet i Rock siedzieli na skale. W cieniu dostrzegłam moich opiekunów - Mayę i Ryo.
Ukłoniłam się przed Alphami i usiadłam.
-Czy coś się stało? - zapytałam na wstępie. Para Alpha spojrzała na siebie niepewnie.
-Swiftkill....Czas, abyś...Dowiedziała się czegoś o swojej matce.
Zesztywniałam.
-Ona umarła, rodząc ciebie i twojego brata - Ignisa, który wychowuje się obecnie w Watasze Wschodzącej Gwiazdy. Kiedyś, oczywiście, możesz od nas odejść, a pójść do niego...
-No i co w związku z tym? - przerwałam Alphie Rockowi. On jednak nie zdenerwował się.
-Uznaliśmy, że powinnaś o tym wiedzieć...
-No to dziękuję. Teraz już wiem.
Zerwałam się. Ukłoniłam się szybko i sztywno i wypadłam z groty.
-Hej! Jak posz...
Dalej już nie słyszałam. Rzuciłam się pędem przed siebie.
Czułam w swoich oczach łzy. Moja matka...nie żyje. A ja mam brata, który jest gdzieś daleko stąd. I jak tu żyć?
Po swojej prawej usłyszałam śmiech. Wyhamowałam gwałtownie i od razu rzuciłam się na swojego rówieśnika Darka, gdyż to właśnie on się ze mnie śmiał.
Śmiał się jeszcze i wtedy gdy, ogarnięta swoją pierwszą Furią wbiłam mu kły w ciało i zaczęłam go szarpać.
-Nie! Swift! Nie! Przestań!
Rzuciłam się na waderę, która to powiedziała. Nie zdążyłam wbić kłów w najsłabsze miejsce - gardło, gdyż ktoś delikatnie mnie odciągnął.
Obraz znów stał się wyraźny, znów powrócił dźwięk. Furia przeszła.
Wstałam, aby spojrzeć prosto w żółte oczy Bloodspill, swojej przybranej siostry. Miałam wrażenie, że zaraz się rozbęczę.
-Dzięki. - szepnęłam. Wilczyca skinęła głową. Spojrzałam na Nightrun, podnoszącą się z ziemi.
-Wybacz, Night...Nic ci nie zrobiłam? - zapytałam z niepokojem.
-Nic się nie stało, Swift...Nie, nic mi nie zrobiłaś. Ściślej mówiąc - nie zdążyłaś. - uśmiechnęła się blado.
Jednak na moim pysku nie było uśmiechu. Odwróciłam głowę, aby ujrzeć Darka całego we krwi. Jego czarne futro splamiły wielkie, czerwone krople, cieknące z obficie z jego licznych ran.
Oblizałam się. Na swoim pysku poczułam jego gorzką krew. Zauważyłam ją też na swoich pazurach.
-Co ja zrobiłam...-szepnęłam. - Jestem potworem...Alphy mnie pewnie teraz wyrzucą.
-Nie, Swift, nie mów tak...
-Nie, Night, wybacz. Muszę odejść.
-Gdzie pójdziesz?
-Do swojego brata. Nie może być daleko...
-Swift...
-Żegnajcie. Wpadnę jeszcze...kiedyś.
Odwróciłam się do przyjaciółek i odbiegłam, a po policzkach strumieniami ciekły mi gorące łzy.



Od Banshee

-Sawyer dzisiaj chciałybyśmy wieczorem z tobą porozmawiać - popatrzyłam na swojego syna.
-OK, a o czym? - zapytał Saw. Nie chciałam mu mówić powodu.
-Dowiesz się wieczrem...- odpowiedziałam i poszłam z Arią nad Wilczy Potok. Obie martwiłysmy się co wynikniez tej rozmowy.
-Banshee musimy za chwilę pójść do Shan - Spojrzała zakłopotana - oby nie miała żadnych planów na wieczór.
-Ario ta rozmowa musi się odbyć, aby wszystkim ulzyło - odpowiedziałam. Nasze dzieci od pewnego czasu dziwnie się zachowują. Mniej ze sobą rozmawiają, a przecież zawsze byli nie rozłączni. Saw jest z Cristal i ją kocha, a Shad jest z Cyrusem i całe dnie spędzają razem...uwielbia go. Jednak w naszych dzieciach zmieniło się to, że nie mogą przeżyć tego, że każde ma kogoś innego.
-Dobra, Rolly skończył już trening z Shad - powiedziała Aria.
Poszliśmy do nich. Byli na Polanie Księżyca. Shadow była szczęśliwa uwielbia lekcje z tatą.
-Hej kochanie, nasza młoda Alfa szybko załapuje - podbiegł do nas Rolly. Przytulił Arie i uśmiechną się do mnie.
-Cześć, przyszłyśmy tu właśnie z powodu Shad - moja przyjaciółka spojrzała na nią poważnie
-Mamo co się stało? - automatycznie Shadow zrobiła wielkie oczy.
-Nic kochanie, ale chciałybyśmy zaprosić Cię na rozmowę - Aria uśmiechneła się czule do córki.
-Dzisiaj wieczorem spptkamy się przy jaskini Alf - dodałam.
-OK będę, ale o co chodzi? - Shadow nadal była wystraszona.
-Dowiesz się wieczorem - odpowiedziałam i razem z Rollym poszłyśmy do las. Tam powiedziałyśmy o naszym planie. Przyznał nam rację. Wieczorem pierwsza przyszła Shad. Dziwiła się na co jeszcze czekamy. Po chwili zjawił się Saw. Oboje dziwili się o co tu biega, ale każdy cieszyłbsię na widok drugiego. Poszliśmy do lasu, zaczeliśmy sobie wspominać stare czasy, Sawyer i Shadow żartowali sobie z siebie, ganiali się. Czuli się przy sobie dobrze. My też byłyśmy zadowolone. Kocham spędzać razem z bliskimi wiczory. Ten wieczór był piękny: na ciemnym niebie ukazało się miliony malutkich gwiazd i księzyć o krztałcie rogalika. Światło delikatnie odbijało się w kałużach. Niestety musiałyśmy przerwać tę chwilępoważną rozmową.
-Shadow, Sawyer chodźcie tutaj! - zawołała Aria. Siedzieliśmy na skale nad Wilczym Potokiem.
-Tak? - zapytał się Saw
-Chciałybyśmy z wami porozmawiać o waszych uczuciach - powiedziałam.
-Jak to? - dopytywała się Shad.
-Juz wyjaśniem - powiadziała Aria. Miała minę prawdziwej Alfy -...

<Aria, Shad, Saw?> 




Od Mefisto

-Atena to odzisz na zwiady? - pogoda dzisiaj rano nie była piękna. Cały czas padało i nikt ze zwiadowców nie miał ochoty na poranne zwiady.
-Tak, już idę - rozciągneła się i podreptała za mną. Szliśmy przez las, kleiły mi się oczy, a Atena częto ziewała. Atena zaczeła podśpiewywać i szliśmy tak przez chwilę. Nagle przestałem odwróciłem sie instyktownie i zobaczyłem Aten przytrzymaną przez niedźwiedzia, obok stała Rapier pomiędzy dwoma niedźwiedziami. Poczułem ciarki na plecach, a kiedy odwróciłem głowę zobaczyłem małe stadko wilków i trzy niedźwiedzie. Na ten typ spotkań dzisiaj nie miałem ochoty.
-Czego tu chcesz? - zaczołem warczeć, ale starałem panować nad sobą.
-A nic, tak tylko chciłam się pobawić waszym smutkiem - odpowiedziała z dziarskim uśmiechem na pysku.
-Mow prawdę, a zaoszczędzisz sobie kłopotów - z trudem nad sobą panowałem.
-Nie denerwuj się tak. Złożyłam wam tylko mała wizytę z zapowiedzią, że niedługo tu wrócę. - drwiła sobie ze mnie - Jednak zostawię Ci małą pamiątkę - drapneła mnie pazurem w oko. Zaczeła lecieć krew. Kazała puścić niedźwiedziowi Atenę.
-Mefisto nic Ci nie jest ?- patrzyła na ranę.
-Nie dzięki - pobiegliśmy do watahy. Po drodze spotkaliśmy Sawyera i Berlo. Mieli wesołe humory, ale na mój widok spoważnieli.
-Tato wszystko Ok? - podbiegł do mnie Saw.
-Nie, Atena chodźmy szybko do Arii i Rolly'ego. Spotkaliśmy ich w jaskini Alf.
-Mefosto co Ci się stało? Idź do lekarza,a Atena nam wszystko opowie - posłuchałem sie Arii, a zemną poszła Banshee.
-Zaatakowała nas Rapier, sprzymierzyła się z niedźwiedziami. Przyszła poto, by oznajmić, że w krótce wróci. Nie brzmiało to dobrze - Atena miała zdenerwowany głos. Aria myślała co powiedzieć. Rolly odrazu dał plan działania:

<Rolly?>



Od Neworo

Byłem naprawdę zdziwiony. Pozbierałem się do kupy i wróciłem do Layli.
- Co to? Wiewiórka!
- Tak. Ale latająca.
Odpowiedziałem dumny z siebie ale ona zaczęła śmiać się z mojej zdobyczy.
- Co cię tak śmieszy?
- Twoja marna zdobycz.
- To wiewiórka latająca! Są piekielnie szybkie! A ty byś nie podfrunęła i złapała jej w powietrzu!
- Dobra wyluzuj się. Co cię tak denerwuje?
Zapytała zdziwiona.
- Powiedzmy że nic się nie stało. Choć wracajmy już.
Szliśmy powoli lasem wracając razem do jaskiń. Layla przez całą drogę próbowała wyciągnąć ze mnie informacje. Lecz ja za każdym razem odpowiadałem jej ,, Nieważne!”. Dopiero pod koniec drogi przestała gadać i zaczęła świdrować mnie swoimi pięknymi oczami. Gdy doszliśmy wyglądała na obrażoną. A ja nie mogłem się oprzeć wyglądała tak pięknie w blasku zachodzącego słońca. Pocałowałem ją. Zamrugała energicznie oczami i uśmiechnęła się. Wtuliła swój pysk w moje futro i odetchnęła głęboko.
- Właśnie takim cię lubię.
Powiedziała odrywając się ode mnie. Zacząłem mruczeć przytulając się do niej. Pachniała tak pięknie. Odepchnęła mnie lekko i powiedziała
- Dobranoc.
- Śpij dobrze.
Pocałowałem ją w policzek i odszedłem rozmyślając o tym co tak naprawdę czuję do Layli.
C.D.N



Od Team'a

-Hej, mała-powiedziałem, podchodząc do Niry.
-Wrrrr-warknęła ostrzegawczo- odczep się! Ja mam partnera i jestem w ciązy!
-Ok, ok-powiedziałem i odszedłem
Szedłem tak przez jakiś czas, aż napotkałem Koweya-mojego dobrego dtucha
-Team!
-Kowey! Wesz, czy jest jakaś wadera, która jes wolna?-Spytałem po przywitaniu. Kowey namyślał się chwilę.
- Chyba Sonia jest wola. Spóbuj do niej wystartować.
-Ok-odparłem i pognałęm do szamnki.
-Cześć piękna-przywitałem się i przeciągnąłem jej ogonem po pysku. Spóściła seszona wzrok. Po chwili powiedziała:
-....

<Sonia? Dokończ>



Od Rolly'ego

-Będziemy przygotowani, spokojnie Ateno-powiedziałem- pójdź również do medyka.
Atena ruszyła, a ja spojrzałem się na Arię.
-Zaatakuje-powiedziałem.
-Tak...-zamyśliła się Aria
-Nie martw się, damy radę!-pocieszyłem moją partnerkę krótkim pocałunkiem.-Banshee cię szukała.
-Ok, idę-powiedziała. 
Przytuliła się jescze do mnie i odbiegła do swojej przyjaciółki.



Od Katniss

Tak… dzisiaj jest ten dzień. Obiecałam Nickowi że mamy spotkać się przy Potoku i zacząć szkolenia. Normalnie poczekała bym z tym treningiem jeszcze trochę, bo nigdzie mi się nie śpieszy. Ale Nick chce zostać Zwiadowcą, więc nowe umiejętności mogą mu się przydać.
Spojrzałam na słońce.
-Hm… dziwne. Nick powinien już tutaj być.- Nagle usłyszałam szelest i tupot łap. Ktoś biegł.- pewnie to Nick- pomyślałam. I w istocie tak też było. Odwróciłam lekko głowę, by widzieć szcze… to jest wilka. No tak… Nick był już dorosły. Szary basior biegł w stronę miejsca w którym mieliśmy się spotkać.
-Hej Katniss.- powitał mnie mój przyjaciel.
-Spóźniłeś się.- burknęłam.
Na twarzy samca pojawiło się lekkie zmieszanie. Oho… zaraz zacznie się tłumaczyć- pomyślałam śmiejąc się w myślach.
-A to… no tak… bo…. Eghem…- zaczął młodszy wilk. Parsknęłam śmiechem. Tak jak myślałam
-Ej daj spokój. Żartowałam.- uspokoiłam go śmiejąc się jeszcze. Nick uśmiechnął się i odpowiedział:
-Eh… powiedziałaś to tak poważnie, że myślałem że mówisz serio. To co… od czego zaczynam trening?- spytał śmiało. Widać, że nie mógł się doczekać.
-Cóż… pomyślałam, że trzeba wziąć pod uwagę dwie rzeczy. Pracę fizyczną, czyli skradanie się, wspinanie na drzewa i tym podobne. Jak i pracę nad charakterem, tak jak chciałeś. A od czego zaczniemy… cóż… A od czego byś wolał?- spytałam zwracając się do basiora.
-Czy ja wiem…. Możne najpierw zaczęlibyśmy od charakteru… a potem
-No to idziemy poćwiczyć twoją zwinność i siłę.
-Ej, no wiesz co?! Przecież miałem wybrać!- oburzył się lekko Nick, chociaż na jego twarzy zagościł uśmiech.
-Ano… ale zmieniłam zdanie. A poza tym, twój charakter nie zależy tylko i wyłącznie od ciebie samego, ale potrafi się on również zmieniać w zależności od tego jakie otaczają cię osoby, czy też jakimi umiejętnościami dysponujesz, rozumiesz?
-Acha… czyli podczas pracy fizycznej charakter po jakimś czasie sam mi się ukształtuje?
-Cóż.. będziesz mu musiał trochę pomóc, ale myślę, że tak to właśnie działa.
-Acha. Rozumiem.- odparł Nick.
Poszliśmy w kierunku lasu Wolf Rock. Gdy znaleźliśmy się wśród drzew poczułam jak powoli okrywają mnie ich cienie. Jak mrok przysłania światło słońca. To było wspaniałe uczucie, za którym tak bardzo tęskniłam. Uśmiechnęłam się lekko, mrużąc oczy, chociaż nadal szliśmy przed siebie. Stawiałam kroki, tak, żeby nie narobić żadnego hałasu, lecz jednocześnie szłam pewnie siebie. Zerknęłam na Nick’a. Widziałam jak patrzy pod nogi, by tak jak ja nie nadepnąć na żadną gałąź. Przynajmniej się stara.- pomyślałam. To dobrze. Miałam już mu powiedzieć co powinien robić, by chodzić bezszelestnie (co tak bardzo chciał umieć) ale stwierdziłam, że na to przyjdzie jeszcze czas. Teraz miałam inne plany co do szkolenia.
-Tooo…. Co najpierw będę ćwiczył?- spytał się szary wilk.
Zastanawiałam się przez chwilkę jakiej odpowiedzi mu udzielić. W końcu się odezwałam:
-Umiesz polować?- co prawda odpowiedziałam pytaniem na pytanie, ale niech tak będzie. Nick uniósł jedną brew do góry i spojrzał na mnie.
-No wiesz co Kat? Naprawdę cię podziwiam i szanuję, ale żeby zadawać mi takie pytania? Jasne, że umiem polować! I to od dawna!
-Od dawna mówisz… a na co polowałeś?
-Czy ja wiem. Na zające, sarny… i ostatnio z Night’em upolowaliśmy jelenia, a co?
Myślałam przez chwilę, po czym odpowiedziałam uśmiechając się.
-A na niedźwiedzie?- spytałam choć i tak znałam już odpowiedź. Młody basior zrobił wielkie oczy ze zdumienia.
-N.. na niedźwiedzie? Jasne, że nie! Co to w ogóle za pytanie! Samemu, w pojedynkę walczyć z niedźwiedziem! Przecież to pewna śmierć!
-A zatem… dzisiaj oboje stawimy jej czoła.- odparłam unosząc głowę do góry, by móc spojrzeć Nick’owi prosto w oczy. Był ode mnie wyższy (chociaż młodszy), co zresztą nie było dziwne. Byłam zaskakująco niską wilczycą… ale to również ma swoje dobre strony. Patrzyłam się na szarego wilka czekając na jego reakcję. Gdy w końcu dotarły do niego moje słowa, podskoczył lekko.
-CO!? Zwariowałaś?!
-A powiedzmy, że tak.
-Ale… ja sam na niedźwiedzia.
-A kto powiedział, że będziesz sam. Przecież idę z Tobą.
Moje słowa najwyraźniej nie poprawiły humoru Nick’owi. Ale ten nic złego nie powiedział, tylko westchnął.
-No nie wiem…
-O… czyżbyś się bał- spytałam pogardliwie drażniąc go. Młody samiec spojrzał na mnie z góry i odparł pewnie:
-Ani trochę!
Takiej właśnie odpowiedzi spodziewałam się usłyszeć. Uśmiechnęłam się pewnie.
-No to już. Idziemy!
Skradaliśmy się oboje w krzakach. Wcześniej pokazałam Nick’owi jak najlepiej się skradać. Tak by znajdować się nisko niemalże przy samej ziemi, ale tak by móc przemieszczać się szybko, sprawnie, ale i niepostrzeżenia. Usłyszałam leciutki trzask gałęzi. Obróciłam się w stronę „ucznia” (chociaż osobiście wolałam tak nie nazywać Nick’a)
-Nie hałasuj tak.- szepnęłam.
-Przepraszam.- odpowiedział krótko i zaraz się poprawił. Przyglądałam mu się chwilkę. Szło mu świetnie. Dopiero dziś zaczęliśmy szkolenie, a Nick już opanował podstawy skradania się i prawie idealne, bezgłośne poruszanie się. No właśnie… ale jednak PRAWIE robi dużą różnicę. No cóż, będę miała czas by go tego nauczyć.
Skradaliśmy się oboje, zbliżając się tym samym do jaskini niedźwiedzia. Teraz widziałam ją dokładnie. Była ogromna, o wiele większa niż nasze jaskinie. Cóż, w sumie nic dziwnego.
-Ale wielka.- szepnął samiec. Kiwnęłam głową.
-W końcu to niedźwiedź.- szepnęłam.- Niektóre potrafią być spokojnie 3 razy większe od wilka, albo i nawet więcej.
-Aż tyle!
-Ciiiii- upomniałam go.- Niedźwiedzie może i wyglądają na tępe, ale wcale takie nie są. Chociaż jeśli chodzi o inteligencje to daleko im do nas.
Nick skinął głową na znak, że rozumie i zaczęliśmy czołgać się dalej.
-Idziemy pod samą jaskinię- szepnęłam- podążaj za mną, jasne?
Nick znów skinął głową.
Szłam przed siebie na mocno ugiętych nogach. Zerknęłam za siebie nie odwracając głowy. Nick szedł tuż za mną. Widać, że obawiał się spotkania z niedźwiedziem, bądź też i niedźwiedziami, ale cieszę się, że nie przyszło mu do głowy wycofanie się. Doszliśmy już do jaskini. Stanęłam tuż przy samej ściance, tak aby móc obserwować jaskinie, ale by nie zostać zauważona. Gdy Nick doszedł do mnie ustąpiłam mu miejsca. Spojrzał na nie pytająco.
-Jeśli coś się stanie- wyjaśniłam- to ja oberwę a ty zdążysz uciec.- Nick zrobił wielkie oczy.:
-Nie wiedziałem, że potrafisz się aż tak dla kogoś poświęcić.- szepnął
-Nie jest to w moim zwyczaju.- przyznałam.
Wysunęliśmy się oboje, by zajrzeć do jaskini. Była jeszcze większa niż mi się zdawało. Widziałam już wcześniej niedźwiedzie nory, ale żadna nie była tak imponująca. Ciekawe ile ich może być…
-Brałaś już w czymś takim udział?- spytał Nick.- W sensie. Czy polowałaś już wcześniej na niedźwiedzie?
-Dwa razy.- odparłam.- Drugi raz samej udało mi się powalić takiego stwora.
-A pierwszy?
-Zabiliśmy go razem z Duncanem.
Nick przekrzywił głowę i spojrzał na mnie pytająco.
-Kiedyś Ci go przedstawię.- wyjaśniłam. Poczułam, że się czerwienię, więc obróciłam głowę i wpatrywałam się w grotę.
-Widzisz coś?- spytałam samca
-Nic a nic. Strasznie tu ciemno… i ponuro. I pewnie niebezpiecznie.
-O i to jak!- odparłam.- No to idziemy.
Stawiłam pierwsze kroki i powoli ruszyłam do środka.
-Czekaj.- Nick złapał mnie za łapę. – Chcesz tam wejść?
-A jak inaczej mamy wywabić „misie”- zadrwiłam.
-Nie w tym rzecz. Chodzi mi o to, czy już tak kiedyś robiłaś? Wchodziłaś kiedyś do jaskini.
-Nie. To mój pierwszy raz. Już nie mogę się doczekać!- odparłam i oblizałam kły.
ŻE CO!? JAK TO „PIERWSZY RAZ”!?- wrzasnął Nick.
-CICHO!- warknęłam, ale było już za późno. Usłyszałam warkot i głośne rycie. Obróciłam się natychmiast. Nick też je usłyszał i zadrżał. Czułam jak ziemia lekko drży pod masywnym cielskiem bestii.
-Oho- odezwałam się- wygląda na to, że mnie wyręczyłeś. Dzięki.
-W takich sprawach wolałbym cię jednak nie wyręczać.- odparł Nick.
Zaczęliśmy się powoli cofać, patrząc jednocześnie w kierunku jaskini. Przez chwilkę obserwowaliśmy mrok, aż w końcu w czerni zabłysnęła para żółtych ślepi. Potem ukazał nam się pysk, głowa, łapy, grzbiet i w końcu cały niedźwiedź.
-Jest.. ogromny.
-Ano jest.- odparłam.- Jak trzy wilki.
-Chyba co najmniej jak trzy wilki.
-Możliwe….
Niedźwiedź spojrzał na nas. Przez chwilę staliśmy jak skamieniali. Wpatrywaliśmy się w bestię, a on wpatrywał się w nas. Chwila ciszy. Jedyne co słyszałam to łopot własnego serca.
-Ale żeś mnie wkopała.- skomentował Nick
-Uspokój się. Czemu się tak trzęsiesz, przecież jesteś ze mną.
-Znalazłem się tutaj tylko i wyłącznie przez znajomość z tobą.
Już miałam mu coś odpowiedzieć, kiedy wokół nas rozległ się potężny warkot. Niedźwiedź ryknął, ukazując nam swe białe kły. Z jego błyszczących oczu, biła wściekłość. Ryknął przeraźliwie i w błyskawicznym tempie ruszył na nas!
-Co TERAZ?!- krzyknął Nick.
-BIEGNIJ!- wrzasnęłam i oboje ruszyliśmy pędem przed siebie. Biegliśmy najszybciej jak się da, a niedźwiedź biegł tuż za nami. Widziałam jak Nick odwraca się, chcąc zobaczyć gdzie jest bestia.
-Nie odwracaj się! Biegnij przez siebie!- upomniałam go. Basior skinął głową i gnał obok mnie.
Biegliśmy coraz szybciej i szybciej. Dawałam tak wielkie susy przed siebie, że co jakiś czas miałam wrażenie jakbym latała. Ale niestety, żadne z nas nie miało skrzydeł. No cóż… przynajmniej jest ciekawiej. Uśmiechnęłam się ironicznie.
Biegliśmy jeszcze jakiś czas. Obejrzałam się za siebie by zobaczyć jaka odległość dzieli nas od bestii,
-A mi to zabraniałaś się odwracać!- krzyknął Nick
-Bo nie chcę żebyś zwalniał. A poza tym musiałam ocenić odległość po między nami.
-I co?! Jak daleko jest?!
-Nie daleko.- odparłam. Gnaliśmy jeszcze przed siebie.
-Dobra Nick! Teraz słuchaj uważnie!- zwróciłam się do niego. Basior spojrzał się w moją stronę. –Musimy trochę zwolnić!- zwolniliśmy. Teraz biegliśmy dużo wolniej, a niedźwiedź był tuż tuż za nami. Nick obrócił się i odruchowo przyspieszył.- Zwolnij!- krzyknęłam jeszcze raz. Posłuchał. Gnaliśmy przed siebie. W końcu znów się odezwałam:
-A teraz na mój znak oboje musimy zatrzymać cię i usunąć mu z drogi! Jasne! Raz! Dwa! TRZY!
Oboje stanęliśmy jak wryci. Uskoczyliśmy Bestii z drogi, jednak on nie dał się nabrać na taką sztuczkę. Zawrócił i biegł prosto na Nicka. Szybko ruszyłam się z miejsca by pomóc basiorowi.
-Uważaj!- krzyknęłam. Ale nie było to potrzebne. Nick uskoczył niedźwiedziowi z drogi i pobiegł w moim kierunku. Zrównał ze mną kroku. Biegliśmy na naszego przeciwnika.
-Skacz!- krzyknęlam do basiora. Oboje skoczyliśmy na grzbiet bestii. Nick zaczął gryźć go w grzbiet, a ja skoczyłam niedźwiedziowi na głowę. Bestia zrzuciła Nick’a i skuiła się teraz na tym by zrzucić i mnie. Uniósł wysoko łapę i drapnął mnie w grzbiet. Polała się krew. Czułam ja spływają po mnie stróżki mazi, a następni jak padam na ziemię. Widziałam jak upadam. Spojrzałam na Nick. Patrzył na mnie, a potem zwrócił wzrok w kierunku bestii. Zawarczał i skoczył na niego. Zaczął gryźć go w przednią łapę i momentami w brzuch. Będzie genialnym wojownikiem- pomyślałam. Uśmiechnęłam się i dołączyłam do Nick’a. Rzuciłam się bestii na twarz. Niedźwiedź chciał strącić mnie ręką, a w tym przeszkodził mu Nick.
-Dzięki!- krzyknęłam.
-Nie ma sprawy! Ale weź coś z nim zrób!
Skinęłam głową, trzymając się pazurami łba niedźwiedzia. Czułam jak tracę przyczepność. Zjechałam niżej, raniąc przeciwnika w oko. Bestia zawyła i odrzuciła nas na trawę.
-To jest to- pomyślałam.- jeśli nie będzie nic widzieć, nic nam nie zrobi.
Odbiłam się od ziemi. Wiedziałam, że wszystko zależy od tego, które z nas pierwsze zaatakuje. Które z nas będzie zwycięzco. Bestia, czy ja. Skoczyłam ponownie na twarz bestii. Jednak teraz nie myślałam już o niczym. Po prostu to czułam! Zdałam się na instynkt i wbiłam swoje kły w pysk niedźwiedzia. Zaczął się szarpać, usiłując mnie zrzucić, ale ja się nie dałam. Wbiłam pazury w jego oko. Jednym prostym machnięciem rozdrapałam mu je. Potem drugie. Błyskawicznie pozbawiłam bestię wzroku. Czułam jak jego krew, ale i białko z oczu, spływają teraz po mojej łapie. Obrzydliwe. Odskoczyłam i stanęłam obok Nicka. Obije skinęliśmy głowami i pognaliśmy w kierunki bestii. Skoczyliśmy na nią. Niko zaczął wgryzać się w brzuch niedźwiedzia, ja rozrywałam mu szyję. Czułam krew. Dużo krwi. Po chwili niedźwiedź upadł. Zerknęłam na Nicka. Spojrzał na mnie tryumfalnie i uśmiechnął się. Podobnie jak ja, młody samiec był cały we krwi. Zachwiałam się. Dopiero teraz odczułam zmęczenie.
-Nic ci nie jest?!- przytrzymał mnie Nick
-W porządku. Dzięki.
-A co teraz z nim zrobimy?
Spojrzałam na niedźwiedzia.
-A ja wiem? Może… zaniesiemy go watasze?
-Jasne.
Szliśmy chwilę przed siebie. Weszliśmy do Wolf Rock.
-Katniss?- odezwał się Nick.
-Tak?
-Dziękuję za lekcję.
-Nie ma sprawy.- uśmiechnęłam się.- A zresztą lepiej mi teraz nie dziękuj. To był tylko test. Chciałam sprawdzić twe umiejętności.
Nick spojrzał ma mnie.
-Czyli, że…- zaczął samiec. Uśmiechnęłam się.
-Tak. Prawdziwy trening dopiero się zaczyna.
-Nick… mam do ciebie pytanie.- odezwałam się do basiora. Było już ciemno. Księżyc. Gwiazdy na niebie. Noc. Mrok. Strach. Kocham każdą z tych rzeczy.
-O co chodzi?- spytał mnie Nick, gdy podszedł do mnie. Siedziałam chwilę w ciszy. Nie wiedziałam jak zacząć. To zresztą było dziwne pytanie, a ja nie chciałam by brzmiało ono głupio.
-Chcesz być Zwiadowcą, prawda?
-Acha!- odparł z dumą Nick.- A Glim będzie mnie trenować!
Spojrzałam na niego. Był szczęśliwy. Będzie miał przy sobie kogoś bliskiego. Będzie trenować ze swoją siostrą, a kiedyś… naprawdę przyczyni się do pomocy watasze. Jestem tego pewna. Ale… co ze mną? Ja nie mam nikogo. Nigdy nie miałam. Tylko Gildia. Spojrzałam znowu na Nick’a. Był odpowiedzialny i lojalny. Umiał być się, walczyć i jestem pewna, że bronić innych. Był dobry. On pomoże WWG. A ja? Ja testem zła. Każdy z nas , gdy przyjdzie na ten świat jest aniołkiem. Dobrą i nieskalaną grzechami istoto. Ja… od zawsze byłam upadłym aniołem. Czarnym wilkiem. Demonem. Ale… po mimo moich grzechów, chcę odwdzięczyć się tej watasze. Za to że mnie przyjęła. Alphy przygarnęły takiego diabła jakim od zawsze byłam.
-Nick… mam do ciebie prośbę.
Basior spojrzał na mnie jasnymi oczami. Spojrzał na mnie i spytał:
-Chodzi o… to kim będziesz? Spytałaś mnie, upewniłaś się czy chce być zwiadowcą… a ty, Katniss? Kim chcesz być?
-Ja…- urwałam.
-Niech zgadnę. Będziesz wojownikiem?
-Nie.
-Strażnikiem? Też zwiadowcą?
Pokręciłam przeczącą głową.
-To… kim?
-Chcę być szamanką.
-To do ciebie nie podobne.- zauważył samiec.- przecież ty umiesz zabijać.
Spojrzałam na niego i parsknęłam krótkim śmiechem. Jednak nie był to śmiech radości. Słychać było w nim rozpacz, żal i smutek.
-Ale… zabijając nie pomogę watasze. A mamy już dużo wojowników. A szaman jest tylko jeden.
-Berlo.- powiedział Nick i nagle uśmiechnął się szczerze.- Katniss! To świetnie!
-Co „świetnie”?
-To znaczy, że Berlo będzie Cię ćwiczył! Mój brat będzie twoim mentorem!
Westrznęłam tylko:
-I właśnie ten temat chciałam poruszyć. Bo widzisz Nick. Ja… nie znam Berlo. Nie znam go chociaż jest twoim bratem. I… i tak trochę… dziwnie się czuję, gdy myślę, że będę musiała zapytać, a właściwie to poprosić go o coś takiego jak szkolenie mnie.
-Czyli… wstydzisz się?- zadrwił basior. Warknęłam w jego stronę, ukazując mu kły. Młody wilk zamarł w jedną chwilę. Spuściłam głowę i powiedziałam:
-Widzisz? Właśnie o to mi chodzi. Berlo jest miły, a ja… jestem straszna. Raczej nie przyjmie mnie na ucznia.
Nick patrzył na mnie ze zdziwieniem, ale zaraz uśmiechnął się do mnie.
-Rozumiem co myślisz Katniss, ale… ja myślę, że przede wszystkim powinnaś bardziej poznać mojego brata. Myślę, że na pewno zgodzi się by cię uczyć.
Nie odpowiedziałam.
-Ale wiesz…- ciągnął dalej Nick.- ja myślę, że najlepiej będzie jak spytamy się go osobiście.
Uniosłam błyskawicznie głowę i spojrzałam się na mojego przyjaciela. Nick uśmiechnął się do mnie.
-To znaczy…- zaczęłam.- że chcesz ze mną iść? Zapytać się Berlo? Naprawdę mógł byś?

<Nick?>




Od Shan

-Tak, znaczy kocham Go i od dłuższego czasu spędzamy ze sobą czas, ale nie jestem gotowa na odejście z watahy - byłam zagubiona, muszę podjąć decyzję.
-Dobrze, napewno podejmiesz słuszną decyzję - Rolly uśmiechną się do mnie.
-Kochanie, spokojnie dasz soboe radę - ,,mama" Banshee uśmiechneła się delikatnie do mnie, ale jej wzrok był smutny. Poszłam z Ayer'em. Też nie wiedział co zrobić, przez całą rozmowę nic nie mówił. Poszlliśmy nad Wilczy Potok.


Od Alphy Arii

Odetchnęłam.
-Shad, Saw, chcemy wiedzieć, czy łączy was coś więcej, niż tylko przyjaźń.-powiedziałam.
Moja córka i syn Ban wymienili spojrzenia.
-W senisie...-zaczął Sawyer.
-Tak.-dokończzyła Banshee.- więc, słuchamy.
Przez chwilę panowała cisza. Potem odezwała się Shadowy:
-Em...no...eh...tak. Tak. Kocham Sawyera.
-A...a ja ...ja kocham Shadow.
Westchnęłam. Domyślałyśmy się z Ban, że natak właśnie będzie odpowoedź.
-Kochani-powiedziała moja przyjaciółka- każde z was ma swoją miłość- Saw, masz Cristal, a ty Shadow- Cyrusa. Dla czego więc utrudniacie wszystkim odczówanie miłości?
Było cicho jak makiem zasiał. Aż odezwał się Sawyer:


<Saw? Może być długość? :) >

Od Berlo

Szukałem Shadow. No i ją znalazłem. Siedziała nad Wilczym Potokiem, zamyślona.
Starałem się zbliżyć do niej tak, żeby mnie nie usłyszała, ale nie udało mi się to. A niech to! Zapomniałem, że Zwiadowcy mają czuły słuch.
-Cześć, Ber. - przywitała mnie spokojnie Młoda Alpha.
-Em...Hej, Shad. Mam do ciebie sprawę...
-A o co chodzi?
-Właściwie...Nikomu ja i Deuca o tym nie mówiliśmy, to miała być niespodzianka.
-No OK, OK....Ale CO to za niespodzianka?
-Shad...
-Tak?
-Razem z Deucą mamy czworo szczeniąt.
Czekałem, aż minie pierwszy szok. W końcu, wadera wykrzyknęła:
-Naprawdę??!!! To cudownie!!!! (domyśliłem się, że po jej głowie myśli biegną jak szalone) Gratuluję, Ber!!!!
W końcu jednak zdała sobie sprawę z bardzo ważnej rzeczy.
-Czemu mi nie powiedziałeś? - zapytała ostro.
-To miała być niespodzianka.
-No OK...Ale mi mogłeś powiedzieć. - burknęła.
-No wiem...wybacz, Shad...
-No OK...-odparła już spokojniej.
-Tak naprawdę - oprócz mnie i Deuci, rzecz jasna - wiedzieli tylko Glim, Saw i Rick, więc...
-COOO??!!!! Nie powiedziałeś MOIM RODZICOM?!?!?!! Alphom?!
-Shad! To miała być niespodzianka! Niespodzianka dla CAŁEJ WATAHY! - starałem się jej to wytłumaczyć.
<Shad?>


Od Dust'a

Dziś chodziłem po Polanie Księżyca. Myślałem o wszyskich waderach, które się we mnie kochają. Nie wiedziałem, co mam robić. Taki zamyślony, wpadłem na kogoś. Otrząsnąłem się, i natychmiast poderwałem się by pomóc wstać waderze. (bo trafiłem właśnie na waderę.) Kiedy się podmiosła, okazało się, że to...Saphira.
-Bardzo cię przepraszam!- otrzepałem ją z ziemi- nie chciałem. To moja wina.
-Oj, Dust, nie przesadzaj!- zaśmiała się- to ja jestem ślepa.
-Nie, to moja wina. Nic ci się nie stało?-patrzyłem się prosto w te jej piękne, świecące oczy.
-Eeee...nie...-szepnęła i spuściła wzrok. Czyżby i ona....?
-Saphiro...-zacząłem. Właśnie...chyba właśni moje problemy sercowe zniknęły
-Tak?-spytała i zerknęła na mnie.
-Bo...emmm..może chciałabyś się przejść?-zaproponowałem- wiesz, jako dyspensa za ten upadek.
Uśmiechnęła się i przytaknęła. Ruszyliśmy w stronę...Love Lagoon. Przypadkiem. Saph namnie spojrzała. Widać było, że chciała coś powiedzieć.

<Saph?>


Od Młodej Alphy Shadow


-Berlo...-nie wiedziałam co mu rzec.
-No wiem, wiem-szepnął- ale...to miała być niespodzianka.
-No tak...ale Ber, tak nie można. Są zasady i trzeba się ich trzymać. -mimo wszystko, uśmiechnęłam się.

<Ber?>



Od Alphy Bajar Cristal

Dziś pilnowałam szczeniaki na Polanie Szczeniąt. Uwielbiam to. Leżeć, i spokojnie oglądać, jak bawią się maluchy.
-Pani Cristal- powiedziała grzecznie Fantasia- czy mogę pójść na chwilkę do Jaskini?
-Dobrze, ale wracaj szybko- powiedziałam czule i liznęłam małą. Ucieszona waderka pobiegła do jaskiń.
Kazan, Maxi, Selene, Araksa, Finnik, Nightflow ,Alkivo, Natsune i Astarte bawili się w berka. Fajnie mają, że z ich rocznika jest tyle sczeniąt. Kiedy ja byłam szczeniakiem, była nas zaledwie 6. A tytaj, oprócz tej dziewiątki jest jescze 4 sczeniaki, które w tej chwili są z rodzicami. A może nawet jest ich więcej?
Fantasia wróciła z kawałkiem mięsa w zębach i dołączyła do zabawy. Nagle, naszła mnie wizja...że wkrótce będę pilować SWOICH szczeniąt....
Nagle zobaczyłam, że ze sczeniakami z WWG bawi się niznany mi młody wilczek. Przez chwilę mu się przypatrywałam...i rozpoznałam go! To był przecierz William! Bóg szczeniąt! Bawił się z potomstwem zwykłych wilków...może z moimi dziećmi też kiedyś nawiąże kontakt?



Od Ricka

Dzisiaj po południu, udało mi się znaleźć Glim. Siedziała nad Wilczym Potokiem, zamyślona.
-Nad czym tak dumasz? - zapytałem, podchodząc do tyłu. Aż podskoczyła.
-Rick!
-Tak? - uśmiechnąłem się. Moja....partnerka westchnęła.
-Coś się stało?
-Pytałem, o czym tak myślisz.
-A....O programie treningowym dla Nicka. - odparła. - Bo wiesz, jestem jego mentorką. Za tydzień pierwszy trening.
-Ahaaa....
-Coś chciałeś?
-Tak. Nie dałem ci jeszcze prezentu na drugie urodziny.
-Rick, nasz ślub był prezentem. I to najwspanialszym, jaki mogłabym sobie wymarzyć. To były wspaniałe urodziny.
-Glim....Zamknij oczy. - zignorowałem wypowiedź Glimmer.
-Rick...
-Zamknij oczy.
-Niech ci będzie. - zamknęła, a ja przypiąłem jej na szyję taki łańcuszek:

Otworzyła oczy.
-Rick! Jest piękny!
-Nie tak jak ty.
-Oj przestań.
-Co "przestań"?
-Dzięki Rick. - pocałowała mnie z policzek, i nagle jej oczy zalśniły.
-Co się stało? - zapytałem.
-Wiem! Wiem! Rick, wiem!
-Co wiesz?
-Co dam Shady na jej drugie urodziny! - jeszcze raz pocałowała mnie w policzek i odbiegła.
Pokręciłem głową i westchnąłem. Kto tam zrozumie wadery....



Od Nightflow. 

Pobiegłam do Nika.Był dorosły.Gdy go spotkałam pogratulowałam.Zaprośiłam go na spacer nad strumyk.Zgodził się.Biegaliśmy choć jest dorosły to ten Sam Nick.Zabawny,miły.Miał dużo problemów.Widać było że czasami zamykał się w sobie.Kzięrzyc wyłonił się za drzew.Zaczełam wyć.Uś miechnełam się do niego.Nick dołaczył się do mine.Blask księrzyca odbijaj się w tafli wody.Świetliki wyszły z kryjòwek.Podeszłam do Nika i wyszeptałam my do ucha : kocham cię.Potem pocałowałam go w policzek.Spojrzałam na niego I zapytałam : - A ty?


(Nick?)






Od Swiftkill

Noc. Gwiazdy. Ciemność. Mrok. Księżyc.
To wszystko razem tworzyło wspaniały widok.
Biegłam już powoli, z wywieszonym językiem. Biegłam tak nieprzerwanie prawie tydzień. Byłam więc już zmęczona.
W oddali ujrzałam jakąś rzekę. Zebrałam wszystkie resztki sił i przyśpieszyłam.
Z ulgą zaczęłam pić. Ahh! Woda z w tym potoku była taka chłodna i orzeźwiająca. Tego mi było trzeba!
Gdy już zaspokoiłam pragnienie, zwinęłam się w kłębek w krzakach i usnęłam.


***********Świt*********
Ziewnęłam i otworzyłam oczy. Mój umysł zakodował czyjąś obecność.
Czujnie uniosłam głowę.
Właśnie wstało słońce. Czyli świt. A po drugiej stronie potoku....ujrzałam jakiegoś wilka mojej wielkości.
Wstałam i, kryjąc się za pniem, przyjrzałam mu się.
Niewątpliwe był to basior, i niewątpliwe był to mój rówieśnik. Miał białe podbrzusze, a resztę futra ognisto-rudą. Pochylał się i pił, więc nie widziałam jego oczu.
Zaraz jednak uniósł głowę i odkryłam, że ma oczy koloru ciemnozielonego.
I te oczy patrzyły prosto na mnie!
Zamarłam. Bałam się uczynić najmniejszy ruch, żeby się nie zdradzić.
Samczyk spojrzał prosto w moje zielone oczy i krzyknął:
-Wyłaź z tamtych krzaków! I tak cię widzę!
Stwierdziłam, że i tak nie mam dokąd uciekać. Wychynęłam więc zza drzewa i podeszłam do brzegu.
-Kim jesteś? - zapytał basiorek.
-Nie, pytanie jest: kim ty jesteś?
-Tutaj są tereny Watahy Wschodzącej Gwiazdy. - warknął samczyk, jeżąc sierść i nie odpowiadając na moje pytanie.
-O, właśnie tej watahy szukałam. - ucieszyłam się.
Sierść wilka opadła.
-A po co? Chcesz dołączyć?
-Tak...A poza tym szukam mojego brata. - odparłam. - Doszły mnie słuchy, że tutaj urodziła się moja matka i tutaj ja i mój brat się urodziliśmy. Matka zmarła przy porodzie, a mnie zabrała jakaś wilczyca. A mój brat został w tej watasze.
-Wow! Mam identyczną historię! - uśmiechnął się basior. - Jak dorosnę, to wyruszę na poszukiwania siostry....Ale powiedz, jak nazywa się twój brat? Może go znam. Znaczy - na pewno go znam, skoro jest tutaj, w WWG.
-Em...Czekaj...Nie pamiętam...A! Już mam! Ignis! Znasz go?
Samczyk pobladł.
-Eee...A jak...się nazywała twoja matka?
-Tasha.
-A jak ty się nazywasz?
-Swiftkill. A jak ty?
-To JA jestem Ignis.
Gapiliśmy się na siebie kilka dobrych minut.
-T-to ty? Ignis? Bra-cie? - wydukałam, cała w szoku.
-A to...ty? Swiftkill? Siostro?
-Tak.
-SWift!
Wskoczył do wody i przepłynął w moim kierunku. Przytuliliśmy się.
-Ignis! Ignis! Ig...-z drzew wypadł rudy basior i zamarł, patrząc na nas.
-Ignis?! Kto to jest?! - krzyknął.
-Swiftkill. Moja siostra. - odparł z dumą w głosie mój...brat.
Basiorowi szczęka opadła.
-Kto to? - zapytałam cicho.
-Mój opiekun. Tak jakby zastępczy ojciec. Mówię na niego wujek. Ma na imię Leach. Chodź.
Wskoczyliśmy do potoku i przepłynęliśmy go.
-Twoja siostra? Nazywasz się Swiftkill? - basior spojrzał na mnie uważnie.
-Tak.....A ty znałeś moją matkę? - zapytałam, nie używając zwrotu grzecznościowego. - Jesteś bardzo podobny do Ignisa...
-Zaprowadzę was do Alph. - odparł natychmiast basior. Sprytnie uniknął odpowiedzi na moje pytanie. - Chodźcie.
Ruszyliśmy za nim.
-Skąd to masz? - zapytałam Ignisa, wskazując na jego siniaki.
-A...to? - zaśmiał się niewesoło. - Partnerka Leacha, Navada, ma czwórkę szczeniąt. To po takich jednych....."zabawach" z jedną z jej córek. - uśmiechnął się krzywo.
-Boli?
-Tylko na początku. - wzruszył ramionami.
-Nie bój się. Teraz nikt cię już nie zadraśnie. - uśmiechnęłam się.
-Tak? Bez urazy, siostro, ale co ty możesz? Te szczeniaki są od nas dwa miesiące starsze.
-Ignis, mam za sobą ostre szkolenie.
-Przecież jesteś jeszcze szczeniakiem!
-Wiem. Ale w tej watasze, w której spędziłam te pięć miesięcy...zaczyna się szkolenie od wieku dwóch miesięcy. Przeszłam ostry trening, i myślę, że przynajmniej dorównuję umiejętnościami tym szczeniakom. Więc nic cię nie bój. - posłałam mu lekki uśmiech. Odpowiedział tym samym, tylko że szerzej się uśmiechnął niż ja.
Doszliśmy do jakiejś jaskini. Przed nią siedziała biała wilczyca z długą grzywką.
-Ario! Ario! - Leach podbiegł do niej.
-Co się stało, Leach? Pali się?
-Znalazła się córka Tashy - Swiftkill. Była przy potoku.
Aria, czyli zapewne Alpha Aria, wbiła we mnie wzrok.
-TY to jesteś Swiftkill?
-Tak. - odparłam, podchodząc do głazu, na którym siedziała. Ignis ruszył za mną.
-Dzień dobry, pani Ario. - wymamrotał.
-Witaj Ignisie. - odparła i znów na mnie spojrzała. Odpowiedziałam odważnym spojrzeniem, zastanawiając się, co będzie dalej.


<Ario?>


Od Sawyera

-Jesteśmy przyjaciółmi i zależy nam na nas, ale każde z nas nie może przeżyc tego, że ktos ma kogos innego - spojrzałem na mamę. Nigdy jej nie okłamywałem, ale tego jej nie powiedziałem. Jednak nie miła smutnego zwroku, tylko...zadowolony.
-Saw, Shad to dobrze, ze sie kochacie i chcecię o siebie dbać - oboje spojrzelismy na Banshee. Trochę się zdziwiłem - macie przeznaczenie i powinniści nim podąrzać. Jednak zawsze powinniscie o siebie nawzajem dbać i przyjażnić się jak zawsze to robiliscie.
-Tak, jesteście wyjątkowi w tym co robicie - dopowiedziała Aria. Poczułem zwrok Shad i odwróciłem się do niej. Pocałowała mnie, jednak Aria juz nie była taka szczęśliwa...Shadow pobiegła, a ja zostałem z mamą i ciocią...

<Aria?>



Od Nicka 

-Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek mnie o coś poprosisz. - uśmiechnąłem się triumfalnie. Wadera spiorunowała mnie spojrzeniem. - no OK, OK! Chodźmy.
-Co? Teraz? W środku nocy? - zdziwiła się wilczyca. Przystanąłem i spojrzałem na nią.
-Berlo ma popołudnia wolne, i w tym czasie wpada do Deuci i dla niej poluje. W zamian od północy do świtu pracuje i miesza różne tam eliksiry, idzie do jaskini na godzinę, żeby się wyspać, a potem znów idzie, na popołudnie do Deuci....I tak w kółko. Ale jeśli ty zostaniesz szamanką, będzie łatwiej i nie będzie nocnych zmian. - uśmiechnąłem się szeroko. - no, chyba, że będziesz chciała. - mrugnąłem do niej.
-OK, OK.....Chodźmy już.
Ruszyliśmy w stronę jaskini mojego przybranego brata.
-A, Katniss. - odezwałem się. - Jeśli chodzi o ścisłość: Berlo jest moim PRZYBRANYM bratem. Mamy tylko tego samego ojca.
-Aaa. No tak.
Nie lubiłem z nikim rozmawiać na temat mojej rodziny. Nawet z Katniss. Zresztą....Ona i tak wiedziała, jakie uczucia mną targały. Nie chciałem do tego wracać.
W końcu, dotarliśmy do groty. Cicho, niemal bezszelestnie, wsunąłem się do jaskini.
Ber akurat siedział tyłem do wejścia, miesząc jakieś mikstury.
-Ekhem. - odchrząknąłem. Basior aż podskoczył. Odwrócił się gwałtownie i spojrzał na mnie.
-Nick! - zawołał. - Ale mnie przestraszyłeś! Co robisz tutaj w środku nocy?
-Nie przeszkadzam? - zignorowałem jego pytanie.
-Nie. Oczywiście, że nie. Co cię do mnie sprowadza?
-Em...Katniss. - dałem znak swojej "nauczycielce" (nie potrafiłem jeszcze tak o niej myśleć).
-Katniss! Miło cię widzieć. - uśmiechnął się ciepło szaman.
Wadera uśmiechnęła się niepewnie. W ciemnościach błyszczały nie tylko moje złote oczy, ale i jej. Natomiast ciemne oczy Berlo były niemal niewidoczne.
-Chcieliśmy cię zapytać....Katniss chciała cię zapytać....czy zostałbyś jej mentorem?
Basior spojrzał z zaskoczeniem, ale i uśmiechem na Katniss.
-Tak, Katniss? Chcesz zostać szamanką?
Nieco zawstydzona, pokiwała głową. Nigdy nie widziałem, żeby ta nieustraszona, twarda Katniss będzie mieć spuszczony wzrok i zakłopotany wyraz pyska.
-To wspaniale! Podzielimy między siebie pracę....a je chętnie przyjmę się na uczennicę. - uśmiechnął się szeroko.
-Naprawdę? - podniosła wzrok i wbiła go w niego. - Zgadasz się?
-No pewnie. Przy okazji nieco lepiej cię poznam...a ty mnie. - posłał jej ciepłe spojrzenie. - Nigdy bym nie odmówił w takiej sytuacji, Katniss.
<Katniss?>



Od Eragona

Byłem na spacerze z Firernem.Biegaliśmy w lesie.Rozmawialiśmy o naszych przerzyciach.Nagle za drzew wyłonił się niedzwiedź.Żuciliśmy się na niego.Nie mogliśmy mu pozwolić żeby wyszedł z lasu gdzie śą wilki i szczeniaki .Niedzwieć był silny odpychał nas bez trudu.Był to samiec.Skoczyliśmy na niego.Niedzwiedź jagby znudził się walką odszedł.




Od Berlo
-Wiem, Shad...Wybacz. - mruknąłem.
-No dobrze, już dobrze. Może zobaczymy te twoje szczeniaki?
Uśmiechnąłem się szeroko.
Pewnie
Udaliśmy się do jaskini Omeg.
Gdy tylko weszliśmy, Deuca gwałtownie podniosła głowę. Widząc nas, uspokoiła się.
-Witajcie. - powitała nas tymi słowami i uśmiechem.
-Hej, Deu. - pocałowałem ją w policzek na przywitanie. - Shady chciała zobaczyć nasze szczeniaki?
-Tak? - moja dziewczyna spojrzała na Młodą Alphę. - Proszę bardzo. Podejdź bliżej, Shad! Ten czarno-biały to Miru....Nie ten, tamten. Ten drugi to Artemisa. Ta różowa do Miracle, a biała - Dolphy.
<Shad?>



Od Nevady

Kilka tygodni temu spotkałam Marphi, dowiedziałam się że Alkivo nie jest jego synem tylko jakimś '' Przybłędą''. Postanowiłam go znaleźć, znalazlam, okazało się że chce zostać u Jenny. Nie wiem co o tym myśleć... Ale mam kochającego Leacha i dzieciaki. Właśnie, Fantasia dziwnie się zachowuje, gryzie inne szczeiaki zwłaszcza Ignisa, jedny slowem jest niebezpieczna. Staram zrozumieć Fantasie, ale to mi nie wychodzi. Pewnego razu, poszlam z dzieciakami na polane szczeniąt, po chwili przyszedł Leach i zabrał Maxieg, Kazana i Ignisa na lekcje polowania. Leach powiedział że będzie ich uczył aż do pierwszego roku życia... No tak, a ja uczę, Belle, Fantasie Selene. Gdy byliśmy na któreś tam lekcji Fantasia najpierw nic nie robiła, a potem coś odburknęła i sobie poszła. Postanowiłam za nią pójść, szła dróżką, a nstepnie skręciła w las. Szła spokojnie i patrzyła przed siebie, jak by znała ten las jak swoją kieszeń. Po kilkunastu minutach, stanęła na polanie i zaczęła wyć, po chwili pojawił się szaro biały szczeniak. Przywitala go, i zaczeli jak by walczyć. Po godzinie szczeniak się odwrócił i kiwnął głową w stronę lasu. Zza drzew wyszła Rapier.
-Brawo Favo.-Powiedziala Rapier
-Co sie tu dzieje?-Odezwała się moja córka
-Pułapka!-Powiedziała Rapier i chciała się żucić na Fantasie, ale ja jej przeszkodziłam. Stanęłam żeby obronić Fantasie.
-Zostaw ją!-Krzyknęłam
-Bo co mi zrobisz?-Spytała
-Bo to!-Powiedziałam i się żuciłam do walki. Rapier, była silnieszja i wytrzymała, ale żuciłam się jej na brzuch. Ugryzłam ją i zaczęłam dobierac się do jej szyi ale ona mnie zrzuciła i zaatakowała moją córke. Fantasia poleciała obok głazu, nieprzytomna. Wpadłam w furię, zaczęłam atakować i gryźć Rapier. Po 30 minutach Rapier wycofała się ledwo biegnąc. Ja nie miałam siły... pogryziona i podrapana. Obraz zlewał mi się, upadłam i zobaczyłam ciemność.

Fantasia??




Od Młodej Alphy Shadow

-Są śliczne!-krzyknęłam i zaczęłam podziwiać szczeniaki.- a ta....ta różowa...Miracle..onma ma skrzydła!
-Tak-liznęła małą matka- jest darem
-Jaka słodziutka-powiedziałam i zwróciłam się do Berlo:
-Ber, chyba Katntiss cię szukała.
-Tak? Ok, jużlecę do niej- i wybiegł z jaskini, a ja zostałam z Deucą jakieś pół godziny i rozmawiałyśmy o szczeniakach....


Od Fantasii

Gdy się ocknęłam, zobaczyłam moją mamę całą we krwi. Nie mogłam uwierzyć że wczoraj jej się nie słuchałam a dzisiaj lezy tutaj cała we krwi... Podeszłam do niej i sprawdziłam czy oddycha. Odychała, teraz muszę sprowadzić pomoc. Zaczęłam wyć, ale nikt mnie nie uslyszał. Musiałam pobiec w stronę watahy. Gdy biegłam chwilami myślałam że mama nie przeżyje, że to moja wina, zostane sierotą jak Ber i Glim, bez ojca i matki. Gdy tak myślałam wpadłam na Shadow.
-Gdzie tak biegniesz??-Spytała szczęśliwa
-Moja mama... Leży... Cała we krwii...-Wydyszałam
-CO?!-Spytała Shadow i zaczęła wyć. Po chwili przybiegła pani Aria i pan Rolly. Shadow powiedziała co jest i pani Aria zawołała: Panią Lunę, Pana Eragona, Pana Siento i Ramphilie. Ja oczywiście prowadziłam, ale Panswto Luna i Eragon lecieli wypatrując mamę. Gdy dotarlismy, było więcej krwi... Mamę wzieli do szpitala, a ja wracając rozmawiałam z Panią Arią:
-Fantasio...-Zaczęła Alpha ale jej przerwałam :
-Ja nie chciałam żeby tak sie stało....
-Tak wiem, ale już tego się nie odwróci.
-Wiem, ale co jeśli mama umrze??
-Nie mów tak, każdy popełnia błędy. A twoja mama da rade zobaczysz.-Pani Aria próbowała nie pocieszyć, ale nie udało jej się. Po chwili zobaczyłam wójka Leacha, Selene Kazana i Maxiego.
-Co się stało??-Spytał Wójek
-Mama, uratowa mnie i gd...gdy się obudziłam, ona... le...leżała ...tam...-Powiedziałam płacząc
<Wójku Leach? Selene? Maxi? Kazan?>



Od Luny

Rano obudziła mnie Night.Eragon poszedł gdzieś z Firernem.Night zaproponowała mi polowanie.Poszłyśmy do lasu.Natrafiłyśmy na ranną sarnę.Skoczyłam na nią.Nightflow skoczyła ze mną.Sarna miotała się aż w końcu przestała.Za ciągnłełam ją do jaskini i zjadłam z Night.Wieczorem wrócił Eragon.Poszliśmy na spacer.Nightflow została w jaskini przybiegł do niej Nick rozmawiali.Poszliśmy do lasu.Rozmawialiśmy i nagle przyszła Ephira z Firernem.Księrzyc wisiał tusz nad nami.Zaczeliśmy wyć.



Od Nicka

-Night...-spojrzałem prosto w jej zielone oczy. Były takie piękne...Odbijał się w nich księżyc. - Ja też cię kocham, Night. I zawsze się kochałem. - pocałowałem ją w policzek. Wadera spojrzała na mnie.
-Naprawdę?
-Naprawdę.
Wilczyca oparła głowę na moim ramieniu i oboje spojrzeliśmy na księżyc.
-Wiesz, Night...
-Tak?
-Byłem w tobie zakochany od małego. Ale bałem się, że nie będziesz mnie chcieć, bo ja...no wiesz...zmieniam się. Ciągle dorastam. - starałem się to wytłumaczyć.
<Nightflow?>



Od Akiry

-Ja też cię kocham- powiedziałam, coś błysnęło w jego oku przynajmniej tak mi się wydawało. Patrzyliśmy chwilę na siebie a potem się pocałowaliśmy, pocałunek był namiętny, zapierający dech w piersi jeszcze nigdy się tak nie czułam. Gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy przytuliliśmy się jego serce też szalało tak jak moje. Przez chwile przytulaliśmy się w milczeniu czułam, że nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba. W końcu odezwałam się:
-Dziękuje
-Za co?
-Za to, że się pojawiłeś w moim życiu sprawiłeś, że nabrało kolorów-powiedziałam a on uśmiechnął się czule był taki przystojny i pociągający
-Popatrz- powiedział i wskazał na słońce właśnie zachodziło
-Jak pięknie
-Tak-patrzyliśmy się na zachód i przytulaliśmy się w końcu gry już było ciemno powiedział:

Nirvan?



Od Alphy Arii

Uśmiechnęłam się ciepło do szczeniaka.
-Rozwesel się troszkę, jesteś w domu!- Na pyszczku Swiftkill pojawił się wymuszony uśmiech. Coś mi się wydaje, że temperament odziedziczyła po Tashy. Jest też bardzo podobny do charakteru Roni.
-Twoja matka była dla mnie naprawdę bardzo ważną waderą- powiedziałam- po śmierci jej mamy, a twojej babci, starałam się jej, i jej rodzeństwu zapewnić rodzicielską opiekę.
-Jej...rodzeństwu?- spytała mała.
-Tak- odparłam- ma....em....miała brata Berlo i siostrę Glimmer. Potem się z nimi spotkacie.
-A...jak dokładnie, ona...- nie dokończyła, ale wiedziałam o co chciała spytać.
-Przy waszym porodzie- spojrzałam na moją rozmówczynię i na Ignisa- wasza mama bardzo wcześnie zaszła w ciążę i kiedy wy przyszliście na świat, wystąpiły komplikacje. Było jej zbyt ciężko.
Zauwarzyłam, jak szczeniaki wymieniają między sobą zmartwione spojrzenia.
-Alpho...-odezwał się Ig- ....co z naszym tatą?
To pytanie zbiło mnie z tropu. Nie wiedziałam wiele o partnerze Tashy.
-Wiem, że miał na imię Savoy- mówiłam, przypominając sobie szczegóły- był...z Watahy Krystalicznej Wody, gdzieś na zachód stąd. Przed waszymi narodzinami wyruszył na wojnę...i więcej się tu nie pojawił.
Znów wymiana spojrzeń między sczeniakami.
-Kto zostanie teraz naszym opiekunem?- spytała córka Tash.
Było wiele możliwości- Ber, Glimm, Leach....Nie wiedziałam, kto będzie odpowiedni, więc spojrzałam wymownie na Leach'a.

<Leach? Pomóż!>


Od Leacha

-CO?! Jak to?! - spojrzałem na Fantasie. - Fantasia, na Fatosa, co ty mówisz?!
-No mówie...Mama...Cała we krwi...-szlochała.
-Już dobrze, dobrze. - przytuliłem ją. W pewnym sensie poczułem się jak....ojciec?
-Spokojnie. Otrzyj łzy. Wszystko będzie dobrze, tak?
Pokiwała powoli głową.
-Chodźcie. Zaprowadzę was na polanke szczeniąt, gdzie pobawicie się ze swoimi kolegami, co? - pokiwali głowami. Kątem oka zauważyłem, że Ignisowi nieco zrzędła mina. - no, chodźcie. Ja potem zajrzę do mamy, wrócę do was i powiem, jak się czuje.
-A my możemy iść z tobą? - zapytał Maxi. Ja jednak pokręciłem głową.
-Przykro mi, ale nie.
-Dlaczego?!
-Potem wam powiem.
Zaprowadziłem szczeniaki, a potem pobiegłem do Nevady.
Leżała cała w bandażach, nieprzytomna, ale Lotus powiedziała, że z tego wyjdzie. I że jutro znów mogę ją odwiedzić, tym razem z dzieciakami.
Upolowałem sarnę, a potem zaprowadziłem szczeniaki do jaskini i dałem im ją na kolację. Maluchy zasnęły.
Maxi, Selene, Fantasia i Kazan wtuleni w siebie, Ignis i Balla tuż obok nich, przytuleni do siebie.
Ignis i Balla przyszli tutaj, mając mnie i Nevadę za opiekunów, nie za rodziców czy zastępczych rodziców. Więc czułem, że czują się jakoś podobnie. Dlatego trzymają się razem, mimo różnicy wieku.
Z samego rana, po śniadaniu, razem ze szczeniakami odwiedziłem Nevadę. Czuła się lepiej i przywitała nas słabym uśmiechem.
-Witajcie. - powiedziała. Zanim zdążyłem choćby otworzyć pysk, Fantasia podbiegła do matki.
-Mamo! Mamo! Jak się czujesz?
<Nevada? Fantasia?>


Od Elii

Dziś spotkałam dwa wilki.

 

- Elia! W końcu cię znaleźliśmy!- krzyknęła wadera i przytuliła się do mnie.
-Kochanie! Chodź do naszej watahy!-powiedział basior
-Mamo? Tato?- spytałam z nie dowierzaniem
-uciekłaś jak byłaś mała. Choć, wróć do nas.
-Jasne!
Pobiegłam do Alphy Rolly'ego i opowiedziałam mu o wszstkim. On mnie zrozumiał i pozwolił odejść. A ja z moimi rodzicami ruszyłam ku nowemu żuciu.




Od Leacha 

-No...Zależy, kogo chcą. - spojrzałem na szczeniaki. Chętnie bym przygarnął Swiftkill, ale teraz także Berlo i Deuca mają szczeniaki. Więc Swift może chcieć...
-Ja chcę, żeby moim opiekunem był opiekun Ignisa. - odparła twardo Swiftkill. - Czyli ty.
Zauważyłem, że Aria patrzy się z lekkim zdumieniem na Swiftkill. No, cóż....muszę przyznać, że sam byłem zaskoczony - bez formy grzecznościowej...? Ale w końcu, jestem jej opiekunem, więc może być.
-Dobrze...Ario? Mogę zostać opiekunem Swiftkill?
<Ario?>



Od Alphy Arii

-Oczywiście Leach, ale...ty i Nevada macie NAPRAWDĘ DUŻO szczeniaków na głowie. Nie przesadzasz? Jakiś szczeniak może czóć się zaniedbany przy tak licznym ,,rodzeństwie''.

<Leach?>



Od Leacha

-Masz rację, Ario...Swiftkill....
-Nie! Ja idę tam, gdzie Ignis!
-Będzie spędzać razem prawie cały dzień, jeśli zechcecie.
-Nie!
-Swift....-waderka spojrzała na brata i, ku ogromnemu zdziwieniu mojemu i Arii, spojrzała na nas spokojniej i odezwała:
-No dobrze...A kto miałby się mną zajmować?
-Może Berlo? Twój wuj? - spojrzałem na Arię. A Alpha spojrzała na mnie, zamyślona.
-W sumie to nie jest zły pomysł...Ale Berlo i Deuca i tak mają już cztery szczeniaki, a do tego Berlo został mentorem Katniss. Deuca musiałaby zostawać na cały dzień sama z piątką szczeniąt.
-Poradzę sobie sama! A do jaskini będę wracać tylko na noc! - zawołała buntowniczo Swiftkill.
-To nie jest dobry pomysł, Swiftkill. - odparła Aria. - A może Glimmer? Ona i Rick nie mają żadnych szczeniaków.
-Ario...Możemy porozmawiać w cztery oczy?
-Oczywiście.
Oddaliliśmy się od rodzeństwa.
-Ario, słyszałem kiedyś, jeszcze przed ślubem (miałem oczywiście na myśli ślub Glimmer i Ricka) rozmowę Shad i Glim. Glimmer, na temat szczeniaków, zareagowała jakby ją giez ukąsił. Wątpię, by chciała...
-Ale to jest jej siostrzenica. - zauważyła Aria.
Wzruszyłem ramionami.
-Można się jej zapytać. Ja w międzyczasie zajmę się Swifkill i Ignisem, bo, wybacz, Ario, ale nie mam najmniejszej ochoty patrzeć, jak Glim reaguje na temat szczeniąt. Nawet swojej własnej siostrzenicy.
<Ario?>


Od Alphy Arii

-No ok...- westchnęłam.- ale...może się nią zająć jescze ta cała Stella, co o tym myślisz? Może dołączyłaby do watahy. A tak wogule- znasz ją?

<Leach? Soki, że takie któtkie, ale brak weny :( >




Od Leacha

-Nie...Ale podobno to ona zabrała Swiftkill do tej swojej watahy. - odparłem. - A nie wydaje mi się, żeby Swift chciała tam wracać. - obydwoje spojrzeliśmy na waderkę. Rozmawiała o czymś z Ignisem.
-Masz rację. - westchnęła Aria. - To co robimy?
-Trzeba pójść do Glimmer, a potem - do Berlo, jeśli Glim się nie zgodzi. Możesz, proszę, pójść? Ja zajmę się Ignisem i Swiftkill, do czasu, aż nie znajdzie się opiekun dla Swift.
<Ario?>



Od Alphy Arii

-No dobrze- odparłam. Hmmmm...wydawalo mi się, że Swiftkill zabrała przyjaciółka Tashy...Merida. Ale mogłam się mylić.
Poszłam więc do przyjaciółki mojej córki. Właśnie piła z Potoku.
-O, cześć ciociu-przywitała mnie z uśmiechem
-Hej Glimm...możemy pogadać?-spytałam siadając obok.
-Em....jasne-powiedziała zaniepokojona- a o czym
-Jest taka sprawa- zaczęłam- bo....odnalazła się córka Tashy...
Glimmer pobladła.
-I chciałam się spytać...czy nie wizięłabyś jej pod opiekę...no wiesz, jesteś jej ciocią....

<Glimm, co odpowiesz?>




Od Bibi 

Dzisiaj miałam dużo myśli co chwilę jakieś. Na łące ujrzałam Nirvana. Patrzał na niebo. Ja się chyba w nim zakochałam. Bo on jest inny. Myślałam o ty że nikogo nie znam, nikomu się nie podobam. Chciałam podejść ale się wahałam . W końcu podeszłam ale uznałam że to był zły pomysł , tylko że było już za późno. stałam za nim kiedy wilk się odwrócił uśmiechnęłam się i ledwo co powiedziałam :
- Hej, jestem Bibi. Długo tu jesteś? 

(Nirvan?)



O Nirvana

- Od ponad miesiąca a ty?
- Dołączyłam chwilę przed tobą. - zapadło milczenie. Bibi spoglądała na mnie co chwila jakby chciała mi coś powiedzieć, ale ostatecznie milczała. Nagle stało się coś zupełnie niespodziewanego.

Bibi? Sorki że takie krótkie, ale nie mam weny :c







Od Selene

Że co?? Mama w szpitalu? Jak ona mogła? wszystko przez nią!! Zaczęłam biec, biegłam aż wpadłam na kogoś. To był basior, miał czarne futro i piwne oczy... Gdy wstałam przypomnialo mi się że to Nick...
-Uważaj gdzie chodzisz.-Powiedział i sobie pposzedł a ja ruszyłam nad potok. Skakałam ze skały na skałę, nurt był silny ale nic mi nie groziło. Skakałam jednocześnie przypominałam sobie spotkanie z Nickiem, gdy tak myślałam Nick, zacząl mi się podobać... No tak, nie mam u niegoo szans. - Skakałam tak i się poślizgnęłam. Trafiłam do potoku, nurt był silny a ja nie miałam siły aby popłynąć do brzegu, niestety nie udało się. Po kilkunastu minutach mignęło mi coś czarnego, zobaczyłam jak Nick płynie w moją stronę! Gdy byłam na brzegu zagadałam do niego:
-Dzięki Nick...
-Nie ma sprawy, poprostu uważaj na siebie.-Powiedział i już mial iść ale, go złapałam za łapę.-Co jest?
-Mam sprawę...-Powiedziałam a basior podniósł brew.-Bo jak skończę rok, to ty już będziesz koło 2 lat i chciałam się spytać czy będziesz mógł mnie uczyć. Bo ostatnio słyszałam że powaliłeś niedźwiedzia! Więc jak? Zgadzasz się?
<Nick?>



Od Glimmer
Zamurowało mnie. Córka Tashy...?
Nie mogłam odmówić. To moja siostrzenica.
Ale....Szczeniak? Tak od razu? Ledwie wzięłam ślub. Ja...nie...nie mogę....nie mogę jej wziąć.
Ale to moja siostrzenica.
-Ja....ciociu. - wybąkałam.- Naprawdę, wzięłam bym ją, i to z wielką chęcią. Ale dopiero co wzięłam ślub! Ja...ja nie wiem, czy kiedykolwiek będę mieć szczenięta. - odwróciłam wzrok, a potem znów spojrzałam na Arię. - Po prostu...Boję się. Ja jestem zwiadowcą, Rick łowcą. Nie chcę, żeby przeżywały ten ból, co ja. - miałam łzy w oczach. - A Swiftkill....Nie zna matki ani ojca. A jeśli mi się coś stanie? Chciałabym, ciociu, nawet nie wiesz, jak bardzo. Ale nie chcę jej narazić na ból, który sama przeżywałam. I który bardzo trudno było mi udźwignąć. - wbiłam wzrok w wodę, a po policzkach potoczyły się gorące łzy.
<Ciociu Ario?>



Od Amadii

Obudziłam się o świcie, wyszłam z jaskini zimne powietrze musnęło moje futro. Pogoda zapowiadała się pięknie. najpierw poszłam na zwiady na szczęście nic się nie wydarzyło. Po południu postanowiłam iść na polowanie spotkałam Kathrin
-O cześć- przywitałam się
-Hej
-Nie wybrałabyś się może ze mną na polowanie?- spytałam

<Kathrin?>




Od Sawyera

Czasami mam śmieszne uczucie, że się starze i moje całe życie przemineło. To trochę dziwne, ale ma sens, chwile, które dawały mi największą radość już dawno przemineły...Te chwile z Sha...Shadow. Znaczy to moja najlepsza przyjaciółóka i kocham ją...No i pojawiła się Cristal, czekałem na nią przed Wilczym Potokiem Poszlismy do LoveLagune.
-Myślałeś o Shad - miała taki niewinny wzrok. Pocałowałem ją.
-Tak, jest dlamnie ważna, ale ty jeszcze bardziej - sam nie wiedziałem, czu mówię prawdę. Jednak czułem, że on nie. Zna mnie i wie jaka dla mnie jest Shad...Wiedziałem, że zmieni temat.

<Cristal?>



Od Alphy Arii

-Wiem, jaki to ciężar, Glimmer- powiedziałam i przytuliłam córkę mojej przyjaciółki- sama mam córkę, było wiele wojen. Też myślałam, że kiedyś może cierpieć po stracie matki. Al co ma być to będzie. Twojej mamie było przeznaczone zginąć. Tobie również może tak być. Może też być przeznaczone ci dożyć sędziwego wieku u boku wnucząt- uśmiechnęła,m się, i dla otuchy trąciłam Glimm nosem- nic na siłę Glimm
Parzyłam na nią. Widziałam, że się zastanawia. W końcu zabrała głos:

<Glimmer? Jaka odpowiedź?>




Od Soni

Uśmiechnęłam się. Ten basior mógł być moją szansą!
- Cześć... Kim jesteś? - spytałam po chwili.
- Mam na imię Team. - uśmiechnął sie szeroko. - A ty Sonia.
- Skąd wiesz? - zdziwiłam się.
- Po prostu cię kojarzę. - odpowiedział.
- Miło. - ponownie się uśmiechnęłam.
<Team?>




Od Alphy Arii

Spojrzałam na moją przyjaciółkę. Ta westchnęła i powiedziała:
-...

<Ban? Sorrrki, brak weny :) >



Od Nirvana 

- Chyba powinniśmy powiedzieć Arii i Rolly'emu o nas. No wiesz to w końcu Alphy a nasz związek powinien być oficjalny. - powiedziałem - Oczywiście jeśli chcesz zostać moją partnerką...
- Och Nirvan, oczywiście że chcę! - krzyknęła a ja poczułem się szczęśliwy. Po raz pierwszy w swoim życiu jakaś wadera cóż... mnie kochała. Naprawdę kochała!
- Chodźmy do nich. Szybko! - krzyknąłem i pociągnąłem ją za łapę. Zaczęliśmy biec.
- Właściwie to czemu biegniemy? - zapytała Akira i zatrzymała się.
- Bo mam dla ciebie niespodziankę. - odpowiedziałem jej z uśmiechem również stając. Zaczerwieniła się okropnie i spytała:
- Jaką?
- Gdybym ci powiedział to już by nią nie była. - odparłem i pocałowałem ją. Poszliśmy do Alph. Mimo późnej pory nie byli jeszcze w jaskini lecz na łące. Ucieszyli się. Aria powiedziała że następnego dnia wszystko ogłosi. Potem poszliśmy do lasu. Sporo czasu zajęło mi znalezienie prezentu dla mojej ukochanej, ale wreszcie znalazłem wielki głaz, pod którym go ukryłem.

- Znalazłem go kiedyś i... pomyślałem sobie że...

Akira? Jaka jest twoja reakcja?




Od Glimmer

To dzisiaj był ten dzień.
Minęły dwa tygodnie od narodzin Nicka, który dzisiaj miał zacząć swoje pierwsze szkolenie.
Mimo, że Nick był moim młodszym, przybranym bratem, zostałam jego mentorką.
Słyszałam ostatnio, że w górnych stronach lasu iglastego, przez który płynął Wilczy Potok, został zabity ogromny niedźwiedź. Niedawno też, mniej więcej w tym samym czasie, widziano Nicka i Katniss razem.
Dlatego zastanawiam się...
Ale to niemożliwe. Nawet parze dwuletnich wilków trudno jest zabić dorosłego, potężnego niedźwiedzia. A co do piero dwójce zaledwie rocznych wilków!
Mimo, iż wiedziałam, że Katniss posiada wybitne cechy na wojowniczkę, to i tak szczerze wątpiłam, aby ona i Nick zabili niedźwiedzia.
No, ale wróćmy do tematu.
Popołudnie, Wilczy Potok. Leżałam na brzegu, czekają na swojego "ucznia", a w rzeczywistości - przybranego, młodszego brata.
W końcu się zjawił. Usłyszałam w Wolf Rock trzask łamanej gałęzi, a potem wyczułam, jak łapy Nicka stają na trawie. Pozwoliłam mu zrobić ze dwa kroki, po czym odwróciłam głowę.
No tak. Nick. Nie już mały, szary szczeniaczek z zielonymi oczkami, którego Storm musiała zawsze pilnować. Teraz już roczny, młody, odważny basior o czarnym futrze, szarej grzywce i złotych, świecących oczach.
-Glim! Skąd wiedziałaś, że się zbliżam? - zapytał, zaskoczony.
-Zapominasz, że jestem zwiadowcą. - odparłam spokojnie. - A konkretnie: zwiadowczynią, pilnującą zazwyczaj Wolf Rock. Zwiadowcy mają bardzo czuły słuch.
-Aaa....No tak. - zmieszany Nick podszedł do mnie. Mimo, że już dorosły, czasami tak samo naiwny.
Uśmiechnęłam się pod nosem i wstałam, starając się zachować kamienny wyraz pyska. Usiadłam przed Nickiem.
-Słuchaj, Nick. - zaczęłam. - Zanim rozpoczniemy szkolenie, musimy wyjaśnić sobie kilka spraw. - wzięłam głęboki oddech i spokojnie kontynuowałam: - Mimo, że to trudne, musisz zapomnieć, że jest twoją starszą, przybraną siostrą. A ja muszę zapomnieć, że jesteś moim młodszym, przybranym bratem.
-Ale jak mam zapomnieć? - zdziwił się basior. Westchnęłam.
-Chodzi o to, że na czas szkolenia nie łączą nas żadne inne więzy prócz więzi jaka jest pomiędzy mistrzem - w tym przypadku nauczycielką, mistrzynią - a uczniem. Rozumiesz? Nie będzie do mnie mówić "Glim", "siostro" ani nic takiego. Po prostu Glimmer. Ja będę do ciebie mówić wyłącznie po imieniu, czyli "Nicko". Rozumiesz?
-Tak, Glim...er. - poprawił się. - Rozumiem.
Pokiwałam głową.
-No to dobrze. Więc tak: na początek: co wiesz o zwiadowcach?
-Zwiadowcy to wilki owiane tajemnicą. - odparł Nick z lekkim uśmiechem na pysku. - Pojawiają się i znikają bez zapowiedzi, słyszą najlżejsze poruszenie. Podczas gdy strażnicy pilnują granic, zwiadowcy chodzą po lesie, posłuchają to tu, to tam, czasami wejdą na tereny wrogów, aby dowiedzieć się o ich planach.
Ponownie pokiwałam głową, zadowolona ze swojego nowego "ucznia".
-Dobrze, Nick. Dokładnie tak. Wiesz, na czym polegają sekrety zwiadowcy? Jakie życie prowadzi zwiadowca?
Tak jak się spodziewałam, Nick pokręcił głową.
-No to ja ci powiem. - mówiłam dalej. - Zwiadowca przez cały okres stażu ćwiczy bezszelestny chód i czuły słuch. Jest skryty i małomówny, to znaczy, że nie papla bez przerwy. - rzuciłam Nickowi krótkie spojrzenie. Zauważyłam, że się zaczerwienił. - Poza tym, uczą się dyscypliny duchowej i utrzymuję dystans do innych wilków.
Zamilkłam, kończąc tym samym swój monolog, a Nick wyparował:
-Dystans do innych wilków? Ha, ciekawe! Bo jakoś ty nie ukrywasz się, aby porozmawiać z Rickiem, Shadow, Berlo, Deucą, Alphami! - wyliczał.
-Bo to są moi rodzina i przyjaciele. - odparłam, a następnie dodałam: - Bo widzisz, Nick, nie zabraniam spotykać ci się ze Storm, Nightem, Nightflow. Do rodziny i przyjaciół zawsze możesz być w takich stosunkach, o jakich chcesz. Ale zobacz - nie wymieniłeś żadnego innego wilka z watahy.
Nick wbił wzrok w ziemię. Po minucie ciszy odpowiedział:
-A Valixy? Zucko? Mefisto? Athena? Moon? I inni zwiadowcy? Z tego co słyszałem, widzi się was razem.
-Nick, posłuchaj uważnie. - starałam się mówić powoli, cierpliwie i spokojnie. - Rodzina i przyjaciele - możesz mieć z nimi dowolne kontakty. Ale najczęściej, zwiadowcy przyjaźnią się z innymi zwiadowcami. To jest naturalne. Ale do pozostałych wilków utrzymujemy dystans. Widziałeś kiedyś, żebym rozmawiała z jakimś strażnikiem, oprócz Sawyera i Deuci? Wojownikiem, oprócz Alph? Szamanem, oprócz Berlo? Opiekunem szczeniąt, nauczycielem szczeniąt?
Nick kręcił tylko głową.
-Teraz rozumiesz?
Spojrzał na mnie. Jego złote oczy błyszczały.
-Tak, Glim...er. Rozumiem.
-To dobrze. No to co - zaczniemy, jak myślę, od cichego chodu?
Nick zarumienił się.
-Tak. Chodzę dosyć głośno, Katniss....też tak mówi.
Nie poznałam po sobie, że dosłyszałam pazuę, wahanie w jego zdaniu. Mimo to, wiedziałam, że chciał powiedzieć coś innego o Katniss niż to, że ta młoda wadera uważa, że głośno chodzi. Co i tak jest prawdą.
-No to chodź.
Udaliśmy się do lasu iglastego.
-Żeby chodzić bezgłośnie, musisz poruszać się na samych opuszkach. - tłumaczyłam. - Na początek musisz chodzić powoli, uważnie patrząc na swoje łapy. - postanowiłam, że najpierw nauczę go bezszelesnego chodu, a dopiero jak to opanuje, powiem mu, że przy cichym chodzie musi obserwować tak szeroki zakres przestrzeni, jak tylko się da. - Samymi opuszkami. No, spróbuj.
Po dziesięciu próbach (a także moich uwagach: "Chodzisz tak głośno, że zmarłego byś obudził", "Nie możesz się trochę bardziej postarać?!", "Hmm...Kto tak głośno chodzi - to ty, Nick, czy stado jeleni?") młody basior nadepnął na gałąź, ale nie złamał jej ani nic. Panowała komplenta cisza, a słychać było tylko śpiew ptaków.
Nick spojrzał na mnie z promiennym uśmiechem, zapewne spodziewają się słów "Dobrze, Nick! "Gratuluję, Nick!" "W tak szybkim czasie? Doskonale ci poszło, Nick!" ale ja nadal siedziałam i patrzyłam na niego z kamienną twarzą.
Basior patrzył na mnie, zdezorientowany. W końcu uniosłam jedną brew (wyćwiczyłam ten manewr) i znacząco spojrzałam na drogę przed nim. Ujrzałam zdziwienie i rozczarowanie w jego złotych oczach, zanim odwrócił głowę i ruszył dalej.
Dobrze mu poszło. Napotkał z pięć gałęzi, a złamał tylko jedną.
Sam Nick także to zauważył. Podbiegł do mnie truchtem, a ja omal nie ryknęłam na niego ze złości. Już mu się udawało, a teraz wraca, robiąc taki hałas jak godzinę wcześniej!
-No i jak, Glim...er? -zapytał; jego oczy aż świeciły. - Dobrze, nie? Z pięciu gałęzi złamałem tylko jedną!
-A potem wróciłeś tutaj, dudniąc tymi łapami tak, że chyba nawet Rapier na terenach WZ cię usłyszała. - odparłam kwaśno. Basior spojrzał na mnie z wyraźnym szokiem w oczach. Mimo, że nie chciałam sprawiać mu rozczarowania, musiałam to powiedzieć:
-Najważniejsze jest nie wpadnięcie w samozachwyt, Nick. Jakbyś teraz był na terenach WZ, aby podsłuchać plany Rapier, i szedł po tych pięciu gałęziach, z czego złamałbyś jedną, strażnicy Rapier na pewno by cię usłyszeli. Więc nie wiem, czy to było dobrze, Nick. Raczej nie. Gdyby taka sytuacja jak teraz miała by miejsce na terenach Rapier, byłbyś już martwy.
Nick wbił wzrok w ziemię. Najwyraźniej zdał sobie sprawę, że mam rację.
Ciszę, która zapadła, przerwałam ja:
-No, a teraz już wracajmy.
-Już? - zdziwił się Nick.
-Jak to: już? Przyszedłeś późnym popołudniem, a jest zachód słońca! No ale jak chcesz - jutro późnym porankiem nad Wilczym Potokiem.
Basior gapił się na mnie jak sroka w gnat.
-No na co się tak gapisz? - warknęłam.
-Ale...Rano, Glim! - zapomniał, że ma się do mnie zwracać pełnym imieniem. - Ja chciałem się spotkać z....
-No to przełożysz to sobie na wczesny poranek. - warknęłam, przerywając mu. I ruszyłam przed siebie. - Jutro o jedenastej rano masz być nad Wilczym Potokiem! A, i byłabym zapomniała - spojrzałam na Nicka. - Zwracaj się do mnie pełnym imieniem. - po tych słowach ruszyłam bezgłośnym truchtem w stronę Wolf Rock.
Nickowi zajęło to znacznie więcej czasu: szedł powoli, ale przynajmniej nie narobił hałasu.
-No, to do jutra, Glimmer. - rzucił, kierując się w stronę Wolf Rock.
-Do jutra. - odparłam, po czym padłam na trawę i zanurzyłam język w chłodnej wodzie Wilczego Potoku. Za sobą usłyszałam śmiech.
Uniosłam głowę i ujrzałam, jak Shad, chichocząc, podchodzi do mnie.
-No i jak tam, Glim? - zapytała. - Jak to jest być mentorką?
-Strasznie. - stęknęłam. - A najgorsze jest to, że Nick jest moim młodszym, przybranym bratem. Najpierw się zdziwił, że nie łączą nas żadne inne więzy poza więzią między uczniem a nauczycielem. A potem był wyraźnie zdziwiony, kiedy mu powiedziałam, że wynik - z pięciu gałązek została złamana jedna, zamiast dobry, a nawet bardzo dobry - czego się wyraźnie spodziewał - jest raczej zły, bo w takich samym przypadku, na terenach WZ, byłby martwy.
Shadow pokiwała współczująco głową, siadając obok mnie.
-No to faktycznie - musiało to być trudne dla was obojga. Ale sobie poradzilaś, nie? A poza tym - miałaś rację i musiałaś mu to uświadomić.
-Chyba tak. - przewróciłam się na grzbiet i spojrzałam na niebo. - Ale wierz mi, Shad: kiedy będziesz chciała wziąć sobie ucznia, zastanów się dziesięć razy.
<Shad?>





Od Glimmer 

-Zajmę się nią ale...będę dzielić opiekę z Deucą i Berlo. - spojrzałam prosto w łagodne, ciepłe oczy Alphy. - Dobrze?
<Ario? Wybacz że takie krótkie, coś wena mi uciekła




Od Nicka 

-Hmm....Co prawda nie lubię za bardzo wybiegać w przyszłość - odparłem z namysłem. - I muszę się jeszcze upewnić u mojej mentorki, Glimmer, czy mogę, ale wydaje mi się, że nie ma przeszkód. - dodałem.
-Czyli....Jeśli będziesz mógł, to zostaniesz moim mentorem, tak? - zapytała Selene. Pokiwałem głową.
-Zapewne tak. - odparłem. - A co? Chcesz zostać zwiadowcą? - posłałem córce Nevady lekki uśmiech.
<Selene?>




Od Nightflow
-Nick.-Przytuliłam się do niego mocniej.-Ja terz chciałam i chce z tobą być i to że się zmieniasz mnie nie obchodzi.Jak chcesz mi coś powiedzieć to mów śmiało.

(Nick)




Od Alphy Arii

-Dobrze Glimm- byłam z niej bardzo dumna, że jednak postanowiła wziąć to wszystko na siebie- dasz sobie radę.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie
-Lecę ciociu. Muszę pogadać ze Swiftkill- pobiegła, a ja ruszyłam w stronę Polany Szczeniąt. Tam właśnie w tej chwili miała szkolenie Shadow. Przycupnęłam z boku, obserwójąc, jak pod czójnym okiem wybitnego wojowniczki Soni, która miała za sobą wiele lat służby, z determinacją wgryza swe kły w kark w kukłę przywleczoną od ludzi. Rozszarpywała jego szyję z taką wściekłością w oczach, że przez chwilę wyobraziłam ją sobie na polu walki. Zaraz jednak ze strachem odepchnęłam tą myśl.
-Sonia!-krzyknęłam i podeszłam do wadery.
-O, witaj Alpho- uśmiechnęła się- mam oddać Shadow?
- Jeśli nie macie już ważnych żeczy do robienia- odwzajemniłam uśmiech.
Shad podeszła do mnie.
-Hej mamo. O co chodzi?
-Chciałabym przećwiczyc z tobą jutrzejszą ceremonię.
-To już jutro!?- krzyknęła z niedowierzaniem- ten czas tak szybko leci...
Podczas gdy szłyśmy w stronę Wzgórza Alph, rozpadało się. Wielkie krople deszczu całokowicie zmoczyło nam futro. Ale nie pozwoliłam Shad pójść do jaskini. Musiałyśmy przećwiczyć ślub. Moja corka powiedziała, że ma już przygotowana piosenkę, którą zaśpiewa z Cyrusem pod koniec ceremoni. Potem zaśpiewają ich ,,starą'' piosenkę,, Podemos''.
-Fajnie by było- powiedziałam, gdy Shady kończyła śpiewać nową piosenkę, którą też chciałaby włączyć do ,,repertuaru''- żebyście wszyscy, czyli ty Glimm, Ber, Cristal, Molly, Bella i inni twoi przyjaciele zaśpiewali piosenkę, razem, jak za starych dobrych czasów.
-Ale...mamo, nie zdążę nic wymyślić- powiedziła Młoda Alpha
- Postaraj się. A może zaimprowizujecie? Zawsze wam dobrze wychodzi.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie.
Resztę dnia spędziłyśmy na rozmowie o przebiegu ślubu. Cały czas padało. Wróciłyśmy do jaskini, I położyłyśmy się koło Rolly'ego, który nie musiał moknąć tak, jak my. Kiedy tylko wtuliłam głow,ę w pierś mojego partnera, zasnęłam.



Od Nevady

-Dobrze kochanie.-Powiedziała z lekkim uśmiechem choc coś ściskalo moje serce i gardło... Szczerze? Czułam się okropnie, ale skłamała przed dziećmi żeby się nie martwili.
-Na pewno wszystko dobrze?-Spytał Leach.
-Napewno.-Odpowiedziałam ale Leach zrobił zdziwioną minę. Nie wierzył mi...-No dobra dzieci, czas już iść.
Powiedział i poszedł z dziećmi, brakowało mi ich... Po 3 godzinach Leach znów przyszedł, lecz już sam...
-Powiedz szczerze, wszystko dobrze?-Spytał
-Nie za bardzo.
-A kiedy wyjdziesz?
-Nwm.-Jęknęłam-Kocham cie
-Ciebie też.
-Dobra Leach, już idziesz bo jest już późno-Powiedział Siento
-Dobrze.-Odpowiedział Leach.-Kocham cie, dobranoc kochanie.
-Dobranoc.-Powiedziałam i Leach zniknął a ja leżałam i gapiłam sie w sufit, aż zasnęłam.



Od Selene

- Tak chcę zostać zwiadowcą...Może też łcowcą i wojownikiem, mama mówi że jak będę dużo ćwiczyła będę doskonalym wojownikiem! Bo mam talent do atakowania. Wiem że Fanta chce zostać łowcą lub nauczycielem szczeniąt, Maxi chce zostać strażnikiem i wojownikiem, choć on nie nadaje sie na wojownika, bo nie może mnie nawet pokonać! Rozumiesz to?! Dziewczyna pokonuje chłopaka! A wiesz żę Maxi chce zostać Szamanem? Tak jak twój przybrany brat Berlo. A wiesz że...
-Dobra skoncz gadać!-Odezwał się Nick
-Czemu? Ja lubie gadać.
-Zwiadowca tak dużo nie gada, jeśli chcesz nim zostać.
-Dobrze, a co mam jeszcze ćwiczyć?
<Nick?>





Od Araksy 

Poranek lekko zajżał do naszej jaskini. Rodzice byli pogrążeni w lekkim śnie. Mały stwór nazywany taż moim bratem leżał w dziwnej pozie z nie naturalnie wygiętą nogą i okropnie się ślinił nie wiem czy można nazwać spaniem ale najpewniej każdy by tak to nazwał. Był wschód słońca. Promienie słońce ledwo wyglądały zza wysokich drzew. Idealna pora dla mnie. Z całego dnia najbardziej kocham wschody i zachody słońca. Delikatnie podniosłam głowę z mojego posłania. Wszyscy spali. Cicho podniosłam się. I wyszłam z jaskini. Gdy się oddaliłam zaczęłam biec. Szybciej, szybciej i szybciej. Czułam się taaaka wolna!! Potknęłam się o coś, podejżewam że nawet o własną łapę. Sturlałam się po zboczu wzgóża. Gdy się zatrzymałam nie mogłam opanować śmiechu. Wyrwał się on z mojego gardła i rozbrzmiał w okolicy. Usłyszałam szelest i się obrocilam. Zobaczyłam cień wilka który znikał w gęstwinie lasu. Na początku chciałam pobiec za nim ale stwierdziłem że w tym wkońcu jestem na terenie gdzie zamieszkuje wiele wilków i wszystkich znam więc raczej nie był to nikt obcy. Po chwili gdy mój oddech przybrał normalny rytm ruszyłam dalej. Biegłam szybkim truchtem, dzięki częstym i wyszerpującym treningom mogłam tak biec godzinami. Wybieglam z terenów naszej watahy i przebiegłam dziki strumień. Wbieglam na małą polanę. Na jej krańcu zaczynał się stary las. Drzewa były tak grube że aż trzy wilki z trudem mogły obją jedno z nich. Dawniej w tych stronach na północy były wielkie bagniska. Pozostałości nadal istniały. Zimą szalała tu wielkie wiatry, i od tego najwyższe drzewa miały mniej niż trzy metry. Jedno z nich było inne niż wszystkie, właśnie one kilka miesięcy wcześniej gdy odkryłem tę polanę przykuło moją uwagę. Znalazłam w nim dużą dziuple. Wejście było ok dwa metry nad ziemią więc żeby tam wejść trzeba było trochę się wspiąć . Gdy zamieścło się w wejściu które nie było największe schodzilo się po kilku prowizorycznych schodkach i wchodzilo się do obszernej sali. Już zdążyłam wnieść tak dwa worki wypchane wrzosami i mchem. Służyły mi za legowisko. W korze było kilka otworów przez które przenikało światło ale i tak przyniosłam kilka szklanych słoiczków które pomalowalam tak że z daleka wyglądały jak witraże. Wsadziłam w nie świeczki z włosku pszczelego i często je zapalałam. Na ścianach pozawieszalam moje rysunki. Urządzałam się tu dopiero od tydognia ale wszystko zaczęło wyglądać jak powinno.



Od Samanthy 
Obudziłam się w szpitalu... Po chwili wszystko sobie przypomniałam. Cały pożar i zamieszanie...
-Witaj Samantho, wreszcie się obudziłaś. - dopiero wtedy zauważyłam obecność Arii
-Dziękuję, za ratunek. - powiedziałam nieśmiało
-Tylko, że ty leżałaś na brzegu potoku. Znaleźliśmy cię tam.
-To kto mnie z wody wyłowił?
-Nie wiem. Może sama Lastra. - wadera zaczęła się śmiać
-To ja może pójdę na chwilę nad potok...
Nie czekając na odpowiedź pobiegłam w tamtą stronę. Usiadłam przy brzegu i wpatrywałam się w wodę. Minęło dość dużo czasu, gdy coś mokrego dotknęło mnie w ogon. Powoli obróciłam się i zobaczyłam właśnie ją - Lastrę.
-Dziękuję za ratunek... - szepnęłam, a ona kiwnęła głową i wskoczyła do potoku. W tej samej chwili przyszła Aria.
- Ja ją widziałam... Ario, uwierz mi, proszę!
Wadera pokręciła przecząco głową.

<Ario?

Od Nicka

-No....Na pewno musisz się także nauczyć cichego chodu - odparłem, po czym, po krótkim namyśle, dodałem: - Ale więcej ci nie powiem, bo nie chcę wprowadzić cię w błąd. Jestem jeszcze na stażu.
-A...-odparła wyraźnie zawiedziona Selene.
-No, to zacznij ćwiczyć na razie to, co ci mówiłem - powiedziałem. - Jestem pewny, że będziesz mieć co robić. - mrugnąłem do niej i oddaliłem się.
<Selene? Chcesz coś dodać?>



Od Akiry

-Och.. jest piękny!- przytuliłam partnera- Dziękuje!
-Cieszę się, że ci się podoba
-Kocham cię
-Ja ciebie też- powiedział i się pocałowaliśmy, następnie założyłam naszyjnik
-I jak wyglądam?
-Pasuje ci- odpowiedział z uśmiechem- Idziemy się przejść?
-Jasne- chodziliśmy po terenach do późnej nocy rozmawiając, w końcu gdy wróciliśmy do jaskini położyliśmy się i zasnęliśmy przytulając się. Jeszcze nigdy nie spałam z takim poczuciem bezpieczeństwa. Rano gdy się obudziłam Nirvan już nie spał i mi się przyglądał
-O czym myślisz?- spytałam

Nirvan?


Od Dusta

Szedłem przez Polanę Księżyca, z oczmi utkwionymi w ziemię i rozważałem o wielu sprawach- o Roni, która jeszcze nie wróciła z ,,polowania''. O mojej pracy. Ale najbardziej myślałem o partnerce. Tyle wader się we mnie kocha...ale...w końcu moje serce zaczęło bić tylko dla jednej z nich...TAK! Dziś powiem tej waderze, co do niej czóję! Rozmyślalem tak, gdy nagle na kogoś wpadłem. Podniosłem się z ziemi.
-Przepraszam gapa ze mnie- i spojrzałem na wilka, którego potrąciłem.
To była ona!
-Nic nie szkodzi- odparła i popatrzyła na mnie. Coś błysnęło jej w oczach- to moja wina.
Patrzyłem prosto w jej piękne, niebieskie oczy, gdy pomagałem jej wstawać.
-Nie, to moja wina, Saphiro- bo to właśnie była ona- jako wynagrodzenie za moją nieuwagę zapraszam cię na spacer, zgoda?
Spojrzała na mnie, z wielkimszczęściem czającym się w jej pięknych oczach.
-Z wielką chęcią.
Prześliśmy koło Wilczego Potoku. Potem koło Polany Szczeniąt....aż wreszcie w miejsce, gdzie od dawna moje serce pragnęło zabrać tę waderę- do Love Lagoon.
-Och...-szepnęła zaskoczona Saph
Odwróciłem ją w moją stronę i powoli, stresując się wyjąkałem:
-Saphiro...bo...em...no...mmm...moje serce...wybrało...ehh...kocham cię Saphiro.
Wydusiłem w końcu z siebie te trudne słowa i czekałem na reakcję wilczycy.

<Saphiro???>



Od Kasumi

stałam na polanie księżyca co było począć, nudziłam się. Nagle podeszła do mnie alfa Aria
-Nudzisz się?-zapytała
-Taaak-zmieszałam się
-Radzę ci iść do Deep Green przejdziesz tędy do Jeziora byysków
-Dziękuję, tak zrobię-odparłam i alfa poszła
W tunelu Deep Green było prze pięknie. resztę dnia spędziłam na oglądaniu terenów watahy i stwierdziłam nie jedno krotnie są przepiękne!




Od Swiftkill

Niecałe dwa tygodnie spędziłam w WWG. Z moim bratem, Ignisem.
Ahh....Było tu lepiej, niż w starej watasze.
Chodź niezupełnie.
Wszystkie szczeniaki chciały się tutaj bawić. Nie rozumiały, że ja nie chciałam.
Raz Selene, córka Nevady - wilczycy, która opiekowała się Ignisem - szalała na Polanie Szczeniąt. Chciała walczyć, oczywiście, miała być to walka w formie zabawy.
No i uwzięła się na mnie. Podbiegła do mnie jak strzała i wpadła na mnie z impetem, przewracając mnie.
-Hej, Swift! Walczysz? - zapytała, po czym, nie czekając na odpowiedź, zaczęła warczeć dla zabawy: - Wrr, wrr, grr...-po czym skoczyła na mnie.
Uratował mnie mój refleks. Zrobiłam szybki unik, a Selene wylądowała na ziemi.
Niemniej, nie zniechęciło jej to. Chciała się bawić (była ode mnie starsza, a zachowywała się tak, jakby była ode mnie młodsza).
Każdy normalny szczeniak po prostu bawiłby się z nią.
Ale nie ja. JA nie byłam normalnym szczeniakiem.
Tak. Ja nie jestem normalna i jestem z tego powodu dumna.
Tak więc, uderzyłam lekko Selene łapą w pysk i odskoczyłam.
-Selene, nie chcę się bawić! -zawołałam.
-Oj, nie marudź! - i znów na mnie skoczyła.
Teraz się już zdenerwowałam (nie należę do cierpliwych). Uderzyłam sunię mocno głowę w brzuch. Zdezorientowana Selene poleciała do przodu i przejechała po ziemi.
-Au! - zawyła. - Swiftkill! - spojrzała na mnie. W jej oczach ujrzałam szok i rozczarowanie.
-Mówiłam, że nie chcę się bawić - warknęłam, po czym odeszłam nad Wilczy Potok.
-Proszę, proszę....Pani agresywna.
Obróciłam się i ujrzałam jakiegoś szczeniaka, sunię. Nie zapamiętuję imion szczeniąt z WWG, więc nie wiedziałam, jak się nazywa. Nie mogłam też określić jej wieku.
-Czego chcesz? - warknęłam niemiło.
-A może tak grzeczniej? - parsknęła.
-Nie mam ochoty - odpowiedziałam.
-Hmm...Nie wiem co ty masz w tych żyłach, ale na pewno nie czerwoną krew...Raczej czarną. A wiesz, jakie wilki mają czarną krew? - zarechotała złośliwie. - Takie, które są lub będą mordercami! Więc możesz od razu iść do Rapier, do WZ. Nikt nie będzie za tobą płakać.
-Oj, chyba sprawię ci przykrość - zostaję w WWG. A ty nie masz nic do gadania.
-Pff...agresatorka zostaje? To się nie może dobrze skończyć - prychnęła. - Ale rób, co ci tylko przyjdzie do tej twojej pustej głowy....CZARNOKRWISTA.
-WRRR! - warknęłam, zła.
Jednak moja rozmówczyni tylko się zaśmiała i odeszła.
"Tchórz" pomyślałam, po czym spojrzałam w wodę.
Czy ja jestem Czarnokrwista? Czyli zła? Agresywna?
Nie wiem.



Od Nicka 

-Wiesz, Night....Ja.....J-ja....Też cię kocham - wyznałem i pocałowałem waderę.
<Nightflow?>


Od Alphy Bajar Cristal

-Eeemm, Saw, idziemy na ślub? Zaraz się zacznie.- zmieniłam temat.
-Tak...jasne- powiedział ,,niewyraźnie''
Poszliśmy, a ja ciągle spoglądałam na Sawyera. Wiem, że on nadal kocha Shadow...



Od Team'a

-Chciałabyś się przejść?-spytałem- jesteś tak ładna jak dzisiejszy dzień.
A dziś świeciło piękne słońce.
-Och...-speszyła się wadera- ok...
Trąciłem ją pyskiem i ruszyliśmy przez las. Nagle, Sonia jakby się ośmieliła, bo trąciła mnie ogonem i uśmiechnęła się słodko. Odezwała się:


<Sonia?>




Od Kasumi

Szłam sobie drogą gdy nagle zobaczyłam Shin'a.
-Cześć-powiedziałam
-Witaj-odparł
Poczółam się na chwilę zmieszana, ale po chwili zapytałam:
-co powiesz na mały spacer?

Shin?


Od Saphiry

Popatrzałam na basiora z niedowierzaniem.
-Ja Ciebie też kocham,Dust.-powiedziałam i pocałowałam go.Od tamtej chwili moje serce bije tylko dla niego.Nie miałam zamiaru skrzywdzić tym żadnej innej wilczycy w tej watasze,które również się kochały w Dust'cie.Od tamtej pory jestem najszczęśliwszą waderą na ziemi.
<Dust?> 




-------------------------------------------------------------------------------- 

Od Shadow

-Shady, Shady! Wstawaj! Chyba nie chcesz przegapić tego dnia!
Otworzyłam zaspane oczy. Nade mną stała uradowana Cristal. Przeleciałam wzrokiem po jaskini. Było pusto.
-Tak, tak, już wstaję…-przewróciłam się na drugi bok, grzbietem do ,,siostry’’.
-Shady!
-No już…
-Chyba nie chcesz spóźnić się na swój ślub z Cyrusem?- powiedziała z przekonaniem Cristal.
Na dźwięk jego imienia, na moim pysku bezwiednie pojawił się uśmiech. Fakt. Nie miałam zamiaru spóźnić się na własny ślub.
Wstałam i przeciągnęłam się.
-Ok, no już- ziewnęłam- to od czego zaczynamy?
-Nad Wilczy Potok!- krzyknęła waderka i ruszyła ku wodzie. Na zewnątrz była przepiękna, słoneczna pogoda.
,,Wymarzona na ślub’’- pomyślałam
Znalazłyśmy ustronne miejsce z dala od Polany Księżyca, gdzie nie było żadnego wilka. Weszłam do wody. Zimne prądy strumienia przyjemnie moczyły mi futro, aż do skóry. Zanurzyłam się. Woda zmoczyła mi grzywkę. Otworzyłam oczy. Koło mnie właśnie przepływał czerwony łosoś. Wynurzyłam się i otrzepałam z głowy krople.
-Brrr…ale zimna-powiedziałam- choć Cristal, ty też się umyjesz.
-Już, poczekaj- wzięła coś w zęby i wsypała do wody przede mną.- teraz szybko się zanurz i wpłyń w to.
Zrobiłam tak, jak kazała. Kiedy się wynurzyłam, spytałam, co to było.
- Płatki lawendy-uśmiechnęła się- dzięki nim będziesz pięknie pachnieć.
Uśmiechnęłam się do niej i gestem zaprosiłam do strumienia. Wadera powoli weszła do wody…i jakby nigdy nic, ochlapała mnie!
-Cristal!- wrzasnęłam- a masz!
Teraz ja ją ochlapałam. Moczyłyśmy się nawzajem i co chwila się śmiałyśmy i piszczałyśmy jak szczeniaki.
-A co tu się dzieje?!- krzyknął jakiś żeński głos…i wilczyca do której należał ochlapała nas.
Gdy woda opadła okazało się, ż to…
-Mama!- krzyknęłyśmy równo, ja i moja siostra.
Na Alphę poleciała fala zimnej wody.
-Shad, Cristal! Spokój!- krzyknęła ze śmiechem, ochlapując nas-  dobra, dziewczyny! Już, już, wystarczy!
Wyszła z wody i nadal się śmiejąc, otrzepała się.
-Shadowy, szykuj się- dziś twój wielki dzień!
-Przecież wiem- uśmiechnęłam się oraz otrzepałam, bo wyszłam za mamą.- wiesz gdzie podziewają się Grimm, Molly i Anabella? Miały mi pomagać. Deca też, ale ona dopiero urodziła szczeniaki i ma ważniejsze obowiązki.
-Glimm już tu idzie, a reszta…zaraz ich poszukam i powiem, że by przyszły nad Potok. Będziesz z pewnością wyglądać prześlicznie- pocałowała mnie w czoło i odbiegła, a ja odwróciłam się do siostry, która też wyszła już z rzeczki.
- Jaki masz następny punkt?- spytałam.
- Tera, kiedy twoje futro będzie schnąć na słońcu, ja je starannie wyczeszę. Odwróć się.
Siadłam tyłem do Cristal, i od razu poczułam, jak szyszka rozplątuje moje kołtuny. Kiedy czesała mi grzywkę, przyszła Glimmer
-Shad, jak ty pachniesz! Twoje futro lśni jak nigdy!- powiedziała jak tylko do nas podeszła.
-A jakieś ,,Cześć’’, ,,Jak się masz’’?- zaczęłam się śmiać, a Cristal i Grimm wraz ze mną- ale dziękuję. Choć nigdy nie dorównam tobie w wyglądzie, w dniu twojego ślubu.
-Nigdy, Shadow!- oburzyła się moja przyjaciółka- będziesz sto razy piękniejsza ode mnie i od wszystkich innych wader razem wziętych!
-Nie przesadzasz?
-Nie!
-A ja myślę, że BARDZO.-zaśmiałam się. Po tym odezwała się moja siostra:
-Glimm, czy mogę przekazać Shadow twoją suknię ślubną? Bo…nie zdążę załatwić drugiej.
-Oczywiście- uśmiechnęła się różowa wadera.- w takim razie, czas, abyś ja przymierzyła.
To ostatnie było zwrócone do mnie. Grimm pobiegła po suknię do jaskini Gamm i Delt. Wróciła w mgnieniu oka i podała mi śnieżnobiały, piękny materiał. Przyjaciółki pomogły mi ją założyć. Glimmer była ode mnie trochę większa, ale suknia pasowała jak ulał. Kiedy ją przymierzałam, Cristal poszła po coś do Jaskini Alph. Po paru minutach wróciła, trzymając coś w pysku. Z daleka wyglądało to jak korona, którą mi kiedyś zrobiła. Ale gdy się zbliżyła…okazało się…że to diamentowy diadem.



-Cristal…jak?- nie mogłam wydusić z siebie żadnych słów. Byłam oczarowana diademem. Nie mogła go przecież zrobić sama, więc…
-Cristal, przecież wiesz, że nie można się zakradać do ludzkich watah!- Powiedziałam- mogli cię zabić!
-Wiem- powiedziała biała wadera- ale w takim ważnym dniu zasługujesz na miano najpiękniejszej. A to ci w tym pomoże.
To powiedziawszy, wsunęła diadem na moją idealnie ułożoną grzywkę. Nie udało mi się powiedzieć nic innego, niż krótkie, ale pełne wielu uczuć ,,Dziękuję’’. Byłam bardzo zaskoczona.
- Cristal, jesteś…najlepsza- krzyknęła za mnie równie zauroczona Glimmer.
-Eee tam…-szepnęła speszona wadera
Nie wytrzymałam i rzuciłam się jej wdzięczna na szyję.
-Nie mogłam wymarzyć sobie lepszej siostry.- szepnęłam
-Ja też – wyczułam, że się uśmiecha- uważaj, bo potargasz sobie futro.
Odsunęłam się niechętnie. Chciałabym ją przytulać caaaały dzień.
-Shadow!- zawołała Molly. Akurat przyszły wraz z Bellą.- Cyrus już jest. Nawet nie wiesz, jak bosko wygląda!
Wymieniłam spojrzenia z Glimm i z uśmiechem odpowiedziałam:
-Domyślam się.
-Shad, ruszaj się! Musimy cię przecież do końca wyszykować!- powiedziała Anabella
Dziewczyny wzięły mnie w obroty. Pomalowały mi pazury na różowo, tak samo powieki. Glimmer pożyczyła od Deucy waniliowe perfumy, które były prezentem na jej pierwsze urodziny ode mnie. Wyczesały mnie jeszcze parę razy, poprawiły grzywkę, dopracowały ogon. Wyciągnęły rzęsy. Na szyi zawiesiły mi naszyjnik z koniczynką od Cyra, a na łapie zapięły bransoletkę z insygniami muzyki od rodziców. Po godzinie, kazały mi się przejrzeć w tafli Wilczego Potoku. Z niepokojem podeszłam do brzegu. Bałam się, że zobaczę tam wylansowaną lalunię. Bałam się, że wszyscy zebrani ( a z pewnością będzie ich dużo) pomyślą, że jestem jakąś ,,plastikową’’ waderą, która myśli tylko o swoim wyglądzie. Ale gdy zerknęłam na swoje odbicie w wodzie... wszystkie te niepokoje zniknęły. W odbiciu zobaczyłam czarną waderę, z różową grzywką, takowymi powiekami , magicznymi różowymi oczami, i diamentową koroną na głowie.
-Och…- zdołałam tylko tyle z siebie wydusić.
-Jesteś teraz najpiękniejszą Panną Młodą
-Dziękuję wam bardzo dziewczyny!- przytuliłam je wszystkie.
-Shad, zostało 20 min. do rozpoczęcia ceremonii.- przypomniała Glimm- musimy się śpieszyć!
Była to prawda. Ruszyłyśmy więc w stronę Polany Księżyca.
Doszłyśmy tam w parę minut, bo choć miejsce, w którym się szykowałyśmy, było dalej, niż główny bieg Wilczego Potoku, Polana Księżyca znajdowała się w miarę blisko. Wyjrzałam między krzaki na skraju łączki. Na polanie zgromadziła się już cała WWG i WBK( Wataha Bratniej Krwi, rodzinna wataha mojego chło…narzeczonego) , oraz Alphy i Ważniejsze Bety z sojuszniczych watah. Wilków było NAPRAWDĘ DUŻO. Mama i tata, wraz z rodzicami Cyrusa stali wysoko na Wzgórzu Alph. A na samym jego czubku… stał Cyr. Widziałam go tylko przez ułamek sekundy, bo zszedł w dół, tak, że z dołu nie było go wydać.
-Shadow- przykuła moją uwagę Molly- ja z Bellą idziemy do tłumu- trzymamy kciuki! Chociaż… nie, bo nie mamy kciuków- wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem. Kiedy ucichł odezwała się moja siostra:
-Shad, ja idę do rodziców. Zobaczymy się na Wzgórzu.
Wadery poszły na swoje miejsca, a ja zostałam z Glimmer.
- To co?- uśmiechnęła się przyjaźnie- my też idziemy?
Uśmiechnęłam się do niej. Lecz ten uśmiech zaraz spełzł mi z pyska. Odetchnęłam głęboko. Strasznie się stresowałam. To najważniejszy dzień w moim życiu! Moim partnerem zostanie basior, który zawładnął moim sercem i równocześnie zdobędziemy sojusz z WBK! A…co, jeśli źle wybrałam? Co jeżeli tak naprawdę nie kocham Cyrusa? Ech! NIE! Ja go kocham! Kocham z całego serca. A skoro ono tak wybrało, znaczy, że wybór jest słuszny.
-Tak- przełknęłam ślinę, a uśmiech znów pojawił się na moim pysku- chodźmy!
Zaszłyśmy Polanę Księżyca tak, że znalazłyśmy się u stóp Wzgórza Alph, niewidoczne dla gości. Jako moja druhna, moja przyjaciółka dostała pozwolenie na wejście. Powoli zaczęłyśmy wspinać się ku górze. Jeszcze nie weszłyśmy na taką wysokość, by można nas wyło widać z dołu. Spojrzałam na czubek Wzgórza Alph. Stał tam ON. Mój wybranek. Stał do mnie prawym bokiem, z wyprężoną piersią. Miał na sobie brązowe szelki( w jego, i okolicznych watahach takie właśnie szelki założone na wielkich uroczystościach symbolizują wysokie ustawienie w hierarchii.) . Do nich przypiął serduszko z wnęką ode mnie. Przez nie, przepięknie przechodziły promienie słoneczne. Uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. W przypadku, w którym nie byłabym zwiadowcą, spuściła bym, speszona, wzrok. Ale JESTEM zwiadowcą. Więc pomimo zawstydzenia, jakie we mnie na chwilę wezbrało, utrzymałam kontakt wzrokowy z basiorem. A on…wyglądał…Och! Nie ma takich słów, żeby go opisać!

 

Dopiero teraz kątem oka, zauważyłam czarno-czerwonego basiora stojącego obok Alph Greybacka i Whitewind. Domyślałam się, że to Tresh- młodszy brat Cyra. Jak on wydoroślał! Ostatni raz widziałam go, jak miał może około 6 miesięcy. Teraz miał około 1,6 lub 7 .


Obok, stali jego rodzice.



Szłam dalej. Nadal nie było nas widać z dołu. Z tyłu, słyszałam bardzo ciche stąpanie łap Glimmer. Dobrze, że ona jest ze mną!
Właśnie przechodziłam obok moich rodziców. Uśmiechali się do mnie szeroko, a ja do nich. Byli szczęśliwi, tak, jak ja.
Dopiero teraz zorientowałam się, że oprócz śpiewu ptaków w rytm sławnej muzyki weselnej (nie wiem jak, ale magowie jakoś to załatwili), nie ma żadnych innych dźwięków. Ponad tysięczna liczba zaproszonych gości ucichła, czekając, aż się wyłonię. Bałam się trochę tej chwili. Ich Młoda Alpha wychodzi za mąż!
Po woli zbliżałam się do czubka Wzgórza. Cyrus nadal na mnie patrzył i wciąż się uśmiechał. Emanował niezwykłym szczęściem. Kiedy się na niego patrzyło, wydawało się, że zaraz zacznie skakać z radości. Do niego zostało mi parę metrów. W końcu weszłam za sam szczyt, a wilki na dole wydały zduszony okrzyk zachwytu. Czy ja naprawdę tak pięknie wyglądam?
-Jesteś NAJPIĘKNIEJSZA- szepnął mi do ucha narzeczony.
-Dziękuję –odszepnęłam.
Odwróciliśmy się przodem do zebranych. Mój tata stanął na występie skalnym wystającym ze Wzgórza Alph, po prawej stronie.
-Kochani!- powiedział głośno i wyraźnie, że z pewnością usłyszały go wilki z końca Polany.
Zaczął witać wszystkie zebrane watahy. Kątem oka dostrzegłam po prawej stronie na występie skalnym Sawyera, a obok niego Cristal.  Basior miał lekko zbolały wzrok, kiedy na mnie spojrzał. Jednak zaraz się uśmiechnął. Spojrzałam na niego pytająco, jakbym chciała powiedzieć ,, Mogę za niego wyjść a ty nie będziesz smutny?’’. Saw skinął lekko głową, a ja, już szczęśliwa odwróciłam się stronę taty.
-Oraz oczywiście jakże ważną Watahę Bratniej Krwi- przedstawił.
Wilki na dole witały się skinieniem głowy.
- Tak więc, przejdźmy do sedna uroczystości- powiedział samiec Alpha i zwrócił się do mnie i Cyra- wszyscy zebraliśmy się tu, by połączyć więzem partnerskim te dwa oto kochające się wilki!
Przez tłum przebiegł szmer zadowolenia, a na pyskach gości pojawiły się uśmiechy.
- Oraz, aby połączyć sojuszem dwie watahy: Watahę Wschodzącej Gwiazdy z Watahą Bratniej Krwi!
Alphy Greyback i Whitewind zgodnie kiwnęli głowami.
-Młody Alpho Watahy Bratniej Krwi Cyrusie - zwrócił się do basiora- czy chcesz wziąć za partnerkę tą oto Młodą Alphę Watahy Wschodzącej Gwiazdy Black Shadow i czy przysięgasz jej wierność i miłość, w zgodzie i nie zgodzie, póki Śmierć Fatos was nie rozłączy?
Cyr spojrzał na mnie ciepło i uśmiechnął się czule.
- Tak, przysięgam
- Młoda Alpho Watahy Wschodzącej Gwiazdy Black Shadow, czy chcesz wziąć za partnera tego oto Młodego Alphę Watahy Bratniej Krwi Cyrusa i czy przysięgasz mu wierność i miłość, w zgodzie i nie zgodzie, póki Śmierć Fatos was nie rozłączy?
Spojrzałam na Cyra. Kątem oka na Sawa. Kiwnął głową. Na zebranych. I znów na Cyrusa. Uśmiechnęłam się ciepło. Spojrzałam przelotnie na tatę, a potem w dal, na horyzont, za Polaną, za Wolf Rock, za Potokiem…
-Tak, przysięgam- odparłam z dumą.
Goście stłumili szczęście.
-Tak więc, na mocy nadanej mi przez Armoura, uroczyście ogłaszam was partnerami! Uroczyście zawiązuję sojusz! Cyrusie, możesz pocałować Pannę Młodą…moją córkę….-dodał ciszej.
Cyr odwrócił się do mnie, a ja do niego. Staliśmy bokami do zebranych.
Popatrzyłam głęboko w jego miodowe oczy. Były pełne radości. Zbliżyliśmy się do siebie i… nasze pyski złączył pocałunek pełen miłości i emocji. Przez tłum przebiegły westchnienia, piski i krzyki oraz głośne ,, ACHHH!!!”
Zostaliśmy złączeni w pocałunku, aż zabrakło nam tchu…najchętniej nie oderwałabym się od mojego chłop…narze…p-partnera. Patrzyliśmy na siebie chwilę, która dla mnie była jak wieczność. Spoglądał na mnie z  miłością w oczach, które zdawały się mówić ,, Zaopiekuję się tobą, przy moim boku, nic, nigdy ci się nie stanie’’. A ja im uwierzyłam. Wierzyłam w to patrząc właśnie na te miodowe, ciepłe ślepia które należały do jedynego basiora, z którym naprawdę mogłam być szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa. Uśmiechnęłam się do niego.
-Wierzę- szepnęłam, a on, jakby zrozumiał o co mi chodzi ,przytulił mnie opiekuńczo
-Kocham cię- szepnął
-A ja ciebie.- czułam się potrzebna, i otoczona opieką…
Tłum nadal wiwatował na naszą cześć. Kątem oka zobaczyłam, że nawet Whitewind porzuciła złość i uśmiechała się w naszą stronę, wraz z moją mamą.
- Jesteśmy świadkami miłości, która połączyła dwie, tak różne watahy- zaczął tata- Ta wielka miłość…
-Przetrwa na zawsze,
Przejdzie ona na dzieci wasze.
Trwać będzie w was, niczym niezmącona,
zło zniszczyć jej nigdy, przenigdy nie  zdoła.
Na wieki zostanie w sercach ukryta,
Choć boli, zawsze za szczęście chwyta.
Ta miłość, co w sercach waszych się chowa-
Przetrwać zły czas już będzie gotowa.

Wszyscy spojrzeli w stronę, skąd dobiegał głos. Naprzeciwko Wzgórza Alph, w powierzu zawisł… sam Armour! To on przerwał tacie i dokończył jego słowa… Nikt z zebranych nie pisnął ani słówkiem. Wszyscy wstrzymali oddech.
- Słowa me zapamiętajcie, złego do serc nie wpuszczajcie- powiedział, patrząc na mnie i Cyrusa- Dalej wielką ceremonię, Alpha poprowadzi godnie.
Rozbłysło potwornie jasne światło, a wszyscy przysłonili oczy. Kiedy opadło, boga miłości już nie było, a wśród gości dało się słyszeć szepty.
-Wow- powiedział Cyr, bo więcej nie umiał wykrztusić. Ja za to zachowałam milczenie. Sam Armour objawił nam się w dniu naszego ślubu…
-Ekhem…-przerwał ciszę mój tata- sami słyszeliście boga miłości. Miłość tych dwojga wilków przetrwa wszysto. Wiwatujmy na cześć młodej pary!
Wszystkie zebrane watahy zaczęły wykrzykiwać z entuzjazmem nasze imiona i inne słowa, jak ,,Jeeeeee!’’ lub ,,Łooooooooł!!!’’
-Tak więc, moi kochani- ojciec zwrócił się do nas- od teraz będziecie przyszłymi Alphami Watahy Wschodzącej Gwiazdy. Przejmiecie władzę po mnie oraz po Arii i godnie będziecie rządzić stadem.
Powiedział tak, ponieważ już dawno Whitewind zgodziła się, aby Cyrus przeniósł się do WWG i tu w przyszłości został przywódcą, a w WBK Alphą zostanie jego młodszy brat, Thresh.
-Ceremonia dobiegła końca. Teraz, te zakochane wilki zaśpiewają dla nas swą pieśń! 
Goście krzyknęli ochoczo, a ja i Cyr spojrzeliśmy na siebie.
-Damy radę- uśmiechną się
-No jasne- odparłam.
Zaczęliśmy śpiewać. A w tej piosence zawarliśmy wszystkie nasze uczucia...całą naszą prawdziwą miłość.


Wszyscy szaleńczo wiwatowali.
-Teraz, w imieniu młodęj pary, wszystkiech zapraszam na ucztę!
Przez tłum przeszedł szmer aprobaty. Goście zaczęli ustawiać się w kolejkę do składania życzeń podczas gdy ja i Cyr schodziliśmy ze Wzgórza Alph. Moje wprawione oko zauważyło, że grupa łowców udaje się do lasu prawdopodobnie ,,złowić ucztę’’ Spojrzałam w dół. U stóp wzgórza zebrała się kilometrowa kolejka. Ne lubię być w centrum uwagi, ale ze względu na moją pozycję w watasze jest to niestety nie uniknione.
W końcu ja i Cyrus majestatycznie zeszliśmy. Pierwsi do złożenia życzeń stali moi rodzice.
-Kochanie…-powiedziała mama i przytuliła mnie mocno.- czekałam na to od dnia mojego ślubu- posłała oczko tacie- jestem z ciebie taka dumna!
-Dzięki, mamo- uśmiechnęłam się .
- Gratulacje, Shadowy- tata posłał mi szeroki uśmiech- a to taki mały prezencik od nas i Cristal.


-Dziękuję!- krzyknęłam i utuliłam ich.
- Szczęścia, siostro!- rzuciła się na mnie biała waderka.
-Och…Cri…stal...- nie mogłam złapać oddechu przez jej niedźwiedzi uścisk.
-Jak się czujesz po ślubie? Chcesz mieć szczeniaki? Ile? Mogę być matką chrzestną? No odpowiedz!
-Może…jak…mnie..pu…ścisz..to od…powiem- wykrztusiłam.
Odsunęła się, ale uśmiech nie schodził jej s pyska.
-Więc?
-Obiecuję ci, że później na wszystko odpowiem. Uśmiechnęła się i przepuściła kolejnego wilka. Była to Withewind. Przeszyła mnie swym lodowatym spojrzeniem, choć dziś było ono jakby…bardziej ciepłe?
-Życzę ci szczęścia, Shadow- powiedziała- będziesz dobrą Alphą.
Odeszła. Greyback, który stał obok niej powiedział:
- Opiekuj się Cyrusem.
Posłał mi lekki uśmieszek i podszedł do syna.
Po BARDZO wielu życzeniach, gratulacjach i innych tym podobnych rzeczach, które wypłynęły z pysków blisko dwustu wilków, byłam naprawdę wykończona. Goście ,,luźno’’ chodzili po Polanie Księżyca czekając, aż łowcy przyniosą pożywienie. Zmęczona, położyłam się na chwilkę pod Wzgórzem Alph. Koło mnie przycupnął Cyr, jak widać równie wymęczony.
-Ilu?- spytał
-Tak…ze dwustu?- uśmiechnęłam się, a on obdarzył mnie tym samym.
- U mnie też-przysunął się- tak się cieszę, że będziemy się już widywać codziennie, tu, w WWG
-Nawet nie wiesz jak ja- pocałowałam go w policzek.
- Shad…
-Tak?
- Słuchaj…
Rozmowę przerwało nam wycie. Było to wycie oznaczające udane łowy.
-Potem mi powiesz- uśmiechnęłam się i wstałam, a on za mną. Ruszyliśmy w stronę miejsca, gdzie miała odbyć się uczta weselna. Zaraz zacznie się najważniejsza impreza w moim życiu.

CDN


Od Młodej Alphy Shadow-CD


Na podłużnym głazie na Polanie Księżyca pojawiły się cztery sarny, magiczny jeleń, delikatne mięso cieląt i parę zajęcy. Jedzenia  co chwila przybywało. Siadłam z Cyrusem na samym początku ,,stołu’’ Po mojej prawej zasiadła moja siostra, a koło niej Glimmer. Spojrzałam na nią, a ona znacząco się uśmiechnęła. Chyba ma zamiar zrobić coś wrednego. Haha, tak jak ja na jej weselu.
<Glimmer?>

Po posiłku wszyscy wstali od głazu. Magowie ,,zaczarowali’’ ptaki, i teraz nuciły wolną melodię. Goście zaczęli kiwać się w rytm muzyki. Cyrus poprosił mnie do tańca. Weszliśmy na sam środek Polany. Dookoła nas ustawiły się inne pary. Wkrótce zmieszaliśmy się z tłumem. Po jakimś czasie, podszedł Sawyera.
-Odbijamy!- Cyrus uśmiechnął się do niego i zaczął tańczyć z Cristal.
Saw uśmiechnął się do mnie.
-No i jak po ślubie?
-Eh, cudownie-uśmiechnęłam się do niego- czoję się taka bezpieczna…zaopkiekowana…ty też się tak poczujesz, kiedy weźmiesz ślub z Cristal.
-Taaak.
Z jego pyska zszedł uśmiech. Przysunął się bliżej.
-Shadow, ja…- jego oddech przyspieszył.
Odsunęłam się od niego.
-Sawyer, więłam dziś ślub, proszę, proszę, nie zepsuj mi tej chwili.
Zauważyłam, że jego oddech się uspokoił.
-Tak. Dobrze. Przepraszam Shadow, nie chciałem, tak jakoś…
-Oooo, co ja widzę? Ślub? Nie zostałam zaproszona na ślub mojego własnego…brata?- odezwał się jakiś głos.
Wilki, rozstąpiły się, robiąc przejście przez które przeszła…
-Rapier!- krzyknęła Whitewind i podbiegła do córki.
Przez wilki z WWG przebiegł szmer przerażenia i zaskoczenia. Dało się słyszeć szepty: ,,Co?! Cyrus to brat Rapier?!’’ za to w WBK szepty pełne radości : ,, Rapier !Wróciła!’’
Jak widać, nie wiedzieli jaka była naprawdę.
Saw stanął przedemną, chcąc mnie obronić, i zjerzył sierść. To samo zrobił Cyr.
-Rapier! Kochanie, tak dawno cię nie widziałam!- w oczach Whitewind widać było opiekuńczość, niepokój o córkę i radość z tego spotkania.- gdzie się podziewałaś?!
-Matko- oczy Rapier były twarde, zimne, pele złości i chęci mordu.- strasznie przeżywałam śmierć Imka i Avie. Uciekłam, bo nie chciałam żyć w watasze z myślą, że nie uratowałam moich braci…przed tym mordercą.
Przez tłum przebiegł szmer. Ich Alpha zabiła szczeniaki?!
Siostra Cyrusa spojrzała na mamę, ukazując zęby. Warknęła:
-Jak możesz zawierać z nią sojusz?!
-Odejdź- powiedziała spokojnie Alpha WWG
-Nie pamiętasz, że ona CELOWO ZABIŁA TWOJE DZIECI?!
Wyraz oczu Whithewind, momentalnie zmienił się z łagodnych, na lodowaty. Jej wściekłe oczy utkwiły na mojej mamie.
-Rapier, wynoś się z mojego terytorium- powiedziała mama  przez zaciśnięte zęby. – Whitewind, to nie ja je zabiłam …to…było inaczej, ja…
-Milcz!-wrzasnęła matka Cyra- jak nie ty?! Przecież to ciebie znaleziono z ciałami szczeniąt!
White…
-Mamo, tego nie może pogodzić nawet sojusz zawarty małżeństwem!
Alpha WBK była coraz bardziej wściekła.
-Zbiłaś moje dzieci- wycedziła powstrzymując łzy.
-To nie była moja wina
-A niby czyja?!
-Rapier!
Whitewind spojrzała na córkę
-Matko, ona kłamie! Kłamie ci w żywe oczy! Chciała pozbyć się konkurencji!
-WYNOŚ SIĘ Z WWG! NATYCHMIAST!!!- wrzasnął mój tata i skoczył do przodu- WYNOCHA!
-Wrrr…-warknęła Rapier
-WYNOCHA!!!
Rapier spojrzała na matkę, odwróciła się i pobiegła w stronę lasu.
Przez chwilę  na Polanie Księżyca panowała grobowa cisza. Nawet ptaki przestały śpiewać.
-Rapier!- krzyknęła Whitewind z rozpaczą.
Greyback zerwał się z miejsca, i puścił się biegiem za córką.
-Stój!- mój ojciec podbiegł do niego
Ojciec Cyrusa zatrzymał się i gwałtownie obrócił w stronę Alphy WWG
-CO?!- wściekły podszedł do mego taty- Ośmielasz mi zakazać biec za moją własną córką, której nie widziałem przez trzy lata?! Jak śmiesz!
Myślałam, że żuci się na basiora, ale powstrzymał się. Warknął tylko ostrzegawczo.
-Greyback, mamy wesele- upomniał Alpha Rolly- a ona wtargnęła tu i podjudzała Whitewind. To niedopuszczalne.
-To moja córka, głupcze! Moja córka!
-Greyback…
-Zamlicz już! Nie chcę cię więcej słuchać!
Przez chwilę panowała cisza. Ojcowie mierzyli się twardym wzrokiem. W końcu odezwała się mama:
-Rolly…Greyback…może…rozwiążemy ten konflikt później…a, a na chwilę obecną: Kochani, wróćmy do świętowania!- zwróciła się do gości.
Zebrani znów zaczęli kołysać się do rytmu, ale w powietrzu nadal czuć było napiętą atmosferę sprzed paru minut. Przypatrzyłam się Greybackowi, który, pełny złości zasiadł przy swojej partnerce i patrzył na mojego ojca…no, cóż, wilkiem. Natomiast Alpha WWG, zdawał się zapomnieć o sprzeczce, jakby jej nie było. Zwiadowca. Mój tata jest wyśmienity w ukrywaniu uczuć. Zaprosił mamę do tańca. Goście rozluźnili się, a ja w końcu mogłam zwrócić się do mojego…par…tnera:
-Cyrus…to co mi chciałeś powiedzieć, tam pod skałą…to..
-Tak-przerwał mi- chciałem ci powiedzieć, że Rapier jest moją siostrą.
-Dla czego byłam taka głupia!- wybuchnęłam nagle, zła na samą siebie- mogłam się przecierz domyślić! Jestem zwiadowcą, powinnam to zauwarzyć! Przecierz każdy wilk by to zobaczył! Skoro Whiewind i Greyback są rodzicami Rapier, a równocześnie twoimi! Jak mogłam…jak…?
-Uspokój się Shad- uśmiechnął się ciepło- przecierz nic się nie stało…a ja…strasznie wstydzę się tego, że ONA jest moją siostrą.
-Ale, Cyr, ja…
-Wiem, wiem, że jesteś zwiadowcą, ale czasem nawet zwiadowcy popełniają błędy.
Spojrzałam na niego. Może i miał rację?
-No dobrze- westchnęłam- ale, teraz, gdy WWG wie, że ich Młoda Alpha wyszła za brata Rapier…
-To mogą mnie źle postrzegać- powiedział Cyrus i spojrzał na mnie- wiem. Ale to mnie nie obchodzi. Ważne, że przez cały czas będę z tobą.
Teraz ja obdarzyłam go uśmiechem.
Przytuliłam go.
-Oooo- westchnął ktoś.
Odwróciłam się. Za nami stała Shan
-Jak słodko- uśmiechnęła się.
-Na ciebie też kiedyś przyjdzie kolej- powiedziałam i puściłam jej oczko.
-Taaa…kiedyś…- posmutniała, ale zaraz wróciła jej radość- bawcie się dobrze, zakochani
Odwróciła się, i odeszła.

Środek nocy. Wszystkie watahy jeszcze się bawiły. Co chwila słychać było śmiechy. Na głazie wciąż pojawiały się nowe przysmaki. Zmęczyłam się tańczeniem w gronie przyjaciół, więc siadłam prz nim, i skubnęłam jeleni bok. Ktoś się do mnie dosiadł.
-Nie mam siły- westchnęła Molly, bo to była właśnie ona.
Oderwała nogę młodej sarny i zaczęła przeżuwać.
-Ja też- odparłam.
-Nie zgadniesz, kto zaprosił mnie do tańca- na pysku mojej przyjaciółki pojawił się uśmieszek.
-No, dawaj, aż się boję- zażartowałam
- Ekhem…to był…tudududummm….
-NO?!
-Ok., ok….zaprosił mnie Chess



-Emm….aha- przyjrzałam się mu. Nie miałam pojęcia z jakiej watahy pochodził.
-On…on..jest boski, nieprawdaż?- westchnęła Molly.
-Hehe- zaśmiałam się- nie rób takich maślanych oczek, tylko idź z nim poga…
-Młoda Alpha Shadow?
Odwróciłam głowę. Wilk do którego należał głos wyglądał…dziwnie. Naprawdę dziwnie.


Odchrząknęłam
-Tak, zgadza się.
-Och, dobrze, że cię w końcu znalazłem!- uradował się.- Ale gdzie moje maniery: jestem Jay (czyt. Dżej). Nie jestem członkiem żadnej watahy, można by ująć…że wprosiłem się na tą imprezę.- uśmiechnął się.
Basior był w wieku mojego taty. Nie wyglądał na szpiega Rapier, wyglądał raczej przyjaźnie. Słuchałam co mówił dalej:
-Chodzę od watahy do watahy poszukując młodych gwazd. Wschodzących gwiazd. Nazwa tej watahy obiła mi się o uszy, więc postanowiłem sprawdzić, czy nie kryje się tu jakiś talent. No i proszę, znalazłem! Słyszałem kiedyś o waderze zwanej Shadow, która ma głos anioła. Ale przejdźmy do rzeczy- zbieram utalentowane wilki z różnych watah, aby świat ich poznał. Żeby ich sława nie rozprzestrzeniała się tylko na terenach icgh watahy oraz sąsiednich.
-Aaaahaa..- dałam mu do zrozumienia, że chcę aby mówił dalej.
- Na moje zaproszenie czekają tylko same bardzo utalentowane młode wilki, nie byle jakie , które podśpiewóją sobie pod nosem. Jestem znanym łowcą talentów i…chciałem cię zapytać, czy nie zechciałabyś pojechać w trasę, wraz ze swoim partnerem, Cyrusem oraz 4 innymi wilkami w trasę, która obejmie wiele, wiele watah ze wszystkich stron świata? Dowiedzą się o tobie znane wilki!
-Ekhem, co tu się dzieje- podszedł mój tata podejrzliwie patrząc się na nieznajomego Jay’a.
Ten, powiedział Alphie wszystko, co powiedział mnie. W między czasie doszła moja mama. Na koniec, basior dodał:
-Proszę się nie martwić, wasza córka będzie w dobrych łapach. Pyzatym będzie miała przy sobie swojego partnera.
Rodzice wymienili spojrzenia.
- Ile mogła by trwać taka…trasa?- spytała mama.
-Och, to zależy ile watah obejmie. Zazwyczaj trwa jakieś 5 miesięcy, do roku.
- Mhmmm..pomyślimy i damy ci znać- powiedział tata- gdzie możemy cię znaleźć.
- Osiedliłem się na jakiś czas z innymi gwiazdami na zachodnim skraju tego lasu. Te dwa wilki- Shadow i Cyrus- są naszymi ostatnimi ogniwami. Potem od razu ruszamy do pierwszej watahy.
-Dobrze. Spotkamy się, żegnaj- uśmiechnęła się mama i razem z ojcem odeszli.
Spojrzałam na Jay’a.
- Pogadam z rodzicami…i…muszę to przemyśleć.
Chciał coś powiedzieć, ale tylko kiwnął głową odwrócił się i odszedł.
Odnalazłam Cyrusa i podzieliłam się z nim nowiną.
- To świetnie, Shadow!- uścisnął mnie- otworzą się przed nami drzwi do kariery!
-Tak..-powiedziałam i zawahałam się- ale…nie wiem jeszcze czy chcę się tego podjąć…muszę to przemyśleć.
-Nie ma pośpiechu- pocałował mnie- a teraz- zatańczysz?
-Z przyjemnością!



Tak zakończył się dzień mojego ślubu, pełen emocji i radości. Kiedy goście się rozeszli udałam się z rodziną do jakini i natychmiast zasnęłam. Śniła mni się trasa, w którą mogę się włączyć wraz z Cyrem, żeby odkryć nowy świat…


Od Niry


Obudziłam się dzisiaj dość późno przynajmniej wystarczająco późno by Jess'a już nie było, wstałam i rozciągnęłam się. Nie miałam na dzisiaj większych planów ze względu na ciąże nie miałam żadnego zajęcia. Postanowiłam iść na spacer, pogoda temu sprzyjała, grzało słońce ale nie było duszno wręcz było idealnie do tego lekki wiaterek umilał mi spacer z każdej strony dobiegały albo śpiewy ptaków albo wilki przemieszczające się w różne strony. Nieświadomie doszłam do Polany Szczeniąt, jak zwykle było tam pełno szczeniaków, niektóre bawiły się w grupach inne przebywały z matkami
-Za niedługo to ja będę zajmować się swoimi- pomyślałam i uśmiechnęłam się, lecz mój uśmiech zaraz zgasł termin porodu się spóźniał. Poszłam dalej gdy byłam niedaleko szpitala chwycił mnie nagły skurcz, na szczęście chwile potem pojawiły się Neweda i Kira, z ich pomocą jakoś dostałam się do szpitala ból narastał. Słyszałam, że ktoś biegł po Jess'a
-Spokojnie oddychaj - wilczyce dawały mi wskazówki jednocześnie starając się uśmierzyć mój ból, ale nie działało. Sekundy zdawały się trwać wieczność, w pewnej chwili przybiegł Jess co dodało mi otuchy, chociaż po jego pysku widać było, że też jest przerażony
-Jestem tu kochanie wszystko będzie dobrze- jego głos i obecność sprawiły, że mniej bolało. Czas mimo wszystko jakby zwolnił po około dwóch godzinach w końcu się udało
-Widać główkę! - krzyknęła Neweda
-Samczyk!- dodała Kira
-Jest drugi!- zerknęłam na Jess'a wydawał się już być szczęśliwy- Znaczy druga- dodała po chwili, ból nagle odszedł, mój oddech powoli wrócił do normalności, spojrzałam w dół moim oczom ukazały się dwie kuleczki


Piszczały cichutko a już po chwili piły ode mnie mleko. Jess podszedł i przytulił mnie tak, że oboje patrzeliśmy na szczeniaki
-Są takie słodkie
-Bo nasze- zaśmiał się lekko Jess.
-Czyli basiorek Shon, a waderka?

Jess?



Od Alphy Arii

Pokręciłam głową.
-Musiało ci się przewidzieć-powiedziałam do Samanthy i pomogłam jej wstać.
-Ale ja naprawdę ją widziałam!- powiedziała z oburzeniem.
W jej oczach dostrzegłam determinację w jej oczch i pełną szczerość.
-Hmmm...możę jednak mogła ci się ukazać...-na pysku wadery pojawił się uśmiech.
-Ukazała mi się
-No dobrze, wierzę ci- uśmiechnąłem się do niej- a...i mam do ciebie prośbę.
-Hmm?-zachęciła Sam
- Mogłabyś sprawdzić, czy na wschodnim skraju terytorjum nie czają się tygrysy szablozębne? Słyszałam że gdzieś tam się kręcą. Mogłabyś wziąść jeszcze jakiegoś zwiadowcę do pomocy.

<Samantha?>




Od Dusta

Przytuliłem Saphirę.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że moje serce wreszcie się ustatkowało.
-Ja się cieszę bardziej- wyczółem że się uśmiecha- przecierz wybrało właśnie mnie. Spośród tylu wader...
-Wybrałę tę najlepszą-przerwałem jej- wszyskie byłyście piękne...jednak ty...zawładnęłaś moimi uczuciami.
Oderwaliśmy się od siebie i patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy w całokowitym milczeniu. Tą piękną chwilę przerwało jasne światło i głos...Armoura:
-Znaleźliście miłość. Cieszcie się więc. A ja nad wami czówam- i zniknął.
-Ehh..co to było?-spytała Nira.
-Bóg miłości- odparłem.
-No tyle to ja wiem- zaśmiała się Nira.
-Dust, Nira!- usłyszeliśmy głos Arii. Wyszła z krzaków z uśmiechem na pysku.- widzę że mamy nową parę!
-Mhm-przytaknąłem- mogłabyś ogłosić watasze?
-Jasne!
Razem z Alphą poszliśmy na Polanę Księżyca, gdzie wszyskie wilki nam gratulowały. Czółem się taki szczęśliwy! Szkoda tylko, że Roni nie jest przy mnie...gdzie ona się teraz podziewa?



Od Neworo



Nie mogłem spać. Cały czas myślałem o Reynie i jej ostrzeżeniu,, Czeka cię niebezpieczeństwo”- mówiła, ale ja dalej nie mogłem rozgryźć jakie. Przecież dopóki jestem w watasze nic mi nie grozi no i przecież sam umiem się bronić. Zasnąłem w końcu , ale śniło mi się coś dziwnego. Przed oczami błysnęło mi parę wilków (żadnego nie rozpoznawałem.) potem wycie i warknięcia no i Reyna. Co!? Reyna! No nie znowu ona!. Obudziłem się gwałtownie próbowałem zastanowić się nad znaczeniem snu, ale nie mogłem na to trzeźwo spojrzeć przez pulsujący ból głowy, który narastał z każdą minutą. Postanowiłem więc pójść do uzdrowiciela. Poczłapałem ze spuszczoną głową i lekko rozwartymi skrzydłami (żeby utrzymać równowagę ponieważ kiwałem się nie mogąc iść w linii prostej) w stronę wodospadu za którym mieścił się szpital. Usłyszałem radosne skomlenia, obok mnie przebiegła grupa rozbrykanych szczeniąt. Oczywiście przewróciłem się nie mogąc utrzymać równowagi. Ból głowy był coraz silniejszy, zacisnąłem powieki i próbowałem wstać, bez skutku. Ból przeszywał teraz całe moje ciało. Zaskomlałem z nadzieją, że ktoś mnie usłyszy. Zza drzewa wyłoniła złota głowa Reyny. Podbiegła do mnie. Próbowałem wstać ale znowu zaryłem o ziemię.
- Nie ruszaj się
Powiedziała. Próbowałem coś odpowiedzieć , ale moją czaszkę przeszyła kolejna fala bólu. Więc zamiast mojego głosu z mojego pyska wydobył się jęk.
- Pomogę ci.
Spojrzała mi w oczy. Jej tęczówki były w kolorze płynnego złota. Były tak cudowne…
C.D.N




Od Luny


Postanowiłam pogadać n Nightflow
- Night jesteś prawie dorosła kim będziesz chciała być?
- Zwiadowcą.a szkolić mnie będzie Ephira.-odparła
- OK
- Muszę iść.
Przyszedł do mnie Eragon
- I co będzie zwiadowcą?
- Tak.Udałoci się zgadnąć.





Od Selene

- Tak chcem zostać zwiadowcą...Może też łcowcą i wojownikiem, mama mówi że jak będę dużo ćwiczyła będę doskonalym wojownikiem! Bo mam talent do atakowania. Wiem że Fanta chce zostać łowcą lub nauczycielem szczeniąt, Maxi chce zostać strażnikiem i wojownikiem, choć on nie nadaje sie na wojownika, bo nie może mnie nawet pokonać! Rozumiesz to?! Dziewczyna pokonuje chłopaka! A wiesz żę Kazan chce zostać Szamanem? Tak jak twój przybrany brat Berlo. A wiesz że...
-Dobra skoncz gadać!-Odezwał się Nick
-Czemu? Ja lubie gadać.
-Zwiadowca tak dużo nie gada, jeśli chcesz nim zostać.
-Dobrze, a co mam jeszcze ćwiczyć?
<Nick?>



Od Nightflow
Popatszyłam mu w oczy, usłyszałam że mama mnie woła.
- Muszę iść.
- Idę z tobą
Doszliśmy do jaskini Alph i Bet.poszłam do jaskini.Wpołowie drogi odwruciłam się i pobiegłam do Nicka.Przytuliłam się i pocałowałam na podżeganie potem pobiegłam do jaskini.




Od Kasumi

Szłam sobie drogą gdy nagle zobaczyłam Shin'a.
-Cześć-powiedziałam
-Witaj-odparł
Poczółam się na chwilę zmieszana, ale po chwili zapytałam:
-co powiesz na mały spacer?
Shin?




Od Eragona 

Rano poszedłem z Nightflow na polowanie .Natrafiliśmy na jelenia.Żuciłem mu się na zad a Night na szyje.Jeleń stanoł na tylnych nogach.Spadłem.Night była do tego bliska.Zaczeła machać skżydłami łapiąc równowagę.Zdezieriętowany jeleń zaczoł skakać i wierzgać.Wadera wbiła mu pazury i zjechała mu po szyji aż do nug zostawiając długie i głębokie rany.Zaczołem gryść mu tylną nogę a Nightflow przednią.Jeleń upadł na nas ale polecieliśmy do gury. Upadając jeleń upadł głową na skały. Zdechł, a my mieliśmy pożywienie.



Od Glimmer 

Wstałam, żeby wygłosić coś na część nowożeńców. Mogło to być w tybie żartobliwym (na zasadzie odliczanie pocałunku, czyli to, co Shad zrobiła na moim ślubie) bądź mowa. I mimo, iż posłałam mojej BFF - a także Młodej Alphie i Pannie Młodej - znaczący uśmiech, to nie miałam w zamiarach niczego wrednego. Żadnej zemsty za to, co zrobiła na moim ślubie. Może Shad by tak chciała. Ale nie.
-Ekhem - odchrząknęłam i zarumieniłam się pod sierścią. Patrzyły na mnie dwie watahy - WWG i WBK. Miałam przemówić...i to przed Shad, moją BFF, jej nowym parnterem Cyrusem, oraz Alphami obu watah. To było oficjalne zadanie...ale musiałam mu sprostać.
-Chciałam...chciałam wygłosić parę słów o Parze Młodej, a także Młodych Alpach, Cyrusie i Shadow - oznajmiłam. Byłam świadoma tego, iż wpatrują się we mnie setki pary oczu, w tym Berla, Shadow i Cyrusa. Och, gdyby byli tu rodzice...taka sama myśl naszła mnie na MOIM ślubie. Ale nie było teraz czasu na takie rozmyślenia. - Wszyscy mi radzą, abym mówiła prosto z serca, więc powiem, co mam na sercu - wzięłam głęboki wdech, po czym kontynuowałam: - Jako mała waderka, straciłam matkę i nie mogłam się po tej stracie podnieść. Wtedy, zawsze była przy mnie Młoda Alpha Shadow. Pocieszała mnie i podnosiła na duchu, zawsze dawała mi nadzieję. Mimo, że w przeszłości zaszło między nami parę nieporozumień - chodziło mi wtedy o pierwszą furię Shadow, lecz, rzecz jasna, nie powiedziałam tego głośno. - to Shadow zawsze przy mnie była. Zawsze. Trzymałyśmy się razem, i Shadow jest...teraz jakby moją siostrą. Nie raz i nie dwa ocaliła my życie, za co jestem jej niezmiernie wdzięczna i mam wrażenie, że nigdy nie spłacę tego długu.
A Cyrus....Cyrusa znam dosyć krótko, jeśli porównać znajomość z Shadow. Lecz te miesiące wystarczyły, abym poznała Cyrusa i przekonała się, że jest odważny, sprawiedliwy i opiekuńczy. Że nigdy nie opuści Shadow i że w przyszłości wspaniale pokieruje watahą. Nie wyobrażam sobie lepszego partnera dla Shadow. Proszę, wstańmy i uczcijmy wyciem ślub tych wspaniałych Młodych Alph!
Rozległa się burza oklasków, po czym wszystkie wilki wstały i zawyły zgodnym chórem, aż było nas słychać na terenach Rapier.
Potem był posiłek, po którym magowie "zaczarowali" ptaki tak, że śpiewały wolną melodię. Cyrus poprosił Shad do tańca. Tańczyli na polanie, a z czasem wmieszali się w tłum innych par, więc straciłam ich z oczu.
-Pani pozwoli? - usłyszałam znajomy głos tuż przy moim uchu. Obróciłam się i posłałam Rickowi szeroki uśmiech.
-Oczywiście - odparłam, i ruszyliśmy na polanę.
-Niedawno był nasz ślub, pamiętasz? - zapytał mnie mój...parnter. A niech to! Muszę się w końcu przyzwyczaić do tej formy.
-Myślałeś, że zapomniałam? Naprawdę? - udałam oburzenie. - Zwiadowca NIGDY niczego nie zapomina, Rick.
Basior uniósł brwi.
-Łowca też nie - odparł, po czym mnie pocałował.
O zmierzchu podbiegł do mnie podekscytowany Berlo.
-Glim! Glim!
-Co jest, Ber, pali się? - zapytałam, posyłając mu lekki, rozbawiony uśmiech, co w moim przypadku stanowiło parsknięcie śmiechem głośnym na cały las Wolf Rock.
-Ale! Nie słyszałaś? Przyszedł tu taki basior imieniem Jay i mówi, że zabiera z watah wilki, które mają wielki talent, aby wyruszyć z nimi w trasę aby ich głosy poznały wilki ze wszystkich stron świata! Zgadnij, komu złożył tę propozycję?
-Shadow - odpowiedziałam natychmiast. Przecież kazdy wilk w watasze, młody czy stary, wiedział o ogromnym talencie Młodej Alphy.
Teraz Berlo skinął twierdząco głową - reakcja, której się spodziewałam.
-I Cyrus. Shad chce jeszcze wszystko uzgodnić z rodzicami. Super, nie? Przed naszymi Młodymi Alphami otwierają się drzwi do kariery!
-Taaa....-mruknęłam. W myślach zbeształam się za otwarty brak entuzjamu. Przed Shad i Cyrusem pojawiła się wielka okazja, moja BFF będzie znana na całym świecie! Powinnam się z tego cieszyć! - Tak...dzięki za info Ber - znów zbeształam się za to, że jak zwiadowca pierwsza się o tym nie dowiedziałam. A zwłaszcza jako przyjaciółka Shad...
-Ja muszę lecieć, wiesz...Deuca i szczeniaki - rzucił, po czym odbiegł. Skinęłam głową - choć wiedziałam, że mój brat już tego nie dostrzegł - i udałam się nad Jezioro Błysków - miejsce, w którym nie będzie dziś żadnego wilka. Bałam się, że Shad będzie mnie szukać, żeby oznajmić mi tą jakże wspaniałą nowinę...a ja na razie nie chciałam tego słyszeć.
Co jest ze mną?! Przed Shad ogromna szansa, powinnam się cieszyć, choćby i jej radością! Nie wiem, o co chodzi...
Może o to, że nie chciałam, żeby moja BFF był tak daleko...a może o to, że po prostu byłam zazdrosna o to, że to Shad zawsze jest na pierwszym miejscu!
W myślach złajałam się za taką myśl. Przecież to nie jest jej wina...lecz była to prawda. Shadow - ale pewnie jak wszystkie Młode Alphy - zawsze była na pierwszym miejscu...
-Glim! - usłyszałam głos w lesie. Błagam, żeby to nie była Shad...jeśli ją spotkam, będę musiała jej unikać, a nasze rozmowy będą chłodne, a nie chcę jej zepsuć najwspanialszego dnia w jej życiu!
Uff, dzięki bogom! To tylko Rick...
-Szukałem cię! - oznajmił. - Chłodno już. Nie idziesz to jaskini?
-Nie...zostanę tu jeszcze chwilę.
-No więc ja zostanę z tobą - usiadł obok mnie.
-Nie Rick - odparłam stanowczo. Co on sobie myśli?!
-Coś się stało. Widzę to. Glim, wiesz że możesz mi zaufać i wszystko mi powiedzieć...
-Wiem, Rick. Ale teraz chcę pobyć sama.
-Napewno? Jeśli...
-Napewno - przerwałam mu.
-N-no dobrze, ale wiesz Glim...
-RICK! - zawołałam. Natychmiast na mnie spojrzał. - Chcę pobyć sama, OK?! - przygryzłam wargę, byle tylko się nie rozpłakać. Nie teraz. Proszę, nie teraz. Tylko nie teraz. Proszę, proszę, proszę...
Tak! Nie rozpłakałam się. Miast tego zerwałam i wtuliłam w Ricka...
-Przepraszam...wrócę jutro rano, Rick - szepnęłam, po czym odbiegłam w ciemną noc, a Księżyc wskazywał mi drogę...
Kiedy łapy już odmawiały mi posłuszeństwa, zwinęłam się w kłębek w jakichś krzakach i zasnęłam.


C.D.N



Od Jessa

-Waderka będzie miała na imię Melisa- powiedziałem uśmiechając się na widok córeczki
- Nasze kochane dzieci- Nira popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się
Kira i Nevada podeszły do nas.
-Wasze szczeniaki są zdrowe- oznajmiła ta pierwsza- a zaraz zjawią się tu Alphy, aby wam pogratulować.
I faktycznie, zaraz do jaskini weszła Alpha Aria wraz z  Rollym.
-Jakkie śliczne- zachwyciła się Aria- jakie mają imiona?
-Samczyk to Shon- obwieściłem- a samiczka Melisa.
-Imiona bardzo do nich pasują- uśmiechnął się Rolly.- mam nadzieję, że będą zdrowo rosły.
-Już my się o to postaramy- zaśmiała się moja partnerka.

Po rozmowie z Alphami zanieśliśmy szczeniaki do jaskini. Tam długo rozmawialiśmy o szkrabach, aż do nocy. Zasnęliśmy wtuleni w siebie, a Shon i Melisa słodko spały z nami.




Od Neworo

Odnalazłem spokój. Ból przestał mi dokuczać ,unosiłem się wysoko w chmurach ciesząc się ciszą. Słychać było tylko szum powietrza obijającego się o moje skrzydła. Nie wiem ile tak leciałem, ale w ogóle się nie zmęczyłem miałem wrażenie jakbym był zdolny zrobić wszystko byłem… hmmm szczęśliwy- tak to właściwe słowo. Mógłbym unosić się tak wiecznie gdyby nie cichy głos, który narastał z każdą chwilą.
- Hej, obudź się !
Krzyczał ktoś. I wtedy się obudziłem, taa to był tylko sen. Odtworzyłem oczy, ale natychmiast je zmrużyłem oszołomiony nagłą falą światła.
- Nareszcie myślałam, że cię straciliśmy.
Spojrzałem na wilczycę stojącą obok mnie. Otworzyłem szerzej oczy żeby dokładniej się jej przyjrzeć. Na szczęście nie była to Reyna tylko jedna z uzdrowicielek a ja byłem w szpitalu. Wtedy zacząłem sobie przypominać o sytuacji, która miała miejsce wcześniej ból, Reyna… potem musiałem zemdleć i to po raz trzeci.
- Co się stało?
Spytałem chrapliwym głosem.
- Znaleźliśmy cię niedaleko szpitala byłeś nie przytomny. Prawdopodobnie ugryzł cię jakiś jadowity waż, względnie jakiś pająk. Ale ja obstawiam węża.
- Ugryzł mnie wąż?
Spytałem. Byłem raczej zdumiony zwykle mam bardzo czuły słuch i węch. Więc dlaczego go nie wyczułem?. I co najważniejsze dlaczego nie czułem, że mnie gryzie?.
- Tak. Zobacz tu masz ślad.
Wskazała na dwie małe dziurki na mojej lewej przedniej łapie. Były to już tylko blizny. Białe kropeczki pomiędzy ciemnym futrem. To wszystko jest naprawdę dziwne. Najpierw budzę się na polanie i nic nie pamiętam potem te dziwne wilki i tajemnicza Reyna, która przepowiada mi niebezpieczeństwo. Może to niebezpieczeństwo to był waż…., a może to początek czegoś gorszego…
C.D.N




Od Banshee

-Podasz mi proszę ten patyk - zapytałam Arię.
-Bardzo proszę, ale po co Ci on jest?- miała bardzo zdziwioną minę.
-Sawyer poprosił mnie o pomoc...- dumnie odpowiedziałam.
-Yyy jaką pomoc?- zapytała.
-Znalazł pewne miejsce nad Wilczym Potokiem, chce tam zabrać wieczorem Cristal - odpowiedziałam.
-To po co Ci ten patyk i jak masz mu pomóc?- miała wzrok jakby znała odpowiedź.
-Widzisz...- pokazałam jej na zachód - słońce juz zachodzi i on chce już tam być, aby zrobić jej niespodziankę...a ja mam ją naprowadzić - wytłumaczyłam. Potem zrobiłyśmy szlak i przyprowadziłyśmy Cristal na punkt startu...kto wie co się będzie działo.




Od Berlo

-Shad! Shad!
-Co jest Ber, pali się? - zapytała Młoda Alpha, wychodząc z jaskini Alph w towarzystwie Cyrusa.
-Nie! Gorzej! Glimmer zaginęła! - odparłem.

<Shad?>





Od Nicka

Dzisiaj musiałem zająć Night na jakiś czas i, mimo, że było to niezmiernie trudne, musiałem udawać, że zapomniałem o jej pierwszych urodzinach. W okolicach zmierzchu zaprowadziłem ją na Polanę Księżyca.
-Nick, czemu tu przeszliśmy? - zapytała, znudzona.
-Zobaczysz - odparłem. W tym momencie zza drzew wyskoczyła cała wataha z okrzykiem "NIESPODZIANKA!"
-C-co? - Nightflow, cała w szoku, wbiła we mnie wzrok. Na ten widok roześmiałem się.
Wilczycę otoczyli jej rodzice, więc odszedłem na bok.



*Kilka godzin później*


Zabawa trwała do północy. O tej godzinie zaprowadziłem Nightflow nad Jezioro Błysków. Nocne rozgwieżdżone niebo co parę minut rozświetlały kolorowe błyski.
-Night...
-Tak?
-Jeszcze ode mnie nie dostałaś prezentu.
-Nick...
-Ciicho.
Wyciągnąłem zza pleców to:

-Och, Nick...-westchnęła Night.
-To jeszcze nie wszystko - powiedziałem. Kiedy wadera spojrzała na mnie, zaskoczona....pocałowałem ją.


<Nightflow?>



Od Nightflow




Od Night
Przytuliłam się do Nicka.Przytuliłam się do niego.Zaszeptałam:
- Dziękuję
- Za co?-Zapytał się nick jakby nie wiedział co dzisiaj dla mnie zrobił.
- Za ten całodniowy spacer i te serce z diamentu.
Pocałowałam go.Spojrzeliśmy w księżyc i zaczęliśmy wyć...

(Nick?)



Od Luny

Poszłam rano na spacer.Usłyszałam wycie i skomlenie.Pobiegłam w stronę dźwięku zobaczyłam wilczyce.Miała około 2 lat.Była cała czarna z białymi skarpetkami chociaż teraz były mocno bordowe od krwi.Szeptała zdrżącym głosem:
- pomocy
Skupiłam się i zerwałam trawę i za pomocą magii zmieniłam to w bandaż.Wilczyca spojrzała na mnie.Popatszyłam na jej rany były dziwne jagby kropki z których intensywnie leciała krew.Z jednej rany coś wystawało.
- Morze cię zaboleć
Chwiciłam zębami za to coś w zaczełam wyjmować.Wilczyca zaczeła wyć i krzyczeć.Po chwili się uspokojiła.
- Jak się nazywasz?
- Lydia(czytaj Lidia)A ty?
- Luna.
- Oni są.Atakują.
- Kto?
Jej serce zaczęło szybciej bić spojżała na mnie.Z jej oczu morzna było przeczytać co czuje.Miała piękne błękitne oczy.
- Kto to był?
Zaczełam się denerwować.Lydia zaczęła się trząść i szybko oddychać.Przestała na chwile ale potem zaczęła się wiercić.
- Coś ci jest.Dobrze się czujesz?
Ale ona nie odpowiedziała.Przestała się wiercić i oddychać.Zamkneła oczy.
- Lydia.Lydia?Lydia!!!
Zakopałam ją w lesie, w miejscu gdzie powiedziała ostatnie słowo.Napisałam na jej grobie: Tu leży Lydia.Wspaniała wilczyca.Potem wruciłam do watahy.




Od Młodej Alphy Shadow

-Co??!? Jak to?- wykrzyknęłam przerażona. Dopiero co był mój ślub, dopiero co dobrze się razem bawiłyśmy, a teraz...zniknęła?
-Tak! Nie wiem gdzie jest, denerwuję się...-jąkał się Berlo.
-Ber, słuchaj, masz ważniejsze sprawy na głowie- pocieszyłam go- idź do szczeniaków, ja się zajmę Glimmer.
-Jak?
-No...nie wiem.-powiedziałam mu prawdę.- Nie będę przecież wysyłaś za nią zwiadowców, bo sama nim jest, więc potrafi się ukrywać...

<Belo?>



Od Eragona

Rano postanowiłem się przelecieć.Leciałem płynnie i wogule się nie męczyłem.nagle coś na mnie spadło.potoczyło się po skrzydle i zaczęło spadać.Dopiero w tedy zauwarzyłem że to jest szczeniak.Wyglądał tak:


Zaczołem za nim lecieć.Złapałem go turz nad ziemią.
-Nic ci nie jest?
-Nie.
Szczeniak miał około 5 miesięcy.Nie mógł w swojim wieku latać na takiej wysikości.
-Gdzie mieszkasz i z kim?
-W lesie.Z mamą i starszymi braćmi.- odparł
-Zanieść cię?- spytałem
-Nie.
Szczeniak odbiegł a ja wruciłem do watahy.


Od Alphy Arii

Wyszłam z Jskini Alph i udałam się na Polanę Księżyca. Wataha powoli budziła się z nieprzespanej nocy.,,Wesele'', jak to mówią ludzie. Na polanie było kilka wilkow, więc bez przeszkód znalazłam wilczyce, którwj szukałam. W nocy myślałam o niej i stwierdziłam, że należy jej się wynagrodenie.
-Soniu
Wadera odwróciła się do mnie zaskoczona, ale zaraz się uśmiechnęła:
-Witaj Ario, o co chodzi?
-Słuchaj, postanowiłam, że przejdziesz na wyższą rangę- Deltę- oznajmiłam radośnie
-Co?! Na prawdę?! Ach, dziękuję!- wykrzyknęła Sonia przepełniona widoczną euforią- ale za co taiego?
Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Za to że jesteś- odpowiedziałam- zato, że tak długo jesteś członkiem WWG, za to, że jesteś lojalna wobec Alph i przyjacół, oraz za to, że można zawsze na tobie polegać.
-Och...dziękuę!- wadera nie kryła radości- będie jakaś uroczystość?
-Tak, dziś wieczorem. Publicznie ogłoszę cię Deltą- uśmiechnęłam się- a może kiedyś przeniesiesz się nawet na Gammę, kto wie?
Zaśmiałyśmy się.
- I Soniu- zaczęłam- chciałabyś zorganizować potem małe przyjęcie?

<Sonia? I opisz proszę awans ;) >



Od Kiry

O ranyyyyyyyyy! Co za nudy. Ostatnio tylko przesiaduję w swojej jaskini albo w szpitalu. Nic innego. Ale w zasadzie to czemu ja się dziwię?! Malley chyba mnie olał bo ostatnio w ogóle go nie widuję więc przestałam zwracać na to uwagę. Przyjaciółki to ja żadnej nie mam więc nie mam się z kim spotykać. Ech... Wszyscy naokoło tylko szczeniaki, pary, śluby, urodziny... Bleeeeeeee. No cóż.
Pobiegłam nad Wilczy Potok. Może tutaj znajdę chwilę odpoczynku od tych miłości i wszystkich tych jakże uroczych spraw. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Usłyszałam szmer. Zastrzygłam uszami i otworzyłam oczy.
- Witaj. - odezwała się dźwięcznie niebieska wadera przede mną. Spojrzałam na nią i zlustrowałam wzrokiem.
- No cześć. - odezwałam się po chwili. Wadera uśmiechnęła się anielsko.
- Słyszałam, że jesteś znudzona życiem? - zapytała.
- No trochę ale co ty masz do tego? I w ogóle kim jesteś? - wstałam.
- Jestem Lastra, bogini wody. Jeśli chcesz mogę ci darować nowe życie.
- Żarty sobie robisz?! - zdziwiłam się.
- Nie. Mówię poważnie. To jak? - wyglądała na zdecydowaną.
- Okey. A na czym to będzie polegać?
- O to się nie martw. - zaświergotała i zniknęła a ja się rozejrzałam. Spojrzałam do wody i zobaczyłam w odbiciu inną waderę. Podniosłam łapę i ona zrobiła to samo. To znaczy się że to...ja?! O w mordę.


*** W watasze ***
Znosiłam ciekawskie spojrzenia członków watahy przez całą drogę do jaskini Alph. Na miejscu zawołałam Arię.
- Aria! Alpho!
- Przepraszam, kim ty jesteś? - zapytała zdezorientowana.
- Ugh, no bo to ja Kira tylko że przyszłą do mnie Lastra i powiedziała, ze da mi inne życie i puf! Wyglądam tak. Proszę, uwierz.
- No ok. Powiedzmy, ze ci wierzę. Ale dla pewności zapytam: jaką funkcje zajmujesz?
- Uzdrowiciel i Nauczyciel szczeniąt.
- Pozycja?
- Omega.
- Jak ma na imię moja córka?
- Shadow.
- Druga?
- Cristal.
- Ok. Wracaj do siebie. Wieczorem powiem reszcie watahy.
- Dzięki Ario. - A potem wesoło podreptałam do siebie. Nie przejmowałam się już spojrzeniami. Czułam, ze zaczynam nowy rozdział.




Od Glimmer - C.D.

Obudziło mnie mnóstwo głosów dookoła mnie. Zaraz...g-gdzie ja jestem? Przecież zasnęłam w lesie, a jestem...w jaskini. W grocie.

Taak, w grocie. W mianowicie takiej:



Leżałam na skałce, kiedy do groty weszła wilczyca:


Zerwałam się i cofnęłam o krok.
-Kim jesteś? - zapytałam. - Szamanką? Jak masz na imię? I gdzie ja jestem?
Wilczyca uśmiechnęła się łagodnie. Na oko była w moim wieku.
-Zacznę od pytania drugiego: nie, nie jestem szamanką. Ale jestem asysentką szamana. A na imię mam Delila. I jestem wilkiem, z tego co mi wiadomo - wyszczerzyła w moją stronę białe kły w uśmiechu. - A znajdujesz się na terenach Plemienia Białej Róży. Jeden z naszych strażników znalazł cię o świcie w naszym lesie. Za niedługo zaprowadzimy cię do Przywódców. Oni zadecydują, co mamy z tobą zrobić.
-A właściwie, możemy zaprowadzić cię już teraz - odezwał się inny głos, zdecydowanie należący do basiora. I w istocie, teraz taki oto basior wszedł do jaskini:


-Mam na imię Shaman i jestem szamanem Plemienia Białej Róży - przedstawił się z przyjaznym uśmiechem. - Czy mogę poznać twe imię?
Skinęłam twierdząco głową.
-Glimmer.
-Hmm...masz budowę zwiadowcy. W jakiej watasze poprzednio byłaś i jaką pełniłaś tam fukcję?
-Byłam zwiadowcą...i szkolił mnie jeden z najlepszych - odparłam. - A pochodzę...no...z pewnej watahy. Dobrej. I dużej.
-Tak...i jak widzę, musiało tam być nie mało wojen - przekręcił głowę, tak że czubek jego nosa wskazywał mój pysk.
Achh, no tak. Blizna.
-A...niezbyt miła pamiątka z dzieciństwa - odparłam wymijająco. - No, ale co? Zaprowadzicie mnie do tych przywódców? I jak oni się w ogóle nazywają?
-Naturalnie, że cię zaprowadzimy - odparł. - A zwą ich Reyna i Akela Taka.
Ruszliśmy więc przez tereny watahy. Szłam za Shamanem, a Delila szła za mną. Wilki, które mijaliśmy, patrzyły na mnie nieufnie. Delila posłała mi uspokojający uśmiech.
Stanęliśmy przed jakąś jaskinią. Shaman do niej wszedł, a mi powiedział, abym zaczekała. Tak więc stałam, patrząc spode łba na szarego wilka z zielonymi oczami, który strzegł wejścia.
Shaman wyszedł z jaskini po ok. pięciu minutach.
-Możesz wejść, Glimmer - oznajmił. - Przywódczyni Reyna wyraziła zgodę. Ty zostań, Delila - zwrócił się do asystentki. Ta spokojnie skinęła głową.
Weszłam więc do jaskini. Nie była duża. Ot, typowa jaskinia. Przez pierwsze dwa-trzy metry padała jasność od wejścia. Dalej panował mrok.
Na głazie na końcu jaskini siedziała wilczyca. Była tak ładna...nie no, nie da się tego opisać słowami:


Biło od niej jakieś światło, a także jakaś władza, jakaś siła. Miała ok. cztery lata, lecz skoro była Przywódcą (chyba w plemionach nie ma Alph, tylko są Przywódcy) musiała być (chyba) starsza. Wyglądała na doświadczoną, więc raczej nie pełniła tego stanowiska tylko przez rok.
-Witaj, Glimmer - odezwała się głębokim, melodyjnym tonem. Biła w nim jakaś niezwykła siła, moc. - Usiądź proszę.
Posłusznie usiadłam przed jej głazem. Przy ścianie z kolei, w cieniu, stanął Shaman.
-Mam na imię Reyna (czyt. Rejna) i jestem Przywódczynią Plemienia Białej Róży - przedstawiła się. - Mój partner, Akela Taka, jest chwilowo...nieobecny. Zajęty. No, ale - spojrzała na mnie. - Shaman mi mówił, że masz kwalifikacje na zwiadowcę. Jeśli, oczywiście, zgadzasz się tutaj zostać.
Jakaś część mnie chciała się zerwać i wykrzyknąć "Zostać? Tutaj? Nie ma mowy!!! Przykro mi, Przywódczynio Reyno, ale w mojej starej watasze mam brata, jego żonę i ich dzieci, męża, najlepszą przyjaciółkę, wspaniałe Alphy...", lecz zwyciężyła ta druga część, która pomyślała "Zostać? Czemu nie! W WWG przecież sobie poradzą beze mnie".
Dlatego powiedziałam:
-Ależ oczywiście, że zgadzam się zostać, Przywódczyni Reyno. To będzie dla mnie zaszczyt.
-A dla mnie radość, że nasze plemię zyskało kolejne członka - uśmiechnęła się łagodnie Przywódczyni Reyna. - Spero pokaże ci twoją jaskinię, a także...będzie cię szkolił. Przykro mi, ale każdy nowy członek musi przejść szkolenie walki. Zajmuje to...niecały miesiąc. Przydzielam ci Spera, dowódcę czwartego Legionu.
-Legionu? - zmarszczyłam brwi, po czym pospiesznie dodałam: - Znaczy się: wiem, co to jest Legion, oczywiście! Ale...macie tutaj Legiony?
-Tak. Dziesięć. A Spero jest dowódcą czwórki - odparła Reyna z dumą w głosie. - A ja jedynki. Tak więc...witam cię w Plemieniu Białej Róży, Glimmer. Teraz jesteś jego oficjalną członkinią.
Wstałam i ukłoniłam się nosem do ziemi.
-Dziękuję, Przywódczynio.
-Nie ma za co. A teraz...Spero już na ciebie czeka.
Skinęłam głową i powoli opuściłam jaskinię. Polubiłam Reynę, niewątlipiwie była wspaniałą Alp...Przywódczynią. Lecz...mimo, iż potraktowała mnie przyjaźnie, zachowywała jakiś dystans.
W istocie, przed jej jaskinią czekał na mnie taki oto basior:


-Miło mi cię poznać Glimmer. Jestem Spero i będę twoim trenerem – oznajmił. - Chodź, pokażę ci twoją jaskinię.
Moją własną jaskinię! Łał! Super! Była ona piękna:


-No a teraz chodź Glimmer. Mała lekcja walki.
Ćwiczyliśmy na arenie, a tak naprawdę na dużej polanie z trasą oraz miejscem do ćwiczeń. Po upływie blisko półtorej godziny Spero posłał mi lekki uśmiech.
-Super, jak na nowicjuszkę. Na dziś wystarczy. Ale teraz...Glimmer, mam prośbę ,a raczej nazak czy tam rozkaz, jak tam wolisz: nigdy nie okazuj uczuć. Musisz zawsze mieć na pysku stalową maskę, a twój głos musi być wyrzuty z jakichkolwiek uczuć bądź emocji. Czy pozytywnych, czy negatywnych. Poćwiczymy to jutro, bo teraz już słońce zachodzi I zdążę cię tylko oprowadzić po terenach.
-D-dobrze, nie ma sprawy – odparłam. - A...a płacz?
-Kiedy płaczesz, okazujesz słabość – odpowiedział. - Możesz płakać, ale tylko po zmierzchu, I tylko wtedy, gdy jesteś sama. Wtedy możesz wyrzucić z siebie to wszystko, poryczeć się jak małe szczenię. Ale w żadnych innym przypadku. Jasne?
-Jak słońce – odparłam beznamiętne. Na pysku basiora pojawił się lekki uśmiech.
-Szybko się uczysz – powiedział. - A teraz chodź. Pokażę ci tereny.
-Dobra. A ten, Spero...słyszałam jeszcze kiedyś takie zdanie: “Humor to dobry sposób, aby ukryć ból”.
Basior skinął głowa.
-Owszem, to prawda – stwierdził. - Ale nie trzymasz się tego hasła, Glimmer. Trzymasz się gasła “Kiedy płaczesz, okazujesz słabość”. I koniec kropka. A teraz chodź.
O 20:30 wróciłam do jaskini, w której położyłam się w kącie, zwinęłam w kłębek I zasnęłam.



Od Młodej Alphy Shadow

Obudziłam się jescze przed świtem. Popatrzyłam na leżącego obok mnie Cyrusa. Spał. Rodzice i Cristal spali obok, na wższej ,,wyspie'' skalnej. Wstałam cicho i ruszyłam do wyjścia. Musiała przemyśleć sobie kilka spraw w samotności, a szczególne tą, czy mama iść z Jeyem. Wymknęłam się cicho, poruszając się wraz z cieniami, tak, że  Eragon, który pilnował wejścia mnie nie zauważył. Poszłam do lasu. Cicho usiadłam pod potężnym bukiem i spojrzałam na księżyc.
,,Mam podjąć wyzwanie i udać się w raz z Jey'em w trasę koncertową?'' -myślałam- ,,To by była dla mnie wielka szansa....ale co z watahą? Co z Cristal, czy poradzi sobie bezemnie tyle czasu? A co...z Glimmer?''
Gdy tylko jej imię pojawiło si w moich myślach coś mnie tknęło. Nie ma jej już przecierz kilka dni...Dla czego uciekła? Czemu nic nie powiedziała? Czemu nie upzedziła? A....a jeśli to przeze mnie?
Zaczęłam gorączkowo myśleć.
''A jeśli była na mnie zła i dla tego uciekła? Może ją zraniłam? Może ktoś inny ją zranił? A może ona nie chce już być w WWG?! A może...może...może...coś jej się stało?!''
Kiedy ta myśl przebiegła mi przez umysł, otrząsnęłam się. Czemu ja tu tak siedzę?! Glimm może teraz potrzebować mojej pomocy! Oczym ja wogule myślę- nie mogę iść z Jey'em. Jestem potrzebna komuś innemu. Położyłam się a łzy nagle poplynęły z moich oczu. Nie płakałam. Poprostu łzy same kapały na ziemię. Muszę ją znaleźć! Zamknęłam oczy. Teraz już wiedziałam- nie jadę...




Od Berlo

-No wiem...ale trochę jej już nie ma...ech....-wbiłem wzrok w ziemię. – Ja i Rick rozejrzymy się trochę koło Wilczego Potoku i Jeziora Błysków, może rzuci nam się w oczy jakiś ślad. Shad, nie poddam się nigdy. To moja siostra.
Wracając do jaskini, przed oczami przemknęły mi moje i Glimmer wspólne wspomienia jak byliśmy mali. Zawsze byłem w bliskich kontaktach z nią i z Tashą. Bo jej śmierci jeszcze bardziej. A teraz...
Nie. Nie mogłem się poddawać ani załamywać. Moja ukochana siostra mnie potrzebowała. Nie mogę stracić jeszcze jej.
Kiedy wszedłem do jaskini własnej mojej i Deuci, wadera podbiegła do mnie.
-I jak?
-Shad powiedziała, że się tym zajmie – odparłem. – Ale sama przyznała, że może być trudno, bo Glimmer jest zwiadowcą i potrafi się dobrze ukrywać. A mija już prawie drugi tydzień. Martwię się. A jeśli coś jej się stało? Deu, z rodziny to jedyna osoba, która mi pozostała.
Wiedziałem, że nie mogę się rozklejać, ale kiedy Deuca mnie przytuliła, mimowolnie uroniłem parę łez.
Od ponurych myśli odwiódł mnie pisk. Ja i Deuca odwrócili głowy, aby spojrzeć na szczeniaki, z których Artemisie udało się otworzyć oczy. Uśmiechnąłem się lekko i podszedłem do maluchów, po czym spojrzałem na moją dziewczynę. Planowałem oświadczyny, lecz niestety – w obecnych okolicznościach było to niemożliwe.
-Gdzie Swiftkill? – zapytałem.
-Z Ignisem w Wolf Rock – odparła. – Mam wrażenie, że nigdy nie złapię z nią kontaktu...-westchnęła.
-Wiesz, jaka jest – odparłem. – Czasami mam wrażenie, że żeby się wyładować, musi na kogoś nawrzeszczeć, co zresztą zdarza jej się często.
-Ona mnie czasami przeraża – ciagnęła Deu. – Przypomina mi małą wersję Roni. No wiesz, tej wadery, siostry Dusta.
-Oj tam – zaprotestowałem. – Swiftkill nigdy nikogo by nie zabiła.
-No ja myślę. Zostaniesz z dziećmi, a ja mam pójść po zapolować na kolację?
-Nie. Rick nam zaraz coś przyniesie. Od kilku dni siedzi w jaskini i wariuje, więc namówiłem go, żeby zajął choć na chwilę swoje myśli czymś innym.
-Chyba właśnie idzie – stwierdziła Deuca, stojąc przy wejściu do groty. Stanąłem obok niej.
W istocie, na horyzoncie pojawiła się sylwetka Ricka oraz wielkiej sarny, którą tachał. Podbiegłem mu pomóc i ujrzałem, jak Swiftkill i Ignis żegnają się.
-Do jutra Swift! – zawołał Ignis, odbiegając. Jego siostra tylko skinęła głową i weszła do jaskini.
-Swiftkill! Akurat na kolację – przywitała ją Deuca, siląc się na lekki ton. Swiftkill posłała jej spojrzenie spode łba.
-Swiftkill, nie przywitasz się z ciotką? – zapytałem, rzucając sarnę na ziemię. Deuca spojrzała na Ricka. – Dzięki Rick.
-Nie ma za co – odparł, po czym oddalił się. Wyglądał jak istny wrak wilka. Wziąłem głęboki wdech i spojrzałam wyczekująco na Swiftkill.
-Cześć, ciociu – mruknęła, po czym zabrała się do szybkiego jedzenia. Deuca usiadła obok mnie.
-Potrafisz być stanowczy – szepnęła mi prosto do ucha. Spojrzałem na nią, uniosłem brwi.
-Owszem, bo muszę – odparłem. – Poza tym dużo się dzieje. Już niedługo będę mieć mało czasu: będę szkolić Katniss.
-Och, cudownie! – Deuca posłała mi promienny uśmiech.
Patrzyłem, jak Swiftkill po jedzeniu udaje się w kąt jaskini, gdzie zwija się w kłębek i zasypia z nosem w przednich łapach.
Nie potrafiłem jej rozgryźć. Ani jej zachowania oraz odnoszenia się do Deuci. O co jej chodzi? Czyżby ciągle się boczyła za to, że nie mieszka z Ignisem?
Myślałem, że już śpi, ale się pomyliłem. Otworzyła szeroko oczy i wbiła ich wzrok we mnie.
-Nauczysz mnie jutro polowania? – zapytała cicho. Byłem nieco zaskoczony, ale skinąłem głową.
-Ależ oczywiście. Pasuje ci w południe?
-Tak. Wiem, że rano szukacie z Rickiem cioci Glimmer – odparła, po czym powieki jej opadły i zasnęła naprawdę.
Resztę wieczoru spędziłem na zastanawianie się, skąd ona to wiedziała.
I ja, idiota, nie pomyślałem ani razu, jak musi się czuć Shadow. Nie poszedłem do niej. Dopiero po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, że ona cierpi w pewnym sensie bardziej niż ja sam.



Od Glimmer


-Brawo Glimmer! Coraz lepiej – zawołał Spero.
-Odkąd wylądowałam w bagnie, może być już tylko lepiej – parsknęłam w odpowiedzi.
-Oj, wiesz mi, może – odparł. – A...i napewno nie chcesz...
-...przyciąć grzywki? Nie, napewno – odparłam. Ciągła powtórka tego tematu zaczynała mnie irytować.
-Glimmer!
Wilczyca niewiele starsza ode mnie zatrzymała się tuż przede mną, wbijając w powietrze obłok kurzu.
Shiris by DodgerMD

-Shiris! – zawołałam, zaskoczona. – Czy coś się stało?
Shiris była szpiegiem i zabójcą Plemienia. Oddana Przywódcom, lojalna, lecz tylko wobec nich. Każdy wilk z Plemienia, który wtrącał nos w jej sprawy, nosił na ciele ślady jej zębów. Nikt nic nie wiedział o jej przeszłości, z tym, że trafiła do Plemienia jako półroczne szczenię, z bagażem traumatycznych przeżyć. Jest najlepszą z najlepszych i Przywódcy pokładają w niej bezgranicznie zaufanie. Nic dziwnego – jest w Plemieniu najdłużej ze wszystkich. Zabijała już jako szczenię.
Shiris z nikim się nie przyjaźni. Ma cięty język i czci każde motto i hasło zabójców, mimo że obecnei jest ona jedynym zabójcą w Plemieniu. Jej przyszły kompan dopiero się szkoli.
Dlatego też zdziwiłam się, że przybiegła akurat do mnie, wykrzykując moje imię. Raz, gdy zaproponowałam jej przyjaźń, odpowiedziała: „Zabójca doskonały nie ma przyjaciół – tylko cele” i dała mi jasno do zrozumienia, abym opuściła jej jaskinię.
Byłam już dwa tygodnie w Plemieniu i doskonaliłam się z każdym dniem. Za kolejne dwa miałam dołączyć do grupy Elitarnych Zwiadowców i dołączyć do Legionu. Miałam nadzieję, że Spero przyjmie mnie do swojego.
-Czy ty znasz wilczycę imieniem Swiftkill?
Poczułam, jak stroszy mi się futro. Swiftkill? Nie. Nie. Nie znam jej. Muszę powiedziec, że nie.
-Nie, nie znam żadnej Swiftkill –odparłam, marsząc brwi. – Ale może mi powiesz, co się stało?
-Szczenię imieniem Swiftkill ma umiejętności zabójcy, a tkwi w jakiejś watasze parenaście kilometrów stąd! Muszę porozmawiać z Przywódczynią – oznajmiła, po czym odbiegła. Spero stanął obok mnie.
-Glimmer?
-Tak?
-Ty znasz Swiftkill, prawda?
-Przecież słyszałeś, co powiedziałam Shiris – parsknęłam oschle i niemal wrogo. – Czemu miałabym kłamać?
Wzruszył ramionami.
-Spero!
-Muszę iść. Mam posiedzenie Przywódców Legionu – oznajmił. – I pamiętaj: jutro o świcie idziemy do czarodziejki.
Czarodziejka, Valarhien, przepowiadała przyszłość. Niektórzy uważali ją za wysłanniczkę bogów, Panią Rozdroży.
Skinęłam głową i patrzyłam, jak basior się oddala i skinięciem głowy pozdrawia Lykę, dowódcę Piątego Legionu. A potem jak razem znikają w cieniu drzew.
Ogarnęła mnie nagła tęsknota za Rickiem. Za wzrokiem jego miodowych oczu, za brązowym futrem, za jego uśmiechem. To był basior, którego kochałam i który był gotów zrobić dla mnie wszystko. Dlaczego odeszłam? Muszę wrócić.
Ej! Stop! Wrócić? To nie wchodzi w grę. Jestem członkinią Plemienia i nie mogę pod żadnym pozorem myśleć o WWG oraz o jego członkach. Poradzą sobie beze mnie. W końcu o mnie zapomną. Rick będzie cierpiał, ale w końcu znajdzie inną piękną waderę i będzie szczęśliwy u jej boku.

***

-Glimmer! Pobudka!
Zignorowałam chęć przewrócenia się na drugi bok i zignorowania natarczywych nawoływań. Miast tego wstałam, ziewnęłam i wstałam, po czym rozejrzałam nieprzytomnie po jaskini.
-GLIMMER! Oguchłaś czy co? Mamy iść do czarodziejki, choć!
-Przecież idę, nie musisz się tak drzeć – burknęłam.
Wyszłam z groty i zmrużyłam oczy w świetle słońca, które wychyliło się zza drzew.
Spero. Stanął przede mną, uniósł głowę i pomachał mi łapą przed oczami.
-Halo, Glimmer, jesteś tam?
-Jestem, uspokój się – burknęłam. – Idziemy czy nie?
-I to mi sie podoba – basior pokiwał głową i ruszył przed siebie.
Przewróciłam oczami i ruszyłam za nim.
Podziemna grota czarodziejki znajdowała się w lesie, zdala od jaskiń innych wilków. Idąc krętymi korytarzami, poczułam, że ta grota przypomina mi jaskinię Tashy. Potrząsnęłam gniewnie głową i dogoniłam Spero.
Za kotarą z trawy leżała ona. Szamnka Valarhien. Spojrzała na mnie łagodnie oczami barwy lodu.


-Ach, Glimmer – odezwała się głębokim głosem. Nikt nie wiedział, ile dokładnie Valarhien ma lat. A przybyła do Plemienia jako nastolatka, lecz na młodą już nie wyglądała. – Chcesz zobaczyć swoją możliwą przyszłość, swoje rozdroża i wybory, tak? Spero, muszę nalegać, abyś poszedł za kotarę.
Basior skinął głową i wycofał się posłusznie.
-Zbliż się, Glimmer – nakazała Valarhien. Usiadłam tuż przy miejscu, w którym leżała. Wadera westchnęła głęboko i położyła mi przednią łapę na czole.
Wszystko zawirowało, a jaskinia i Valarhien zniknęły. Zamiast tego ujrzałam wyraźne...tereny WWG.
Ujrzałam świt, a na kamieniu przed jaskinią Alph...leżącą Shadow.
Drgnęłam. Jej widok był dla mnie szokiem. Mój wzrok przemknął po jej gęstym, czarno-różowym futrze, grzywce opadającej na różowe oczy, które tak często wpatrywały się we mnie natarczywie, z widocznym współczuciem. Tyle razem przeszłyśmy...jak mogłam ją tak po prostu zostawić i zacząć drugie życie? Valarhien miała rację. Stałam na prawdziwym rozdrożu.
Shadow płakała. Jej głowa leżała między jej przednimi łapami, po policzkach ciekły słone łzy. Wadera zamknęła oczy. Minęło parę minut, po których powieki znów się rozchyliły, a Młoda Alpha uniosła głowę, kierując nos ku niebu. Słońce oświetlało jej łzy. Ich widok był dla mnie ciosem.
Poczułam, jak łapy się pode mną uginają, kiedy z ust Shad padło jedno słowo. Było nim moje imię.
-Och, wybacz mi proszę, Glimmer – z oddali dobiegł mnie głos Valarhien, a obraz Shadow zamazał się, tak jakbym patrzyła na rozmytą plamę. – Musiałam. To, zdaje się, twoja przeszłość...i teraźniejszość. No, ale teraz zobaczmy prawdziwą teraźniejszość....w Plemieniu.
Obraz Shadow i jaskini Alph znikł całkowicie. Na jego miejscu pojawiłam się ja, dla odmiany na terenach Plemienia. Biegłam z...małym szczeniakiem, na oko dwu- bądź trzymiesięcznym. Miał białe podbrzusze, złoto-brązowe futro i miodowe oczy. Biegł, śmiejąc się, a ja za nim.
-Uważaj Light! – zawołałam widmowa ja. W tym momencie szczeniak potknął się o kamień i upadł. Wstał, po czym otrzepał się. Po jego przedniej łapie pociekła strużka krwi, którą polizał. Widziałam, że czuje ból i pieczenie, lecz mimo wszystko z jego oczu nie poleciała łza, co mnie (PRAWDZIWĄ mnie) niezmiernie zaskoczyło.
-Brawo, synku – Synku? Poczułam, że robi mi się słabo – Pamiętasz nasze hasło?
-Oczywiście mamo – odparł Light. – „Kiedy płaczesz, okazujesz słabość”.
-Doskonale! – widmowa Glimmer nagrodziła szczeniaka zaledwie lekkim uśmiechem. – No, to idziemy. Tata czeka.

Teraz ujrzałam nastolatniego Lighta. Miał potargane i gęste futro. Brązowych plam i bieli prawie nie było już widać, a złoty kolor przechodził w żółtą barwę. Miodowe oczy ściemniały.
Light patrzył z przerażeniem na pole bitwy. Wszędzie było błoto, deszcz i krew. A Plemię otaczało...martwą mnie.
Poczułam, jak ogarnia mnie przerażenie. Spero ze smutkiem dotykał mnie łapą w okolicach serca, jakby chciał znaleźć dowód, że jeszcze żyję. Wszyscy uważnie go obserwowali, a kiedy basior usiadł, skierował pysk ku niebu, a z jego pyska wydobyło się pełne rozpaczy wycie, reszta poszła w jego ślady.
-NIE! – krzyk Lighta odbił się echem w mojej głowie. – Nie! Mamo! Niee! To nie jest prawda! Nie! Mamo, mamo! – dobiegł do martwej mnie i wtulił w sztywne i mokre futro, po czym załkał.
Oberwał. Spero trzepnął go mocno łapą w głowę, co spowodowało kolejną falę płaczu, za którą karą było powtórne uderzenie. Zatrzęsłam się z oburzenia, kiedy Light runął w błoto. Spojrzał z furią na Spero i zaatakował.
Wyrwał mu kawałek ucha. Plemię krzyknęło chórem, zaskoczone do granic możliwości, a Shiris odciągnęła małego i głową przewróciła go z powrotem na błoto. Light załkał. Widziałam, jak Spero z trudem powstrzymuje . Shiris ugryzła lekko Lighta w ucho.
-Dość. Idziemy do jaskini – powiedziała. Głos drżał jej od tłumionej furii, wyczułam to. – Głuchy jesteś? Powiedziałam IDZIEMY!
Light bez oporu dał się brutalnie podnieść i ruszył za Shiris ze wzrokiem wbitym w ziemię. Powstrzymał rozpacz. Gdy jednak tylko został sam w jaskini, fala nie wytrzymała, a od płaczu mały zaczął drżeć i szlochać. Między płaczem i chwytami powietrza zdołał wydukać tylko jedno słowo.
„Mamo”.
Scena się rozmyła, a ja poczułam w sercu ogromny ciężar. Jeśli będę mieć kiedy syna...Nigdy mu tego nie zrobię. Nigdy. Nigdy, przenigdy nie pozwolę, żeby przeżywał to samo co ja. Ten sam rozdzaj bólu.
Ponowna scena ukazała się zapewne miesiąc lub dwa później. Futro Lighta było żółte, oczy brązowe, a łapy białe. Niedługo miał wkroczyć w dorosły wiek.
Stał na wzgórzu za lasem. Lał ulewny deszcz, który mieszał się z jego łzami. Ten widok rozrywał mi serce.
Patrzył na zachmurzone niebo z żałością i rozpaczą w oczach. Z tego widoku potrafiłam wyniskować, że ten basiorek na zawsze pogrąży się w depresji i rozpaczy. Widziałam też, że od czasu „mojej” śmierci nie wyronił ani jednej łzy.
To musiał być ból.
-Mamo, wróć – szepnął, a ja usłyszałam jego słowa mimo szalejącej ulewy. – Wróć, proszę. Ja go nienanawidzę. Nienawidzę Spero. Nienawidzę go z całego serca.
Poczułam, jak opadam na ziemię, jakbym nie mogła udźwignąć tego bólu.
Otworzyłam oczu. Ujrzałam, że znów jestem w podziemnej jaskini Valarhien, która pochyla się nade mną razem ze Spero. Spojrzałam na basiora. Czy po mojej śmierci naprawdę stałby się takim potworem?
-Glimmer? – odezwał się. – Wszystko OK?
-Nie – warknęłam. – Nic nie jest OK.
Wstałam na chwiejnych łapach i spojrzałam ze złością na Valarhien.
-Nigdy tego nie zrobię – powiedziałam. – Nigdy.
-Nigdy nie mów nigdy – odpowiedziała ze śmiertelnie spokojną miną. Poczułam jeszcze większą złość, niemalże furię. Ruszyłam za kotarę i wybiegłam z jaskini.
Kropiła lekka mżawka. Spero stanął obok mnie.
-Glimmer...
-Nie – przerwałam mu. – Zobaczymy się jutro. Dzisiaj nie będę trenować, nie licz na to.
-Dobrze, ale...
-Żadnego ale. Daj mi spokój. Chcę być sama.
Nie zwróciłam uwagi na to, jak ani do kogo wypowiedziałam te słowa. Zerwałam się do biegu i oddaliłam od basiora w parę sekund, podczas których rozszalała się ulewa taka, jaką widziałam parę chwil temu.
Udałam się na wzgórze, na którym widziałam w wizji nastoletniego Lighta. Słońce wyszło zza chmur, lecz ciągle lał deszcz.
Ujrzałam jakąś postać na szczycie wzgórza. Ruszyłam w tamtym kierunku. Ujrzałam waderę. Śmiała się śmiechem pełnym rozpaczy.
Come Alive Once More by Skailla

-Alice! – krzyknęłam, po czym dobiegłam do niej. – Alice, co ty tu robisz?
-Odchodzę – odparła, otwierając swoje zielone oczy i wbijając we mnie ich wzrok.
-Ale...jak to...?- zająknęłam sie.
-Odchodzę. Odchodzę z Plemienia. A potem z tego beznadziejnego, pełnego rozpaczy świata.
-Ale...skoro beznadziejnego, to...?
-Jes tak źle, a ja czuję taką rozpacz, że aż śmiech mnie bierze – odparła z uśmiechem szaleńca. – Gorzej być nie może.
-Ale...Alice, nie odbieraj sobie życia! – zawołałam, przerażona.
-Dlaczego nie? Chcę wreszcie dołączyć do brata, siostry i rodziców. To nie ma sensu. I tobie radzę zastanowić się nad tym samym. Zastanowić się, czy jest sens żyć na tym świecie bez żadnego celu.
Patrzyłam, jak wadera oddala się i ginie w długiej trawie. Spojrzałam na słońce. W sumie...to nie byłby zły pomysł. Zobaczyłabym rodziców, Tashę. Wszystkich, których chciałabym zobaczyć.
Ale zaraz! Stop! Nie mogę zginąć, choćby z obowiązku. Pamiętałam słowa Frienda, boga przyjaźni. „Żadna nie może żyć, gdy druga nie żyje”. Ja i Shadow jesteśmy złączone, nasze linie życia splatają się ze sobą. Jeśli ja popełnię samobójstwo, ona zginie. A jest potrzebna watasze, Cyrusowi, Cristal, swoim rodzicom.Nie. Nie mogłabym tego zrobić, to by było samolubne.
Muszę więc żyć tak, jak dotąd. I muszę dać sobie radę.
-Jest tak źle, że gorzej już być nie może – powtórzyłam słowa Alice. W następnej chwili roześmiałam się głośno, czując, jak łzy ciekną mi po policzkach. Nie wiedziałam jednak, czy ze smutku ,czy z radości.



Od Neworo


Od Neworo
Ze szpitala wyszedłem gdy tylko stanąłem na własne łapy. Szedłem przez las kierując się na Polanę Księżyca na, której miałem zamiar poukładać sobie to wszystko. Spojrzałem w górę. Niebo było przysłonięte przez gęste korony drzew zza których wydobywały się cienkie snopy światła oświetlające gęstą zieloną trawę lasu Wolf Rock. Usłyszałem ciche chichoty. Odruchowo napiłem mięśnie, przybrałem pozycję gotową do skoku i odwróciłem głowę w kierunku tajemniczego głosu. Moim oczom ukazała się Love Lagoon no i tradycyjnie obściskujące się przy niej pary. Prychnąłem na samą myśl o parach- skojarzyły mi się Laylą. Ale jej już tu nie było i nie ma czego roztrząsać. Rozłożyłem skrzydła i wzbiłem się w powietrze. Chciałem znaleźć się jak najdalej od Laguny i tego całego romantyzmu.
Chłodny wiatr natychmiast ukoił moje zmysły dając mi spokój. Wylądowałem dopiero na Polanie. Było tam sporo wilków dlatego położyłem na samym jej skraju. Ułożyłem głowę na przednich łapach i podniosłem wzrok żeby dobrze widzieć inne wilki. Większość z nich… Nie! Dosyć! Miałeś zastanowić się nad tym wszystkim a nie przyglądać się innym. Zazgrzytałem zębami i wbiłem wzrok w trawę rosnącą tuż przed moim nosem. Zacznijmy od początku… tylko, że ja nic nie pamiętam.. przynajmniej nic co było przed przystąpieniem do watahy. Właśnie wataha.. to od niej wszystko się zaczęło a właściwie to od wrednych wilków, które mnie zaatakowały. Tyle, że nawet nie próbowałem się bronić. Cóż muszę się nad tym zastanowić te wilki nie były z WWG to już wiem, ale skąd znały Arię?. I dlaczego tak szybko straciłem przytomność? Oraz jak znalazłem się potem na terenie WWG?. Za dużo pytań i żadnych odpowiedzi. No.. na myśl przychodzi mi tylko REYNA. Tylko ona na razie… nie próbowała mnie zabić i ewidentnie coś wie, tak dziwnie się zachowuje... Muszę ją odnaleźć ale.. jak?. Skoro pojawia się tylko jak coś mi grozi i jak chce mnie ostrzec… Muszę dać jej powód do powrotu. I w ten oto sposób w mojej głowie narodził się głupi lecz pomocny, wręcz bolesny dla mnie sposób by poznać prawdę…
C.D.N




Od Koweya

Pomyślałem, że dziś zabiorę Anabellę na romantyczny spacer. Znalazłem ją na Polanie Księżyca.
-Hej-pocałowałem ją na powitanie.
-hej-odparła pogodnie, ale w jej oczach dostrzegłem błysk smutku.
-Co jest? -spytałem czule.
-Ech...bo Glimmer uciekła...nie wiadomo gdzie jest...-łzy napłynęły jej do oczu- coś mogło jej się stać....a...a...a Shadow nie chce jechać w trasę, która na prawdę jest donbrym pomysłem...bo...bo chce szukać Glimm...
Rozpłakała się, więc ją przytuliłem. Zacząłem ją uspokajać.
-Na pewno wróci- powiedziałem- przecież nie zostawiła nas i swojego życia od tak.
-Może i masz rację- na jej pysku pojawił się uśmiech.- wróci
-A tak z innej beczki- masz ochotę na spacer?- spytałem z uśmiechem.

<Anabella?>





Od Katniss

Mam już rok i trzy miesiące... ostatnio doszło do mnie, że już od jakiegoś czasu jestem dorosła. Minęło już sporo miesięcy mojego życia. Od momentu, gdy dołączyłam do WWG minęło już sporo czasu. Samotność. Odosobnienie. Ćwiczenia. Przyjaźń. Lojalność. Walka. Śmierć. Ryzyko. Zawziętość. Trenowanie. I znowu ćwiczenia. Większość mojego czasu poświęciłam właśnie nim. Przy okazji postarałam się i nadal staram nauczyć czegoś Nick’a. Może i marna ze mnie nauczycielka, ale Nick z jakiegoś powodu wybrał akurat mnie. Nie mam pojęcia czemu. Jednak czuję, że w tym samcu drzemie ogromny potencjał, dlatego (choć nie zawsze znajdę na to czas) postaram się nauczyć go wszystkiego, czego jestem w stanie go nauczyć.
Idąc lasem zastanawiałam się co będę robić przez następne tygodnie. Wczoraj opuściłam Gildię, bo nie chciałam zostawać u nich na tak długi czas. Mara by się martwiła, że nie było by mnie w watasze ponad miesiąc a poza tym nie chciałam sprawiać problemu. Za jakiś czas znów do nich wrócę, ale najpierw pozałatwiam wszystko co mam załatwić w WWG.
Szłam powoli, wpatrując się w swoje łapy. W to jak delikatnie stawiałam kroki, jak zgrabnie omijałam gałęzie. Nick też coraz lepiej radził sobie z ćwiczeniami. Wędrowałam między drzewami, nie patrząc nawet przed siebie. „Z niecierpliwością” czekałam aż w cos walnę głową, ale jakoś nie obchodziło mnie to. W tej chwili była zbyt leniwa na to, aby spojrzeć przed siebie. 
-Ciekawe co tam u Nicka… o k***a!- krzyknęłam, bo właśnie w coś walnęłam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam łapy. To jednak był ktoś.
-Zdecydowanie za dużo przeklinasz, Katniss. A u mnie wszystko w porządku.
Uniosłam głowę i zobaczyłam szarego basiora.
-No to najważniejsze.- odparłam.- A jeśli chodzi o moje słownictwo, to prędko się nie zmieni, Nick. Lepiej się przyzwyczaj.- odparłam i podniosłam się na równe nogi.
-A szkoda- odpowiedział z udawanym rozczarowaniem.- bo w twoim wieku tak nie wypada. Z resztą… nie znam nikogo w watasze kto przeklinałby tak bardzo jak ty. Niech zgadnę… to przez Gildię zaczęłaś się tak odzywać?
-A co Cię to odchodzi?- warknęłam po czym zaklęłam złośliwie. 
-Ej! To już dorzuciłaś specjalnie!- krzyknął z oburzeniem. Wyszczerzyłam kły i parsknęłam śmiechem w odpowiedzi. 
-Daj spokój! Dawno was wszystkich nie widziałam. Pozwoliłbyś mi się chociaż trochę z tobą podroczyć.
Nick uśmiechnął się w odpowiedzi.
-Cały miesiąc, co? Tak długo jeszcze nie bywałaś u Gildii. Coś cię zatrzymało?
-Nie… po prostu straciłam poczucie czasu. Z resztą wcześniej rzadziej się z nimi widywałam i stwierdziłam, że wypadałoby zostać trochę dużej.
-Spoko.
Nastała cisza (jak to często bywało gdy z kimś rozmawiałam). Zaczęłam się rozglądać dookoła. Moją uwagę przykuło drzewo. Dąb. Było wielkie, silne i rozłożyste. Kora miała ciemny brązowy odcień, a liście lśniły zdrowym, zielonym kolorem. Ale nie to zwróciło moją uwagę. Dolna część drzewa była jakaś dziwna. Na ciemnej korze widać było jasne paski, różnej długości. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na Nick’a. To by wyjaśniało jego obecność, pomyślałam. Podeszłam do drzewa, a basior spojrzał w tamta stronę.
-Widzę, że próbowałeś już swoich sił w spinaniu się po drzewach.
-Tak.
-I co? Jakieś postępy?
-Nie…- odparł zawiedziony. Zwróciłam się w jego stronę.
-Po co próbowałeś, skoro nie wyjaśniłam Ci jeszcze jak powinno się to robić?
-Bo chciałem Cię zaskoczyć, tym że sam umiem sobie poradzić.
-Aaaa… nie przyszło Ci do głowy to, że robisz to hm…. Źle?- zaśmiałam się krótko, gdy zobaczyłam jaką Nick zrobił minę, gdy usłyszał co mu powiedziałam.
-Jak to źle? Przecież wspinaczka to wspinaczka! Jak inaczej mam to robić?!
Zrobiłam kilka kroków bliżej w stronę drzewa, a Nick za mną (pokonując ten dystans zaledwie trzema krokami. Czasem mam dość mojego niskiego wzrostu i drobnej budowy).
-Po pierwsze- zaczęłam.- cała ta wspinaczka, tak naprawdę nie polega na wspinaniu. Bądźmy szczerzy, ale nie dość, że było by to głupie to jeszcze wyglądałoby to głupio, biorąc pod uwagę naszą budowę. Wilk to nie wiewiórka. 
-To jak TY dostajesz się na prawie sam czubek?- spytał Nick, wskazując łapą wierzchołek drzewa. No tak, pomyślałam, w końcu on widział mnie jedynie na drzewie. Nigdy nie spostrzegł jak na nie WCHODZĘ.
-Posłuchaj, Nick. Całe to „wchodzenie” na drzewo polega tylko i wyłącznie na skakaniu. Odbijasz się od ziemi i wskakujesz na jedną z najniższych gałęzi. Potem na wyższą i wyższą, aż w końcu znajdziesz się na prawie samym czubku….
By zademonstrować, mu jak ma to wyglądać szybko wskoczyłam na gałąź i na następną, a potem na kolejną i kolejną.
-… pamiętaj jednak, że trzeba patrzeć na to jak grube są gałęzie. Wilki nie są lekkie, więc nigdy nie próbuj włazić na sam czubek, bo gałąź się złamie, a ty spadniesz. Łapiesz?
-Łapię, łapię, ale co mam zrobić jakby taka gałąź jednak się złamała?
-Schudnąć.- rzuciłam kąśliwie.
-Pytam poważnie.
-Ech…. Po prosu musisz złapać się gałęzi niżej.
-Czym? Chyba nie zębami.
-O…czy…wiś..cie… że… nie!- odparłam skacząc po gałęzi. Czekałam, aż się złamie, by pokazać mu co ma robić. Gdy gałąź pękła, czułam jak kieruję się ku ziemi. Na swojej drodze napotkałam silną gałąź, którą uczepiłam się łapami. Jednak nie to było najważniejsze. Ważne było to by przytrzymać się ogonem. Wtedy nie powinno się spaść. Wyjaśniłam to Nicko’wi i ucieszyłam się gdy kiwnął głową, na znak, że do niego dotarło. Zeskoczyłam zgrabnie z drzewa i wylądowałam obok samca.
-No nieźle.- stwierdził.- Ta umiejętność na pewno mi się przyda, jako Zwiadowcy.- stwierdził, wpatrując się w roślinę.
-Ano przyda. Chodź ja nigdy nie widziałam by oni tak robili.
-Bo nie robią.- odpowiedział.- dlatego to właśnie CIEBIE poprosiłem, żebyś mnie uczyła.
-Zatem bardzo mi miło.- odpowiedziałam, udając, że mówię to bardzo formalnym i uprzejmym tonem. Nick parsknął śmiechem.
-W ogóle do ciebie nie pasuje!- stwierdził
-No. Coś w tym jest. A właśnie. Jak tam szkolenia?- zagadałam.
-Jakoś . Całkiem nieźle idzie mi skradanie. A u Ciebie? Jak tam nauka z Berlo?
Chwilę zaniemówiłam po czym wydusiłam z siebie krótkie „cho**ra”.
-Tylko nie mów mi, że w ogóle niczego się jeszcze nie uczyłaś.
-To w takim razie nic nie mówię.
-Katniss… powinnaś już ćwiczyć od trzech miesięcy, wiesz o tym?
-Nie moja wina, że tak szybko dorosłam. Poza tym, nie miałam czasu.
-Yhm… powiedzmy, że Ci wierzę. Ale powinnaś w takim razie iść do Berlo. Teraz powinien mieć czas by zacząć Cię szkolić.
-Jasne. Dzięki za upomnienie. Ej! Nie patrz tak na mnie! Co tak wzdychasz?!
-Już dorosła. Taka utalentowana… i taka nieodpowiedzialna.
-Ej, przestań! Przez cały czas trenowałam, miałam prawo zapomnieć. No nie patrz tak na mnie. Już tam idę.- fuknęłam. Nick uśmiechnął się i powiedział:
-No to w takim razie powodzenia. Później popytam Berlo jak Ci poszło.
-Po co pytać. Sama powiem.
-Myślałem, że lubisz być sama. I nie lubisz jak ktoś zadaje Ci tyle pytań.
-Bo nie lubię. Ale sama Ci opowiem.- burknęłam, po czym dodałam (już trochę milszym głosem). –No to do zobaczenia i powodzenia w ćwiczeniu wspinaczki. Jak znajdę czas to poćwiczymy razem.- Uśmiechnęłam się i odbiegłam. 
Słyszałam jak Nick krzyczy „do zobaczenia”, ale nie odwróciłam się w jego stronę. Biegłam w stronę jaskiń, z nadzieją, że znajdę tam Berlo. Gdy o niego spytałam Deuca wskazała mi gdzie powinien teraz być. Cieszyła się, z tego, że będę się u niego uczyć, jednak nie miałam czasu na rozmowę, więc musiałam przeprosić waderę i wybiegłam z jaskini. 
Znalazłem Berlo przy Wodospadzie. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się serdecznie. Gdy spytał co mnie do niego sprowadza, wyjaśniłam mu o co chodzi. Przypomniałam mu o tym, że zgodził się być moim nauczycielem i o tym jak Nick przypomniał mi o szkoleniu. Ber skinął głową.
-Czy…. Mógłbyś… czy mogłabym teraz… zacząć się od Ciebie uczyć?- wydusiłam z siebie na koniec lekko nieśmiało (co w ogóle do mnie nie pasowało) i czekałam na odpowiedź.

<Berlo???>




Od Night'a

Wstałem dziś rano dość wcześnie Storm jeszcze spała. Po cichu żeby jej nie obudzić wyszedłem z jaskini i udałem się na polowanie z resztą łowców, polowaliśmy do południa potem wszystkie zdobycze zanieśliśmy do Alph, wszyscy rozeszliśmy się w różnych kierunkach ja poszedłem nad Jezioro Błysków miałem szczęście był tak jeden Magiczny Jeleń ucieszyło mnie to zakradłem się do niego ale niestety mnie zobaczył i zaczął uciekać, zacząłem go gonić byłem trochę zmęczony po wcześniejszym polowaniu ale udało mi się go dopaść gdy wtopiłem w niego kły słodki smak jego krwi wypełnił moje podniebienia uśmiechnąłem się lekko Jeleń już nie żył wziąłem go do jaskini, podszedłem do partnerki
-Hej- przywitałem się i pocałowałem ją
-Hej mogłeś mnie obudzić
-Nie mogłem za pięknie wyglądałaś zresztą zawsze pięknie wyglądasz- uśmiechnąłem się na co odpowiedziała tym samym- przyniosłem obiad
-Mhm.. postarałeś się
-Dla ciebie zawsze- powiedziałem i zabraliśmy się do jedzenia.
-Storm...- zacząłem gdy już zjedliśmy
-O co chodzi?
-Co ty na to....... żebyśmy mieli szczeniaki?- spytałem

Storm?




Od Berlo 

Uśmiechnąłem się z rozbawieniem. Katniss...nagle taka nieśmiała. To do niej niepodobne. No cóż...mogę jedynie przypuszczać, że ona nie lubi prosić innego wilka o cokolwiek.
-Nie wiem, co to za pytanie – powiedzałem. Wadera spojrzała na mnie, lekko zbita z tropu. Następnie zmrużyła złote oczy.
-To znaczy...że nie chcesz mnie już uczyć? – zapytała. Roześmiałem się.
-Ależ oczywiście, że chcę. Obiecałem ci to, dlatego nie rozumiem żadnego z tych pytań, które mi dotychczas zadałaś.
Katniss uśmiechnęła się tak leciutko, że niemal niewidocznie.
-A teraz chodź. Nie będziemy tak tu sterczeć – dodałem i ruszyłem w stronę mojej jaskini. Katniss ruszyła za mną sunącym i bezgłośnym krokiem, niczym duch. Albo lepiej – cień. W zasadzie dziwiłem się, czemu zadecydowała, że chce zostać szamanką, a nie zwiadowcą.
Wkroczyłem w mrok i chłód. Katniss za mną. Jej oczy błyszczały w ciemności, kiedy wodziła wzrokiem po ścianach. Zatrzymała się przy eliksirach.
-Do czego służą? – zapytała, wskazując na nie łapą. Uśmiechnąłem się, mimo że w ciemności nie było tego widać. Ale byłem zadowlony z jej ciekawości. To dobrze wróżyło.
-Do leczenia ran.
Wadera zmarszczyła brwi.
-Myślałam, że używasz do tego różnego rodzaju maści.
-Nie ja, lecz lekarze. Ja dla nich to wytwarzam, ale owszem, smarują maścią, ale tylko na takie rany jak zadrapania bądź inne powierzchowne rany. Czasami zdaża się jednak, że wilk ma chore gardło, boli go głowa bądź brzuch. Wtedy dobieram odpowiedni eliksir i przekazują go lekarzom. Czasami można też polać eliksirem złamaną łapę.
-Jak to?
-Lekarz nastawia złamaną kość i zszywa ranę, ale żeby szwy się dobrze trzymały, można polać eliksirem z miodu oraz pyłku specjalnego kwiatu.
-To z czego wyrabiasz te eliksiry i maści?
-Z cudów natury: z kwiatów, ziół, liści.
-I pomagają?
-Z tego co słyszałem, to tak.
-Więc jakie jest właściwie zadanie szamanów?
Uniosłem głowę i spojrzałem na nią. Siedziała parę metrów ode mnie i wpatrywała się we mnie z uwagą. Chętna do zdobywania wiedzy. To dobrze. I tak ogólnie, to miałem nadzieję, że zada do pytanie.
-Wytwarzamy leki dla różnych wilków i dostarczamy je do szpitala. Ale to lekarze leczą rany. Zajmujemy się jednak także chorobami wewnętrznymi, takimi jak opętanie.
-Opętanie? – mimo mroku ujrzałem, jak Katniss unosi pytająco jedną brew.
-Tak. Że niby jakiś zły duch, bądź demon czy czarna magia wdarła się w wilka. Ja oczywiście w nic takiego nie wierzę, ale wierzę, że istnieją niebezpieczne eliksiry. Jeden z nich podała Glimmer Rapier.
-To było wtedy, kiedy Glimmer straciła pamięć?
-Tak – obróciłem się, żeby nie dostrzegła smutku i bólu w moich oczach. To mogło by nas odwieść od właściwego tematu. – Z czasem zaczniesz się wprawiać i sama znajdować odpowiednie zioła, a nawet sama zaczniesz stwarzać nowe eliksiry.
-Nowe eliksiry? Czekaj...to znaczy, że te wszystkie eliksiry ty sam wymyśliłeś?
Łypnąłem na nią kątem oka i ujrzałem, jak wskazuje wszystkie płyny, które stały na reagle. Roześmiałęm się – krótko i z rozbawieniem.
-Ależ skąd. Zaledwie kilka z nich. A na jak na pierwszy raz, jeśli nie masz nic przeciwko, zrobisz jeden z moich eliksirów.
-Który?
Wyjąłem z kąta ogromną, zakurzoną księgę i, przewracając łapą suche kartki, natrafiłem na tę, którą szukałem.
-Ten – popchnąłem księgę w stronę Katniss.
Patrzyłem, jak moja „uczennica” wbiła wzrok w bardzo ładny kwiat, o złotym pyłku unoszącym się znad białego kieliszka oraz ciemnozielonych liściach. Kiedy spojrzała na mnie, powiedziałem, zanim zdążyła choćby otworzyć pysk:
-Wiem, że może ci się to wydawać banalne, ale to rzadki kwiat, a leczy poparzenia, więc możesz wziąść od razu dwa.
-Gdzie takie znaleźć? W WolfRock?
Pokręciłem głową, bardzo starają się nad sobą panować, aby się nie roześmiać. To naturalne, że dopiero wprowadzam Katniss w tajemnice szamaństwa.
-Oczywiście, że nie. Będziesz musiała je sama znaleźć, ale nie musisz iść aż na tereny Rapier – uśmiechnąłem się kątem pyska. – Coś mi jednak mówi, że już odwiedzałaś te rejony.
Odwróciłem się od niej.
-Ile mam czasu?
-A bo ja wiem? To nie jest żaden maraton, Katniss. Ale jeśli znajdziesz ten kwiat, to jak na pierwszą lekcję będzie to ogromny sukces.
-A jak w ogóle się ten kwiat nazywa?
-Album vere – odparłem. – To z łaciny.
-A...
-Wyczerpałaś już limit pytań! Poza tym...chyba chcesz zdążyć przed północą, prawda?
Rzuciłem na nią spojrzeniem i zobaczyłem, jak zakłopotana, odwraca wzrok.
-Znajdę ten kwiat. – oznajmiła, a ja usłyszałem, jak jej kroki się oddalają. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Będzie z niej dobra szamanka – mruknąłem sam do siebie pod nosem. Tak. Byłem tego pewny jak mało czego: że z Katniss będzie bystra oraz pojętna uczennica.
<Katniss?>





Od Qui-gona

Biegłem bezgłośnie przez las. Jak najciszej i jak najszybciej. Obejrzałem się. Za sobą widziałem trochę niewyraźne, bo przysłonięte mgłą, sylwetki wilków z Watahy Zemsty. Słyszałem ich nawoływania i i szelest liści pod ich łapami. Starałem się przyspieszyć. Byłem zmęczony, a bieg utrudniały chłód i słaba widoczność. Biegłem, biegłem...
Gwałtownie podniosłem się do pozycji siedzącej. Przez chwilę serce biło mi szybciej, postawiłem uszy nasłuchując i rozglądałem się szeroko otwartymi oczami. Byłem w Jaskini Alph. To tylko sen. Kolejny. Nie mogłem spać. Ilekroć udało mi się zasnąć zdawało mi się, że widzę zakrwawionego, umierającego Jespera patrzącego mi prosto w oczy. Jakbym widział w nich słowa " Pamiętaj o mnie. Ja zawsze będę... " i skonał. Opadłem z powrotem do pozycji leżącej. W sercu znów poczułem ból. Ból, z którym jakoś nie potrafiłem sobie poradzić. Rozejrzałem się jeszcze raz dookoła. Wyglądało na to, że wszyscy śpią, ale nie mogłem być pewien czy nikogo nie obudziłem. Podniosłem się powoli i ostrożnie wyszedłem z jaskini. Na zewnątrz było chłodno, ale mnie to nie przeszkadzało. Szybko i cicho wspiąłem się na wzgórze Alph. Podszedłem do krawędzi i usiadłem. Spojrzałem w górę. Niebo było czyste, tylko gdzieś na prawo, nieco z tyłu, widać było ciemne kształty podłużnych chmur. Księżyc świecił jasnym, zimnym blaskiem. Wokół lśniło mnóstwo gwiazd, które zdawały mi się układać w pysk Jespera. Poczułem podmuch chłodnego wiatru. " Pamiętaj o mnie. Ja zawsze będę... " - te słowa zabrzmiały mi w głowie głosem brata.
-Nie zapomnę- powiedziałem w kierunku gwiazd.- Nigdy nie zapomnę. Tak mi ciebie brakuje. Tyle mi jeszcze nie powiedziałeś, a teraz... teraz już chyba nie będziesz mógł.Tak... tak za tobą tęsknię... - smutek dławił mi głos w gardle.- P-powinienem... być silny. Jestem j-już właściwie do... dorosły, ale... Czuję się taki zagubiony i samotny. Nie wiem co robić.
Wiatr wiał coraz mocniej. Zamknąłem oczy. Czułem, że zaraz zaczną mi lecieć łzy. Zacząłem skamleć cicho, tak cicho, że z odległości pięciu kroków mało kto by mnie usłyszał. Nagle poczułem dotknięcie czyjejś łapy. Podskoczyłem obracając się jednocześnie. Pomyślałem, że gdyby ktoś chciał mi coś zrobić to z łatwością zepchnął by mnie ze skały gdy siedziałem tyłem.
-Młody Alpha Cyrus!- zawołałem zaskoczony, ale cicho, bo cały czas pamiętałem, że jest noc.
-Beta Qui-gon!-zażartował basior. - No, ja. Co się stało, że zerwałeś się tak w środku nocy?
-Hm...- mruknąłem. Czułem się niepewnie. Poza Jesperem prawie z nikim nie rozmawiałem.
-Coś nie tak?- zapytał. Milczałem. Nie chcesz mi powiedzieć?
-Ja...
-Do niczego cię nie zmuszam, ale... wiesz, jeżeli coś cię gryzie, to będzie ci łatwiej jak się tym z kimś podzielisz.
Przestąpiłem z łapy na łapę. Niby miał rację, ale... sam nie wiedziałem.
-Prawię cię nie znam... Nikogo nie znam.
-Hej, w pewnym sensie ja też jestem tu nowy. Mnie możesz powiedzieć- zapewnił i uśmiechnął się przyjaźnie.
-Dobra- zdecydowałem w końcu. Opowiedziałem mu kim był dla mnie Jesper i jak znaleźliśmy ślady, i jak myśliwi zabili mi brata, i jak biegłem, i spotkałem wilki z Watahy Zemsty, jak przed nimi uciekałem, jak trafiłem do WWG, i jak będąc już w watasze włóczyłem się sam po lesie walcząc z bólem. Opowiedziałem też co mi się śniło i co czułem kiedy tak tu siedziałem. Kiedy mówiłem, Młody Alpha patrzył na mnie poważnie, ze współczuciem, a ja czułem się lepiej. Wreszcie skończyłem. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
-Nie wiem jak mógłbym ci pomóc- powiedział w końcu basior.
-Już pomogłeś- odparłem i uśmiechnąłem się lekko.
-Cieszę się, że mi się udało- on też się uśmiechnął, ale zaraz przestał, jakby mu się coś przypomniało.- Wiesz, chyba nie powinieneś siedzieć na Wzgórzu ALPH...
-Oj... racja. Nie pomyślałem o tym. Przepraszam Młody Alpho.
-Nie, no mnie to nie przeszkadza... i wiesz, zwykłe " Cyrus " wystarczy. W każdym razie lepiej już chodźmy.
Odwrócił się i zaczął schodzić ze wzgórza. Spojrzałem w górę, na pysk Jespera. " Pamiętaj o mnie. Ja zawsze będę... przy tobie. ". Wcale nie było mi już smutno. Ruszyłem w dół zbocza za... przyjacielem?




Od Alphy Rolly'ego

-Tak, tak- odparłem z uśmiechem- uzdrowiciele użędują tam.
Wskazałem łapa na jaskinię za wodospadem.
-Dziękuję Rolly- powiedziała Jenna, nowa.
Odwróciła się i ruszyła we wskazanym kierunku. Patrzyłem za ią przez chwilę, aby upewnić się czy trafi. Kiedy jej postać zniknęła w półmroku jaskini, ruszyłem , aby odnaleźć moją córkę. Kroczyłem przez Polaną Księżyca lekko stawiając łapy na miękkiej,zielonej,  jeszcze letniej trawie. Moj sokoli wzrok przeczesywał łąkę. W końcu dostrzegłem Shady. Stała na końcu polany i z zaciętą miną mówiła coś do Mefisto. Powoli do niej podszedłem. 
-I idź z nimi na północ- usłyszałem z ust Shadow- a Ephira weźmie kolejną piątkę i pójdzie na zachód.
- Dobrze- czyli ja idę na północ, Moon na wschód, Ephira na zachód , każdy z ekipą składającą się z 3 zwiadowców i 2 łowców?
-Tak- odparła- a ja z Cyrusem i resztą pójdziemy na południe. Szukajcie wszędzie, przeczeszcie cały las, łąki i co jeszcze się da. Musimy ją znaleźć.
W oczach córki widziałem wielką determinację.
- W takim razię idę zebrać ekipę. Do zobaczenia, Shadow- powiedział Mef i odszedł.
Młoda Alpha patrzyła wślad za nim najwyraźniej o czymś myśląc.
-Shad- powiedziałem
Gdy usłyszała swoje imię otrząsnęła się i zwróciła w moją stonę.
-O, hej tato- słaby uśmiech pojawił się na jej pysku.
-Widzę, że zaczęłaś ,,Alphować''- puściłem jej figlarne oczko- mogę wiedzieć o co chodzi?
Wadera westchnęła.
-Wszczynam poszukiwania- powiedziała- Glimmer nadal nie wróciła. Muszę ją znaleźć. Może leży gdieś nieprzytomna, może jest ranna...
W oczch mojej córki wezbrały łzy.
-Tato, ja muszę ją odnaleźć- szepnęła i przytuliła się do mnnie. Odpowiedziałem tym samym.
-Na pewno znajdziesz- powiedziałem pocieszająco- jest na pewno cała i zdrowa, i wróci. Na pewno.
-Skoro jest cała i zdrowa, czemu nie wraca?- wyszlochała w moje futro- przecież tu jest jej dom, jej życie...
Nagle poderwała się na równe nogi.
-Tato!- jej źrenice zmniejszyły się z przerażenia- a co jeśli uciekła, bo miała dość życia?!?!
Kiedy to powiedziała ,wstrząsnęło mną. Nie, nnie...na pewno nie.
Starałem się mówić spokojnie:
- Czy twierdzisz, że Glimm mogłaby..
-ODEBRAĆ SOBIE ŻYCIE!-krzyknęła ajej ciałem wstrząsnął szloch.- popełniła samobójstwo! To by wyjaśniało czemu nie ma jej tyle czasu! Czemu nie daje znaku życia!
Byłem równie przerażony jak Shadow. Gorączkowo myślałem nad tym co przed chwilą usłyszałem. A jeśli to prawda....nagle odzyskałem jasnoś umysłu. Coś mi się przypomniało.
-Shady, przecież żyjesz.- powiedziałem
Młoda Alpha nadal zdenerwowana spojrzała na mnie pytająco.
-I co z tego?
-Nie pamiętasz?- zacząłem już spokojny- jestes połączona z Glimmer pewnym rodzajem więzi empatycznej! Gdyby ona nie żyła, ty również byłabyś martwa.
Shadow popatrzyła na mnie, aż w końcu spokojnie odethnęła.
-Masz rację-powiedziała- czyli, że żyje. Ale czemu nie wraca?
-Tego nie wiem- odparłem- szukaj jej. Jesteś zwiadowcą, na pewno trafisz na jej ślad.
W jej oczach znów pojawiła się determinacja. Byłem z niej taki dumny- nie podda się. Nigdy Puki nie osiągnie swego celu.
-Trafię- uśmiechnęła się. Podeszła do mnie i przytuliła się
-Acha...i jescze mam jedno pytanie Shady.
-Tak?
-Co z wyruszeniem w trasę? Podjęłaś decyzję?
Córka spojrzała mi głęboko w oczy. Tak. Była w nich ta wielka determinacja. Ale był też ból i tęsknot
- Puki nie znajdę Glimm, moja odpowiedź brzmi ,,nie''. Jestem potrzebna komuś innemu bardziej, niż sobie samej.
Pomimo, że liczyłem, iż Shad ruszy w trasę, byłem bardzo dumny z jej podejścia- na pierwszym miejscu inni, potem dopiero ja. Będzie dobrą Alphą...
-No dobrze- uśmiechnąłem się- idź, szukaj jej.
Uśmiechnęta, odwróciła się i poszła w swoją stronę. Postanowiłem pomóc jej w poszukiwaniach, razem z Arią. Bądź, co bądź, Glimm była dla nas jak córka. A rodzina zawsze musi trzymać się razem..





Od Molly

Coś sobie obiecałam, i dotrzymam słowa. Kurczę robię się dziwna - obiecuję różne rzeczy samej sobie. A więc obiecałam sobie, że od dzisiaj żyję pełnią życia. Ktoś mądry kiedyś powiedział: Nie płacz, że coś się skończyło, tylko ciesz się, że w ogóle się zdarzyło. Mądre słowa. O świcie postanowiłam przejść się po Wolf Rock i w okolicach drzew kwiatowych. Dzień zaczynał się tak samo jak zwykle, nic szczególnego się nie działo. Ptaki śpiewały, wiewiórki szukały orzechów, sarny się pasły. Tak dobrze słyszeliście - sarny, widziałam całe stado saren, ale jakoś nie miałam ochoty na jelenia. Doszłam do miejsca w Wolf Rock, gdzie było pełno drzew z kwiatami. Wschodzące słońce ledwo było widać w ciemnym lesie, ale w okolicach drzew kwiatowych przedzierało się. Wiatr strącał kwiatki z gałęzi. Szłam tak i myślałam. Właściwie sama nie wiem dokładnie o czym. Aż nagle... BAM! Ląduje na ziemię. Ktoś na mnie wleciał. - Au!? - powiedziałam z pretensją. - Oj, pardon! Czy jesteś ranna? - spytał (wnioskując po głosie) basior. Był czarnym o niebieskich oczach i miłym spojrzeniu wilkiem:

- Nie... Nic mi nie jest. - Trochę nie mogłam się skupić. Chciałam udawać groźną, bo on jest obcym na terenie mojej watahy i nie powinno go tu być, ale... te jego oczy... - To dobrze, że nic Ci się nie stało... - powiedział po chwili. - Wiesz, że nie powinno Cię tu być? - spytałam. - Tak. - odpowiedział... no tak po prostu. - To może się wyniesiesz? - zapytałam po chwili ciszy. - Wynieś mnie. - uśmiechną się, a ja chyba zaczęłam się rumienić, po czym wzruszyłam oczami. Rozmawialiśmy jeszcze trochę, ale to były raczej przyjazne dogryzki i uwagi oraz spostrzeżenia. Potem ruszyliśmy w swoje strony, ale on jeszcze odwrócił się i zapytał: A mogę znać twe imię? - oczywiste pytanie. - Molly. - odpowiedziałam. - Blade. No więc Molly, czy jeszcze kiedyś Cię zobaczę? - spytał. - Mam nadzieję... - odwróciłam się i poszłam w stronę jaskiń. Blade chyba jeszcze patrzył jak się oddalam, a gdy odwróciłam się, by sprawdzić czy dalej tam jest... już... go nie było...







Od Neworo

Pędziłem w górę. Nie zwracałem uwagi na wilki, które mijałem pozwoliłem by łapy same mnie niosły. Byłem parędziesiąt metrów od mojego celu. Las zdawał się być przerzedzony, drzewa rosły w dużej odległości od siebie. Zdawały się powoli znikać. Świeży zapach żywicy i liści powoli przestał wypełniać powietrze a pod łapami nie miałem już trawy tylko skałę. Byłem blisko. Gwałtownie zatrzymałem się ścierając sobie łapy. Odsłoniłem zęby, z moich płuc wydobyło się długie warknięcie. Położyłem po sobie uszy tak, że teraz przylegały płasko do mojej czaszki. Ruszyłem powoli z miejsca. Zatrzymałem się parę metrów dalej tuż nad urwiskiem. Wzgórze Alph- to był mój cel. Spoglądałem z niej na Polanę Księżyca. Powoli podniosłem głowę. Zaczęło się ściemniać. Przesunąłem się o parę kroków do przodu tak, że teraz przednie łapy były parę centymetrów od końca skały. Nabrałem powietrza do płuc. Chciałem skoczyć? Na pewno się zabiję. A nie chciałem zginąć tylko nastraszyć złotą. Położyłem się i wyciągnąłem głowę nad rozpadlinę. Wysoko, bardzo wysoko, za wysoko. Cofnąłem się.
- Ty tchórzu!- skarciłem sam siebie.
Musiałem być wariatem żeby to zrobić no cóż, chyba nim byłem. Cofnąłem się do granicy lasu i rozpędziłem się. Wiatr szumiał mi w uszach. Teraz nie było strachu był tylko horyzont i wiatr, który tak dobrze znałem tyle razy latałem a teraz miałem wpaść jak kamień do wody mimo iż byłem rybą.
Jeszcze trochę…
C.D.N





Od Storm- jescze o urodzinach Nicka

Nick wybiegł za mną z jaskini na polane, gdzie stały trzy prezenty wielkości dorosłego wilka. Domyślam się co Niko pomyślał, ale mylił się. Otworzył z nadzieją pierwsze pudło... lecz było puste. otworzył kolejne i... to samo. Otworzył trzecie zdołowany pustką w poprzednich prezentach. Lecz ku zdziwieniu jego samego ten jeden nie był pusty. Była w nim kartka z jakimś listem i medalion w kształcie kuli, który (choć niewyraźnie) świecił. Nick przeczytał na głos:
- ,,Czekam w lesie''.
Poszłam z nim w wyznaczone miejsce, gdzie czekała impreza. Ja szłam pierwsza, żeby dać reszcie znak, że idzie.
- Niespodzianka!!! - wszyscy wyskoczyli z kryjówek i złożyli Nickowi życzenia.
- Nick, masz paru gości w strefie Vip. - zażartowałam. Poszliśmy w trochę odległe miejsce od imprezy, ale było warto.
- Sto lat, Jubilacie!!! - rozległo się z trzech stron. Po czym wszyscy wyszli:

Dix:



Cannen:


Dajana


i Sun


Lecz nigdzie nie było szefa bandy, Nick trochę przyklapł. W między czasie cała wataha przeniosła się do lasu.
Wszyscy odwracali uwagę jubilata, w pewnej chwili ktoś zasłonił mu oczy.
- Zgadnij kto to?!?!?! - spytałam wesoło, choć doskonale wiedziałam, że nie zgadnie.
- Yyy... Mama?! - strzelił.
- Yyy, Nie. - droczyłam się trochę.
- Night?!
- Nie.
- Katniss? Nightflow?
- Nie! - odezwał się nieznany głos, po czym odsłonił mu oczy. Niko odwrócił się i ujrzał postać:


- Cześć Niko! - odezwała się wadera.

(Nick???)










Od Storm

W sumie to od dłuższego czasu myślałam nad szczeniakami, Nick dorósł, a jaskinia
pusta. I przypuszczam, że Night też chciałby mieć własne młode, nie tylko przybranego
syna. Pusta jaskinia dobijała mnie, brakowało mi gromady szczeniaków.
- Night, pewnie, że tak! - rzuciłam mu się na szyje. - Czemu wcześniej nie pytałeś? - spytałam.
- Jakoś nie byłem pewien czy jesteśmy ze sobą dość długo. - przytulił mnie.
Poszliśmy do kryjówki poza terenem watahy. Spędziliśmy resztę dnia i noc w kryjówce.

*Nastepnego dnia*

Gdy się obudziłam obok mnie leżał martwy zając. Nighta nie było za to leżała tam jakaś
karteczka podniosłam i przeczytałam:
- ''Wyszedłem na spacer, nie chciałem Cię budzić ". 
Ach, ten Night! Kochany jest! - wyszłam
na zewnąrz, dzień był piękny, ptaszki ćwierkały. Przez chwilę wydawało mi się, że śpiewały o
naszych szczeniaczkach, moich i Night'a. Usłyszałam za sobą dziwny szelest. Odwróciłam się.
To był Night.
- Cześć! Jak się spało? Zając smakował? - wypytywał.
- Dobrze. Zając pyszny. Długo spałam? - słońce było wysoko na niebie.
- Jest popołudnie, ale w twoim stanie powinnaś dużo spać.
Jak myślisz, udało się? - pocałował mnie i dotkną mojego brzucha.
- Mam nadzieję. - powiedziałam. Wróciliśmy do watahy po drodze dyskutowaliśmy o imionach dla dzieci.
- Za kilka dni pójdę do medyka na kontrolę. - zaczęłam na terenach WWG.
- Idę z tobą. - Night przytulił mnie. - Może chodźmy od razu? - zaproponował.
- Nie wiem czy pokażę... - powiedziałam nieśmiało.
- Co nam szkodzi spróbować? - poszliśmy do Jaskini medycznej do medyka na dyżurze.
Poszłam do zaufanej Nevady. Night został przed gabinetem. Po badaniu mój partner strasznie się
niecierpliwił.
- I co?!? I co!?! - dopytywał przy wyjściu.
- Udało się! - Night przytulił mnie.
- Ile? - ależ on dociekliwy.
- 2 albo 3. - odpowiedziałam.

( Night?)





Od Alkiva

Jestem u Jen już sporo czasu, a nam się jeszcze nie nudzi, pracujemy aby przertwać razem. Ja jednego dnia przygotowuje śniadanie i kolacje a Jen obiad, a drugiego przygotowuje tylko obiad a Jen śnaidanie i kolacje, robimy to na zmianę. Często spacerujemy sobie i gadamy, muszę przyznać - Jen mi sie podoba! Jest coś w niej, takiego... Nie wiem jak to opisać... W każdym razie gdy skończe rok chcem jej się oświadczyć.
Ostanio zacząłem trenować i... A w końcu postanowielm wam opowiedzieć wszystko z datami, bo jak bym każdy szczegół miał opowiedzieć to bym was zanudził, więc postanowiłem pisać małe opowiadania ale są w jednym... Trochę dziwne wiem ale no cóż...

1 Dzień u Jen

Wstałem i poszedłem nad rzeczke, no tak... Jeszcze się nie przyzwyczaiłem, że mieszkam razem z Jen. Dzisiaj wieczorem mamy iść do jej przyjaciół, więc przygotowałem śniadanie (Akurat była moja kolej) pyszne wiewórki z króliczkiem... Jen przyszła, trochę nie w sosie. Jen często tak ma jak musi robić śniadanie, ale teraz nie robiła więc nie wiem o co jej chodziło.
-Jen, jak się czujesz?-Spytałem
-Okropnie.-Odburkneła
-Dlaczego?
-Nie mam ochoty gadać.-Wstała i poszła, a ja siedziałem jak ten glupek i patrzyłem jak odchodzi.

WIECZOREM

-Jen jesteś gotowa?
-Pewnie!-Odpowiedziała, i ruszyliśmy. Gdy doszliśmy do miejsca spotkania zauważyłem 4 szczeniaki. Pierwszy szczeniak był brązowo czarny, i miał na imię Noslino. Drugi szczeniak był czarny z białymi paskami a trzeci był biały z czarnymi paskami, okazało się że to bracia i mieli na imię Fast i Mailo. Czwarty był czarny, jak diabeł i miał na imie Zailo. Towarzystwo nawet mi się podobało ale do naszego grona przybył wódz czterech wilków. Był biały i mial skrzydła, a miał na imię Musol.
-Chej Jen, zastanowiłaś się nad decyzja? -Spytał się basior
-Jeszcze raz mówię nie!-Odpowiedziała
-Jesli nie to my sie toba zajmniemy!-Powiedział i się zaczeli do niej zbliżać. Stanołem między nią a basiorem i zacząlem warczeć.
-Zostaw ją!-Krzyknąłem
-A ty kim jesteś?!
-Zostaw ją!
-Ale odwarzny! Ciekawe jak będzie sę zachowywać w walce!
-Jesli chcesz może być pojedynek.
-Dobrze, za tydzien, o północy.-Powiedział i poleciał a za nim pobiegli inni. Jen zczęła iść a ja ją dogoniłem.
-Jen o co chodziło jemu?-Spytałem ale ona przyśpieszyła.-Powiesz mi?
-Zostaw mnie w spokoju!-Krzyknęła a ja poszedłem na zgórze... Gwiazdy świeciły, a ja na nie patrzałem pytając : ''Dlaczego Jen nie chce mi powiedzieć prawdy?''

3 Dni u Jen

Jen, nadal się nie odzywa... Nie przejmuje sie nią, owszem chciałem żeby mi powiedziała wszystko, ale nie chciała. teraz zająłem się treningiem... Nie wychodziło mi to najlepiej. Co ja mówię?! To wychodziło mi najgorzej. Ale musiałem to zrobić dla Jen, ale jak? Zastanawiałem się aż, odezwał się jakis głos.
-Jeśli chcesz pokonać Musola, musisz miec wlasną taktykę.-Powiedział jakiś wilk, raczej szczeniak. Gdy sie obruciłem zobaczyłęm tego szczeniaka:

http://oi49.tinypic.com/x4ja0z.jpg

-Jaką?-Spytałem zdziwiony.
-Najpierw, musisz potrenować porusszanie się.-Powiedział patrząc na moje łapy.-Następnie musisz poprawić szybkość, siłę, zwinność i spostrzegalność. A na sam koniec sprubujesz użyć Eloalus.
-Elo co?
-Eloalus to moc dzięki której możesz przewidzieć co wilk zrobi w walce.-Powiedział, i chciał odejść, ale go zatrzymałem...
-Poczkeaj! Mógłbyś mnie trenować?-Spytałem a na jego pysku, pojawił się uśmiech i zaczął mnie trenować.

Tydzien u Jen

Dzisiaj jest ta ważna walka, ćwiczyłem i trenowałem z Makealem. Boje się że przegram ale muszę to zrobić dla Jen, nadal się nie odzywa... Ale, gdy miałem już iść, Jen przybiegła do mnie i mie pocałowała. Popatrzyłem na nią a ona się tylko uśmiechnęła, i pobiegła a ja szedłem na pole walki. Była północ więc szedłem bezszelstnie lecz ostrożnie. Gdy byłem zza krzakami usłyszałem taką rozmowe:
-Widać żę nasz wileki bohater, stchórzył!-Powiedział Musol.
-Jak nie przyjdzie to Jen będzie twoja.-Powiedział czarny basior.
-Ale jednak przyszedłem.-Powiedziałem wychodząc zza krzaków.
-Grrr, wiesz że to twoja ostatnia noc?-Spytał
-Przekonamy się.-Odpowiedziałem i żuciłem się do walki. Dzięki Eloalus moglem przewidzieć każde jego ruchy, więc odpowiadałem na nie unikami i moimi ciosami, aż wreszcie (Niechcialem go zabić.) żuciłem mu się na kark. Chciałem dać mu nauczke i przegryzłem mu tkrtań. Gdy go puściłem zobaczyłem kałuże krwi, nie mogłe uwierzyć że go zabiłem. Mój pysk i łapy były w krwi, a wszystkie wilki które oglądali spektakl pouciekali, tylko ja zostałem z niezyjącym Musolem. Była godzina około 3 gdy usłyszalem że Jen podchodzi, musiałem uciekać, nie chcę jej nic zlego zrobić.

1 miesiąc u Jen

Nie wracam do Jen 3 tygodnie, wstydze się tego czego zrobiłem. Jestem teraz potworem, jak mój ojciec... Tęsknie za Jen, ale nie potrafie jej wytłumaczyć co się stało... Siedzialem na strumykiem, gdy zaywazyłem cień cioci.
-Ciocia?-Spytałem się i odwróciłem, faktycznie tam stała ciocia.
-Dlaczego uciekłes?-Spytała mnie Ciocia.
-Nie uciekłem lecz odeszłem.-Powiedziałem lecz ciocia patrzala na mnie ze zdziwieniem.- Musiałem...
-Czemu?
-Pocałowałem Nightflow...
-Wiesz co? Ja bym poszła do Nicka i pogodziłam bym się z nim.-Powiedziała Ciocia i odeszła, a ja usiadłem na skalnej półce i patrzyłem na słońce które powoli zachodzi.

1 miesiąc i tydzień u Jen
Po tygodniu postanowiłem wrócić do Jen. Czekała na mnie przy jeziorku, podeszłem do niej.
-Hej-Powiedziałem
-Alk! Nareszcie czekałam na ciebie!
-Przepraszam ale...
-Widziałam to, dziękuje bardzo-Przytuliła sie do mnie... Po chwili mnie pocałowała, a ją tez pocałowałem.

2 miesiące u Jen
Dzisiaj wstałem i zrobiłem śniadanie, 4 ptaki i 6 królików.
-Jen, pójdziesz ze mną do WWG?
-Po co?
-Na urodziny Katniss, za miesiąc są urodziny Nicka.
-Pewnie, daleko jest?
-2 Godziny marszu.
-Ok, idę się szykować.-Powiedziała i pobiegła nad strumyk. Ja poszedłem tylko się napić, i w pół godniy byłem gotowy.

***

Gdy byliśmy na miejscu polana szczeniąt była pięknie ozdobiona, wszystcy już byli, czekali na Katniss. Gdy Katniss się pojawiła wszystcu krzyknęli ''Niespodzianka!''. Wilki podchodzili do niej i dawali prezenty. Ja byłem na samym końcu, Katniss się zdziwiyła że sie tu pojawiłem ale uśiechnęła się.
-Wszystkiego najlepszego Katniss, dużo zdrowia i szczęśćia i... miłości-Powiedziałem i dałem jej pudełeczko w którym był ten naszyjnik...

http://www.jubileo.pl/images/83251638_wisiorek_gwiazda_dawida_heksagram_aj885_1.jpg

Był fajne przyjęcie, spotkałem Nightflow i Nicka. Nick był większy i miał czarniejsze futro. No tak za miesiąc kończy rok. Nick tylko spojrzał na mnie i sobie poszedł. Poczułem się dziwnie, i poszedłem razem z Jen do domu.

3 miesiace u Jen
Dziś znow idziemy do WWG, na urodziny Nicka... Co mu dać? Może piłke? Niee, on bardziej interesuje się... Właśnie, nie wiem czym sie interesuje...
-Nad czym tak myślisz?-Spytała nagle Jen
-Nad prezentem dla Nicka, to dzisiaj.
-Możę Pudełeczko wspomnień?
-A co to takiego?
-To takie pudełeczko.
- Jak działa?
-Poprostu otwierasz pudełko i zobaczysz, to co chcesz zobaczyć.
-Aha, a skąd mam je wziąc?
-Eh...-Wstała i podeszła do wojego łóżka, i z pod niego coś wyciągnęla.- To jest pudełeczko wposmnień.

http://www.sprytnepomysly.pl/wp-content/uploads/2011/04/magiczne-pudełko1.jpg

-Ale ładne...
-No wiem.
-Skad masz?
-...Tajemnica..
-Aha. -Powiedziałem i zabralem się do roboty, przecież to urodziny Nicka. Wieczorem wyruszyłem na przyjęcie, było fajnie... Ciocia chciala abym zostal ale się nie zgodzilem nie moglem...

4 miesiące u Jen
Dziś mam 11 miesięcy... Jestem wyższy i pojawiają się żółte paski na moich skrzydlach, grzywce, grzbiecie, ogonie i łapach... Ale to są malutkie i jasne żółte paski i plamki... Jen natomiast dostala większą sierść i ma więcej białego niż wtedy gdy ją spotkalem. Ja musialem trenować, i trenowałem ale te moje treningi były dla mnie za male. Kiedy szłem sobie wzdłłuż rzeczki ujrzałem wielkiego konia pijącego wode :

http://adopcje-magicznych-istot.blog.onet.pl/wp-content/blogs.dir/678042/files/nasza-stajnia/d08cf51b32546cc0c68f016dedb4519a,61,19,0.jpg

-Kim jesteś? -spytałem
-Sieren jestem, samotny ogier, a ty?-Odpowiedział dumnie.
-Alkivo, wilk ze skrzydłami, co ty tu robisz?
-Wędruje, zwiedzam, trenuje.
-Trenujesz? A bys mnie przeszkolił?
-Pewnie!
I zaczęła sie robota, trenowałem cieżko i pewnego dnia postanowiłem.
-Sieren?
-Tak?
-Wiem kim chcem zostać.
-Kim?
-Zwiadowcą.
-Powodzenia życze-Powiedział- Widze ze sobie już poradzisz ja już lece, do zobaczenia.
-Cześć-Powiedziałem a on pobiegł, patrzyłem na niego aż znikl miz oczu, a potem podeszłem do Jen.
-Co jest?-Spytała
-Musze wrócić do watahy.
-Mogę z tobą?
-Oczywiście.




Od Ateny

Chodziłam sobie po terenach WWG. Jestem tu już tyle czasu....a praktycznie nie mam  przyjaciół. Postanowiłam sobie ich znaleźć. Podeszłam do Niry.
-Hej- przywitałam się.
-Hej- odpowiedziała z uśmiechem.
-Chciałabyś pójść ze mną na polowanie?- spytałam przyjaźnie.
-Oczywiście- odpowiedziała
Resztę dnia spędziłyśmy razem. Może zostaniemy przyjaciółkami?






Od Alkiva
Skończyęłm rok, czas aby wrocić do mojejj watahy, ztęskniłem się. wyszedlem z naszego domku, moją sierść oświeciło poranne słońce, wzbiłem się w powietrze, moja sierść i pióra szalały na wietrze, czułem moc i odwage wrócenia do watahy. Gdy wylądowałem z mojego domu wyszła Jen:

Zrobiła sie piekniejsza, kroczyła jak dama....
-Idziemy? Słyszałam że ta wataha leży daleko a ja nie mam skrzydeł.-Powiedziała.
-Pewnie że tak.-Powiedziałem i ruszyłem, a ona za mną, przez dwie godziny nic do siebie nie mówiliśmy. Czułem się dziwnie, miałem zamiar sie jej oświadczyć ale nie wiem czy to zrobić, kocham ją ale nadal kocham Night.... Eh... Może spytam sie cioci Nevady gdy wróce, może będzie wiedziala co zrobić. Nie rozmawialiśmy ze sobą, podróż czterogodzinna trwała w milczeniu. Mijalismy jeziora, rzeki, skały, łąki.... i wiele inny cudownych miejsc do podziwiania. Gdy dotarlismy na miejsce Jen stanęła.
-Nie idę.-Powiedziała stanowczo.
-Czemu?-Spytałem zdziwiony.
-Bo sie wstydze i boje...-Powiedziała i schowała sie zza drzewem.
-Nie wstydź sie, jest tu barodz dużo fajnych i miłych wilków.-Powiedzialem i podeszłem do niej.
-Ja tu zostane, jeśli chcesz to przyprowadź swoją rodzine, a ja sie narazie schowam.-Powiedziała i po pięciu minutach była na drzewie dobrze schowana.
-Jak chcesz...-Zamruczalem pod nosem i poleciałem poszukać mojej cioci. Na polanie szczeniąt było duzo wilków których znam i szczeniąt, też były wilki które nie znam i ich nie widzialem -''No cóż, nasza wataha jest znana, więc miała prawo sie powiększyć''- Pomyslalem i uśmiechnąlem sie sam do siebie. Spojrzałem w dół. Jest! Ciocia i wójek idę w stronę laguny. Wylądowałem na ziemi bez szelestnie, tak samo do nich podeszłem.
-Niespodzianka!-Krzyknąlem a ciocia podskoczyła a wójek zjeżył sierść na grzbiecie. Zaśmiałem sie.
-Alk, to nareszcie ty-Powiedziała ciocia ściskając mnie w uścisku, tak mocnym że mogłaby powalić jelenia.Puściła mnie.- Ale ty wyrosłeś.
-Widać że trenowałeś.-Powiedzial wójek.
-Tak, trenowałem.-Odpowiedzialem dumnie.
-I to bezemnie?-Spytał sie wójek i się zaśmialismy.
-Muszę wam kogos przedstawić.-Powiedziałem i wzbiłem się w powietrze.- Chodźcie za mną!
Powiedziałem i ruszyłem powoli żeby za mną nadązyli, po paru minutach wylądowałem, a potem ciocia i wójek doszli do mnie.
-Jen nie chowaj się.-Powiedziałem a z drzewa wyskoczyła Jen.
-Witam jestem Jenna. -Powiedziała nieśmiało.
-Hej, Ile masz lat?-Spytała moja mama z uśmiechem.
-Mam ro...-Jen niezdążyła powiedzieć bo żucil sie na nią ten wilk:


-Nie zabijaj jej Skarin-Powiedzial mi znajomy głos, to byl Marphi.Za nim byla moja siostra - Karina :


-Czego chcecie?!-Spytałem z zjeżoną na grzbiecie sierścia.
-Ty jeszcze żyjesz?-Spytał pokazująć na mnie?
-Tak i wypuść ja!-Krzyknąłem.
-Dobrze ale ty najpierw dołącz do mojej watahy.
-Nie zgadzaj sie !-Krzyknęła Jen a Skarin bardziej ją przycisnąl do ziemi aż zapiszała.
-Nigdy w życiu.-Powiedziałem stanowczo.-Nigdy mnie nie kochałeś!
-Bo ty psie glupi nie jestes moim synem! - Powiedział, i nagle wszystko mi przed oczami mignęło. To znaczy że Nevada to NIE MOJA ciocia a dzieci Nevady to NIE MOJE kuzynostwo! Chciałem tylko jedno zrobić, zabić mojego wroga - Marphiego
-Jesteś potworem! -powiedziałem i sie żuciłem a Marphi nie wiedząc co zrobić wzbił się w powietrze, a ja za nim, popchn ąłem go na ziemie i zacząłem go gryźć i drapać, Leach i Nevada biegli w strone Skarina i Jen, zerknąłem na Skarina: miał na pysku krew, a Jen leżala na ziemi i sie nie ruszala. Wzbilem się w powietrze i podlecialem do Jen, ona ledwo otworzyla oczy. Ciężko oddychała.
-Ko...cham... cie...-wyszeptała i zamknęla oczy, a ze wściekłością w oczch zacząłem atakować Skarina. Nie wiedziałem co sie dzieje... To była moja pierwsza furia... Skarin się bronił, ale wbiłem mu kly w szyje. Padl na ziemie, ale ja się nie poddawałem, moim nowym celem byl Marphi, Karina stanęla naprzeciwko mnie, a potem Leach i Nevada.
-Alk ocknij sie!-Krzyczała Nevada, a ja powoli wracałem do rzeczywistości, ranny Marphi, coś mruknął i z trudem odleccial a za nim Karina. Odwróciłem sie i przybliżyłem się do Jen, położyłem łapę na jej klatce piersiowej, nie oddychała... Położyęłm się koło niej i zacząęłm płakać, tak wlasnie płakać...
-Alk chodź już- Powiedziała ciocia. Wstaęłm i poszedcęłm za nią, a Leach zostal z cialem Jen, poszedłem do jaskini, w jaskini byli Fantasia, Selene, Maxi, Kazan i Balla, za mną szla ciocia Nevada, zignorowalem ich i ułożyłem się w koncie i zamknąlem oczy, uslyszałem że ktoś do mnie podchodzi .
<Nevada?>





Od Młodego Alphy Cyrusa

Mieszkam tu, w WWG dopiero od tygodnia, ale już się zadomowiłem. Znałem stąd dużo wilków, ale wiee też dopiero poznaję. Na przykład Qui-gona. Myślę, że wkrótce się zaprzyjaźnimy.
-Hej, Qui!- zawołałem, gdy dostrzegłem basiora koło Polany Szczeniąt.
Wilk wyrwał się z zamyślenia, i spojrzał w moją stronę. Uśmiechnął się.
-Cześć Cyr, co słychać?
-Wszystko w porządku- odpowiedziałem uśmiechem- nie wdziałeś nigdzie Ricka?
Spojrzał na mnie pytająco.
No tak! Ale ja głupi, przecierz jest nowy w WWG i zapewne nie zna chłopaka Glimmer.
-A Shadow?- spytałem z nadzieją.
-Młodą Alphę?- spytał, a kiedy kiwnąłem głową, kontynuował- tak, widziałem ją ostatnio przy Wzgórzu Alph.
-Dzięki- rzuciłem szybko, i już odwróciłem się, by iść w swoją stronę, kiedy coś przyszło mi do głowy.
Odwróciłem się na pięcie.
-Qui-gon?
Wilk również się odwrócił.
-Tak?
-Może…chciałbyś iść z nami na poszukiwanie Glimm?- zapytałem-  wiem, że pewnie jej nie znasz, ale miło by było, gdybyś nam towarzyszył. Poznasz więcej wilków, tereny…co ty na to?
Popatrzyłem na niego przyjaźnie. Myślał przez chwilę, po czym odparł:


<Qui-gon?>




Od Neworo

Złoty błysk. Trzask!. Ból. Upadłem na ziemię. Zaraz… Tak to była ona!. A ja żyję, tak!!!!!!!. Otworzyłem oczy. Coś było nie tak…. Znajdowałem się parę metrów od zakończenia skały. Nie skoczyłem?. Co!?. Jak to w ogóle możliwe przecież… uderzyłem o coś twardego.
- Nic ci się nie stało?
Spojrzałem na Reynę. Stała parę kroków ode mnie. Wpatrywała się we mnie z wielkim przejęciem. Była pochylona do przodu. Podniosłem się. Sprawdziłem czy nic mi nie jest. Po za stłuczoną głową chyba jest dobrze.
- Jest ok.
Odpowiedziałem bez przejęcia.
- Próbowałeś się zabić?!
Warknęła. Teraz nie była już miła. Miała najeżoną sierść i odsłonięte zęby. Mimo to nie wyglądała tak jak by chciała mnie zaatakować. Szczerze mówiąc byłem lekko zszokowany i przerażony jej zachowaniem. Wstałem powoli.
- A czemu nie?! Dlaczego moje życie jest dla ciebie takie ważne, co?
Nie odpowiedziała. Odwróciła się, ale ja byłem na to gotowy. Skoczyłem na nią z rozpędu. Czułem jakbym walnął o skałę. Syknąłem cicho wbijając pazury w jej ciało. Przewróciła się na bok a ja stałem przednimi łapami na jej brzuchu.
- Odpowiedz!
Spoglądała mi głęboko w oczy. Było w nich tyle smutku, cierpienia. Przez jedną krótką chwilę zrobiło mi się jej żal poczułem zmęczenie… Nie! Nie daj się omamić!- nakazałem sobie. I z powrotem ogarnęła mnie furia, czułem jak moje ciało się rozgrzewa i powracała łapczywa chęć uzyskania wyjaśnień.
- Już!- nakazałem.
Milczała.
- Jeżeli nie to cię zabiję!
Nie miałem pojęcia skąd przyszła mi do głowy taka myśl. Nigdy nie zachowywałem się tak agresywnie i nigdy nikogo nie zabiłem.
- Nie zrobisz tego.
Jej głos był spokojny i opanowany. Naprawdę się mnie nie bała.
- A skąd wiesz? Przecież mnie nie znasz.
Tego to ja nie byłem taki pewny i nagle sobie coś uświadomiłem skąd wiedziała gdzie chodzę i co robię?. Musiała mnie śledzić.
- Znam lepiej niż myślisz.
- Co?
To nie miało sensu po co miała by mnie śledzić?.
- Chyba nie mam innej możliwości. Powiem im, że nie miałam wyboru.
- Jakim im?, co za wybór?
- Wszystko ci powiem tylko ze mnie zejdź.
Cofnąłem się a ona wstała otrzepując złotą sierść.
Słońce już zaszło pozostawiając naszą dwójkę w całkowitej ciemności i ciszy. Reyna weszła do lasu a ja podreptałem za nią. Ogarnęło mnie dziwne przeczucie, że zrobiłem źle zmuszając Reynę by mi wyszyto wyjawiła. Ściskało mi się w brzuchu na samą myśl o prawdzie, którą za chwilę miałem usłyszeć. Lecz nie słyszałem nic prócz bicia mojego serca, które obijało się o moje żebra z zabójczą prędkością , naszych dwóch oddechów i łap ocierających się o trawę w idealnej harmonii.
C.D.N



Od Nightflow

Popołudniu poszłam nad Wilczy Potok. Zaczełam pić.Usłyszałam , że ktoś szlocha. Prawie niedosłyszalnie ale jednak.Odwruciłam się w strone płaczu.To był Alkivo. Podeszłam do niego i polorzyłam mu łapę na grzbiecie.Basior Odwrucił się i powiedział:
- Night?Co ty tu robisz?
- Chciałam się napić. Usły szałam , że ktoś szlocha.Okazało się , że to ty.Chciałam ciępocieszyć Nevada miwszystko powiedziała. Domyślam się co czujesz....
- Ty niczego się nie domyślasz!Ty niewiesz co ja czuję! - Krzyknął ale szybko się uspokojił.
- Sory Nightflow.
- Nic się nie stało.
Wstał i nagle się do mnie przytulił. Czułam , że chcę mnie pocałować.
- Alk mam chłopaka nie chcę go zranić....
- Jasne.
- Puścił mnie I troche się odsunął.Odwruciłam się i chciałam pujść ale...
- Night?
- Tak?- spytałam
- ...
( Alk co dalej?)


Od Roni

Puściłam szyję wilka. Z moich kłów skapywała gorąca krew...taak...to jest to...
Szary, potężny basior leżał na ziemi bez życia, w szyi mając otwory po moich ostrych zębach. Na całym ciele widniały znaki mojej działalności. Nie zabijem niewinnych wilków. Nie, aż tak podła ni jestem. Najpierw podjudzam je do walki, obrażam, wyzywam, a kiedy już ruszają do ataku...zabijam. Czyta przyjemność!
Oblizałm pysk z krwi i jakby nigdy nic odwróciłąm się i ruszyłam do WWG. Nie było mnie już sporo czasu, więc Dust pewnie się martwi. O innych wilkach nawet nie myślę, z pewnością już dawno o mnie zapomnieli. Chętnie bym kogoś jescze zabiła...ale obiecałam braciszkowi, że w tej watasze już nie zamorduję nikogo.
Ale ostatnie miesiące były dla mnie bardzo pracowite. Pozbawiłam życia aż 12 wilków! To było piękne...ale teraz czas wracać z łowów. Daleko przed sobą  już widziałam zarys lasu Wolfrock. Byłam już blisko.

*** następnego dnia.

Nachyliłam się nad Dustem.
-Hej braciszku! Pobudka! -wrzasnęłasm mu do ucha i zaczęłam się śmiach, gdy przerażony stanął na równe łapy.
-Co....Roni!- uśmiechnął się na mój widok- wróciłaś!
-Mhm- przytaknęłam i poddałam się uściskowi brata- następnym razem idziesz ze mną.
-Roni...wiesz że ja tak nie umiem.
-To się nauczysz- zaśmiałam się i wyszłam z  jaskini. Ziemia była usałana liśćmi z drzew. Jesień. Nie było mnie przez całe lato...
Resztę dnia spędziłam z bratem opisując mu moje ,,polowanie''. On natomiast opowiedział mi, że jest partnerem Saphiry. Zrobiłam skwaszoną minę na samą myśl o miłości. Jak Dust może lubić coś takiego? Pewnie nie rozumiem go tak samo jak on mnie...




Od Nevady

Podeszłam do Alkiva.
-Alk nie smuć się...-Zaczęalm ale on mi przerwal:
-Ciociu, ty nigdy nie wiesz jak to jest gdy twoja ukochana osoba umiera!-Krzyknął i wybiegł...
-I jak? -Spytał się Leach.
-Będze z nim trudno...
-Wiesz stracił ukochaną.-Powiedział.-Ja też bym był taki przez rok.
-Przez rok? -Spytałam zdziowiona.
-No... może.... Ale napewno bym tęsknil za tobą.-Powiedział.
-Ja za tobą. -Powiedziałam i pocałowałam go. Prybiegła Fanta z Selene.
-Mamo? Możemy iść na chwile nad Jezioro błysków?
-Pewnie że tak.-Powiedzialam i wróćiłam do Leacha.
-Ostatnio pomyślaalm o imprezie niespodziance-Powiedziałam
-Dla kogo?-Spytał Leach
-Dla Alkiva....
-Nie jest za póxno? Trzeba to wszystko przygotowac i....
-Juz to zrobiłam.-Powiedziałam i sie polożyłam, a Leach mruknął coś i się położył koło mnie, przytuiliśmy się i usnelismy.



Od Alphy Arii


-Berlo!- zawołałam- Ber, choć na chwilę!
Młody basior odwrócił się i podszedł do mnie.
-Tak ciociu? Coś się stało?- zaniepokoił się.
-Nie, nie, tylko mam do ciebie małą prośbę- uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że zaraz ma iść z Shadow szukać siostry, więc starałam się szybko załatwić sprawę- ale nie wiem, czy będziesz miał na to czas,
Basior wyszczerzył zęby.
-To się okaże- zażartował- co to za prośba?
-Chciałabym, żebyś wraz z innymi szamanami wymyślił eliksir, dzięki któremu mięso nie będzie się szybko psuło. Chodzi mi o to, że może leżeć w spichlerzu dłużej niż jeden dzień.
Basior pokiwał głową w zamyśleniu.
-To co?- spytałam- zajmiesz się tym?

<Berlo?>




Od Night'a

-To świetnie- przytuliłem partnerkę - Teraz się tobą zajmę
-Będziemy musieli powiedzieć Nick'owi
-Tak ale to później, najpierw zabieram cię na spacer
-Nie miałeś czegoś zrobić?
-Nie dzisiaj jestem cały dzień z tobą, chodź. - spacerowaliśmy po terenach przez całe popołudnie później wróciliśmy do jaskini i cieszyliśmy się sobą na wzajem.



Od Banshee

Wczoraj miałam bardzo luźny dzień, wsumie to nic nie robiłam...tylko snułam się po terenie naszej watahy. Każdy wilk był zabiegany. Rano poszłam nad Wilczy Potok, napiłam się wody i snułam się po lesie. Szczerze to taki dzień zawsze się przyda, można odpocząć. W lesie podzieiałam ptaki i z cicha obserwowałam stado jeleni. Tak mogłam coś upolować, ale dzisiaj nie Aria Rolly kazał mi odpocząć, a ja jestem posłuszna Alfie . Więc sobie zrobiłam dzień ,,nic nie robienia". Jędyną moją czynnością jaką w tym dniu zrobiłam to było upolowanie wiewiórki. Chciałam ją przynieść i dać Cristal, żeby zjadła razem ze mną...opiekowała się szczeniakami. Niestety nikogo nie mogłam znaleść. Znudzona poszłam na Polanę Kdiężyca. Położyłam się i zasnełam. 
Kiedy się obudziłam było już ciemno. Dokładnie nie wiedziałam, gdzie jestem, przecież zasnełam na polanie, a to było zwykłe pustkowie. Zaczełam biec, ale gdzie kolwiel pobiegłam było pusto, żadnego krzaczka, nawet kałuży z wodą...a przedewszystkim wilka. Miałam wrażenie, że coś zaraz się wydarzy. Wsumie to spodziewałam się jakiegoś ataku, ale opuściłam tą myśl, kaiedy przypomniałam sobie, że jestem w miejscu, gdzie nic nie ma. Nagle usłuszałam głos, który mnie nawoływał. Był bardzo dobiosły. Czułam tak jakbym go znała, ale kompletnie nie pamiętałam skąd on jest. Nawoływał:
-Banshee, Banshee...- wkońcu się odezwałam.
-Kim jestś i gdzie się znajdujesz? Nie widze cię - w moim głosie słychać było strach.
-Jestem na górze - odpowiedział na moje pytanie. Spojrzałam na górę i zobaczyłam ogrombego wilka...wyglądał znajomo.


Wpatrywałam się na niego i nagle olśnienie: TATA!
-Tato! Ale co ty i ja tu robimy? - byłam szczęśliwa i zdziwiona. Jednak to co usłyszałam w odpowiedzi mnie zszokowało. Zaczełam panikować.
-Widzisz mnie a to nie jest normalne...otóż ja jestem martwy i ty też...- nie dałam mu dokończyć.
-Ale jak to przecież jestem zdrowa. Sawyer mnie potrzebuje...ja nie mogę go opuścić - łzy zaczeły spływać mi po policzkach.
-Kochanie...ostatnio ciężko pracowałaś. Mefisto widział twoje zmęczenie i prosił cię o odpoczynek, ale go nie słuchałaś. Ale Rolly dał ci rozkaz. Jednak za późno. Nie dałaś rady - wytłumaczył mi.
-Skąd ty wiesz co się dzieje w watasze?- zapomniałam nachwile o mojej bezsęsownej śmierci.
-Czuwam nad tobą, żeby nic Ci się złego nie stało. Jednak tego nie mogłem zapobiec - spóścił głowę.
-Tato ja muszę tam wrócić...Sawyer mbie potzrbuje, Mefisto, cała wataha...ja mus...-nie dokończyłam. Straciłam przytomność i po chwili się obudziłam. Nie wiem czy to był sen, czy ja ja nie wiem już sama. Leżałam na polanie. Wstałam i pobiegłam do jaskini wszyscy już tam byli. Uściskałam wszystkich mocno. Nikt nie wiedział o co chodzi więc opowiedziałam o tym dziwnym ,,śnie".


Od Neworo

Cisza trwała coraz dłużej sprawiając, że każdą minutą powiększał się mój ból. Ból oczekiwania, nieznośny, skręcający mój żołądek w kulkę. Nie miałem pojęcia dokąd prowadzi mnie Reyna. A miałem wrażenie, że przeszedłem już parę dobrych kilometrów. Nogi miałem jak z waty. Gdzie podziała się ta złość, siła, agresja?. Nie miałem pojęcia ale ulotniła się na dobre zostawiając tylko stres pożerający mnie od środka. W pewnym momencie usiadła na trawie, a ja z ulgą naprzeciwko niej zostawiając między nami dystans. Jej złote oczy błyszczały w świetle księżyca, miałem wrażenie że mnie prześwietla, błądzi po zakamarkach mojej duszy. Niech wreszcie coś powie! Ile można czekać?!. Nie wydobyłem jednak z siebie głosu. Głębokie westchnięcie przeszyło powietrze przerywając ciszę.
- Zacznijmy od tego co pamiętasz. Oszczędzimy dzięki temu spory kawał historii.- Zaczęła
- Wiesz… właściwie to niewiele. Tylko moje imię, gdzie kiedyś mieszkałem, trochę o moich rodzicach. To same skrawki nic w całości. Najlepiej zacznij od początku.
Przyglądała mi się w milczeniu. Nie opuszczało mnie wrażenie, że zaraz ucieknie, wymknie mi się i już nigdy się niczego nie dowiem.
- Dobrze zacznijmy od tego, że twój tata Feron to król skrzy tych wilków z dalekiej północy. To pamiętasz?
Pokiwałem głową twierdząco.
- Władał dużą i potężną watahą. Składającą się z odważnych, świetnie wyszkolonych wojowników. Twoja mama Issa była jedną z trenerek. Zakochali się w sobie i zaczęli wspólnie rządzić. Niedługo potem na świecie pojawiłeś się ty i twój brat- Neron. Neron był od ciebie silniejszy i większy. Wspólnie dorastaliście, ale Neron cię nienawidził, ponieważ lepiej radziłeś sobie na treningach. Miał zapewnioną przyszłość Alphy mimo to czuł się zagrożony. Dlatego gdy miał odbyć się ostateczny test w dzień go wyprzedzający wyszedł z tobą na polowanie. Nie było was aż do zmroku. A gdy twój brat wrócił sam z wieścią, że stratowały cię bizony twoi rodzice się załamali i niemal od razu przekazali władzę Neronowi. Ja jednak byłam trzeźwa na umyśle i od razu domyśliłam się co się stało ponieważ twoja ,,śmierć” go nie przejęła. Powiedziałam Feronowi co o tym sądzę. Na początku mi się sprzeciwiał ale w końcu przyznał mi rację. Nakazał bym od razu wraz z tropicielami udała się na twoje poszukiwania. Twój trop był słaby i dobrze zamaskowany ale miałam do dyspozycji pięciu najlepszych. Zginęli jednak w podróży zmagani zmęczeniem, głodem i pragnieniem. Szukałam cię cały rok aż w końcu znalazłam.
Skończyła. Do głowy przychodziło mi mnóstwo pytań. Ale nie potrafiłem się odezwać. Szok, że mam brata, rodziców, rodzinę, przyjaciół którzy za mną tęsknią napawał mnie strachem ponieważ ich nie pamiętałem.
- Neron musiał podać ci jakieś środki odurzające i zostawić. Sporo się napracował przy maskowaniu śladów a znalazłam cię całe 11 dni drogi od mojej watahy. Całe szczęście, że niedaleko była Wschodząca Gwiazda. Na początku myślałam, że mnie rozpoznasz. Myliłam się.
- Co teraz?
To pytanie wydawało mi się najbardziej odpowiednie.
- Chcę żebyś ze mną wrócił do twojej watahy, twojego domu.
C.D.N






Od Shan

-Valixyyy - podbiegłam do wadery - choć szybko Sawyer i Berlo robią zawody.
-Jakie zawody? - trochę się zdziwiła, tak to brzmi dziwnie.
-Takie na zwinność. Choć duża część watahy się już zebrała na Polanie Księżyca. Poszłyśmy więc tam gdzie wszyscy. Chłopcy zaczeli już zawody. Ogólnie to miały być tylko 2 konkurencje i tak dla zabawy. Na początku zrobili rundę kto jest szybszy. Biegli równo, jednak Saw się szybciej zmęczył i zwolnił. Jest taki chudy, że chyba mu się nie dziwię. Druga runda to była czysta zabawa. Zawodnicy mieli upolować jak najwięcej owadów w ciągu minuty. Dobrze im to szło, a przy tym mieli dużo zabawy. W ostatniej sekundzie Sawyer podkoczył wysoko, przekręcił się 3 razy, złapał owada i delikatnie opadł na ziemię. Wszyscy zaczeli bić brawa. Chłopcy podziękowali sobie za zabawę i wtedy przyszła Aria:
- Chłopaki, ja wiem, że czasami potrzrbna jest chwila odetchnienia, ale proszę nie angarzować w to połowy watahy - nie krzyczała, ale miała bardzo poważny głos - każdy ma ważny obowiązek...no już koniec zabawy. Zaczyna się pora gdzie jest dużo łani z młodymi. Saw, a ty zostań - powiedziała już zmiękczając ton. Byłam ciekawa, więc ukryałam się za krzakiem:
-To był doskonały skok...ćwicz dalej, a naprawdę ci się to przyda - mrugneła do niego i poszli w stronę jaskini alf.



Od Fanty 

-Widziałaś Alka? -Zaczęlam gdy szłysmy w stronę Jeziora.
-Tak, i co z tego-Powiedziała Selene patrzac w księżyc.
-Przystojny sie zrobił.-Powiedzialam z usmiechem.
-Nie mów sie że w nim się zakochałaś!
-Mam prawo, i tak nie jest naszyb kuzynem.
-A niby czemu?-Spytała zdziwiona.
-Wujek Marphi to nie jego ojciec.-Powiedziałam.
-Aha....
-Nie rozumiesz..-powiedzialam.
-Nie...-Powiedziała.
-Nie chce mi się tlumaczyc.... Ide nad jezioro.-Powiedzialam przyspieszając.
-A w ogole po co idziemy?-Spytala doganiajac mnie.
-Zobaczysz, powiedziała i weszłam do Jeziora, wda była zimna, zanurzyąłm łeb, żeby zobaczyc gdzie to jest. Znalazłam. Wyjełam głowe z wody i zaczęłam lapami szukać naszyjnika, poczulam coś dziwnego, wyjelam i zobaczyłam to :

-Ładny?-Spytałam Sel pokazując go.
-Pękny.-Powiedziała.
-Dobra, wracajmy do domu.-Powiedzialam i ruszyłam szybko do jaskini, wszyscy już spili, Sel po chwili zjawiła sie w jaskini. Połozyłam się z naszyjnikiem na szyi spać.

RANO

Otworzyłam lekko oczy, promienie słoneczne raziły mnie, niekogo nie było w jaskini. Usiadłam, i uświadomiłam sobie że nie mam naszyjnika. Wybiegłam z jaskini, ujżalam Sel stojącą przed Kazanem i Maxim. Podeszłam do nich. Selene miała mój naszyjnik, jak mogla mi go zabrać?
-Czemu masz mój naszyjnik?! -Krzyknełam do niej.
<Selene?>



Od Alkiva

-Night, poproś Nicka aby się ze mną spotkał od 20 nad potokiem.-Powiedziałem i wstałem.
-Dobrze, przekaże. -Powiedziała i odleciaal a ja powoli ze spuszczonym łbem szedłem w stronę polany szczeniąt. Gdy byłam juz na niej usłyszałem głośne ''Niespodzianka!''. Podnioslem łeb, zobaczyłem ciocie Nevade jak do mnie podchodzi.
-Wszystkie....-Zaczęła ale jej przerwałem:
-I po co to wszystko?! Nie rozumeicie że ja cierpie? Że nie chcem żadnych imprez, zabaw?
-Ale...
-Mam to wszystko gdzies, zostawcie mnie. -Powiedziałem i odleciałem, leciqałem tak, aż spotkałem drzewa na które weszłem i schowałem sie... MIałem to wszytsko dośc... Siedziałem tam aż zaczęło robic się ciemno, wyszedłem z drzewa szedłem w stronę potoku. Zobaczyłem czarną postać to był Nick. Podszedłem do niego. Usiadłem koło niego, siedzielismy ak przez kilka minut.
-Co chciałeś?-Spytał.
-Ja chciałem za to wszystko przeprosić i...
-I ci nie wybaczam, a teraz idź ztąd!-Powiedział a ja się odrwociłem i szlem do jaskini, ale uslyszałem czyjeś kroki, odrwociięłm sie i zobaczyęłm to : Wielkiego niedźwiedzia, zbliżającego sie do Nicka. Bez myślenia, żuciłem sie na niego. Ale niedźwiedz był większy i silniejszy, powalił mnie i czułem jak mnie drapie i gryzie. Powoli zbliżałem się do Jen... chwilami ją widziałem.... Ale niestety odczułem okropną ulgę, oczywiście Nick musiał go zaatakować. Otworzyłem powoli oczy, widziałem jak Nicka go gryzie i drapie.... Uratowal mnie... Niepotrzebnie...
Nick??



Od Qui-gona

Szedłem przed siebie zamyślony jak zawsze. W pewnym momencie pomyślałem o moim bracie. Trochę mi się zrobiło smutno, ale przypomniałem sobie, co widziałem w jego oczach: „Zawsze będę przy tobie”. „Czy ty go w ogóle słuchałeś?”- powiedziałem do siebie w duchu. Zadałem sobie to pytanie, bo mój brat nauczył mnie piosenki, która wyraźnie mówiła, że nawet ci, którzy odeszli są z nami, gdy idziemy na przód. Mówiła też, że nie wszystko zawsze idzie jak chcemy i żeby się nie poddawać. Śpiewał ją, gdy byłem smutny lub coś mi nie wyszło, a czasem, gdy sam był smutny z nieznanego mi powodu. Tak naprawdę to domyślałem się, że myślał o rodzicach.
W każdym razie piosenka przyszła mi do głowy i za nic nie chciała wyjść. Szedłem tak i szedłem, aż w końcu zacząłem śpiewać:


W końcu piosenka się skończyła. Rozejrzałem się. Znajdowałem się przy Polanie Szczeniąt. Od strony bawiących się szczeniaków dobiegły mnie głosy:
-Bogini oczu was oślepia. Nic nie widzicie!
-Nie ma bogini oczu!
-W takim razie bogini pękającej ziemi sprawia, że ziemia zapada wam się pod łapami i spadacie w otchłań!
-Bogini pękającej ziemi też nie ma!
-To jaka jest?!
Uśmiechnąłem się do siebie. Gdy ja byłem szczeniakiem nie miałem się z kim bawić. To sprawiło, że znów się zamyśliłem. Czasem sam czułem się jak szczeniak. Może dlatego, że w moim życiu nie nastąpiło wyraźne przejście w wiek dorosły. Po prostu brat rzadziej udzielał mi lekcji.
Moje myśli wędrowały swobodnie, gdy nagle usłyszałem, że ktoś coś do mnie mówi. Odwróciłem się. To był Cyrus ( nie miałem problemów, żeby nie nazywać go Młodym Alphą, bo zawsze żyłem bez watahy), mój nowy… przyjaciel? Odpowiedziałem na pozdrowienie. Zapytał się o Ricka ,a gdy nie skojarzyłem o kogo chodzi, o Shadow.
-Młodą Alphę- poprawiłem się niechcący wypowiadając to na glos. Skinął głową, bo rzeczywiście zabrzmiało to jak pytanie. Skarciłem się w duchu. Zwiadowca nie może niechcący wypowiadać swoich myśli na głos.
Powiedziałem mu gdzie ostatnio ją widziałem. Odwrócił się i już miał odejść, ale nagle sobie coś przypomniał.
-Qui-gon?
Odwróciłem się w jego stronę.
-Tak?
-Może… chciałbyś pójść z nami na poszukiwanie Glimmer?
Mówił coś jeszcze, ale ja już myślałem intensywnie. Glimmer, Glimmer… Dość długo włóczyłem się po watasze zamyślony, pozornie nic nie słysząc, ale tak naprawdę informacje docierały do mnie, tylko musiałem się wysilić żeby coś sobie przypomnieć. Mam! Glimmer jest zwiadowcą, to taka fioletowa wilczyca… partnerka Ricka. Teraz przypomniało mi się również kim był Rick. Glimmer była też najlepszą przyjaciółką Sha… Młodej Alpy Shadow.
Mam więc kilka powodów żeby iść jej szukać. Po pierwsze jest zwiadowcą jak ja, a zwiadowcy powinni trzymać się razem. Po drugie poznam lepiej tereny watahy, a może i poza nią. Po trzecie to najlepsza przyjaciółka partnerki mojego… przyjaciela? No, przynajmniej kolegi. Więc nad czym się jeszcze zastanawiać?
-Jasne, że pójdę -uśmiechnąłem się.- Kiedy ruszamy?

<Cyrus?>




Od Berlo


-Ale oczywiście ciociu! – zawołałem. – Daj mi zaledwie do max. pięciu dni i eliksir będzie gotowy!
-Dziękuję Berlo – uśmiechnęła się ciocia. – Nie zatrzymuję cię już dłużej.
-Żaden kłopot – odparłem z uśmiechem, po czym pognałem nad Wilczy Potok, gdzie już zapewne czekał na mnie Rick




Od Swiftkill


-Swiftkill!
Uchyliłam powiekę. Jedną, drugą. Polę widzenia ograniczał mi jednak ognistorudy pysk Ignisa.
-Ignis, spadaj. Ja śpię – burknęłam, odwracając głowę w drugą stronę.
-Swiftkill no! Trzeba się o świcie budzić! – zawołał mój brat.
-A mogę wiedzieć, kto ustalił taką zasadę? – zapytałam, unosząc brew.
-Por supuesto, że ja! – odparł.
Przewróciłam teatralnie oczami. Odkąd douczaliśmy się od wuja Berlo (on zna bardzo wiele języków) języka hiszpańskiego, Ignis ciągle coś wtrącał. To się robiło irytujące.
-Co robimy w ten ładny poranek? Może jakieś małe polowanko? – zaproponował.
-A kto powiedział, że teraz wstanę?
Ignis skrzywił się, a ja zaśmiałam się cicho i dźwignęłam na łapy.
Uwielbiałam się z nim droczyć i drażnić. To mnie bawiło, było jak rozrywka, kiedy miałam naprawdę dobry bądź cho*ernie zły humor. Ig powinien już się do tego przyzwyczajać, jeśli chciał ze mną wytrzymywać przez resztę życia.
-To idziemy? Esto va?
-No – warknęłam na odczepnego. Teraz to z kolei mój brat się zaśmiał, a ja skierowałam się ku wyjściu z groty, onstentacyjnie go lekcaważąc, czego Ignis szczerze nienawidził. A ja wprost kochałam doprowadzać go do szału. Nie mogłam się doczekać, kiedy przejdzie swoją pierwszą furię.
-No to co? Polowanie? – zapytał powtórnie Ig.
Nie odpowiedziałam od razu. Skierowałam nos ku błękintemu niebu, zmrużyłam oczy od słońca. Dookoła tętniło życie.
-Wuj Berlo i Rick dalej szukają ciotki Glimmer? – zagadnęłam brata, kierując się w stronę lasu. Ignis szybko mnie dogonił, aby dotrzymać mi kroku. Ach, czasami miałam wrażenie, że jestem jego starszą siostrą,a nie bliźniaczą.
-Wszyscy szukają cioci Glimmer – odparł. – No, może poza ciocią Nevadą. Ona ma łapy pełne swojej roboty. Ale tak to, wszyscy: wujek Berlo i Rick, wujek Leach, Alphy, Młode Alphy, niektóre Bety, Zwiadowcy, wilki, które mają skrzydła....a wszystko organizują właśnie wujek Berlo wraz z wujkiem Rickiem oraz Młoda Alpha Shadow.
Uniosłam brew w pytającym gęście i potrzasnęłam głową. Za dużo informacji. Po prostu istna lawina słów. Ale Ignis to chyba lubił.
Nie spotkałam jeszcze ani razu żadnej z Młodych Alph. Na razie znałam tylko Alphę Arię, matkę Shadow.
W tym momencie wkroczyliśmy w las. Ogarnął mnie chłód i mrok. Z zadowoleniem wskoczyłam na głaz, a potem w krzaki, przeturlałam się do najbliższego drzewa i wyskoczyłam zza niego prosto na Ignisa. Odskoczył, ale nie dostatecznie daleko. Wpadłam na niego z impetem, uderzając w jego bok i obydwie potoczyliśmy się w paprocie.
-Swift! – zawołał Ignis z pretensją w głosie. – Wiesz przecież, że nie lubię, kiedy tak robisz!
-Wiem doskonale, i dlatego właśnie to robię – odparłam, wpatrując się w wysokie korony drzew. – Lubię cię wkurzać.
Kątem oka dostrzegłam, jak mój brat przewraca oczami i wzdycha, jednak na jego pysku lśnił szeroki uśmiech.
-Chcesz już być dorosła? – zagadnął, kiedy zbierałam się z ziemi. Spojrzałam na niego pytająco, dla odmiany unosząc obie brwi.
-Dorosła? Ach, trudne pytanie. Teraz ci jeszcze nie odpowiem.
Ignis odetchnął z ulgą.
-A już się bałem, że jestem jedyny, który tego nie wie.
Roześmiałam się bez śladu wesołości w głosie.
-Por supuesto, że nie!
Ignis spojrzał na mnie z lekką irytacją. Wiedziałam, że denerwuje się, gdy ktoś sobie drwi z jakiego ukochanego języka hiszpańskiego. Pfhi. Co tam hiszpański! Ja znam łacinę...choć nigdy się tym nikomu nie chwaliłam. I w najbliższym czasie nie zamierzałam tego robić.
-To na co dziś polujemy? Decides.
Zmarszczyłam lekko brwi, gdyż słowa „decides” nie zapamiętałam. No cóż. Trudno się mówi.
-Jakiś zając? – drążył Ignis. Spojrzałam na niego litościwym wzrokiem.
-Och, Cari Fratres! -Myślałam o sarnie.- Czas dorosnąć!
-O sarnie? – Ignis był tak zdziwiony, że nawet nie zapytał mnie, co znaczy „Cari Fratres”. I bardzo dobrze. Wtedy musiałabym przyznać mu się, że znam łacinę. – Nie jesteśmy jeszcze za...
-Pewnie, że nie – przerwałam mu ostro. – A co, cykasz się?
Prowokacja. Byłam mistrzynią prowokacji.
-Oczywiście, że nie.
-No i super. To upolujemy sarnę, a potem w górę Wilczego Potoku. Co ty na to?
-Nigdy nie byłem tak daleko – Ignis skrzywił się.
-No to będzie to twój pierwszy raz, amigo. Idziemy!
-Amigo? – basiorek zmarszczył brwi, po tym prędko mnie dogonił, gdyż ja już szłam za wonią niesioną przez wiatr. – A nie hermano?
-Nazwałam cię „amigo” specjalnie – ucięłam. – Ooo, już czuję woń stada! Za mną, Ig! – ruszyłam szybko przed siebie.
Na małej polanie stało małe stado. Szybko wypatrzyłam starą sarnę. Idealna zdobycz.
-Zapędzisz ją prosto na mnie – nakazałam bratu.
-Swift, ona jest dorosła! – zawołał. Przewróciłam oczami. Jego czepianie się o wszystko naprawdę zaczynało mnie irytować.
-Jest stara – poprawiłam go. – No, już, do roboty.
Po blisko kwadransie mój brat znalazł się po drugiej stronie polany. Odczekał chwilę, po czym skoczył.
Oszalałe stado rzuciło się pędem prosto na mnie. Skuliłam się. Zwierzęta przeskakiwały nade mną bądź mnie omijały.
Stara sarna była ostatnia. Oszalała ze strachu i popędzana przez Ignisa, ruszyła prosto na mnie.
Wyskoczyłam i znalazłam się na jej klatce piersiowej. Szybko wbiłam w nią pazury, a kły w gardło.
Szarpała się, ale na szczęście dopomógł mi Ignis. Gryzł sarnę po nogach, a ja wgryzałam się jej w gardło, aż potknęła się i upadła. Szamotała się parę chwil, ale w końcu zamarła w bezruchu.
-Sabroso, braciszku! – wykrzyknęłam.
-Sami ją upolowaliście?
Odwróciłam się i spojrzałam prosto na zszokowaną Alphę Arię. Hm...spojrzałam na siebie. Byłam cała we krwi sarny, ale to mi bynajmniej nie przeszkadzało. Ignis natychmiast przypadł nosem do trawy, a ja przewróciłam oczami. Lizus.
-Ależ tak, Alpho Ario – odparł, ciągle się nie podnosząc. Był jej chyba ślepo oddany i posłuszny. No cóż, to w końcu była Alpha, ale ja jakoś nie czułam palącej potrzeby rzucenia się na trawę na jej widok. – Swiftkill mnie nauczyła takiego polowania.
Alpha spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
-A gdzie ty się tak nauczyłaś polować, Swiftkill?
-W starej watasze – odparłam krótko. – Tam już w wieku dwóch miesięcy uczyli nas sztuki walki i polowania – wzruszyłam ramionami. Nie widziałam potrzeby, aby robić z tego taką sensację.

<Alpho Ario?>





Od Młodej Alphy Shadow

Po przełknięciu ostatniego kawałka udźca sarny watałam. Po obiedzie postanowiłam wyruszyć na poszukiwanie Glimmer. Wiedziałam, że rodzice będą szukać na własną rękę.
-Cristal idziesz z nami szukać Glimm?- spytałam wychodząc z jaskini.
-Oczywiście- odparła bez wahania i wyszła ze mną- kto jeszcze idzie?
-Sawyer, Cyrus, Bella, Molly, Berlo i Qui-gon. Wiesz, ten nowy.- odparłam a moja siostra kiwnęła głową- A 3 ekipy złożone ze zwiadowców i łowców również będą szukać. Mamy szansę.
Nie wiem, czy moja pewność w powodzenie misji…jest pewna. Mogłam mieć tylko nadzieję, że ją znajdziemy. Znalazłyśmy resztę grupy i ruszyliśmy razem do Wolf Rock. Po chwili znajdowaliśmy się w południowej części lasu.
-Dobra, zaczynajmy- obwieściłam.
Wszyscy zgodnie, w milczeniu spuścili nosy do ziemi i zaczęli węszyć.
Na początek próbowałam odnaleźć zapach wilka wśród wielu zapachów rozchodzących się po lesie. Od razu mój czuły węch odnalazł stado saren. Węszyłam dalej. Kątem opka zaobaczyłam, że Sawyer podnosi głowę i wącha powietrze nad sobą. Zaraz jednak powrócił do poprzedniej pozycji. Wyczułam w końcu zapach wilka. A raczej wilków, bo było ich dużo. Teraz starałam się wyodrębnić woń wader.
Cała nasza ekipa zagłębiała si w las. Co chwila ktoś stawał, skręcał, czy cofał się.  Nosy wszystkich obecnych wilków pracowały na najwyższych obrotach.
Odfiltrowałam zapach samic. Teraz czas, na zapach Glimm- najtrudniejsze zadanie.

***

-Uff…-sapnął Cyr i usiadł pod drzewem- to takie wyczerpujące.
-Zgadzam się- powiedział Qui-gon, który też zdążył usiąść.
Wszyscy leżeli na trawie i odpoczywali po wysiłku.
-Czy ktoś trafił na trop Glimmer?- spytałam zmęczona.
-Niestety- odparł Saw- ja nie.
Jak się okazało, nikt nie złapał wiatru przyjaciółki.
-No cóż…trzeba będzie już wracać- powidział Berlo- chciałbym szukać dalej, ale już nie długo zajdzie słońce, i w lesie może być niebezpiecznie.
Molly przyznała basiorowi rację.
-Nie martw się Shad- powiedziała- jutro znów będziemy szukać. Znajdziemy ją. A teraz, chodź, musimy już iść.

Powrót to watahy minął w milczeniu. Każdy szedł, zatopiony we własnych myślach. Kiedy doszliśmy, było już ciemno. Porzegnałam się ze wszystkimi, i wraz z Cyrem, Sawem i Cristal ruszyliśmy do Jaskini Alph.
Kiedy tylko położyłam się u boku mojego partnera na wyspie skalnej, zasnęłam.

Śniło mi się, że biegnę. Biegnę przez bardzo ciemny las, a za mną coś okropnie dyszy. Przerażona przyśpieszyłam krok, żeby ,,to coś’’ mnie nie dopadło. Tuż za moimi plecami, jakiś skrzeczący głos mówił do mnie.
-Uciekaj! Uciekaj córko mordercy! Nikt cię tu nie chce!
Ze łzami w oczach przemierzałam las w szalonym tępie. ,,Córka zdrajcy? O co chodzi?!’’ Nie wiedziałam o czym mówił głos. Już myślałam, że stwór za mną zaniechał pościgu, kiedy znowu poczułam na ramieniu czyjś oddech.
-Opuściła cię nawet twoja przyjaciółka! Nie chce mieć do czynienia z takim pomiotem, jak ty! Powinnaś odejść! Nikt cię tu nie chce!
Nadal gnałam między drzewami goniona myślą, że, tak jak mówił głos- nikt nie chce mnie w watasze. Słone łzy kapały  na zemię, przesłaniając mi oczy.
-UCIEKAJ, CÓRKO MORDERCY!
Wykrzyczawszy to, głos jakby zniknął, i przestał mnie gonić. Przestałam biec. Siadłam pod drzewem wyczerpana.
,,Czy to właśnie dla tego Glimmer uciekła?! Bo nie chce mieć do czynienia z…córką mordercy, cokolwiek miałoby to znaczyć?!’’
-NIE!
Głos znów się pojawił! Jdnak…było w nim coś innego….coś….znajomego…
-Glimmer!- krzyknęłam uradowana- gdzie jesteś?!
Tuż obok mnie coś zawirowało, i utworzył się coś dziwnego.



Nagle, w środku tego koła poazała się głowa Glimmer.
-Glimm!
-Shady!
Podbiegłam do niej.
-O co tu chodzi? Co to jest?- spytałam, patrząc na niebieskie coś.
-Sama nie wiem…-odparła rozglądając się- Ber kiedy mi o czymś takim opowiadał…to się chyba nazywa portal. No nic, ważne, że mogę z tobą porozmawiać.
-Och, Glimmer, nie wiesz jak ja się o ciebie martwiłam!- wyżuciłam z siebie- gdzie jesteś? Czemu uciekłaś? Coś ci jest?
-Nie, nie- zaśmiała się uspokajająco moja przyjaciółka- wszystko dobrze…nieważne,  potem ci opowiem. Chciałam ci powiedziec, żebyś się nie martwiła. Niedługo wrócę. A pyzatym- musisz jechać w trasę. MUSISZ. To dla ciebie ogromna i jedyna szansa na pokazanie twoich umiejętności. Jay nie będzie na ciebie długo czekał. Musisz się pośpieszyć. Ty MUSISZ JECHAĆ!
-Ale….ale…-zaczęłam, ale przyjaciółka mi przerwała:
-Nie martw się mną. Teraz choć jeden raz w życiu pomyśl o sobie i zrób coś dla siebie. Jedź, proszę cię. Ty  naprawdę musisz pojechać!
-Ale Glimm…
-Nie, Shady!- przerwała mi Glimmer- zanim cokolwiek powiesz, przysięgnij, że pójdziesz z Jayem.
-Ale…
-Proszę!
Zamyśliłam się na chwilę. Nie wiem….Po chwili podniosłam wzrok i odparłam:
-Dobrze. Przysięgam. Ale ty przysięgnij, że wrócisz.
Za drógą stroną portalu zapanowała cisza. Glimm nie odzwała się przez chwilę.
-No dobrze. Przycięgam- uśmiechnęła się do mnie- pamiętaj, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką, Shadow.
-A ty moją- opdparłam.
Nagle obraz zaczął się zamazywać, a portal zamykać się.
-Glimm!-krzyknęłam

-Do zobaczenia!- odkrzyknęła, a ,,okmo’’ całkiem się zamknęło. Świat zaczął się kręcić….A ja otworzyłam oczy. Leżałam w Jaskini Alph, na skalej wyspie , obok Cyra. Był środek nocy. A więc nie było żadnego lasu, żadnego złego głosu. To był tylko sen. Ale czy nie było również rozmowy z Glimm? Tego nie byłam już pewna. Wydawała mi się taka realna… Przez mój umysł przetaczały się tysiące myśli. Obiecałam jej że pojadę…ale czy na pewno tak zrobię? Westchnęłam i położyłam głowę na łapie Cyrusa. Pomyślę o tym jutro. Kiedy zasnęłam, nie śniło mi się już nic.



Od Qa Yue


Mój ojciec zostawił moją matkę kiedy ja się urodziłam. Nikt nie wiedział co się z nim stało ani czy dalej żyje. Moja matka od tego czasu musiała się mną opiekować i wychowywać sama. Czuła się samotna ale i tak nigdy nie dawała tego po sobie poznać. Któregoś dnia na terytorium watachy do której należałam ja i ogólnie moja cała rodzina zrobił się jeden wielki bałagan. Miałam wtedy jeszcze nie cały miesiąc i byłam bardzo ciekawa co się tam dzieje. Bez mówienia o tym dla matki pobiegłam szybko sprawdzić co się dzieje. Zobaczyłam wtedy naszego alfę i innego wilka, którego jeszcze nigdy nie widziałam na oczy. Moja matka w tym czasie zmartwiona szukała mnie wszędzie aż w końcu mnie znalazła.
- Qa Yue czemu poszłaś sama? Czy ty wiesz jak ja się o ciebie zamartwiałam?-powiedziała
- Przepraszam mamo już nigdy tego nie zrobię. Obiecuję. -odparłam
- Dobrze ale powiedz mi teraz dziecko drogie co ty robisz w tym miejscu.
Powiedziałam wszystko po kolei mamie, a wtedy ona się zmartwiła i powiedziała, że to jest mój ojciec. Z tego co usłyszałam od innych świadczyło o tym, że mój ojciec wyzwał naszego alfę na pojedynek o to kto dalej będzie rządził watachą.

Rozpoczęła się walka. Mój ojciec już nie mógł się utrzymać na własnych łapach tak został poturbowany przez alfę. Nasz alfa miał już zadać ostatni cios dla mojego ojca. Wtedy nie mogłam wytrzymać tego widoku i uczucia wzięły nade mną górę. Wybiegłam na środek i zasłoniłam mojego ojca własnym ciałem. Wtedy właśnie alfa nie widząc jeszcze tego uderzył mnie swoją ciężką łapą po pysku. Okazało się, że rozciął mi mocno skórę na czole.
Gdy alfa spostrzegł, że nie uderzył tego kogo powinien strasznie się zdenerwował i kazał mnie zabić. Wtedy moja matka wzięła mnie i zaczęła uciekać. Wszystkie wilki rzuciły się w pogoń za nami. Usłyszałam tylko jęk jakiegoś wilka od strony z której uciekałyśmy. To był mój umierający ojciec.
W końcu kilka wilków już nas prawie dogoniło. Moja matka spostrzegła to i mnie póściła.
- Posłuchaj córeczko uciekaj teraz ile tylko masz sił w łapkach i nie oglądaj się. -powiedziała szybko.
- Ale mamo ja nie chcę cię zostawiać. Proszę uciekaj ze mną.
- Ja w tym czasie kiedy ty będziesz uciekać odciągnę ich uwagę. W ten sposób przeżyjesz.-Powiedziała mama,a ja zaczęłam biec ile sił w nogach. 
Wtedy matka krzyknęła do mnie jej ostatnie słowa "Pamiętaj Qa Yue nawet jeśli mnie zabiją zawsze będę przy tobie w twoim sercu!!!". Zaczęłam wtedy płakać ale i tak nie zatrzymałam się. Wilki, które nas goniły dogoniły moją matkę. Odwróciłam się na chwilkę i zobaczyłam jak odbierają życie mojej mamie.
Wtedy mnie zobaczyły. Zaczęłam biec ile sił miałam w moich jeszcze małych łapkach. Wilki zaczęły pogoń. Wśród nich był wilk, który władał ogniem. Kilka razy mnie dosięgnął swoją mocą i oparzył mnie. Stąd mam właśnie żółte blizny na plecach i na ogonie.
Udało mi się im uciec. Ale nie miałam gdzie się podziać dlatego też szukałam jakichś innych wilków. Wędrowałam tak przez prawie rok. Byłam już wyczerpana i byłam bliska śmierci kiedy nagle zemdlałam. Obudziłam się w jakimś dziwnym miejscu. Okazało się, że to miejsce to lecznica Watachy Wschodzącej Gwiazdy. Przyjęli mnie do swojej watachy. Odtąd postanowiłam, że już nigdy nie będę polegała na swoich uczuciach przez co straciłam oboje rodziców i sama prawie nie zginęłam. 



Od Nicka

Spojrzałem na niego chłodno.
-Widzę że nadal jesteś takim idiotą jak byłeś – powiedziałem sucho.
-Nick...-wziął głęboki wdech, wstał. – Nie musiałeś wtedy tak ze mnie żartować, gdyby nie to to nic by się nie stało!
-Próbowałem cię przeprosić – mój głos trzęsł się od tłumionej furii. – Ale nie, ty musiałeś pocałować Nightflow!
-Już jej nie kocham, jest twoja! – zawołał Alkivo.
-Nic nie rozumiesz – prychnąłem. – Jak zwykle. Twój mózg jest wielkości orzeszka laskowego.
Basior stał nieruchomo. Zero reakcji. W ogóle nie reagował na moje obelgi.
-Nie musiałeś wracać – powiedziałem cicho, jednakże nie jestem okrutnikiem i nie zamierzałem wspominać o tej jego Jenny.
-Ale chciałem.
-Po to, żeby krzyczeć na Nevadę za swoje błędy? – zaśmiałem się z niedowierzeniem. – Nie pojmuję twojego sposobu myślenia, Alkivo.
Ale nie Alk. Alkivo. Już nigdy nie powiem na niego zdrobniale.
-A tak w ogóle: poradziłbym sobie z jednym niedźwiedziem! – spojrzałem na niego z nienawiścią, po czym wstałem.
-A czemu mnie uratowałeś?
-Bo w przeciwieństwie do ciebie mam serce – odparłem, po czym zniknąłem w mroku lasu, zostawiając Alkiva samego nad potokiem.
<Alkivo?>



Od Alphy Arii

Patrzyłam na Swiftkill. Ten szczeniak był zdecydowanie za bardzo pewny siebie...trzeba by pewnego dnia upuścić z niej trochę tej dumy.
-Mhm- mmruknęłam- podziwiam twoje zdolności, ale proszę, żebyś więcej nie udawała się na polowania bez żadnego opiekuna. Bądź co bądź jesteś tylko szczeniakiem. Nie wnikam w zasady twojej ,,starej watahy'' , ale zależy mi na twoim zdrowiu i bezpieczeństwie. Rozumiesz, o co mi chodzi?
Specjalnie użyłam dobitnie słowa ,,stara wataha'', ponieważ takowej tak na prawdę nie było. Zawsze należała do tej watahy, tamta była tylko zastępcza. Waderka wpatrywała się we mnie twardym wzrokiem, najwyraźniej próbując mnie nim wyprowadzić z równowagi. ,,Jest bezczelna, ale musi jeszcze popracować, jeśli chodzi o wywieranie emocji na dorosłym wilku''- zaśmiałam się w myślach-,,Jest taka zabawna''.
-Rozumiesz?- powturzyłam, i uśmiechnęłam się zachęcająco.
-Tak, rozumiem- Swift niechętnie mi uległa.
-No dobrze- uuśmiechnęłam się- Ignis, nie rób z siebie dywaniku salonowego, proszę. Nie musisz się tak rozpłaszczać na ziemi, kiedy widziś kogoś z rodziny Alph.- zaśmiałam się, by dodać młodemu otuchy.
-Tak jest, Alpho- podniósł się, ale jego wzrok nadal był utkwiony w ziemię, w geście uległości.
Pokręciłam głową z rozbawieniem ,,Jest bardzo dobrze wychowany''.
- Idźcie na Polanę Szczeniąt- rzuciłam przyjaźnie, odwracając się.
Nie uszłam kilku kroków bo za plecami usłyszałam twarde ,,Nie''
-Słucham?- odwróciłam się i udawałam, że nie dosłyszałam.
Oczy Swiftkill były zimne, utkwione we mnie.
-Powiedziałam: nie- powtórzyła- nie chcę tam iść.
-Nie chcesz?
-NIE.
Zauwarzyłam, jak Ignis patrzy przerażony na swoją siostrę, która właśnie sprzeciwiła się Alphie. Nie, żeby mi to przeszkadzało, że szczeniak próbuje postawić na swoim, ale ta mała wadera nie powinna tak odzywać się do starszego wilka.
-Macie iść na Polanę- spojrzałam na nią twardym wzrokiem. Inaczej mówiąc- użyłam jej własnej broni.
Przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem. Mała nie chciała ustępować.  Podeszłam do niej nie odrywając wzroku. Przybliżyłam pysk, do jej głowy i wyszeptałam:
-Na Polanę. Proszę, idźcie na Polanę.
Jescze przez chwilę córka Tashy patrzyła nieustępliwie, ale wkońcu spuściła wzrok i uległa.
-No dobrze.
Uśmiechnęłam się.
-No to dobrze, że dobrze- rozluźniłam atmosferę.- do zobaczenia.
Odwróciłam się. Nie widziałam już szczeniaków, ale miałam całkowitą pewnośc, że teraz udadzą się w wyznaczone miejsce. Kiedy już oddaliłam się od miejsca rozmowy, w mojej głowie pojawiła się myśl: ,,A co, jeśli byłam za ostra?'' Przystanęłam. Może teraz szczeniaki zaczną się mnie bać? Nie! Nie, tylko nie to...następnym razem będę delikatniejsza.
Ruszyłam dalej, bo musiałam porozmawiać z Shadow- jutro ma udać się do Jay'a, a potem zobaczymy się dopiero za pół roku...





Od Luny

Przekręcałam się na drugi bok.W jaskini Alph wszyscy spali.Postanowiłam wyjść na spacer. Ukradkiem wyszłam z jaskini i poleciałam do lasu.Wylądowałam przy wejściu do lasu i weszłam w jego głąb. Szłamprzed siebie.Czasami nietoperze przelatywały mi nad głową.Nagle coś na mnie skoczyło.Kątem oka zobaczyłam łapę wilka.Poturlałam się z nim lub z nią po ziemi.Jak skończyliśmy się turlać zobaczyłam nad sobą obcą mi wadere .Była cała czerwona.Ciało miała całe w bliznach.Samica warczała na mnie i chciała atakować.Wyprostowałam tylne nogi i ją odepchnełam. Teraz ona była podemną a ja na niej.
-Kim jesteś i co tu robisz!?-Krzyknełam, ale ona milczała.
-Halo jesteś tam?-Znowu zapytałam, ale ona nawet nie otworzyła ust.nic nie robiła i to wydawało mi się dziwne.
Tedy usłyszałam głos.Był oschły i nie miły.I w tedy wszystko migneło mi przed oczami.Całe moje życie dopóki nie zostawili mnie w lesie.
-Witaj matko.- żuciłam ironicznie.
-A jednak pamiętasz.Myślałam, że zapomniałaś o własnej rodzinie!-
-Jak mogłam zapomnieć o wilkach które zrobiły z mojego dzieciństwa piekło!-Cały czas byłam do niej odwrucona.
-Zejdź ze swojej siostry.- powiedział głos
-Niby czemu miała bym to zrobić?
-Bo ci każę!Kate(Kejt)-szepneła wilczyca za mną i wtedy wadera podemną odepchnełam mnie.
Wiedziałam, że tak będzie.Była oddana mojej matce, mordercy mojego dzieciństwa.Wtedy ją zobaczyłam.Była stara.Skóra na niej wisiała jest cała czerwona.Prawie się nie zmieniła.Zawsze tak wyglądała, ale potem się przyjżałam. Na jej pysku było mnóstwo świeżych ran.Wadera zauwarzyła to.
-Pewnie się zastanawiasz z kąt to mam?Uwierzmi jednak trudno było zabijać twojego młodszego brata.
-Co?Czemu?! spytałm oburzona
-Zrpbił źle zadanie które mu dałam.- odparła z uśmieszkiem
-To po co tu jesteś?Żeby mi powiedzieć o jego śmierci!?
-Nie.
-To po co?
-Ty mas to zrobić.Masz zabić rodzinę Alph z naszej rodzinnej watahy.- oznakmiła
-Co!?- krzyknełam
-O co się pytasz masz to zrobić!
-A niby co będę z tego miała?
-Życie twojej córki.-Wadera uśmiechnęłała sięa potem dała z nać Kate.Moja siostra pobiegła w krzaki .Chwile później przyszła a za nią było pięć skrzydlatych basiorów prowadzących Nightflow. Night miała związany pysk jakąś rośliną.Troche mnie zdziwiło, że jedno roczną wadere musiało trzymać pięć basiorów około czwartego roku życia.
-I co.Teraz soę zgadzasz?- powiedziała stara samica z nutką triumfu w głosie.
-Po co miała bym zabiłać wilki .Bo ty tego chcesz?- powiedziałam trochę się denerwując.
-Bo mam twoją córkę, z resztą jestem twoją matką.
W tedy moja ,,matka" podeszła do Night i wbiła jej pazury w łopatke i przejechała nimi do jej ogona. Night tylko zapiszczała.
-Przegiełaś!- wrknęłam
-Mnie to nie interesuje czy przegiełam czy nie.Wiem jak cię do tego zmusić.
Zawarczałam.Wbiłam pazury w ziemię i spojżałam w oczy Kate, któa gapiła się prosta na mnie. Alea w jej oczach nie widziałam moich brązowych oczu.Były niebieskie.To była moja jedna z pierwszych furii.Wybiłam się i rzyciłam na Kate. Nierzyła. Jeden z basiorów chciał mnie zatakować. Podzielił los mojej siostry.Tak samo jak reszta .Oprucz Night, mojej matki i jednego z basiorów.Wadera i basior uciekli a ja powoli wracałem do siebie.
-Night...- przytuliłam ją
-Kto to był?Co...
-Nie ważne.Idź do szpitala ja zostanę tutaj.- przerwałam jej
-OK.-Poleciała a ja zostałam z pięcioma ciałami wilków.
Poszłam się umyć z krwi a potem wdrapałam się na drzewo i zasnęłam.




Od Nicka 

Gapiłem się jak sroka w gnat na tą nieznaną mi waderę, lustrując ją wzrokiem. Jak na wilczycę była wysoka, bo prawie mojego wzrostu. Piękne biało-granatowe futro, a do tego błękitna grzywka wpadająca do jasnozielonych oczu, które zdawały się przeszywać moją duszę. Zdusiłem w sobie wszystkie emocje i z trudem powstrzymałem się, żeby nie warknąć „Nick, nie Niko”. No cóż. Gdybym to powiedział, to raczej nie byłby obiecujący początek realcji z moją siostrą.
-Valarhien. – w moim głosie nie słychać było emocji. Nawet nie pamiętałem, o ile ona jest ode mnie starsza. Jednak widząc jej paczkę, czułem się dosłownie jak małe szczenię.
-Tak się cieszę, że cię wreszcie poznałam! – wykrzyknęła wadera, rzucając mi się na szyję. Zachwiałem się, ale nie przewróciłem, i zaledwie lekko ją uścisnąłem. – Wszystkiego najlepszego, braciszku!
-Yhym. Dzięki Valarhien – zwracałem się do niej oficjalnym, sztywnym tonem, po czym wyswobodziłem z jej objęć i rozejrzałem się. Nightflow uśmiechała się do mnie promiennie, ale nigdzie nie było Katniss. Cóż, to było to przewidzenia – ona nie lubi takich imprez. Ale mogła przecież przyjść...
-Hej, jubilacie – obok mnie zjawił się ten basior, Dix. – Fajną masz siostrę.
-Yhym, dzięki – odparłem, po czym wtopiłem się w tłum gości. Każdy składał mi życzenia, ale dochodziły do mnie jakby z daleka. Zaledwie kiwałem lekko głową w podzięce.
-Niko, oprowadzisz nas potem po terenach?! – wykrzyknęła Valarhien, przepychając się przez watahę, aż w końcu stanęła przede mną. Po obu jej stronach stali Dix i Cannen. Rozejrzałem się, ale Nightflow rozmawiała właśnie ze swoimi rodzicami.
-Jeśli znajdę chwilkę – mruknąłem, po czym odnalazłem Berlo.
-Wszystkiego najlepszego, Nick! – uśmiechnął się szeroko.
-Dzięki – odparłem automatycznie.
-Wreszcie poznałeś swoją siostrę! – ciągnął.
-Mhm.
-Nick, wszystko ok? – spojrzał na mnie z zaniepokojeniem.
-W jak największym – odrzekłem nieco szorstko, po czym znow wtopiłem się w tłum gości.
-Nick?
-Dzięki za przyjście Night – pocałowałem ją w policzek. – Ale muszę...wszystko poogarniać. Pogadamy gdzieś tak wieczorem. Pasuje ci?
-Pewnie – posłała mi ostatni uśmiech, nim odeszła. Patrzyłem, jak się oddala, a w moje serce zatańczyło sambę z radości.
-To twoja dziewczyna?
Spojrzałem na Valarhien z lekką irytacją. Czemu ona ciągle za mną łaziła? Nie wiem, dlaczego, ale nie czułem do niej zbytniej sympatii.
-W sumie, to tak. A teraz sorry, idę znaleźć mamę – wymknąłem jej się i pognałem nad Wilczy Potok.
Głęboko odetchnąłem. Miałem wrażenie, że to wszystko mnie przerasta.
-Nick?
Spojrzałem na mamę.
-Wszystko w porządku?
-Nie – odpowiedziałem i zaraz poczułem, jak głos mi się załamuje. – Nic nie jest w porządku. Nie mogę przyjąć do wiadomości, że mam siostrę. I że Valarhien to moja siostra. Muszę to wszystko...poogarniać – wbiłem wzrok w trawę i mocno zacisnąłem powieki, żeby się nie rozbeczeć. Nie oczekiwałem, że mama zrozumie. Nawet w to wątpiłem.
<Mamo? Storm?>




Od Deuci

-I jak, są jakieś poszlaki?
Właśnie siedziałam przed jaskinią moją i Berla, rozmawiając z Młodą Alphą Shadow. Mój chłopak miał się pojawiać lada moment, a szczeniaki spały spokojne w jaskini. Jeszcze parę dni i będą miały cały miesiąc! Już Artemisa i Miracle otworzyły oczy. Miracle ma takie piękne – niebieskie i głębokie.
Shadow ze smutkiem pokręciła głową na „nie”.
-Niestety nie – odparła, a w jej głosie brzmiał autentyczny żal i smutek. – Ale nie poddamy się!
Uśmiechnęłam się lekko. Podziwiałam ją za jej siłę i determinację. Z drugiej jednak strony, Glimmer była jej najlepszą przyjaciółką.
Berlo i Rickowi także łatwo nie było. Rick strasznie cierpiał, a z tego co słyszałam, praktycznie nie spał. Ciągle szukał Glimmer, a mnie pozostowało mieć nadzieję, że pewnego dnia on bądź Berlo, Shadow czy Cyrus wrócą do watahy w jej towarzystwie.
A Berlo? Berlo wręcz szalał z niepokoju. Jednak i tak był nieco spokojniejszy, od kiedy zyskaliśmy pewność, że Glimmer wciąż żyje. W końcu była połączona z Shadow jakimś rodzajem więzi, ich linie życie splatały się ze sobą i jedna z nich nie mogła żyć, gdy druga była martwa. Tak więc skoro Shadow ciągle żyła, to Glimm także.
-Jakie macie najbliższe plany? – zapytałam.
-Jutro równo ze świtem ja i Cyrus idziemy w górę Wilczego Potoku, a Berlo i Rick idą na zachód – odparła. – Tak sobie pomyślałam, Deuca....
-Że? – pognaliłam ją.
-Jesteś córką Rapier, i...
Moja twarz pochmurniała. Nie winiłam za to Shadow, jednakże nie znosiłam, gdy ktoś – ktokolwiek – przypominał mi, że łączą mnie jakiekolwiek więzi z Rapier.
Poza tym, ja byłam jej córką, a Cyrus bratem. Tak więc Cyrus był...moim wujkiem, jeśli chodzi o genealogię. A Shadow...moją ciotką? Nie, to było zbyt skomplikowane i absurdalne, by w ogóle o tym myśleć.
Spojrzałam wyczekująco na Młodą Alphę.
-I....?
-Zastanawiałam się...może byś zapytała ją, czy to przypadkiem ona nie więzi Glimmer? I żebyś jej trochę pogroziła?
Z całych sił starałam się nie patrzeć na Shadow wzrokiem pełnym oburzenia. W końcu to nie była jej wina. Powoli odetchnęłam. Tłumaczyłam sobie w myślach, że przecież Shadow znalazła się na skraju wytrzymałości i uciekała się do wszystkic możliwych rozwiązań.
-No wiesz, bądź co bądź jesteś jej córką, więc na terenie WZ cię chyba nie zabiją....-ciągnęła wadera.
-Shadow – uznałam, że muszę jej wyjaśnić parę zasad panujących w WZ. – W WZ panuje taka zasada, że jeśli odeszłaś z watahy, nie masz prawa wracać na jej teren. Jeśli to zrobisz, rozerwą cię na strzępy i nawet nie muszą pytać o zgodę Rapier. Taka jest reguła. Więc jakbym weszła na ich teren, Satan albo Diable, patrolujące najczęściej granice, od razu by się na mnie rzuciły.
-A nie mogłabyś porozmawiać z Rapier PRZY Granicy? Ona na swojej połowie, ty na swojej.
-Rapier nie zbliża się do Granicy, chyba że to niezmiernie koniecznie – odparłam beznamiętnym tonem.
-A twój brat, Devill?
Cała zesztywniałam. Devill. Stał się ślepo posłuszny Rapier i nasza zgoda oraz więź między bratem a siostrą zostałą nienaprawialne zniszczona i pogrzebana.
-Nie wiem – mruknęłam. – Mogę spróbować, ale popilnuj szczeniąt. Berlo zaraz powinen wrócić.
I zanim Shadow zdążyła zareagować, ja już ruszyłam w stronę Granicy.
Akurat patrolowała ją dzisiaj Satan. Spojrzała na mnie, mrużąc swe czarne oczy. Błyszczała w nich nienawiść i rządza zemsty. Nienawidziłam wyrazu tych oczu. Nękały mnie one w najgorszych koszmarach.
-Proszę, proszę, Deuca – odezwała się upiornym głosem. – Co to, chcemy wrócić do mamusi?
-Nie. – odparłam twardo. – Sprowadź Devilla.
Satan warknęła z pogardą i wściekłością.
-Nie będziesz mi rozkazywać. Nawet jako córka Alphy Rapier zawsze miałaś niższą pozycję ode mnie.
-Powiedziałam, żebyś sprowadziła Devilla – warknęłam.
-Proszę, proszę, Deu zaczęła się rządzić!
-Powtarzasz się – prychnęłam. – Czyżbyś stała się jeszcze bardziej żałosna od czasu, kiedy odeszłam z watahy?
Satan warknęła. Był to straszny dźwięk.
-Sprowadź Devilla – powtórzyłam.
-Nie ma takiej potrzeby, siostrzyczko.
Szybko odwróciłam głowę.
Obok Satan stanął Devill. Potężnie zbudowany basior o sprężystych mięśniach, gęstym i czarym jak noc futrze oraz oczu koloru krwi, odziedziczonych po Rapier. Na ciele miał czerwone i żółte pasma.
-Deuca. Dawno się nie widzieliśmy.
Jego głos był zupełnie inny niż w moich koszmarach, w których to zabijał mnie bądź Berla. Wtedy był sztuczny, złośliwcy, chciwy. Po prostu zły. A teraz był stalowy, obojętny. Poczułam, jak w moich oczach szklą się łzy.
-Braciszku, co ona ci zrobiła?
Satan roześmiała się drwiąco.
-Dzieciaku, zbliża się dzień ślubu Devilla z Ashą (czyt. Aszą).
-Z Ashą? – szczęka mi opadła ze zdziwienia. Co prawda, Rapier od dawna chciała zaręczyć Devilla z Ashę, ale...- Z tą....
-Tak, z Ashą. To jakiś problem? – warknęła Satan.
-Nie, żaden. Prócz tego, że mój brat będzie partnetem pozbawionej mózgu wadery.
Ciemna sierść Satan zjeżyła się jej wzdług całego grzbietu, uszy położyły płasko, oczy zajaśniały nienawiścią, a wargi podwinęły się, ukazując ostre niczym brzytwy kły. Mimowolnie powrócił we mnie strach dawnych lat i starałam się nie patrzeć na Satan.
-Satan, uspokój się – prychnął Devill. Spojrzał na mnie i dałabym głowę, że nie jest szczęśliwy w WZ. A raczej, że jest mu już to wszystko obojętne. A może na to wszystko wytrenowała do Rapier?? – Po co mnie wzywałaś, siostro?
Satan znów warknęła. Krótko i ze złością.
-Młody Alpho Devillu, ta wadera nie jest...
-Satan. – głos Devilla był pełen irytacji. Kiedy basior znów spojrzał na mnie, w jego spojrzeniu lśnił jakiś dziwny płomień. – Spokojnie Deuco, nic ci nie zrobimy.
A może Satan wie o więzi łączącej Shadow i Glimmer? Cofnęłam się, kładąc płasko uszy.
-A skąd mogę mieć pewność? – mruknęłam.
-Devill! – z głębi terenu rozległo się wołanie. Nagle zapragnęłam znów się tam znaleźć. Wciąż ujrzałam jakiś płomień i zaczęła rosnąć we mnie nieufność. – No więc?
-Chcę wiedzieć, czy trzymacie u was naszą waderę – warknęłam. Devill spojrzał na mnie z lekkim, szczerym zaskoczeniem.
-Jaką waderę?
-Zwiadowczynię Glimmer.
-Młody Alpho, to ta fioletowa córeczka Vikary! – Satan rozesmiała się śmiechem pełnym drwiny, po czym spojrzała na mnie z rozbawieniem mieszanym z pogardą. – Doprawdy, głupia jesteś, Deuco. Gdyby córka Vikary trafiłaby jakimś cudem na nasz teren, już byłaby martwa.
pamiętałam dzień, kiedy jako nieszczęśliwe, małe szczenię biegałam po terenach WZ i po raz pierwszy poznałam Berlo – wysokiego basiorka o gęstym futrze i jeszcze wtedy świecących czerwonych oczach, które z czasem ściemniały.
-Twoja narzeczona się woła – zadrwiłam. – No, leć do niej.
Devill spojrzał na mnie z irytacją.
-Ależ ty się zmieniłaś, Deu. Pogadam z matką, może...
-Devill, nigdy nie opuszczę WWG – przerwałam mu spokojnie.
-Taaa, ten cały jej Berlo ją tam trzyma – zaśmiała się Satan. – I ostatnio zauważyłam, że brzuch ci zmalał. Czyżbyś miała potomstwo?
Devill spojrzał na mnie z wyraźnym zainteresowaniem. Warknęłam - głośno i ze złością, a także, jak mam ogromną nadzieję, groźnie.
-Nie – zaprzeczyłam.
-Akurat – prychnęła Satan.
-Devill!
-Satan, dalej pełnij patrol – nakazał Devill i spojrzał na mnie wzrokiem w którym było widać pewien rodzaj żalu, lecz jego drwiący uśmieszek mówił co innego. – Jaka szkoda. Myślę, że z twoją nową osobowością matka zgodziłaby się ciebie przyjąć. Ale jeśli usłyszy, że masz szczeniaki...
-Nie mam! – zawołałam, lecz mało stanowczo. A Devill już i tak odwrócił się i oddalił. Satan znów się zaśmiała.
-Myślałaś, że mu tego nie powiem? – zadrwiła.
Nagle poczułam silne uczucie palące mnie od środka. Uczucie dotąd nieznane.
Była to pierwsza w moim życiu nienawiść. Spojrzałam z wściekłością na Satan.
-Pewnego dnia znajdę cię na polu bitwy – obiecałam jadowitym, zupełnie do mnie nie pasującym głosem. – A wtedy rzucę się na ciebie i umoczę kły w twojej krwi. Będzie to wspaniałe uczucie euforii.
Oddaliłam się prędko, dumna z siebie, jednak w duszy przyrzekłam sobie, że nikomu nie powiem o słowach zaadresowanych do Satan. Bowiem to odezwała się we mnie ta maleńska cząsteczka, która dotychczas milczała i o której myślałam, że już dawno wymarła.
Była to cząsteczka charakteru Rapier i Fuxa. Byłam ich córką, co było dla mnie wstydem. I, chcąc nie chcąc, miałam po nich jakieś tam geny, które skutecznie dotąd zabijałam.
„Nie. Nie będę taka jak oni”.
Wpadłam do jaskini i przytuliłam swoje szczenięta, nie zwracając uwagi na nic innego i starając się zapomnieć o swej groźbie danej Satan.



Od Tary 

Dołączyłam dopiero do watahy. Nudziło mi się, poszłam na łąkę. Tam zobaczyłam jakiegoś basioar, szybko do mnie podszedł, spuściłam głowę w dół.
- Kim jesteś?! - Warknął.
- Tara, jestem tu nowa.
- Aha. - Powiedział i spuścił też głowę. Ja podniosłam i patrzałam na niego po czym zapytałam.
- A ty? Kim jesteś? 
<Chce ktoś dokończyć?>




Od Soni

-Ja... ja... nie wiem co powiedzieć... - jąkałam się. - Tak! - zawołałam.
Aria się uśmiechnęła.
Nigdy w życiu nie myślałam, że kiedykolwiek awansuję wyżej. Myślałam, że będę Omegą Forever. Naprawdę.
Poszłyśmy nad Jezioro Błysków przez Deep Green.
- Co mam tam zrobić? - zainteresowałam się.
- Zbierzesz elementy, które ci powiem. Przecież jesteś uzdrowicielką, to chyba znasz się trochę na ziołach, co nie? - mrugnęła do mnie.
Uniosłam wargi w uśmiechu.
- Na pewno.
***
Gdy dotarłyśmy, słońce pięknie świeciło.
Aria podała mi składniki, które miałam zebrać. Parę razy powtórzyłam sobie w myślach, aby zapamiętać. Gdy byłam pewna, że nie wyleci mi z głowy, ruszyłam na poszukiwania.
***
Zbieranie wszystkich szesnastu rzeczy trochę czasu mi zajęło - dokładniej prawie dwie godziny. Miałam nadzieję, że będzie dobrze.
Zatrzymałam się pod jakimś drzewem. Zaczęłam mieszać składniki. Z początku miało to wszystko błękitny kolor, ale potem... Ech, szkoda gadać.
- Boże. - jęknęłam.
"Eliksir" przybrał ohydną barwę. Niechętnie wrzuciłam ostatni przedmiot, a wtedy kolor ponownie się zmienił, ale nie wiedziałam, jak go opisać. Poszłam do Arii i zaprezentowałam moje "dzieło".

Aria? 




Od Berlo

Rozejrzałem się. Wszyscy już byli. Złożyłem więc bukiety kwiatów na grobie matki, ojca i Tashy.
Nagle obok mnie stanęła Deuca. Wtuliła mi nos w futro w pocieszającym geście, a mi mignął przed oczami roześmiany pysk Tashy, jej świecące zielone oczy, płomiennorude futro, i jej słowa w dzieciństwie, tak często powtarzane „Wyluzuj Ber!” Łza zakręciła mi się w oku.
Wcale nie pomagał mi fakt, że nie było przy mnie Glimmer. Straciłem jedną siostrę i to o jedną za dużo, a druga nie stała obok, nie opłakując Tashy razem ze mną.
Shadow podkradła się do nas niczym cień. Spojrzała na groby Tashy i mojego taty ze łzami w oczach. Opłakiwała również moją mamę, której, rzecz jasna, nie pamiętała. Vikara zginęła, gdy Shad miała zaledwie parę tygodni.
Ciocia Aria i wujek Rolly też byli, razem z całą watahą. Położyli kwiaty na grobie Miracle, a potem cała wataha usiadła w kole wokół cmentarza, a pamięć o wilkach leżących w tym miejscu uczciła minutą ciszy, podczas której Deuca cichutko, bezgłośnie łkała.
Potem wszyscy zaczęli się rozchodzić. Było pochmurno, wiał wiatr, lada moment miał spaść deszcz. Rick wyszedł z cmentarza pierwszy. Oczy miał podkrążone, nie spał od wielu nocy. Muszę z nim w końcu porozmawiać.
Wychodziłem z Deucą jako jeden z ostatnich. Nagle coś mignęło za mną i gwałtownie się zatrzymałem, odwróciłem głowę. Zdębiałem na widok dwóch małych postaci.
Swiftkill i Ignis.
Usiedli przy grobie Tashy. Ignis płakał cicho nad matką, której nie pamiętał. Z kolei Swiftkill uniosła pyszczek do nieba, po czym zaczęła cicho wyć.
Smutno było słuchać tego wycia, pełnego bólu i tęsknoty. Ten dźwięk rozrywał serce. Podszedłem do szczeniaków i lekko przytuliłem Ignisa. Malec rozszlochał się w moje futro.
Uniosłem głowę, aby odezwać się do Swiftkill, ale jej już nie było. Ujrzałem tylko jej bordowy ogon, znikający w krzakach.





Od Jessa

Poszedłem dziś z Nirą na cmentarz. Naszych sczeniaków pilnował Dust. Weszliśmy na teren cmentarza. Położyłem bukiet czerwonych kwiatków na grobie Tashy. Znałem ją. Krótko, i nie zbyt dokładnie, ale była moją rodziną, ponieważ cała wataha jest moją rodziną. Nira cicho załkała, wspominając zmarłe wilki. Przytuliłem ją mocno. Chwilę siedzieliśmy przy grobach 4 członków WWG, po czym wyszliśmy z cmentarza.
-Nira?- zapytałem, kiedy wychodziliśmy- chciałabyś pójść dziś ze mną nad Love Lagoon?
-Ale Jess, Shon i Melisa..- zaczęła, ale jej przerwałem:
-Możemy poprosić Dusta, żeby zajął się nimi trochę dłużej. Co ty na to?
Spojrzałem na moją partnerkę, oczekując odpowiedzi.

<Nira?>




Od Sawyera 

-Cristalll zaczekaj! - mam ważne pytanie, a ona spieszy się do opieki nad szczeniakami. Poprosiła Rolly'ego, żeby mogła z nimi spędzić dzień. Uwielbia dzieci.
-Tak Sawyer, przepraszam śpieszę się...- była lekko zdyszana.
-Chciałem Cię zaprosić na randkę?...dzisiaj wieczorem - z trudnością zadaję takie pytania. Zawsze mam tremę, że powiem coś bezsęsownego, ale dzisiaj poszło chyba nieźle.
-TAK z tobą zawsze. Kocham Cię - pocałowała mnie i pobiegła.
-Ja też Cię kocham - może usłyszała. Nie mając nic szczególnego do roboty wróciłem do jaskini.

Wieczorem spotkałem Cristal, była lekko zmęczona, ja wsumie też. W jakskini przytuliliśmy się do siebie i chwile odpoczeliśmy. Potem poszliśmy nad wilczy potok: rozmawialiśmy, ganialiśmy się, a potem trafilismy do LoveLagune. Pocałowałem ją pierwszy raz, potem było ich więcej...No  i wiecie co się stało. Rano czułem zmęczenie, poszedłem do Cristal zapytać ja się czuje...

(Cristal?) 




Od Alphy Arii

Cała wataha zmierzała ku zachodniej części naszego terenu- na cmentarz. Dziś był Dzień Zmarłych. Obok mnie szła Shadow, ze zwieszoną głową. Po drógiej stronie Cristal, za mną Rolly. Wycofałam się tak, że znalazłam się obok niego.
-Wspominasz Rothariga, co?- spytałam, wyczytując z jego pyska to, co działo się w jego głowie.
-Tak- przyznał- Był moim przyjacielem...tyle dla mnie zrobił...tyle razy wlaczył u mego boku...pomógł ci, kiedy rodziłaś Shady...a potem...a potem...popełnił samobójstwo.
Westchnął.
-Nadal nie mogę w to uwierzyć- powiedział
-Ja też- odparłam.
-A pamiętasz Miracle?
Spojrzałam na ziemię pod łapami. Na wspomnienie mojej pierwszej przyjaciółki, łzy napłynęły mi do oczu. Była taką wspaniałą waderą...
-Tak- powiedziałam-pamiętam ją. I jej córkę...nawet nie wiem czy ona jeszcze żyje.
Mój partner pocałował mnie w policzek.
-Na pewno. A teraz uśmiechnij się- przecierz idziemy na cmentarz.
Zaśmiałam się, a Rolly wraz ze mną.
Kiedy doszliśmy do miejsca, w którym pochowane były ciała wilków, wszyscy usiedli i wspólnie zawyli. Dźwięk, który tak bardzo wyrażał nasz smutek rozszedł się po całym lesie. Poczółam, że Roth, Vika, Tash i Miracle nadal są z nami, w naszych sercach...

Po powrocie na Polanę Księżyca, do mnie i Rolly'ego podeszła nasza córka.
-Mamo...Tato...- zaczęła
-Tak, Shad?-zachęciłam, by mówiła dalej.
-Zdecydowałam,że udam się w trasę koncertową z Jay'em.
Trawiłam chwilę te słowa.
-To wspaniale!- krzyknęłam i uścisnęłam ją- Tak się cieszę!
I choć w środku bolało mnie, że nie będę jej widzieć tyle czasu, na prawdę cieszyłam się z tego, że zdobędzie doświadczenie i przeżyje przygodę.
-Shadow, bardzo dobra decyzja!- uśmiechął się tata wadery i również ją uścisnął- ale..co z Glimmer? Nie będziesz jej szukać?
W tedy Shady opowiedziała nam o jej dziwnym śnie.
-Mnie i Glimm łączy jakaś mocna więź...nie wiem jaka....ale wiem, że to co mi powiedziała, było na prawdę. To nie był tylko wymysł mojej wyobraźni. Jestem tego pewna. A kiedy wrócę, znów zacznę jej szukać.
-Jesteśmy z ciebie tacy dymni- powiedział Rolly- podjęłaś bardzo dojrzałą decyzję.
-Od razu widać, że będziesz wspaniałą Alphą- uśmiechnęłam się do niej- to kiedy ruszasz?
-Jay nie będzie długo czekał- odparła- tak więc jutro z Cyrem z samego rana idziemy go szukać. Tato, mógłbyś upolować nam coś na drogę? Ja teraz muszę się spakować.
-Oczywiście- odparł basior- potem powiem watasze, że się zdecydowałaś i wyprawimy ucztę.
Puścił do niej oczko, bo wiedział, że nie lubila żadnych takich ceremoni.
-Tato!- zaśmiała się-nie!
-Tak! Na razie ja tu jestem Alphą!- stuknął ją łapą w bok.
-Tatooo!
-No już, już- zaśmiał się- ale uczta i tak się odbędzie. Bądź co bądź, to będzie twoja ostatnia noc w WWG  przed trasą.
-No dobrze- zgodziła się niechętnie czarna wadera.- to do zobaczenia!
Spojrzałam na basiora.
-Chyba lubisz jej robić na złość- zaśmiałam się
-A jakrze! odparł- przecierz to moja córka!
-Och, Rolly- uśmiechnełam się- będziesz miał prawie pół roku przerwy od tych zaczepek.
-Szmat czasu...
-Ale pozna życie- uśmiechnęłam się, choć było mi trochę smutno- dobra, kochanie, idź że powiedz watasze o tej uczcie, ja idę do Banshee.
Pocałowałam go i poszłam w stronę Jaskini Alph. Tam rozmawiałam z Ban do późnego wieczora, na różne tematy. Potem poszłam na ucztę na Polanę Księżyca, na której odbyło się uroczyste pożegnanie Shadow i Cyrusa. Oby wszystko, cała ta trasa, powiodła im się dobrze.




Od River Spirit

Usłyszałam śpiew. Piękny śpiew. Chcąc nie chcąc łapy poniosły mnie w tamtym kierunku. Nie skradałam się i nie uważałam na kroki, ponieważ byłam na terytorium Watahy Wschodzącej Gwiazdy. Gdy tam dotarłam zobaczyłam wilczycę. Trochę trawy przed nią było w jakby krwi... Czy ona krwawiła? Nie... Chyba nie. Podeszłam bliżej. Odwróciła łeb w moją stronę. Zauważyłam czerwone ślady ciągnące się od oczu, przez poliki i skapujące na trawę. Czyżby płakała? Prawdopodobnie tak. Zbliżyłam się jeszcze nieco i usiadłam. Wilczyca pośpiesznie ścierała "łzy". Przypatrywałam się jej jeszcze chwilę, lecz ta uparcie odwracała wzrok. Westchnęłam.
-Cześć. - zaczęłam - Jestem River Spirit - uśmiechnęłam się przyjaźnie
Podniosła wzrok, i zlustrowała mnie od góry do dołu.
-...







Od Shan

Jak ja kocham polowania! To skupienie i cisza przed skokiem... To zajęcie daje mi się trochę odprężyć.
Ostatnie polowanie miało zaskakujący wynik. Nad Wilczym Potokiem znalazło się o dziwo dużo łani z młodymi. Poszła z nami Shadow z którą byłam potem w parze. Zakradłyśmy się w miejsce najmniej widoczne.
-Shan widzisz tą matkę z młodym? - wskazała mi pyskiem parkę stojącą w płytkim stawiku koło potoku.
-Tak - odpowiedziałam szeptem.
-Ja zapoluję na młode, a ty odgonisz matkę i zagonisz ją do reszty wilków - trochę sie denerwowałam, bo jak przyszło co do czego to zawsze ja polowałam na młode lub słabsze. To zadanie było dla mnie większym wyzwaniem, ponieważ wiedziałam, że łania będzie walczyć, żeby obronić młode. Zakradłyśmy sie bliżej i Shadow dała mi znak. Zaczełam biec i warczeć.Całe stado zaczeło uciekać. Goniłyśmy dwójkę, która była naszym celem. W końcu ich otoczyłyśmy. Matka młodego nie ustepowała. Była to młoda i silna sarna. Instynkt podpowiedział mi, żeby skoczyć i ją drapnąć. Zrobiłam to, łania nie była już taka chętna do obrony młodego i zaczeła uciekać. Niestety w drugą stronę niż były wilki. Goniąc za sarną popatrzyłam się w stronę Shadow. Trzymała nogę jelonka, ktory mocno się szarpał i kopał ją drugą nogą. Jednak znów po chwili skupiłam się na swoim zadaniu. Ganiałam i ganiałam tą łanie, aż wkońcu skręciła w odpowiednią stronę. Zdesperowana nawet nie zauważyła, że biegnie w nie odpowiednie miejsce. Razem z innymi wilkami zaatakowałam ją. Zmęczona sarna szybko się poddała. Po chwili podeszła do mnie Shad.
-Dobra robota, jesteś zdolna - uśmiechneła się i poszła po swoją zdobycz. Wszyscy byli zadowoleni, że mi się udało. Wróciliśmy do watahy. Młode było dość duże, więc Shadow po kilku kopnięciach kopytem zrobiła się rana na okiem. Natychmiast poszła to przemyć. Ten dzień był baaardzo udany!




Od Selene

-Fanta, ja porzycilam twój naszyjnik.... bo...bo... Ja.... Chciałam pokazać go naszym braciom.-Powiedziałam troche nieśmiało.
-Daj mi to, i nie zabieraj mi więcej. -powiedziała bardzo stanowczo i sobie poszła.
-Dobrze...-Powiedziałam i ruszyłam w stronę potoku. Siedziałm tam Alkivo smutny i przybity. Żuciłam sie na niego dla zabawy. Wylodował w wodzie na plecach ( było plytko) a ja usiadłam na jego brzuchu. Juz nie byłam taka mała, urosłam i miałam troche mieśni, byłam troche ciezka i wyżśza, ale nadal niższa od Alka, moja sierść stała sie dluższa i gęsta.
-Czego chcesz?-Spytał troche speszony.
-Hmmm.... Pomyśle -lubię sie droczyć-Zadam ci pytanie
-Jakie?
-Na serio nie jesteś synem Marphiego?-Spytałam zbliżajać psyk do jego oczów.
-Tak na serio- Powiedział probując wstać.
-Czemu jesteś smutny? -powiedziałam poprawiając sie
-Bo tak -Powiedział podnoszać sie.
-Jeśli mi nie powiesz nie puszcze cię.-powiedziałam kładząc sie na niego.
-Puść mnie! -Krzyknął i się wyrwał, a ja poleciałam do wody. Poderwał sie i odleciał. Nudząć sie szlam przed siebie aż dotarłam do granic WZ. Nikogo nie było, weszłam na ich teren. Było ponuro i dziwnie, chowając sie w krzakach gapilam sie na innych aż zauważyłam Rapier. Była cała w ranach nie wiem co sie stało, ale była słaba. Ruszyłam w jej strone mając nadzieje że ją przewróce, i wróce na swoje tereny, ale mnie zauważyła i łapą mnie odrzucilam. Wstałam i biegnąc przed siebie taranowałam innych wilków aż znalazłam się w zielonym lesie. To nie były tereny WWG. Szlam dalej, zauważylam strumień, podeszłam do niego i zauważylam dwa wilki. Szybko schowałam sie w krzakach.
-Posłuchaj, szukamy więcej zabójców, musimy się rozdzielić i szukać dalej- Powiedział cały czarny wilk jak diabeł, do bialego wilka niczym śnieg.
-Słyszałem że na terenach watachy oddaleonej kilka mil jest kilka szczeniąt z talentem mordercy i zwiadowcy. Między innymy Swiftkill i jakaś Selene.-Powiedział, a ja wyskoczyłam z krzaków.
-Kim jesteś?-Spytal biały basior.
-Jestem Selene z WWG.-Powiedzialam dumnie.
-A umiesz zabijać ?-Spytał czarny. A ja się uśmiechnęłam.
-Tak, umiem-Powiedziałam i żuciłam się na czarnego. Wbiłam mu zęby w szyje, poczułam krew, drugi mnie oderwał, podrapałam go prosto w oczy, poleciala krew. Patrząc na to, pierwsza moja polowa byla przerażona a druga zadowolona. Bez żadnego słowa uciekłam. W watasze poszłam nad strumyk się umyć. Na szczęscie nikt mnie nie widzial i poszłam spać w ''norze'' którą znalazlam w lesie.




Od Alphy Bajar Cristal

Zmieszałam się. Po tamtym wieczorze nie rozmawiałam z Sawyerem...
-Chyba dobrze...-odparłam- a ty?
-Chyba też- uśmiechnął się.
Podobało mi się to, co robiliśmy wczoraj w Love Lagoon. Jednak...coś nie dawało mi spokoju. Saw był taki...pewny. Pewny tego co robi. Z tego wywnioskowałam, że nie był to jego pierwszy raz...Postanowiłam go o to zapytać.
-Sawyer?
-Tak?- spytał zachęcająco.
-Bo...-zająknęłam się. Niby jak mam się o to zapytać?!- bo...wczoraj...no wiesz...kiedy my...
-No wiem, wiem- uśmiechnął się na wspomnienie naszego weczoru- co?
-Eh...-westchnęłam-chciałam zapytać...czy idziesz pożegnać Shadow?
Basior zbity z tropu patrzył na mnie jak na raroga.
-Tak, tak...ale co to ma wspólnego z...
-Nieważne- żuciłam zakłopotana i pocałowałam go w policzek- choćmy, bo zaraz ruszają!
Wyszłam z jaskini szybkom krokiem. Nie odwróciłam się, ale byłam pewna, że Saw patrzy za mną pytającym wzrokiem. Zarumieniłam się. Głupia jestem...gdyby to nie był jego pierwszy raz, na pewno by mi o tym powiedział...
Odrzuciłam szybkko te myśli, kiedy zobaczyłam Shad i Cyrusa, rozmawiających z rodzicami oraz Alphami Whitewind i Greyback'iem . Podbiegłam do nich.

<Shadow?>



Od Młodej Alphy Shadow



-Taaak, taaak- zaśmiałam się- jasne mamo- zaśmiałam się.
- I pamiętaj, że w każdej watasze są różne wilki- nie wszystkie są przyjazne, tak jak tu- powiedziała mama z troską- aha, pamiętaj też, żeby dużo jeść, żebyś miała dużo siły na śpie...
-Mamo!- ciągle się śmiałam- nie martw się! A poza tym- nie jestem już szczeniakiem i wiem, że muszę jeść.
Przytuliłam się do niej.
-Niedługo się zobaczymy.
Skinęła głową z uśmiechem, lecz w jej oczach dostrzegłam łzy.
-I n ie próbuj płakać!
-Nawet nie spróbuję- odparła i znów mnie przytuliła.
Odwróciłam się do taty.
-Uważaj na siebie, Shady- powiedział i uścisnął mnie- wiem, że jesteś godna ruszyć w tą trasę.
Uśmiechnęłam się.
-Dzięki tato. Trzymajcie się. Jak mi się uda, wyślę jakiegoś posłańca, żeby powiedział wam co u mnie.
Popatrzyłam na Cyrusa. Rozmawiał ze swoimi rodzicami. Po chwili skłonił głowę w ich stronę i podszedł do mnie.
-Ruszamy?
Już miałam przytaknąć, kiedy zobaczyłam, że nadchodzi Cristal.
-Za chwilkę- odparłam i podeszłam do siostry.
-Shadow!- przytuliła mnie- będziesz tam najleprza! Śpiewasz najpiękniej na świecie.
-Dzięki, Cristal- odwzajemniłam uścisk- pilnuj watahy, dbaj o wszystkich.
-Oczywiście- oderwała się ode mnie i spojrzała w oczy- wiesz, że cię nie zawiodę. Więc ty nie zawiedź mnie, i bądź najleprza.
-Postaram się.
Uśmiechałyśmy się do siebie.
Odwróciłam się w końcu do Cyrusa. Pomachałam łapą rodzicom i odwróciłam się...kiedy usłyszałam:
-Shadow, czekaj!!!
Spojrzałam za siebie. Od strony Polany Księżyca nadbiegał Sawyer.
Ruszyłam w jego stronę, a Cyr wraz ze mną.
-Shad...chciałem...ci ...powiedzieć...- wydyszał. Widać że spieszył się, żeby zdążyć mnie pożegnać- powodzenia. Śpiewaj jak anioł i zaczaruj te wszystkie wilki, które jescze cię nie słyszały.
Jego uśmiech sprawił, że pojawił się też na moim pysku.
-Dzięki. Kocham cię- powiedziałam i pocałowałam go szybko w policzek- do zobaczenia.
Oddaliłam się. Trochę głupio mi było,że  tak skromnie się z nim pożegnałam. Cyra porozmawiał z nim jescze chwilkę i wrócił do mnie.
-To co? Teraz już możemy iść?- zaśmiał się- czy oczekujesz jescze kogoś?
-Nie- odparłam z uśmiechem. Wczoraj pożegnałam się już ze wszystkimi.
Odwróciłam się jeszce, by pomachać najbliższym , żuciłam ostatnie spojrzenie na ojczyste strony i prowadzoa przez mojego partnera weszłam do gęstego lasu, na spotkanie przygody.




Od Embrego 

Byłem w lesie.Lubiłem tam chodzić.Tak cicho i spokojnie.Śpiew ptaków,szum strumyka,szelest liści pod łapami.Dziś było wyjątkowo wietrznie.Rozmyśałem tak,kiedy nagle zza drzewa wyskoczyła mi młoda sarna.Postanowiłem biec za nią.Już prawie ją miałem,kiedy prosto na mnie wpadła jakas wadera z watahy.
-Raxa?Musisz bardziej uważać.-Powiedziałem wstając z ziemi.
-Przepraszam,nie chciałam.
-Nic się nie stało.

<Raxa?





Od Alkivo

Księżyc, jest świadkiem wielu rzeczy, ta noc była wyjatkowa, bo jest Dzień Zmarłych. Inni idą na cmentarz ale ja nie. Wole pobyć sam na sam, pomodlić się... Siedze sobie na skale... Patrze sobie w moje odbicie i szlysze szelest. To Nick.
-Nick, prosze wybacz mi. Zrobie dla ciebie wszystko tylko wybacz mi - Powiedzialem dolatując do niego.
-Niby czemu to mam zrobić? -Powiedział
-Prosze wbacz mi-Błagałem.
<Nick?>



Od Neworo

Obudziłem się gdy słońce było już wysoko i wdzierało się do jaskini rażąc mnie w oczy. Niechętnie wstałem i wyszedłem. Rozłożyłem skrzydła, zamknąłem oczy wiatr działał na mnie uspokajająco i kojąco. Dziś zamierzałem spędzić jeden normalny dzień w mojej watasze za nim będę musiał podjąć decyzję. Wzbiłem się w powietrze ze świadomością od jak dawna nie polowałem. Na samą myśl głód wzbierał i włączył na obroty maksymalne mój słuch i węch. Zrobiłem parę okrążeni wokół wodopoju i trasy zwierząt, które się tam kierują. Wiecie co? Latanie chyba jest przydatne, tak skrzydła sobie zostawię. Po paru minutach zauważyłem czarną plamkę znajdującą się na polanie niedaleko. Powoli wylądowałem ok.1 km od celu. Wiedziałem, że to coś czymkolwiek to jest na pewno ma dobry słuch. Przez paręnaście metrów biegłem spokojnie w ramach rozgrzewki. Przeskakiwałem przez pnie i doły. W końcu zobaczyłem dwa walczące ze sobą samce jelenia.
Oba miały imponujące poroża rozpościerające się niczym korona nad ich głowami. Królowie lasu. Przyglądałem im się oceniając , który z nich jest słabszy, mniejszy. Wypatrzyłem- jeleń o miedzianej barwie dzielnie przyjmował ciosy napastnika, zapierając się kopytami gdy ten próbował go powalić. Czasami sam próbował zaatakować lecz był słabszy. Mięsnie większego wyraźnie rysowały się pod jego kasztanowatym futrem. Nie miał bym szansy powalić go na ziemię dodatkowo biorąc po uwagę poroże z ostro zakończonymi końcówkami. Zdecydowałem się na miedzianego. Uniosłem się w powietrze po czym zanurkowałem trafiając w jego plecy. Cóż ,, Gdzie dwóch się biję tam trzeci korzysta”. Zaskoczony zaczął wierzgać lecz ja już wbiłem pazury głęboko w jego bok tworząc na nim grube, głębokie i długie linie. Z jego gardła wydobył się przeraźliwy ryk. Naparłem na niego z całej siły, rozkładając przy tym skrzydła dla zachowania równowagi oraz przewagi. Dosięgnąłem łapą poroża skręcając mu głowę na lewo tymczasem wgryzłem mu się w nos pozbawiając tchu. Zwierzę przestało wierzgać. Zeskoczyłem z niego ciągnąc jego głowę do ziemi. Moje zęby zaciskały uścisk. Widziałem jak ostatni ras zarzuca głową do tyłu i upada przede mną na kolana. Puściłem i z całej siły skoczyłem na jego szyję, skręcając mu kark, pozbawiając niepotrzebnego cierpienia. Leżał przede mną martwy jeleń z głębokimi ranami na boku oraz krwawiącym pyskiem i głową skręconą pod dziwnym kątem. Rozejrzałem się, brązowy musiał uciec przerażony pojawieniem się mnie. Zabrałem się za jedzenie. Mięso było pyszne, soczyste i… krwiste. Nie zjadłem wszystkiego mimo to czułem się jak balon wypełniony wodą. Odłożyłem mięso do cienia i zacząłem wylegiwać się na trawie. Po paru minutach krew na moich łapach i pysku wyschła i zaczęło mi się sklejać futro. Nie żebym był jakimś czyściochem ale we krwi być nie lubię. Dlatego powlokłem się nad Wilczy Potok. Jak zawsze w późne południe Wilczy Potok oblegany był przez większość watahy. Ostatnie dni były ciepłe dlatego pewnie postanowili się ochłodzić. Podszedłem do wody i powoli się w niej zanurzałem. Wpatrywałem się w krew, która powoli spływała z moich łap i pyska. Pozostałem w wodzie dopóki zimno nie sprawiło, że zrobiło mi się niedobrze. Gdy wyszedłem z potoku byłem przesiąknięty wodą i pachniałem rybą. Fuuu. Słońce skłaniało się ku zachodowi. I dobrze niech dzień się kończy i tak nie mam nic innego do roboty.
Tak, tak dalej się oszukuj- podpowiadała mi intuicja- W twoim przypadku ,, Nie mam nic do roboty” oznacza tylko ,, Mam gdzieś to co się zemną stanie i będę sobie zgrywał bohatera ot tak. Bo lubię zostawiać wszystko na później a potem skomleć rozpaczliwie gdy poniosę tego konsekwencje” .
Cichy głosik tłukł się po mojej głowie. Zostawiając po sobie poczucie winy.
- Okej, okej już rozumiem mam się pośpieszyć- Powiedziałem cicho do siebie pochylając głowę do dołu. Zmęczony położyłem się na trawie. Skupiłem się na ,, Wróć do domu”. Trzech słowach, które głęboko zaryły mi psychikę. A czemu nie?, czemu miał bym z nią nie wrócić?, a może kłamała?, a jeśli tak to dlaczego?. Muszę wiedzieć inaczej będę męczył się cały czas. Jak on wygląda? Mój dom…
Chciałem wiedzieć przecież na to zasługiwałem po tym wszystkim co przeżyłem po prostu głupio było by odmówić. Ale nie zdobędę się na to by z tąd odejść nie po tym jak mnie tu przyjęli gdy nie miałem gdzie iść. Mój umysł dostrzegł pewne rozwiązanie.
Przecież możesz wrócić nie musisz tego zostawiać. Pójdź, zobacz, wróć.- Tak, tak właśnie zrobię.
- Myślałam, że zajmie ci to więcej czasu.- Nie byłem zaskoczony gdy Reyna wyłoniła się z krzaków za mną. Nie miałem siły pytać się jak mnie znalazła tuż po podjęciu decyzji.
- To nie jest jeszcze pewne.- Mój głos brzmiał wręcz żałośnie.
- Jak to?- To aż tak dziwne?
- Muszę zapytać się Alphy o zgodę na opuszczenie terenu watahy. Przecież sama mówiłaś, że to daleko nie mogę zniknąć bez ostrzeżenia.
- A ona musi się zgodzić?.- Dokładnie. Pokiwałem głową twierdząco.
- To chodźmy się jej zapytać.
- No co ty! Zwariowałaś wszyscy szykują się do snu!
- Okej, okej….Idziemy jutro, MY idziemy nie TY ale JA i TY.- Naciskała.
Prychnąłem i zamknąłem oczy. Spod opuszczonych powiek byłem wstanie dostrzeż poirytowaną minę wadery, która z każdą sekundą łagodniała. W końcu położyła na przeciwko mnie lecz nie zasypiała. Mijały minuty a ja zdołałem zarejestrować jeszcze tylko jedno jej zdanie.
- Ello nighto, Neworo.- Słodkie słowa w nieznanym mi języku zdawały się mnie usypiać. Zasnąłem pełen nadziei.
C.D.N





Od Sawyera

Shadow poszła z Cyrusem na spotkanie przygody. Ja odwróciłem się do Cristal:
-Musimy pogadać! - nadal myślałem o co jej chodziło, kiedy zmieniła zdanie.
-Tak? A o czym? - była zakłopotana. Odwracała zwrok. Wiedziała jaki bedzie temet naszej rozmowy. Poszliśmy do lasu.
-O co Ci chodziło z tą nagłą zmianą temetu? - zapytałem. Nie wymigiwała się z odpowiedzi.
-Bo wiesz...wczoraj byłeś taki pewny siebie. Tak, tak jak byś to już robił...- odwróciła wzrok. Nie mogę jej okłamać. Będzie zła, ale ja to robiłem wtedy, gdzy nie byliśmy ze sobą. Więc jej powiedziałem.
-Cristal...wiesz kiedyś ja z tobą zerwałem, bo nie byłem pewny swoich uczuć, no i w tym masz rację. Powinienem Ci o tym powiedzieć. To nie jest proste - nie oczekiwałem zrozumienia i takich tam. Cristal nie zaczęła krzyczeć, choć się ego spodziewałem. Dobrze pamiętała jaki byłem zmieszany, kiedy cały czas czułem coś do Shadow.
- Nie, Wiem, wiem...byłemś skołowany. Nie wiem, jakie mam uczucia. Kocham Cię i nie wiem...

<Cristal?>




Od Saphiry

Chodziłam sobie po jaskini, było okropnie nudno. Wyszłam z niej by zaczerpnąć powietrza...Usiadłam przed jaskinią, zamknęłam oczy i wciągnęłam do płuc świeże powietrze. Było cicho, ptaki ćwierkały, szum drzew było pięknie słychać. Uśmiechnęłam się. Otwarłam oczy i spojrzałam przed siebie. Nagle coś na mnie skoczyło i powaliło, leżałam na plecach. Okazało się, że to Dust.
-Dust!-krzyknęłam radośnie i pocałowałam go od razu.
<Dust?>



Od Swiftkill

Rozejrzałam się po wnętrzu jaskini, czując słaby świergot ptaków dobiegający z lasu. Wuj Berlo i Deuca spali, wtuleni w siebie – dwa czarne kształty leżące w całkowitym bezruchu, a obok nich ich małe szczenięta. Nie kumam, dlaczego większość z ich była biała, ale okay.
Bezgłośnie wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia z jaskini. Wuj Berlo wiedział, że czasami się wymykam i znikam, a poza tym – mam już siedem miesiący, wiadomo, że potrafię sobie poradzić. A dzisiejszego ranka kierowało mną pragnienie samotności....i instykt przodków oraz mój charakter.
Wychynęłam z groty i ruszyłam w stronę lasu – koron drzew, przez które przebijały się promienie porannego słońca.
Skakałam, nie wydając absolutniego żadnego odgłosu po kamieniach, a przechodząc obok jaskini Gamm i Delt, nie zawahałam się. Już wcześniej zdarzało się, że wybierałam się do lasu bez Ignisa aby poćwiczyć, a tym razem mój ufny braciszek z całą pewnością nie mógł mi towarzyszyć.
Wtapiając się w cienie i chłód lasu, poczułam ulgę. Zewsząd tylko las, ptaki i ja. Poza tym cisza, w powietrzu unosił się zapach wilgoci, na źdźbłach trawy bujały się krople rosy.
Uwielbiałam przyrodę, jednak była ona częścią życia. A Życie było okrutne, brutalne i niesprawiedliwe. Nauczyłam się tego już jako małe szczenię.
Moja sylwetka wyłoniła się z drzew koło Wilczego Potoku. Słyszałam jego szum, jednak nie zawahałam się, podchodząc do wody.
Od czasu kiedy spotkałam tutaj Ignisa, nie przekraczałam potoku. Czas zmienić ten zwyczaj.
Skoczyłam na pierwszy kamień. Moje pazury zarysowały kamień mokry od wody, jednak nie spadłam. Skoczyłam na następny i kolejny. Zostały tylko dwa.
Kolejny był płaski, więc było łatwo. Z siłą się odbiłam...jednak ze siłą zbyt dużą. Uderzyłam w ostatni kamień tylnymi łapami. Zabolało. Zacisnęłam zęby i starałam się odzyskać równowagę, ale było za późno, ześlizgnęłam się po śliskiej powierzchni prosto do lodowatego nurtu.
Parskając, machnęłam przednimi łapami i wyczołgałam się na trawę. Potem udało mi się doczołgać do krzaków, mimo iż drżałam z zimna. Po kilku minutach wstałam, otrzepałam futro z wody i ruszyłam biegiem przed siebie.
Wpadłam do lasu drzew iglastych niczym mała bordowa błyskawica. Widząc mały czarny otwór, walnęłam w niego głową, tak że trawa i ziemia poleciały kilka metrów dalej. Wskoczyłam do nory, nie myśląc i nie panując nad tym, co robię. To było...insynktowne.
Królik na mój widok o mało nie zeszedł na zawał ze strachu, ale to nie miało zdarzenia. Rzuciłam się na niego, moje szczęki zmieniające się ze szczenięcych na kły dorosłej wadery zacisnęły się na jego chudym, porośniętym gęstym futrem ciele. Futrzak zadrżał i pisnął, wierzgnął rozpaczliwe nogami, jednak moje zęby pogruchotały mu żebra i kręgosłup. Poczułam falą gorąca i słodką krew, spływającą mi po kłach. Puściłam więc zwiotczałe ciało królika na ziemię i oblizałam pysk, czując słodki smak.
Zostawiłam ciało królika i z powrotem udałam się nad potok. Stanęłam nad wodą, w jej falującym nurcie ujrzałam pysk młodej wilczycy, na pół jeszcze szczeniaka, ale o wysportowanej szarej sylwetce, świecących jasnozielonych oczach oraz rosnącej bordowej grzywce. Cały szary pysk był umazany w czerwonej krwi. Wyglądałam jak potwór, ale nie zamierzałam zmywać z siebie krwi.
-Swiftkill?
Cała zesztywiałam. Moje mięśnie się gwałtownie napięły, uszy przywarły płasko do głowy, wargi podwinęły, ukazując białe kły, zapewne wciąż ociekające krwią królika. Z trudem zapanowałam nad furią, chodź i tak już cała dyszałam, sierść stanęła mi pionowo wzdłuż całego grzbietu. Obróciłam się i po prostu rzuciłam w krzaki.
Skoczyłam na ciężką kulkę i obydwie poturlałyśmy się w dół zbocza, w stronę wody. Wyhamowałyśmy nagle, zostałam przygwożdżona do trawy, gdy nagle, wściekła, kopnęłam ciężkiego przeciwnika i wbiłam mocno kły w łapę. Usłyszałam syk i rzuciłam się na owego wilka. Teraz to on leżał, dysząc i jęcząc, a także szarpiąc się na ziemi. Kopał mnie po brzuchu, ale ból nie robił na mnie najmniejszego wrażenia, ledwo go odczuwałam.
Potrząsnęłam głową, gdy moje kły zatrzymały się tuż nad gardłem wilka. Wyczuwałam tętnicę, żyły w których krążyła gorąca krew. Wystarczył jeden ruch, aby ta krew należała do mnie, aby spuścić z tego wilka życie.
Nie wiem, czemu, ale coś krzyknęło we mnie głośne „NIE!” Wstrząs ten sprawił, że potrząsnęłam głową i uniosłam ją wysoko. Znów potrząsnęłam. Ciągle napierałam na przeciwnika, ale obraz zaczął się wyostrzać, i nagle patrzyłam prosto w niebieskie oczy Selene, przybranej starszej siostry Ignisa.
Przygważdżałam ją tak, dysząc ciężko. Pochyliłam głowę, a nagły prąd złości sprawił, że gwałtownie ją podniosłam i spojrzałam na wilczycę ze złością.
-Mogłam cię zabić – fuknęłam, wycofując się i schodząc z niej. Selene wstała i niedbale otrzepała futro z ziemi.
-Fakt. Jak na siedmiomiesięcznego szczeniaka walczysz...a raczej, zabijasz...całkiem nieźle, a nawet bardzo dobrze, z tego co widzę – wskazała na krew na moim pysku.
Wzruszyłam niedbale ramionami i odwróciłam się bokiem do niej.
-Insynkt zabójcy. Jako małe szczenię byłam szkolona jako maszyna do zabijania i ma w tym nic niezwykłego. A teraz zmiataj stąd, zanim furia znów za mną zapanuje – zrobiłam dwa kroki do przodu i wskoczyłam na pobliski głaz. – Bo nie wiem, czy tym razem uda mi się uzyskać nad nią panowanie.
Selene jednak, uparta i wyraźnie zafascynowana, stanęła pod głazem.
-Switkill, możemy stworzyć duo! Ja zabijam tak po prostu, ale ty...jeśli nauczysz się kontrolować swoją furię, to będzie extra, będziemy zabijać i....
-Nie – przerwałam jej ostrym warknięciem. Poczułam, jak moje uszy kładą się płasko, i gniewnie potrząsnęłam głową. – Aria się nigdy nie zgodzi. A poza tym....sama widzisz, co się dzieje – zeskoczyła z głazu i ruszyłam przed siebie. Wiedziałam, że niedaleko jest wąwóz. Zadomowię się tam, a dalej....a dalej to nie wiem co będzie.
Nie no, do WWG będe musiała wracać, bo będą awantury. No i jest jeszcze Ignis....tylko że nie chcę zrobić mu krzywdy. W tej chwili to jedyny wilk, na którym mi zależy.
Fakt. Muszę się nauczyć nad tym panować, a drobne zabójstwa mogą mi pomóc. A Selene....
Odwróciłam głowę i spojrzałam na nią. Wciąż stała bez ruchu, jak posąg, obok głazu, i wpatrywała się we mnie twardym wzrokiem.
-Dobra, skoro już musisz się ze mną wlec – parsknęłam. – Dzisiaj drobne zabójstwa, nie mam ochoty na walkę, a ty możesz pokazać co potrafisz.
Skinęła głową, podeszła i wyciągnęła do mnie łapę. Miałyśmy być teraz swoimi towarzyszkami i sojuszniczkami, jak równa z równą. Demokracja między nami dwiema.
Uścisnęłam krótko jej łapę i ruszyłam lekkim truchtem w stronę drzew. Selene szybko ze mną zrównała.
Szybko natrafiłyśmy na lisa. Źrenice w oczach Selene zwęziły się. Zaczaiła się w krzakach, po czym skoczyła - rozmyta jasnobrązowa smuga.
Skoczyła na lisa i obydwoje opadli na ziemię, kurz ich zakrył. Skoczyłam w ten pył w samą porę, aby ujrzeć, jak stary lis z trudem usiłuje wstać, Selene jednak wbiła mu kły w kark, siedziała mu na potłuczonym zapewne boku. Zwierzę oddychało z ogromnym trudem, a kiedy białe kły Selene ponownie dotknęły jego gardłe, światło dziennie w źreniach zmątwiało i znikło.
Selene wstała i teraz spojrzała na mnie, zaledwie lekko dysząc, jednakże oddech już jej sięwyrównywał. Pysk miała cały w krwi lisa.
-Nieźle – oceniłam. – Ale chodźmy się obmyć, bo nas jeszcze Aria wyrzuci z watahy.
Selene skinęła tylko głową i ruszyła ze mną do Wilczego Potoku, nie przypominając mi o tytule Arii, o którym rzecz jasna pamiętałam. Jednakże wadery nie było w pobliżu, więc też nie widziałam potrzeby podkreślania jej rangi.
Wskoczyłam do lodowatej wody, lśniącej w promieniach słońca. Zanurzyłam się w niej cała, po czym machnęłam łapami i wypłynęłam na powierzechnię. Rozchyliłam powieki i ostatkiem sił dopłynęłam do brzegu. Chwyciłam się trawy pazurami i wierzgnęłam, lądując na ziemi.
Selene wylądowała obok mnie i od razu padła na trawę, dysząc. Potem nagle dźwignęła się i otrzepała futro z nadmiaru wody.
-Muszę iść, zanim mama się zorientuje że mnie nie ma – oznajmiła, po czym oddaliła się pospiesznie. Ja z kolei wczołgałam się w krzaki i tam leżałam, dopóki nie byłam w stanie stanąć na wszystkich czterech łapach i pozbyć się wody z mojej sierści. Potem ruszyłam w las.
Rzecz jasna, wychodząc z Wolf Rock, natknęłam się na Ignisa. Brat spojrzał na mnie zaskoczony, po czym zmrużył ciemnozielone oczy, przypatrując mi się nimi podejrzliwie.
-Gdzie ty byłeś? – zapytał. Uśmiechnęłam się krzywo.
-Dobudzić się- odparłam. – Co powiesz na małe polowanie?
Ignis zawahał się, po czym skinął głową.
-Czemu nie – zgodził się.
Wtopiłam się więc w cienie lasu i ruszyłam w jego głąb, a Ignis za mną. Ufał mi. Spojrzałam na swojego brata przez ramię. Byliśmy w tym samym wieku, a ja czułam się już starsza od niego i za niego odpowiedzialna.
I postanowiłam, że nie pozwolę, żeby w tym strasznym życiu, na tym brutalnym świecie, spotkała go jakaś krzywda. Będę go bronić. Zawsze i wszędzie. Nieważne za jaką cenę. Po prostu nie dopuszczę do tego, aby coś mu się stało. 



Od Młodej Alphy Shadow- trasa koncertowa



Po przekroczeniu Wilczego Potoku, dojście do miejsca, w którym czekał Jay, zajęło nam niecałe 15 minut. Ja i Cyrus stanęliśmy w cienu, na skraju polany. Na niej cztery wilki były zajęte przenoszeniem dziwnych przedmiotów na dwa duże ludzkie wózki z kółkami.
-Tam-szepnął mój partner, a mój wzrok natychmiast powędrował we wskazane miejsce.
Zobaczyłam Jay’a, który wesoło wykrzykiwał polecenia do wilków.
-Idziemy?- spytałam
Cyrus popatrzył na mnie i przytaknął z uśmiechem.
Wysunęliśmy się więc z cienia lasu na słoneczną polankę. Natychmiast zostaliśmy zauważeni przez obecnych. Jay ruszył w naszą stronę.
-Młode Alphy Shadow i Cyrus!- krzyknął- jak miło, że w końcu do nas dołączyliście! A już mieliśmy ruszać dalej!
-Też się cieszymy, że jesteśmy- powiedział uśmiechnięty Cyr.
Uradowany brązowy basior zawołał  resztę wilków, które z zaciekawieniem podeszły do nas.
-Poznajcie się a ja jeszcze spakuję…coś co jeszcze jest do spakowania- powiedział Jay i odszedł.
Pierwsza odezwała się biało-rózowa wadera.

 


-W końcu łaskawie się zjawiliście- burknęła- choć nie wiem po co, przecierz wiadomo,że i tak jestem najlepsza. Mam na imię Gloria.
Mierzyłam ją przez chwilę wzokiem. Nie wydała mi się specjalnie miła, ale postanowiłam nie przekreślać jej od razu i spróbować się zaprzyjaźnić.
-A ja Shadow- przedstawiłam się przyjacielsko- a to mój chłopak, Cyrus.
Niech to…znów zapomniałam, że Cyr jest już moim partnerem, a nie chłopakiem…
Gloria posłała mi wymuszony uśmiech, za to do Cyra uśmiechnęła się słodko.
-Hej Cyrus- powiedziała, trzepocząc rzęsami.
-Hej- odparł mój partner uprzejmie, lecz nie zwracając uwagi na jej zaloty.
Wadera posłała mu buziaka i odmaszerowała w stronę wózków.
Spojrzałam na Cyra z rozbawieniem, a on obdarzył mnie tym samym.
Teraz podeszła do nas biała wadera s niebieskimi i czarnymi znaczeniami.

 


-Roxi- uśmiechnęła się- Nie zwracaj uwagi na Glorię.
Zaśmiałam się i przedstawiłam, a po mnie Cyrus. Następnie przywitała się czarna wilczyca z niebieską grzywką i końcówką ogona.


 


-Jestem Izabell- powiedziała przyjaźnie- a Rox ma rację, nie przejmuj się Glorią, ona już taka jest. Shadow, tak?
Przytaknęłam i uśmiechnęłam się do niej. Coś mi mówiło, że wkrótce się zaprzyjaźnimy.
-Jeśli chcesz, mogę ci zaraz opowiedzieć wszystko, o naszej trasie- zaproponowała Izabell.
-Dzięki, chętnie- powiedziałam- co mamy robić?
-Teraz już nic, jesteśmy spakowani i zaraz ruszamy- powiedziała wadera- czekamy jeszcze tylko na Alexa, poszedł do lasu po prowiant.
Faktycznie, na polanie brakowało mi jeszcze jednego wilka. Jay mówił mi, że ma być nas szóstka, więc zdziwiło mnie, kiedy oprócz niego, na polanie zobaczyłam tylko trzy. Teraz wszystko się wyjaśniło.
-Czyli teraz na nic się nie zdamy?- spytał ze śmiechem Cyrus
-W sumie, mógłbyś pomóc Jay’owi załadować ostatni głośnik.
Cyr skinął głową i choć zapewne nie znał , tak jak ja słowa ,,głośnik’’ , ruszył w stronę wózka.
Dopiero teraz przyjrzałam się uważniej jego zawartości. Leżały tam dziwne pudła z dziurkami, jakieś czarne liny, panele, metalowe fragmenty jakiegoś…czegoś i wiele, wiele innych rzeczy, które trudno mi nazwać.
        


       





-Co to za przedmioty?- zapytałam
-Och, jest ich tyle, że nie zdążę ci teraz wszystkich opisać. To jest na przykład głośnik- wskazała na pudło z dziurami- dzięki niemu będzie nas słychać na całej polanie, na które będziemy śpiewać. I nie pytaj mnie skąd Jay to wytrzasnął.- uprzedziła moje pytanie, które już cisnęło mi się na usta- nie wiadomo. Wiesz Jay to….Jay.
Roześmiałyśmy się.
-Dzieciaki, ruszamy! Gdzie jest Alex?- krzyknął nagle łowca talentów w naszą stronę.
-Zaraz powinien wrócić- odparła czarna wadera, a potem zwróciła się do mnie- chodź, ustalimy z Jay’em kto teraz będzie ciągnął wózki.
Skierowałyśmy się więc w odpowiednie miejsce. Idąc, odwróciłam się jeszcze, żeby po raz ostatni objąć wzrokiem rodzinny Wolf Rock, ponieważ za polaną zaczynały się już ,,lasy niczyje’’. Westchnęłam. Zostawiam za sobą rodzinę, przyjaciół, bezpieczeństwo…ruszam ku nieznanym stronom…nie wiadomo, co może mi się tam przytrafić…
Zamyślona, z głową odwróconą do tyłu, nie widziałam co się dzieje przede mną, więc jak to się często zdarza, wpadłam na kogoś. Gwałtownie się odwróciłam.
Pierwsze, co zobaczyłam, to 6 królików leżących na ziemi z zakrwawionym futerkiem. Następnie białe, umięśnione łapy, a gdy mój wzrok przesunął się do góry, natrafiłam na spojrzenie magicznych, niebieskich oczu.

 


-Przepraszam, to moja wina, zamyśliłam się- powiedziałam przepraszająco do basiora stojącego przede mną, schyliłam się i chwyciłam pierwszego królika.
-Nie, nie, to moja wina- odparł roztargniony wilk i delikatnie wyjął mi zwierzę z pomiędzy zębów i odłożył na ziemię- nic ci się nie stało?
Patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem, więc szybko odpowiedziałam:
-Nie, wszystko w porządku.
Chwilę patrzył mi prosto w oczy, po czym otrząsnął się.
-Jestem Alex- przedstawił się- a ty pewnie jesteś nową członkinią naszej trasy?
-Tak, jestem Shadow- odparłam, speszona jego wzrokiem.
Alex odwrócił wzrok i popatrzył na Cyrusa, który właśnie wkładał coś do wózka.
-Widzę, że jesteśmy już w komplecie- powiedział i uśmiechną się do mnie. Jego uśmiech był taki…czarujący?- jest z twojej watahy?
-Kto?- spytałam roztargniona, a kiedy powędrowałam za wzrokiem basiora, zrozumiałam, że chodzi o mojego partnera- A…a…tak, jesteśmy z jednej watahy.
-No to super- odparł wciąż uśmiechnięty, choć teraz już unikał kontaktu wzrokowego.- no to chodź, Shadow, muszę zanieść te króliki i ruszamy w naszą trasę.
Złapał futrzaki za uszy i kiwnął głową w stronę wózków.
Ruszyłam za nim zastanawiając się, czemu czuję się dziwnie. Spojrzenie niebieskich oczu Alexa, było takie…nie umiem tego określić. Coś się we mnie drgnęło. ,,Czyżby on…? Nie…jasne że nie…’’
Odrzuciłam te myśli i dziarskim krokiem dołączyłam do pozostałych. Cyr i Alex zostali wybrani do ciągnięci wózków, więc ja i Izabelle mogłyśmy porozmawiać.


CDN



Od Red Leader'a



Obudziłem się i przeciągnąłem, wypełzłem z ciasnej nory (a właściwie dziury) która znajdowała się pod korzeniami drzewa. Odkopałem spod liści mój wczorajszy posiłek składający się z królika. Nie było tego wiele, tylko kilka niedojedzonych kości. Zjadłem to jednak bez zmrużenia oka. Po co wybrzydzać skoro nie mogę liczyć na coś lepszego? Jeszcze raz się przeciągnąłem i ruszyłem truchtem dla rozgrzewki. Nagle wyczułem zapach jakiegoś wilka. Podbiegłem w jego a właściwie jak się po chwili zorientowałem jej stronę.
-Co tu robisz?!-warknąłem w jej stronę.
-Mogę cię spytać o to samo, znajdujesz się na terenie Watahy Wschodzącej gwiazdy.-powiedziała, jednak (w przeciwieństwie do mnie bez cienia agresji). Co?!!Na terenie watahy?!! Niby jak?!! Zamurowało mnie a ona to dostrzegła, zachichotała, momentalnie doszedłem do siebie.
-Czyli nie jesteś szpiegiem z watahy gnijącego mięsa?-wadera spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Ja też bym był wstrząśnięty słysząc tą nazwę, tylko że to nie była prawdziwa nazwa. Ja tak nazywałem moją dawną watahę.
-Szukasz watahy? Mogę zaprowadzić cię do Alphy.-powiedziała żeby szybko zmienić temat. Brawa dla niej że nie zwiała od razu! I że nie wzięła mnie za psychopatę (na razie).
-Myślisz że będę podległy tym Pasożytom co się uważają za lepszych?! Że będę należał do jakiejś społeczności która jest kierowana przez nich?! Jeśli tak myślisz to...masz rację.-powiedziałem do niej. Czy dopiero teraz zauważyłem że była ładna?
-Jak masz na imię?-spytała się po chwili. Miło że ktoś się pyta o to wilka który sprawia wrażenie psychopaty.
-Red Leader ale mów mi Le, a ty?-Skąd mi się wzięło to Le?! Nikt mnie tak nie nazywa! Ba, nikomu nie daję się tak nazywać! Co ja na mózg upadłem?!

<Jakaś wadera?>



Od Nightflow

-Le,Zaprowadzić cię do Alph?-spytałam basiora
-A mam inny wybór?-odparł
-Chodź-nie miałam ochoty na dyskusje.Gdy doszliśmy do jaskini Alph weszłam do niej a on został na zewnątsz.Akurat Alpha Aria tam była.
-Alpho!
-Tak?-podeszła do mnie biała wilczyca
-Przed jaskinią jest basior który chce z tobą porozmawiać.
---------------------ok 15 minut później-----------------
Le wyszedł z jaskini i ruszył przed siebie.
-Chcesz się przejść po terenach?-zapytałam
-Czemu nie.-powiedział-a jak się nazywasz?
-Nightflow ale wszyscy mówią mi Night.
(Red Leader)




Od Banshee

-Banshee uciekaj, ja go zatrzymam - usłyszałam głos Ateny za mną. Zaczełam biec...ale sumienie nie dało za wygraną. Zaczełam biec w drugą stronę. Krew leciała mi z prawego uda.
-Atenaa - ciemno brązowy niedźwiedź naskoczył na koleżankę. Starałam się przyśpieszyć, ale ból w nodze stawał się silniejszy
-Banshee nic mi nie będzi - krzykneła Atena. Nagle przedemnie naskoczył Saw.
Zaczoł walczyć z niedźwiedziem. Atena mu pomogła. Podbiegłam do nich. Wykręciłam łapę zwierzęciu. Po chwili uciekł. Nagle upadłam na ziemię. Obudziłam się w jaskini:
-Straciłaś dużo krwi i to spowodowało zemdlenie - powiedział mi lekarz. Przeleżałam jeszcze kilka dni i zaczełam znowu życie w stadzie.
-Hej kochana, jak soę czujesz? - zapytalam Aria.
-Dobrze - odpowiedziałam. Poszłyśmy nad wilczy potok, gdzie były inne wadery. Zaczelyśmy plotkować, rozmwiać na kobiece tematy i żartować. Taki dzień z przyjaciółkami po wypadku, suler się spędziło. Wieczorem Mefisto zaprosił mnie na romantyczny spacer. Poszliśmy do LoveLagune. Było bajecznie, pocałował mnie, dal mi kwiaty, mówił komplementy. Potem przeszliśmy sie po lesie, a tam zaczeła się zabawa...całowaliśmy się. To był wpaniały wieczór. Mefisto to nalepszy basior na świecie.

<Mefisto? Opisz swoje wrażenia>





Od Neworo 

Nie zdążyłem się nawet porządnie wyspać. Reyna skakała wokół mnie widoczne podekscytowana. Cały czas poganiała mnie gdy dojadałem zabitego wczoraj jelenia. Byłem zdziwiony tym, że nie chciało jej się jeść ale ciągle powtarzała, że zjadła śniadanie parę godzin temu. Postanowiłem więc odpuścić i dać jej tą satysfakcję idąc do Alphy Arii. Las powoli budził się ze snu, poranna rosa osiadła na źdźbłach trawy wraz z słońcem tworząc tysiące małych tęcz. Jaskinia naszych przywódców znajdowała się całkiem niedaleko miejsca w którym spałem. Więc nie zajęło nam zbyt dużo czasu dojście do jaskiń. Przed wejściem jak zwykle stało dwóch strażników. Dwójka basiorów zaczęła warczeć gdy podeszliśmy do wejścia. Znałem jednego z nich o ciemnoszarej sierści nazywał się- Sawyer czy jakoś tak. Miał wzrok wbity w Reynę, jego nos poruszał się co oznaczało, że usiłuje wyłapać jej zapach.
- Kim jesteś?- Zapytał. No tak. Przecież nie znał jej zapachu, nie mógł znać. Naszła mnie dziwna myśl, że musimy mieć naprawdę kiepską ochronę skoro ani jeden strażnik nie zauważył obcego zapachu. Albo po prostu Reyna nieźle go maskuje. Spojrzałem na nią kątem oka. Miała spokojny wyraz pyska.
- Jestem Reyna, przyjaźnię się z Neworo, jestem z innej watahy i chcielibyśmy porozmawiać w Alphą.- Jej głos był melodyjny i był tak przyjemny, że zapragnąłem by mówiła dalej. Basior spojrzał na nią z powątpiewaniem a potem obrócił głowę by skinąć na towarzysza, który podszedł bliżej. Rozmawiali przez chwilę przyciszonymi głosami. Nie byłem pewny co mówi. Zdołałem wyłapać tylko parę słów takich jak ,, bezpieczni” i ,, pozwolić”. Gdy w końcu obrócili się przodem do nas. Wyjaśnili, że Alphy są na polowaniu i chwilowo są ,, niedostępni”. Widać było, że rozdrażnili tą informacją Reynę.
- No nic w takim razie dziękujemy.- Powiedziałem grzecznie odpychając Reynę głębiej w las zanim wybuchnie. Odciąganie Reyny było trudniejsze niż myślałem. Była naprawdę silna i nie zamierzała odejść bez spotkania z przywódcami. W końcu jednak udało mi się zaciągnąć ją w las.
- Uspokój się – powiedziałem gdy zobaczyłem jej najeżoną sierść i zmarszczony pysk.
- Jestem spokojna.- parsknęła. Taaa, jasne. Zaczęła chodzić w kółko jak zestresowana pantera w za ciasnej klatce. Pochyliła głowę, tak, że jej pysk prawie dotykał gęstej trawy. Nie odzywała się. Ja też nie zamierzałem. Przyglądałem jej się. Miała napięte mięsnie i była wyraźnie skupiona. Po paru minutach stanęła, wyprostowała się podnosząc głowę wysoko i kierując w prawo. Nastawiłem uszy i stanąłem obok niej.
- Co jest?- Spytałem.
- Są niedaleko.
- Kto?
- Alphy.
I właśnie wtedy bez ostrzeżenia puściła się pędem przed siebie. Trochę mi zajęło zanim zrozumiałem, że mam za nią biec. Więc pobiegłem. Nie było sensu wzbijać w powietrze las był tu zbyt gęsty i nie widziałbym Reyny. Przez chwilę zastanawiałem się jak mogła ich wytropić skoro nie znała ich zapachu ja nie zdołałem ich wyniuchać a żyję tu już dosyć długo. Nie widziałem jej i nie czułem. Chyba mam słaby węch. Z zamyślań wyrwał mnie dźwięk rozmowy i zanim się zorientowałem wpadłem z impetem na jakiegoś wilka. Problem w tym, że to nie był jakiś tam wilk to był samiec Alpha.
C.D.N




Od Katniss

Szłam spokojnym krokiem w stronę jaskiń. W pysku niosłam kosz (wypleciony z trawy) w którym było mnóstwo kwiatków.
Kiedy wyszłam z lasu, robiłam co w mojej mocy, aby nie rzucać się w oczy. Zawsze to robiłam i zawsze mi to wychodziło, ale tym razem chodzi tu o coś więcej niż zwykły kaprys. Nie chcę by ktoś zobaczył mnie z tym koszem kwiatów w pysku. Jeszcze pomyśli nie wiem co i będę musiała się tłumaczyć.

Skradałam się na terenie watahy niczym cień, unikając innych wilków jak ognia. Dotarłam w końcu do jaskini Berlo. Gdy weszłam do ciemnej groty pozwoliłam sobie odetchnąć z ulgą.
-Było aż tak źle?- spytał się mnie basior. Berlo znalazł się w jaskini nie wiadomo skąd. Przez to jego ciemne futro trudno go dostrzec w mroku. Skarciłam siebie w myślach, mówiąc sobie że mam na przyszłość bardziej uważać i nie dać się tak złapać.
-A żebyś wiedział.- odparłam krótko.
Podeszłam do skalnej „półki”, na której znajdowały się różne wywary. Obok nich rozdzielono w niewielkie grupki, przeróżne kwiaty, chwasty, mchy i tym podobne rośliny. Położyłam na środku kosz z zerwanymi przeze mnie kwiatami.
-Ktoś mógł mnie zobaczyć z tą garścią kolorowych roślin w pysku! Wiesz jak źle bym się z tym czuła.- parsknęłam.
-Yhm.- mruknął Ber.- Nasza twarda, mroczna i groźna Katniss, niosąca ze sobą kolorowe, jaskrawe kwiatki. Mogłoby być zabawnie.- odparł wesoło basior, puszczając do mnie oko.
Wyszczerzyłam w odpowiedzi kły. To tylko pogorszyło sprawę, bo Berlo parsknął śmiechem. Spiorunowałam go złowrogim spojrzeniem, ale to nic nie dało.
-Skończyłeś?- warknęłam. Kiedyś bym sobie na coś takiego nie pozwoliła, w obawie, że Ber się obrazi. Ale jestem jego „uczennicą” już od jakiegoś czasu. Zdałam sobie więc sprawę gdzie jest granica. Co powinnam mówić, a co nie. W których przypadkach mogę coś złośliwie skomentować, a w których powinnam ugryźć się w język.
Kiedy Berlo skończył się śmiać, usiedliśmy przy kamiennej „półce” i zaczęliśmy rozdzielać zebrane przeze mnie kwiaty. Segregowaliśmy je nie tylko ze względu na ich kolor, ale też właściwości. Jedne były ziołami leczniczymi, inne pobudzającymi. Niektóre kwiaty (w właściwie wywary z nich sporządzone) potrafiły uśpić wilka, dodać mu sił, a jeszcze inne w połączeniu z różnymi chwastami potrafiły położyć go trupem. Cały sekret tkwił w odróżnieniu od siebie wszystkich roślin i odpowiednim ich przyrządzeniu. Niektóre trzeba było suszyć inne moczyć długo w wodzie. Wywary, które z nich robiliśmy stanowiły albo wywar z jednego rodzaju rośliny, bądź też były to „mikstury” z wielu gatunków kwiatów. Trzeba było wiedzieć jak należy je mieszać i w jakich proporcjach. Wystarczył jeden błąd a zamiast leku można było przez przypadek sporządzić truciznę.
Dlatego właśnie nauka o roślinach jest taka ważna, kiedy chce się zostać szamanem. Dlatego właśnie ja muszę się tyle uczyć, aby móc zostać szamanką.
Jest to bardzo ważna funkcja, choć nie wiele z wilków ją wybiera. Większość z nas woli być Zwiadowcą, Wojownikiem, Łowcą czy tez Strażnikiem. Oczywiście rozumiem te wszystkie wilki. Ochrona watahy, czy też dostarczanie jej pożywienia jest bardzo ważne. Jednak myślę że naszemu stadu brakuje Uzdrowicieli i Szamanów. Kogoś kto nie tylko umie walczyć i zabijać, ale też leczyć. Dlatego właśnie zdecydowałam się zostać jedną z tych, niestety, nielicznych wilków.
Berlo, z resztą nie tylko on, dziwił się czemu zdecydowałam się wybrać akurat tę funkcję. Nick też mi mówił, że mam idealne umiejętności, które przydałyby się każdemu Zwiadowcy, bądź też Wojownikowi. Sama czasem zastanawiam się czemu nie wybrałam tych kierunków.
Jeśli mam być szczera to na początku planowałam zostać Zwiadowcą, tak jak Mara, Nick, czy też Nightflow. Ale jest ich trochę… za dużo? Nie jestem do końca pewna, ale chyba to było jednym z wielu czynników, przez które wybrałam inną specjalność. Poza tym przez pierwsze miesiące każdy wilk uczy się i zdobywa wiedzę w jakiejś dziedzinie. A czego mogę się jeszcze nauczyć o walce? Jaka wiedza mi się jeszcze może przydać?
Taktyki wojenne? Wątpię. Kiedy jest się w samym środku pola bitwy nie powinieneś się zastanawiać kto jaki ma wykonać ruch. W takich sytuacjach trzeba działać instynktownie.
Inaczej zginiesz.
Myślę, że wiem już wszystko o zabijaniu co powinnam wiedzieć. W każdej chwili będę mogła obronić siebie oraz najbliższych (a że moja lista tych najbliższych nie jest długa, mam dość ułatwione zadanie).
Wpatrywałam się we flakony które leżały przede mną. Słyszałam, że Berlo coś do mnie mówił, ale nie miałam pojęcia co. Spojrzał się na mnie a ja zrobiłam wielkie oczy. O coś się mnie pytał, ale ja się zamyśliłam.
Znowu.
Powinnam bardziej uważać, a nie rozmyślać nad swoim żałosnym życiem.
-Przepraszam. Nie usłyszałam. Mógłbyś powtórzyć?- spytałam się mojego „nauczyciela”.

<Berlo??? (przepraszam, że takie krótkie opowiadanie)>




Od Młodej Alphy Shadow- trasa koncertowa


Ruszyliśmy parę minut temu. Ja i Izabell szłyśmy za Jay’em, przed wszystkimi i rozmawiałyśmy.
-Więc jesteś z Watahy Wschodzącej Gwiazdy?- spytała mnie wadera
-Tak-przytaknęłam- Ja i Cyrus jesteśmy tam Młodymi Alphami.
-Wooow- odparła Izabelle i uśmiechnęła się- dobra, wiem co nieco o tobie, czas, żebyś dowiedziała się pewnych rzeczy o członkach naszej trasy.
-No dobrze, zaczynaj- uśmiechnęłam się, a wadera zaczęła opowiadać:
-Zacznijmy ode mnie: jestem z Watahy Srebrnej Kropli i jestem tam Gammą. Mam narzeczonego, ale nie mam takiego szczęścia jak ty, bo Scar nie śpiewa zbyt dobrze.
Zaśmiałam się.- Jay wybrał mnie jako pierwszą do trasy…
Nagle za plecami usłyszałam moje imię. Kiedy się odróciłam, okazało się, że zawołał mnie Alex.
-Tak?
-Mogłabyś poprawić tego królika? Zaraz wypadnie- wskazał na futrzaka wystającego głową w dół z wózka.
-Ok.- odparłam i wrzuciłam łepek zwierzaka powrotem do środka
-Dzięki- jego oczy zabłyszczały.
-Nie ma za co- uśmiechnęłam się do niego i wróciłam do Izabell.
-Uuuu- zawyła czarna wadera
-Co?- spytałam zaskoczona
-Jak to co!- krzyknęła- wpadłaś w oko Aleksowi! Widać to na pierwszy rzut oka.
- Co?!- powtórzyłam i zaśmiałam się- gadasz głupoty.
- Nie widzisz tego ale tak jest…- kiedy napotkała mój wzrok natychmiast przerwała- no dobra, już przestaję. Przejdźmy może teraz do Alexa…
Westchnęłam i przewróciłam oczami, ale Izabell zaczęła już mówić:
- Alex jest Młodym Alphą Watahy Wilczego Wycia. Śpiewa bosko, słyszałam. A…jakby cię to ciekawiło…nie ma dziewczyny- powiedziawszy to spojrzała na mnie kątem oka, a na jej pysku pojawił się uśmieszek.
-Ech..daj spokój!- szturchnęłam ją- naprawdę nie mam pojęcia o co ci chodzi. Znam basiora kilka minut i już ktoś go ze mną swata…
-Oj, nie bądź zła- powiedziała pokornie wadera, ale uśmiech nie schodził jej z pyska- nie moja wina że zakochał się od pierwszego wej…
-Kto następny?- przerwałam jej wypowiedź. Co ona sobie myśli?!
-Już, już- zaśmiała się a ja wraz z nią- może Gloria? Ona też jest Młodą Alphą, ale w Watasze Wiecznej Jesieni. Jest trochę rozpieszczona, co widać na pierwszy rzut oka. Ma charakterek, nie powiem…myśli, że jest najlepsza na świecie. Ale co prawda, to prawda, śpiewa pięknie. Ma partnera i lada moment ma przejąć władzę nad watahą. Biedne stado…
Wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Roxy, a dokładnie Roxana przyjaźni się z nią- kontynuowała Izabell- jednak nie mieszkają w jednej watasze. Roxy pochodzi z Watahy Siły Wody. Jest Betą. W odróżnieniu od Glorii , ma dość przyjemny charakter. Nie ma partnera. A co do Jay’a…trudno cokolwiek o nim powiedzieć. Nie należy do żadnej watahy, szlaja się po świecie poszukując młodych talentów. Jest trochę dziwny, ale również zabawny. Czasem wali teksty od czapy, ale nienależny się tym przejmować.
Zaśmiałam się.
-Ciekawe to nasze małe stado- powiedziałam
-Nawet nie wiesz jak- odparła- opowiedz mi coś teraz o Cyrusie. Jest nawet niezły..
Odwróciła się i spojrzała na Cyrusa. Prychnęłam i również się odwróciłam. Mój partner wesoło rozmawiał z Alenem.
-Biedny, nie wie co go czeka…- westchnęła Izabell i puściła do mnie oczko.
-No nie mogę!- krzyknęłam, lecz uśmiechałam się- daj w końcu spokój!
-Hehehehe no dobrze- odparła- mów o Cyrusie, to się uspokoisz.
Spojrzałam na nią spode łba i zaczęłam mówić:
-Cyr, tak na niego mówię, pochodzi z Watahy Bratniej Krwi, niegdysiejszego wroga WWG. Teraz przeprowadził się do mojej watahy i kiedyś przejmiemy nad nią pieczę. Cyrus jest zabawny, dobry, czuły, opiekuńczy, kochany…- mówiąc to spojrzałam w niebo i nie mogąc powstrzymać uśmiechu mówiłam dalej- a kiedy się uśmiecha…wszystko wokół zaczyna śpiewać…nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek inny basior mógł mi go zastąpić…
Nie patrzyłam na moją rozmówczynie, ale wiedziałam, że patrzy się na mnie. Po chwili i ja się na nią spojrzałam.
-Teraz już rozumiem- powiedziała poważnie- nie chcesz, żeby Alex się w tobie zakochał. Widać, że bardzo kochasz Cyrusa. Też chciałabym umieć tak kochać Scara, ale nie potrafię…kocham go, ale na pewno, nie tak jak ty jego- kiwnęła w stronę Cyra
-Tak, bardzo go kocham- popatrzyłam na pomarańczowego basiora, który właśnie śmiał się z jakiegoś żartu- i nie chcę, żeby cokolwiek mogło zagrozić tej miłości.
Spojrzałam powrotem na Izabell.
-Ok.- uśmiechnęła się- miejmy nadzieję, że Alex to zrozumie.
-PRZEEEEERWAAAAA!
Ja i czarna wadera podskoczyłyśmy, kiedy Jay ni z tego ni z owego krzyknął na całe gardło.
-Macie 15 minut- dodał już ciszej i uśmiechnął się.- zaraz dojdziemy do pierwszej watachy na mojej liście, wiec odpocznijcie trochę.
Kiedy inni siedli pod drzewami i odpoczywali, ja podeszłam do łowcy talentów.
-Do jakiej watahy zmierzamy?- spytałam.
Popatrzył na mnie.
-Shadow- powiedział
Spojrzałam na niego pytająco, a wtedy on powiedział wesoło:
-Taaak, to ty, Shadow z WWG! Czy nie?
-Tak, tak, to ja- odparłam ze śmiechem- do jakiej watahy idziemy.
-Skoro jesteś Shadow, to mogę ci powiedzieć- uśmiechnął się- tak więc, droga Shadow, idziemy do Watahy Polarnej Zorzy.


CDN.




Od Dust'a

-Hej, kochana- powiedziałem, kiedy Spahira przestała mnie całować- nudzisz się?
-Jak mops- zaśmiała się
-No to chodź ze mną- podnosłem się i pomogłem wstać mojej partnerce.Ciekawa, gdzie ją prowadzę, ciągle mnie o to pytała.
-Zaraz zobaczysz, cierpliwości- odpowiadałem, śmiejąc się.
W końcu doszliśmy. Znaleźliśmy się w Love Lagoon. Nagle ogarnęły mnie wątpliwości...może jeszcze za wczeście? Może jeszcze nie jest na to gotowa?
-Jejku!-krzyknęła Saph, kiedy zobaczyła, że w płytkiej jaskini nad jeziorkiem leży bukiet róznokolorowych kiatków.- to dla mnie?
-Tak- odparłem trochę zawstydzony- Saphira...
Wadera odwróciła wzrok od kwiatów i wbiła go we mnie
-Chciałem zapytać...no...tego...-zacząłem się jąkać. ,,WEŹ SIĘ W GARŚĆ CHŁOPIE!''- czy...może...chciałabyś, za mną...no wiesz...
-Chodzi ci o . . .?- odgadła moje myśli. Przytaknąłem.

<Saphira?>



Od Red Leader'a 

-Więc będę tak do Ciebie mówił.-odpowiedziałem. Chmm...yyy...czy to jest normalne? Chyba nie! JA normalnie rozmawiam, przynajmniej częściowo. Nie wydzieram się ani nie warczę, chyba mózg przez uszy mi się wylał. Ciekawe czy jest na to lekarstwo? Chociaż czy tak nie jest lepiej? Nie wiem. Może zamiast myśleć skupię się na tym co dzieje się teraz? Ta myśl przyszła o sekundę za późno. Zamyśliłem się i potknąłem o wystający korzeń. Poleciałem do przodu i zaryłem nosem w ziemię. Kichnąłem idiotycznie i wymamrotałem jedno z moich orginalnych przekleństw. Night podeszła do mnie.
-Nic Ci nie jest?-spytała.
-Nic.-uciąłem krótko. Może dawny ja nie zgubił się tak całkiem? Ale czy to dobrze że jest zagrożenie ze mogę ją teraz do siebie zrazić? Zaraz, czy ja tego nie robię cały czas? łapa mnie trochę bolała, głupi korzeń rozciął mi trochę skórę. Rana szybko zabarwiła się na szkarłat. Wytarłem ją drugą łapą, udając że nic się nie stało.
-Co ci się stało w łapę?-zapytała się Night.
-Nic takiego, po prostu się skaleczyłem ale przeżyję.-odpowiedziałem. Stanąłem na łapie i ruszyłem przed siebie. W ostatniej chwili uniknąłem zderzenia z drzewem. Znów zakląłem. Night podeszła do mnie.

<Nightflow?> 



Od Vanshee

Minęły już dwa miesiące od mojego pobytu w watasze. Jeszcze ani razu do nikogo się nie odezwałam. Bałam się. W sumie nikogo tu nie znałam, a strach było kogokolwiek poznać. Tylko kiwałam głową od czasu do czasu "na dzień dobry". Rany z czasem się goiły. W końcu nadszedł ten dzień: mogłam stanąć na łapy! To było cudowne uczucie. Pomyślcie sobie: 2 miesiące przeleżane w jaskini. Pierwsze co chciałam zrobić to przejść się po terenach watahy. Niestety sama nie znałam dobrze, ba prawie wcale tych okolic. Musiałam poprosić kogoś o pomoc. To było nie lada wyzwanie. Z moim specyficznym charakterem trudno było cokolwiek zrobić, do kogokolwiek się odezwać. Postanowiłam że spędzę jeszcze parę dni samotnie. W końcu i tak musiałam do kogoś zagadać. Po kilku dniach w końcu nabrałam odwagi i wyszłam z jaskini. Rozejrzałam się wokoło. Wszędzie było pełno wilków. Pięknych, radosnych wilków. Każdy był zajęty czym innym. Chciałam znaleźć osobę, która nie była zbytnio czymś zajęta. Wpatrywałam się tak we wszystkich przez najbliższe 5 minut. W oko wpadła mi pewna miła wadera Banshee. Przypadła mi do gustu. Miała nawet podobne imię do mnie także..czemu by nie spróbować? Podeszłam bliżej. Stanęłam przed nią, zaś ta uśmiechnęła się szeroko a z jej ust padło miłe dla ucha: ~Cześć! Serce stanęło mi w miejscu. Czułam się tak, jakbym zobaczyła przed sobą zjawę. Wpatrywałam się w nią troszkę czasu, więc ta zapytała z niepokojem czy wszystko w porządku. Pokiwałam nie pewnie głową. Po krótkiej chwili zebrałam się na odwagę i zapytałam cicho czy nie miałaby ochoty oprowadzić mnie po watasze.
-No pewnie-odpowiedziała radośnie, po czym ruszyła w drugą stronę.
Stanęłam w bezruchu. Nadal nie mogłam uwierzyć w to że do kogoś się odezwałam. Należałam raczej do małomównych wilków. Byłam z siebie dumna.
-Nie idziesz?-zaśmiała się radośnie Banshee
Już bardziej ośmielona pobiegłam za nią.
Podczas podróży przy Wodospadzie (który zresztą bardzo mi się spodobał) Banshee zapytała mnie o imię.
-V-vanshee-odpowiedziałam
-Fajne imię-uśmiechnęła się do mnie, po czym wybiegła przede mnie. Wyglądało na to że chce, abym się zaczęła z nią ścigać. Tak więc podbiegłam do niej. I tak ścigałyśmy się po terenach watahy. Bardziej poznałam otoczenie. Muszę przyznać że wygląda pięknie. A Wodospad szczególnie. W drodze powrotnej szłyśmy już powoli. Bardzo zmęczyła nas ta bieganina.
-Jak do nas trafiłaś?-zapytała zaspana
-Moją poprzednią watahę-zaczęłam opowiadać-przepędziło jakieś inne stado. Dokładnie nie wiem jakie, ponieważ ogłuszyli mnie i nic nie zdążyłam zobaczyć, zapamiętać...
Wtedy zrobiło mi się naprawdę smutno. Przypomniały mi się wtedy wszystkie rodzinne wspomnienia..
-Hej, nie smuć się-pocieszała mnie Banshee- teraz jesteś z nami.
Po tej krótkiej rozmowie wróciłyśmy do jaskiń. Ona do swojej, ja do swojej. Bardzo spodobała mi się ta podróż. Myślę, że teraz bardziej teraz im ufam. 



Od Nightflow

Był poranek, nad Polaną Księżyca unosiła się mleczna mgła.Wyszłam z jaskini i ruszyłam lekkim truchtem aby rozruszać mięśnie. Przebiegłam obok Wzgórza Alph gdy nagle się zatrzymałam. Przecież dzisiaj mam szkolenie u Mefisto! Szepnęłam do siebie i poleciałam w kierunku lasu. Znirzyłam swój lot do poziomu wieszchołków drzew. Nagle usłyszałam dźwięk łamanej gałęzi a potem poczułam słodki zapach krwi. Wylądowałam między drzewami i pobiegłam za zapachem ..Wbiegłam na małe wzgórze i zobaczyłam leżącą sarnę. Na boku była długa krwawiąca rana.Wtedy zaburczał mi brzuch ale na szczęście sarna tego nie usłyszała. Skoczyłam na zwierzę i wbiłam mu kły w szyje. Ofiara zamknęła oczy a ja zaczęłam posiłek. 
Skończyłam jeść, oblizałam pysk i poszłam dalej.Wtedy usłyszałam kroki. Spojżałam w stronę odgłosu i zobaczyłam basiora. Pobiegłam w jego stronę i już chciałam skoczyć i krzyknąć : co ty tu robisz! Ale zatżymałam się bo przede mną stał Mefisto.
-Cześć Mefisto.-przywitałam się.
-Cześć Night.-odparł
-To zaczynamy szkolenie?
(Mefisto)


Od Neworo

Po uderzeniu przetoczyłem się na plecy a potem z powrotem na brzuch. Jęknąłem cicho. Wstałem i spojrzałem na wilki przede mną. Stała tam Reyna oraz para Alph. Właśnie….stała. Cała trójka patrzyła się na mnie ze zdziwieniem, Reyna powstrzymywała śmiech. Byłem pewny, że wpadłem na Alphę tymczasem wywróciłem się sam z siebie?. Dziwne. Chyba wariuję. Rozłożyłem skrzydła sprawdzając ewentualne uszkodzenia. Byłem cały. Podszedłem do nich speszony i przywitałem się. Reyna zaczęła wyjaśniać sprawę, w której przyszliśmy. Nie pominęła tego, że regularnie zjawiała się na terenie watahy bez pozwolenia. Zdziwienie na pyskach naszych rozmówców rosło, co jakiś czas rzucali spojrzenia w moją stronę. Moja głowa zwisała dotykając czubkiem nosa ostro pachnącej trawy.
- …dlatego proszę was o pozwolenie na opuszczenie watahy razem z Neworo.
Gdy wadera skończyła z powrotem podniosłem głowę. Przygotowałem się na odmowę. Przez chwilę dwójka milczała patrząc na siebie. Widocznie porozumiewali się bez słów. Na początek dali jej upomnienie za wkradanie się na nasz teren. Potem zadali parę pytań Reynie. Odpowiadała dokładnie i wyraźnie jak by odpowiedzi miała zapisane w głowie.
- Moglibyśmy wyruszyć juro rano. Nie będzie nas około miesiąca. Oczywiście odprowadzę go bezpiecznie do domu po zakończeniu,, wyprawy” i obiecuję, że moja łapa więcej nie postanie na tym terenie bez waszej zgody.
Czułem się dziwnie nic nie mówiąc. Obietnice składane Alphą były bezpodstawne. Bo niby skąd wiedziała, że wrócę. Mogłem umrzeć: z głodu, pragnienia i zmęczenia. Podejrzewam, że mój brat też nie skakał by ze szczęścia. A jednak zżerała mnie ciekawość. Chciałem zobaczyć moją rodzinę i mój dom. Spojrzałem Arii w oczy. Były jasnoniebieskie nie potrafiłem odczytać co czuje ale wiedziałem, że jeśli ona mnie tu przyjęła to tylko ona może dać mi zgodę na odejście.
<Ario?>






Od Nightflow

-Czy ty nonstop muśisz przeklinać?- uśmiechnełam się lekko do Le.
-Nie.Morze.Czasami.-basior spuścił głowę ale zaraz ją podniósł.
-To chcesz się przejść poterenach?-zadałam pytanie ponownie.
-Mogę się przejść.
-No to chodź - powiedziałam i pobiegłam w kierunku jaskiń.
- Jaskinia Alph - zaczełam - tu jak sama nazwa wskazuje mieszkają Alphi ale rownież Bety.Jak będziesz chciał zemną pogadać lub się spotkać to tu przychodź ale pamiętaj, że innym rangom w stęp wzbroniony.
-Spox.A jak ja cię zawołam?
-Tutaj zawsze stoją strażnicy wystarczy, że ich poprosisz.
-OK
-No to dalej.Jaskinia Gamm i Delt te rangi tutaj mieszkają tak jak w innych jaskiniach morzna dowiedzieć się po nazwie.Tutaj mogą wchodzić wszyscy.-tłumaczyłam
-OK-pokiwał głową.
- I Jaskinia Omeg.Poznasz ją bliżej bo tutaj mieszkasz
-No i co dalej?
-Chodź.- poniegłam w stronę szpitala.
-A to jest wodospad.- zarzartował Le naśladujący mnie.
-Masz racje ale nie tylko.- powiedziałam śmiejąc się - Za wodospadem jest szpital.Jak chcesz to morzemy wejść.
-Nie dzięki, innym razem.
-Dobrze. - uśmiechnełam się i poszłam na Polane Księżyca.
-Polana Księrzyca.Tu są organizowane różne imprezy itp.Jednak polana jest świetnym miejscem rekreacji, zabawy i spotkań.
-Dobra.I ...?
-I tyle o polanie.Tam - pokazałam łapą - jest Wzgóże Alph.Służy do...- nie dokoń czyłam bo Le mi przerwał
- Wiem do czego służy.W mojej starej watasze też takie było.
- Dodra to nie musze ci tłumaczyć.- westchnełam i pobiegłam na Polane Szczeniąt.
- Polana Szczeniąt.Jak sama nazwa wskazuje ta polana jest przeznaczona dla szczeniąt.
- Tak jak ta druga polana dla dorosłych wilków?-spytał.
- Tak jakby.-odparłam-Wilki spotykają się na jednej i drugiej polanie.Nie jest podzielone to tak, że dorosłe wilki na tej polanie a szczeniaki na tej.
- OK
Skierowałam ,,wycieczkę" składającą się z Red Leadera do Wolf Rock.
- Wolf Rock, nasz las.- weszłam w jego głąb do potoku.
- A teraz Wilczy Potok służy jak... no potok.Pijemy z niego i kąpiemy się w nim.
- Zwłykły potok.- powiedział basior i przejrzał się w tafli wody.
- Dokładnie. - pobiegliśmy do jeziora Błykków.
-Jezioro Błysków jest to dziwne jezioro.- powiedziałam
- Bo?
- Bo w nocy rozbłyskuje nad nim milion kolorowych świateł.-wyjaśniłam
- Z kąd się one biorą?-spytał Leader zdziwiony
- Tego nie wie nikt.Ale bardzo często piją z niego Magiczne Jelenie które mają najlepsze mięso.Jak chcesz morzemy dzisiaj w nocy tu przyjść i zobaczysz błyski.
- Dobry powysł ale jeszcze nie wiem.
-OK.- pobiegliśmy do Dreep Green.
- Całkiem tu ładnie.-stwierdził wilk
- Tak wiem jest to Dreep Green.Prowadzi do jeziora nad krórym nie dawno byliśmy.
- OK.Co teraz?
- Zobaczysz.- poszłam w stronę Love Lagoon.
- Love Lagoon.Jest to miejsce gdzie przychodzą wilcze pary żeby porozmawiać w cztery oczy lub wyznać sobie miłość.
- Miejsce dla zakochanych. - wymamrotał Le a ja udałam, że tego nie słyszę.
- A teraz najgorsze miejsce.
- Tak?A jakie?-zapytał patrząc na mnie
- Zakazany teren.
- Co tam jest takiego złego?
- Wataha Zensty.Założyła ją Rapier żeby się zemścić na Alphie Arii ale reszta to długa historia.
- Dobra powiesz mi innym razem.
- A teraz do ostatniego miejsca.- i pobiegliśmy na cmentarz.
- Cmentarz.Każdy wie po co on jest.
- Tak.A teraz choćmy na polane.- zaproponował Le.
-Dobra.A co będziemy tam robić?-spytałam i ruszyłam za nim

(Red Leader?Sory, że gadam jak nauczycielka ale nie miałam innego pomysłu na przedstawianie terenów)



Od Sawyera

Ja i Cristal cały wieczór przechadzaliśmy się po Love Lagune. Było bardzo romantycznie. Księżyc świcił mocno, więc mieliśmy idealne warunki na spacer. Cristal stanęła na szczycie wysokiej skały, potrzedłem do nie, zbliżyła się i pocałowała mnie. Dałem się ponieść chwili. Cristal wyglądała tak pięknie.
-Kocham Cię Sawyer i nigdy nie przestanie - powiedziała i wtóliła się do mnie.
-Też bardzo Cię kocham - odpowiedzialne szeptem. Wpatrywaliśmy się w niebo. Noc była piękna. Pewno gwiazd na niebie i księżyc. No i wszystko było w bajce, chciałem się do niej zbliżyć i, ale ona odsunęła się delikatnie.
-Oj Saw jest już późno, muszę wracać. Tata mi kazał, nie wiem co się stało. Ale cały czas mam wrażenie, że mnie strasznie pilnuje. Przepraszam - powiedziała i zaczeła schodzić z skały. Oczywiście, że nie byłem zadowolony i chciałem zaprotestować, ale no z wójkiem Rollym to nie chciałem zadzierać, więc posłusznie wstałem i poszedłem za nią. Rano wstałem i poszedłem się przebiec. Po krótkim czasie zachciało mi się pić, więc poszedłem nad Wilczy Potok. Tam ją spotkałem...
-Saw, jeszcze raz bardzo Cię przepraszam za tamten wieczór - przydreptała do mnie Cristal.
-Nic się nie stało naprawdę - pocałowałem nią. Potem chciała, żebym z nią się przeszedł. Wyglądała jakby chciała mi coś powiedzieć...

<Cristal?>



Od Storm 

- W porządku Nick, pogadam z nią. - obiecałam.
- Dzięki Mamo! Nie przeżyję kolejnego "ataku". - zaśmiał się.
Wróciliśmy na imprezę, Nick poszedł do przyjaciół, a ja szukałam
wzrokiem Val. Dostrzegłam ją w gronie jej przyjaciół.
- Val, możemy pogadać? - spytałam szalejącą córkę.
- Pewnie mam! O co chodzi? - zapytała nie ruszając się z miejsca.
- Wolałabym porozmawiać na osobności. - powiedziałam stanowczo, żeby
znowu nie miała się jak wymigać od rozmowy. Zeszłyśmy gdzieś na bok.
- No, to o co chodzi? - spytała lekko sfrustrowany.
- Mówiłam Ci, że Nick jest już duży i kazałam Ci nie mówić do niego Niko! - skrzyczałam ją, ale tak po cichu. Mogłam też ochrzanić ją przy znajomych, ale aż tak zła nie jestem.
- No dobrze, dobrze. będę mówić do niego Nick. - powiedziała z łaską w tonie. Zaczęła iść z powrotem do swoich znajomych.
- Łaski mi moja droga nie robisz. - powiedziałam za nią.
Poszłam do Nicka powiedzieć mu, że wszystko załatwione, ale puścili wolnego i tańczył z Nightflow, nie będę zawracać mu głowy w takiej chwili. Wszystkie pary z watahy tańczyły,a ja nie widziałam nigdzie Nighta. Po chwili usłyszałam za sobą znajomy głos:
- Milady, czy zechcesz ze mną zatańczyć? - spytał Night.
- Ależ oczywiście, panie Night. - odpowiedziałam i ruszyliśmy w tan.

(Night?)




Od Alphy Arii

Patrzyłam na Neworo. Chciał opuścić watahę z jakąś obcą wilczycą... Spojrzałam na Rolly'ego szukając u niego pomocy. Ten w zruszył ramionami i odezwał się do stojącej przed nami złotej wadery:
- No cóż...nie podoba mi się to, że pojawiałaś się na naszych terenach nielegalnie. Nie było by problemu, gdybyś zameldowała się u jakiegoś strażnika. Przez to musimy podjąć odpowiednie środki- patrzył na nią surowym wzrokiem, lecz bez agresji.- opuścisz naszą watahę i nigy już tu nie wrócisz.
Wadera patrzyła na niego równie twardym wzrokiem.
-A co z Neworo?- spytała, ignorując mój nakaz- może iść ze mną?
-Z nim porozmawiamy na osobności- wtrąciłam się- ale najpierw musisz przystać na nasz zakaz.
Wilczyca westchnęła i przewróciła oczami.
-Dobrze.- wyczuwałam jednak, że nie podda się banicji. No trudno, jeśli jeszcze kiedyś się tu pojawi trzeba będzie zmienić trochę nasze nastawienie do niej. 
-Neworo, choć z nami- powiedział Rolly i odwrócił się. Zrobiłam to samo, a za nami poszedł basior. Kiedy znaleźliśmy się wystarczająco daleko od nieznajomej, zaczęłam mówić:
-Czy jesteś pewny, że chcesz opuścić watahę z tą waderą?- kiwnęłam głową w stronę złotej postaci. Wydawała mi się podejrzana.
Basior patrzył na mnie i z błyskiem w oku odpowiedział, że chce.
-Nie możemy stawać na drodze twojego życia- powiedział mój partner- dla tego nie możemy zabronić ci z nią odejść. Mamy nadzieję, że niedługo wrócisz.
Uśmiechnęliśmy się do niego, a i na jego pysku zagościł szeroki uśmiech.

<Neworo?>



Od Mary

Obudziłam się. Z początku byłam zdezorientowana, gdyż nie znajdywałam się w jaskini. Zamiast tego, leżałam sobie spokojnie nad potokiem.

Obejrzałam się wokół. Było jeszcze ciemno. Musiałam więc zasnąć w dzień, ale dlaczego? Nagle przypomniałam sobie to co działo się wcześniej. Nie pamiętam wiele, ale jestem niemalże 100%-owo pewna, że biegłam przez las.
Ale nie był to WolfRock. Nie pamiętam gdzie byłam.
Wiem jeszcze, że bardzo się spieszyłam, aby wydostać się z tamtych terenów i znaleźć się w WWG. Cały czas biegłam. Gdy dotarłam na miejsce byłam tak zmęczona, że zasnęłam. Chociaż był środek dnia, ułożyłam się przy potoku i spokojnie drzemałam. Szkoda tylko, że nie pamiętam gdzie byłam, i co ważniejsze: dlaczego? Może są to zwykłe objawy przemęczenia? Albo też wszystko mi się śniło i po prostu obudziłam się w środku nocy? Szczerze, wolałabym aby tak było.

Wstałam powoli bez zbędnego przeciągania się i ziewania. Podeszłam bliżej do wody i schyliłam się, aby móc się napić. Kiedy skończyłam, rozejrzałam się uważniej dookoła. W oddali, na niewielkiej górce dostrzegłam ciemny kształt. Jakiś wilk siedział spokojnie, wpatrując się w niebo. Zaciekawiona podbiegłam aby zobaczyć kto to.
Kiedy dotarłam na miejsce zastałam tam Sandrę. Siedziała sama na trawie i jakby nigdy nic, wpatrywała się w nocne niebo. Nie wiem czemu tutaj przyszła, zamiast spać teraz w jaskini. Ale w sumie… sama nie wiem czemu znalazłam się nad potokiem, więc nie jestem od niej lepsza. Powolnym krokiem podeszłam nieśmiało do wilczycy. Usiadłam obok niej i podniosłam wzrok. Zastanawiałam się czemu ona patrzy się ciągle w niebo. Czego ona może szukać pośród gwiazd?

-Czemu nie śpisz?- spytała się mnie Sandra, nie odwracając wzroku od gwieździstego nieba.
-Chyba na dzisiaj mi wystarczy. Zasnęłam w południe nad potokiem.
-Yhm. Widziałam.- odparła krótko. Spojrzałam na nią. Jak to „widziała”? Czy to znaczy…. OD JAK DAWNA ONA TUTAJ SIEDZI?! Zerknęłam jeszcze raz w jej stronę. Ta wadera naprawdę wydaje mi się podejrzana i tajemnicza.
-A nie! Źle mnie zrozumiałaś!- odparła szybko.- To nie tak, że siedzę tu od południa! Niedawno przyszłam i widziałam wilka, który śpi nad potokiem. To wszystko…. Żebyś sobie nie myślała, że ja…
-Wiem, wiem. Rozumiem.- Nagle cały czar prysł. Ta tajemnicza aura, jaka otaczała Sandrę, nagle zniknęła. Tak po prostu, rozmazała się na tle ciemnego nieba.

Cisza. Żadna z nas się nie odzywała. Chyba właśnie to lubię w tej waderze najbardziej. Kiedy jest w towarzystwie innych wilków i nie ma im nic do powiedzenia, po prostu siedzi cicho. Nie szuka na siłę jakiegoś tematu. Nie przeszkadza jej cisza, ani rozmowa.

-Mam pytanie- zagadałam.- Czemu tak często wpatrujesz się w gwiazdy?
Wilczyca nie odpowiedziała od razu. Myślała przez chwilę. W końcu westchnęła i spojrzała w moją stronę.
-Bez powodu. Po prosu, lubię oglądać gwiazdozbiory. To wszystko.- No proszę. A ja się spodziewałam jakiejś tajemniczej odpowiedzi, w stylu „by zobaczyć to, co jest ponad nami”, albo coś równie dziwnego. A tu proszę.

-Gwiazdozbiory takie jak Wielki Wóź?- spytałam, pokazując łapą skupisko gwiazd. Wilczyca zaczęła się śmiać.
-Nie.- odpowiedziała wesoło.- Ja wolę te bardziej skomplikowane.
-Na przykład jakie?- zaciekawiłam się i spojrzałam w niebo. Wilczyca obok mnie zastanawiała się przez chwilę i w końcu wyciągnęła łapę w górę.
-O ten.- odparła.- nazywa się Smok.
Podążyłam wzrokiem, za jej łapą, ale nie widziałam żadnego wzoru, który przypominał by mi smoka, albo chociażby jakąś jaszczurkę. Nie wiedząc co powiedzieć rzuciłam tylko krótkie „Yhm”.
-Interesują cię gwiazdozbiory, Mara?
-Szczerze… to średnio. Znam kilka gwiazdozbiorów, ale nie widzę obrazów jakie mają pokazywać. Z resztą, sama nigdy bym ich nie znalazła.- wadera spojrzała na mnie zaciekawiona, a ja kontynuowałam.- W mojej starej watasze miałam przyjaciela. Miał na imię Maki i uwielbiał gwiazdy, księżyc, noc i nocne niebo.- uśmiechnęłam się na samo wspomnienie o nim.- Często spotykaliśmy się w nocy i leżeliśmy na trawie. Rozmawialiśmy o byle czym, ale zawsze mieliśmy jakiś temat do rozmowy. A kiedy nie mieliśmy ochoty gadać, po prostu wpatrywaliśmy się w niebo. To właśnie wtedy Maki pokazywał mi gwiazdozbiory i mówił ich nazwy. Tak się szczęśliwie złożyło, że niektóre z nich zapamiętałam.- urwałam nagle. Dlaczego ja w ogóle jej o tym wspominam? Nie mam pojęcia, ale coś sprawiło, że jej ufam i chciałam jej o tym powiedzieć. -Wiesz…- powiedziała cicho Sandra.- czasami, gdy znudzą mi się istniejące już grupy gwiazd, wymyślam sobie nowe gwiazdozbiory. Szukam kształtu na niebie i daję mu nazwę.
-Tak?- zdziwiłam się.- Dość niespotykane hobby. Pokazałabyś mi kilka?- Wilczyca uśmiechnęła się nieśmiało, ale mimo to, podniosła łapę do góry w kierunku Gwiazdy Polarnej.
-Widzisz Polaris?
-Aha. Widzę.
-Na prawo od niej jest jeszcze jedna, jasna gwiazda. Gdy połączysz ją z tymi.- zaczęła robić ślady i niewidoczne kreski na niebie.- wygląda jak feniks.- Skrzywiłam się.
-Jak dla mnie to tylko pięć kresek na krzyż. Niczego tu nie wiedzę.- Sandra zmarszczyła brwi. W jej oczach dostrzegłam niezadowolenie.
-Ty na serio niczego nie widzisz. Tylko Wielki Wóz i tyle?- zdziwiła się. Chyba nadal nie mogła w to wszystko uwierzyć. Nikt, kto kocha gwiazdy nie uwierzyłby mi od razu. Gdybym tylko kochała je tak mocno jak Sandra. Albo tak mocno jak Maki… wtedy pewnie nie wierzyłabym samej sobie.
-Przecież mówiłam.- westchnęłam.- Pokażesz mi jeszcze jakieś „swoje gwiazdozbiory”?- zachęciłam wilczycę. Może mi się tylko zdawało, ale na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Nie wiem. Jednego natomiast byłam pewna. Pokazywanie mi gwiazdozbiorów sprawiało jej swego rodzaju radość. Tak jak kiedyś Ma…. Nie!- potrząsnęłam głową. Zostawmy przeszłość w spokoju.
-To- zaczęła Sandra- jest jeden z moich ulubionych gwiazdozbiorów.
-Jak się nazywa?
-Andromeda. Przedstawia młodą kobietę… ale ty pewnie tego nie widzisz, co?- dorzuciła kąśliwie. Parsknęłam śmiechem. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że Sandrę stać na takie poczucie humoru. Pokręciłam tylko przecząco głową.
-Wiesz... nigdy nie sądziłam, że masz takie poczucie humoru… ani jakiekolwiek inne.- przyznałam się. Sandra tylko spojrzała na mnie i odpowiedziała spokojnie.
-Ja też nie. Nie często rozmawiam z innymi wilkami. Nie pamiętam nawet czy kiedykolwiek, z kimkolwiek prowadziłam taką spokojną rozmowę.
-Czemu?- zdziwiłam się.
-Wilki mnie unikają. A ja unikam ich. Prosty układ.- Nie podobało mi się to. Rozumiem, że jest inna. Wiem też, że Sandra CZUJE SIĘ inna niż reszta wilków. Ale każdy z nas czymś się różni od pozostałych. Powinna to zrozumieć. Z resztą, ona jest mądra. Może już to wie… tak. Z pewnością to wie.
Ale czemu się do tego nie stosuje?

-Z resztą- ciągnęła dalej.- zdecydowanie jestem typem samotnika.- posmutniała.- Nie nadaję się do towarzystwa.
-Dlatego nie masz partnera?- spytałam się. Ale skąd pomysł na takie pytanie?! I to jeszcze u mnie… przecież to może być coś osobistego…
-Acha. Chyba właśnie dlatego. Po prostu jestem indywidualistką. Lubię czuć się niezależna.
-To chyba tak samo jak ja.- powiedziałam, uśmiechając się dumnie.- Też się nie nadaję do związków. Ciężko jest mi nawet zdobywać przyjaciół. Mam ich kilku, ale na tym się kończy.

Sandra odwróciła gwałtownie głowę w moją stronę. Spojrzała na mnie bacznym wzrokiem. Po chwili odezwała się. Ale był to głosy zimny i poważny. Zupełnie nie przypominała tamtej wilczycy, która śmiała się z mojego braku talentu do czytania z gwiazd. Teraz już wiem dlaczego miałam ją za tajemniczą. Ona ma w sobie coś strasznego. Nie wiem tylko co to jest…
-Nie.- odparła spokojnym głosem.- Nie masz racji. Nie jesteś taka jak ja. Nie chcesz… nigdy nie życzyłabym tego komukolwiek. Tylko, że jeszcze tego nie odkryłaś. Nie wiesz jeszcze, że ktoś taki jak ty lepiej wygląda w parze niż w pojedynkę. Nie chcesz się o tym przekonać… albo jeszcze inaczej. Może to wiesz… ale od tego uciekasz. Tak też bywa. Ale pamiętaj- spojrzała na mnie swoimi złotymi oczami. Miałam wrażenie, że świdruje mnie nimi na wylot. To było straszne, ale i jednocześnie znośne uczucie.-kiedyś Cię to dopadnie. Prędzej czy później. A teraz ostatni gwiazdozbiór, który chcę Ci pokazać.

Sandra kazała mi się spojrzeć w lewo od Gwiazdy Polarnej. Wyciągnęła rękę w stronę ciemnego nieba. Przez chwilę wpatrywałyśmy się w jeden punkt. Gwiazdy, które tworzyły ten zbiór wydawały mi się dziwnie jasne. Nie tak jasne jak Polaris, ale światło, jakie od nich biło zdawało się takie… sama nie wiem. Uzależniające? Po prostu, kiedy raz na nie spojrzałam, nie mogłam oderwać od nich wzroku. A co dziwniejsze… widziałam kształt! Byłam wstanie dostrzec obraz jaki przedstawiają te gwiazdy!

-Widzę tu…- zaczęłam.- wilka. Nie… dwa wilki.
-Yhm… coś jeszcze.
-Tak… chyba tak. One leżą martwe. Nie żyją. Tak mi się zdaje…. Wow nie wiedziałam, że w gwiazdozbiorach jest pełno przemocy i akcji. Chyba nawet mi się spodobają.
-Nie ma tu żadnej przemocy. A wilki które widzisz leżą obok siebie, ale nie są martwe. Co to za spojrzenie?
-To moje spojrzenie na jakiekolwiek uczucie.- burknęłam.- Straciłam cały szacunek do gwiazdozbiorów.
-To lepiej obdarz je szacunkiem z powrotem. Zasługują na to, poza tym jesteś im coś winna.
-JA?! WINNA!?- zdziwiłam się. O czym ona mówi?- Niby za co?!
-Za przepowiednię jaką właśnie ujrzałaś.- odparła znów poważnie. Zaraz później wstała i ruszyła w swoim kierunku. Na jej grzbiecie wylądował jej orzeł- Altair. Patrzyłam się przez chwilę jak Sandra schodzi z wzgórza, a później znika wśród cieni. Rozmazuje się na tym mrocznym tle.

Spojrzałam się znów na gwiazdy, ale nie dostrzegłam zbioru „leżących obok siebie-nie martwych- wilków”. Żadna z tamtych gwiazd nie świeciła tak jak wtedy. Zupełnie jakby… zapaliły się tylko na chwilę. Tak aby Sandra mogła mi je pokazać i wyjaśnić o co chodzi. Jakby gwiazdy zaświeciły się dla mnie… na jej rozkaz.

Na samą myśl przechodzą mnie ciarki.

Odwróciłam się i udałam w stronę jaskiń. Gdy zeszłam w wzgórza przyspieszyłam kroku, by szybciej dojść do grot. Nie chciałam zostawać tu ani chwili dłużej. Nawet jeśli już nie zasnę, to wolę spędzić tę noc w jaskini. Mam swoje powody. Po tej rozmowie z Sandra czuję się naprawdę dziwnie.

Nocne niebo, jakie miałam nad sobą, wydawało mi się teraz dziwne i podejrzane. Nawet złowrogie. Wiedziałam, że ono wie coś o mnie. I to więcej niż ja sama.

A ono wiedziało, że ja wiem.

Kiedy ułożyłam się wygodnie w jaskini, nie spojrzałam na księżyc. Wiedziałam, że był w pełni, a mimo to nie chciałam tego robić. Bo jeśli zwrócę się w jego stronę, na swojej drodze napotkam gwiazdy. A już bez tego czułam się przez nie obserwowana.




Od Alphy Bajar Cristal


Odchrząknięłam.
-Saw...-zaczęłam mówić, nie patrząc mu w oczy, zapewnie cała czerwona.
-Tak?- spytał mój chłopak.
-Bo...jeśli chcesz...jeśli...no..chcesz...-jąkałam się. Podniosłam wzrok na basiora. Jego zielone oczy patrzyły na mnie ciepło, z miłością.
-Haha, wysłów się- zaśmiał się i uśmiechnął.
Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam jednym tchem:
-Sawyerjeślichcesztomożemyzrobićtoteraz.
Zamilkłam. Czekałam co powie wilk.

<Saw? Sorki że takie któtkie, ale brak weny :(>



Ok. Kiry

Leżałam właśnie nad Wilczym Potokiem. Maczałam łapę w wodzie i straszyłam ryby. Słyszałam odgłosy watahy bawiącej się gdzieś niedaleko. Spojrzałam tęsknie w tamtą stronę. Rany! Tyle wilków a ja nie mogę sobie znaleźć przyjaciół. Odkąd tu przybyłam nie dogadywałam sie z nikim oprócz Malleya ale jak widać on również mnie olał. No, może jedynie Aria. Ona czasem ze mną rozmawiała. Boże, co za nuda!
I właśnie wtedy ich zobaczyłam. Latali nad moją głową, śmiali się i byli tacy wyluzowani! Tacy... beztroscy!
Wzbiłam się w powietrze i usiadłam na wysokim drzewie. Obserwowałam ich chwilę a potem jeden z wilków mnie zobaczył. Podleciał z uśmiechem i usiadł obok.
- Heja mała. Co porabiasz? - zapytał, trącając mnie w bok.
- Tylko bez takich. - mruknęłam. - Tak sobie siedzę. Ah, wiesz, ze jesteście na terenie Watahy Wschodzącej Gwiazdy?
- Oooooo, a to ciekawe. Masz tu kogoś? - Cały czas się uśmiechał.
- Nie. Ale w ogóle, co ci do tego? - Zmierzyłam go wzrokiem.
- Nic, nic. Zgarniam z watah takich odludków. Nadasz się. To jak? Lecisz z nami po przygodę? Jestem Shaker.
- Zastanowię się. - odpowiedziałam o chwili.
- Ej, mała! Jak masz na imię? - krzyknął jeszcze.
- To nieważne. - odkrzyknęłam i odleciałam.
Siedziałam jeszcze przez 3 godziny. Myślałam o tym, co powiedział mi Shaker. Uśmiechnęłam sie sama do siebie po czym poleciałam jak strzała do Arii. Wyjaśniłam jej co chcę zrobić. Pokiwała smutno głową ale życzyła mi szczęścia. Pożegnałam się z nią i odszukałam ferajnę. Były tam same basiory - niechciani przez wadery. Śmiałam się z nich, kiedy lecieliśmy. Miałam nadzieję, że tu mi się uda.
<I tak oto moi drodzy kończę swój pobyt we wspaniałej WWG. Przepraszam i życzę dużo weny! > 




Od Red Leader'a

-Zobaczysz.-odpowiedziałem tajemniczo na pytanie wadery. Wkrótce znaleźliśmy się na łące, nikogo tam nie było. Poprowadziłem Nightflow do dużego głazu. Przesunąłem go, po nim było przejście. Wskoczyłem a wadera za mną. Zasunąłem kamień. Gdyby była to normalna nora, było by tu ciemno jak w grobie ale nie tu. Tunel był okrągły, wyłożony zielonym miękkim mchem, na "suficie" były dziwne pnącza łączące się w kratkę. Świeciły na jasnożółty kolor który nie raził oczu. Poprowadziłem oniemiałą Nightflow dalej. Doszliśmy do komory całej z rubinu, była okrągła i gładka jak szkło. Po środku niej był połączony stalagmit i stalaktyt, a oplatał go przeźroczysty bluszcz.
-Popatrz na to.-powiedziałem i podszedłem do bluszczu, jednak to nie on był moim celem. Koło połączonego stalagmitu i stalaktytu był piasek z rubinu. Maleńkie rubinki w formie piasku. Wziąłem trochę do łapy i wsypałem z powrotem. Nightflow podeszła do mnie i powiedziała:

<Nightflow? Co powiesz?>



Od Jess'a

Moje i Niry szczeniaki rosły szybko. Już mają otwarte oczka.
-Jej oczy są tak samo piękne, jak twoje- uśmiechnąłem się do mojej partnerki wskazując Melisę
-Za to Shon ma do ciebie podobne uszy- zaśmiała się- co ty na to, żeby zabrać je na Polanę Szczeniąt? Żeby powoli zapoznawały się z terenami watahy.
Nie miałem nic przeciwko. Udaliśmy się więc całą rodzinką na polanę. Bawiło się tam parę szczeniąt, między innymi Finnik i Araksa.
-Oooo a kto to?- spytał ciekawski wilczek patrząc na nasze szczeniaki.
-To Melisa i Shon, wasi nowi przyjaciele.- odparłem z dumą patrząc na moje dzieci.
-Możemy się z nimi pobawić?- spytała Araksa
-Są jeszcze trochę za mali- zaśmiała się Nira- ale już niedługo będziecie mogli.
Szczeniaki Ephiry odbiegły bawić się dalej, za to Melisa i Shon ciekawsko wąchali trawę.

<Chcesz coś dopisać, Niro?>



Od Nightflow

Tak na prawdę nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Patrzyłam do okóła i unie mogłam oderwać oczu. W końcu podeszła do Le i wydusiłam z siebie:
- Jak tutaj pięknie. - powiedziałam kierując mój wzrok na Le.
- Wiem. Mi terz się bardzo podoba. - odparł , a ja spojżałam się w górę. Niemogłam uwierzyć, że takie rzeczy potrafi zrobić przyroda, a przynajmniej tak mi się wydawało. Postanowiłam obejżeć to wszystko z bliska, przyjżeć się temu tak jagby ten widok miał zostać mi na całe życie. Podeszłam bliżej bluszczu i go dotknełam. Był taki miękki i miły, szczerze niewiedziałam do czego go poruwnać. Właśnie w tedy zapomniałam, że jest tutaj Le. Po chwili jednak się otrząsnełam i do niego podeszłam. Byłam bardzo ciekawa jak znalazł tą jaskinie jednak nie o to chciałam go spytać.
- Po co mnie tutaj przyprowadziłeś? - zapytałam ciekawa. Basior usiadł i zaczoł muwić:

< Red Leader? Słucham>




Od Młodej Alphy Shadow-trasa koncertowa

Wataha Polarnej Zorzy... ta nazwa coś mi mówi...
-I już dziś będziemy mieli koncert?- spytałam Jay'a.
-O ile strażnicy tej watahy nas nie zabiją i o ile zgodzą się jej Alphy- basior wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Aha- zaśmiałam się- a czy...
-Właśnie, chodźcie, muszę z wami porozmawiać!- Jay nie dał mi dokończyć.
Cała nasza ekipa podniosła się z ziemi na której odpoczywała.
-O co chodzi?- spytała  Gloria- to aż takie ważne, że muszę przerywać malowanie pazurów?
Wyciągnęła przed siebie łapę i przyjrzała się swoim różowym, nie do końca pomalowanym pazurkom.
-Obawiam się, że tak, kochana- powiedział basior i w ciąż się uśmiechając, ciągnął:- Muszę wyjaśnić wam parę spraw dotyczących koncertów. Na każdym z nich zaśpiewacie inną piosenkę- z waszego dotychczasowego repertuaru jak i takie, które wymyślicie po drodze do watah.
-Co??-przerwała mu Roxi- nie mówiłeś nic o tym, że będziemy musieli wymyślać sobie piosenki!
-Nie? No to teraz mówię- zaśmiał się i kontynuował:- jesteście przecież artystami, jedynymi w swoim rodzaju, więc wymyślenie piosenki nie będzie dla was jakieś bardzo trudne- posłał oko do Rox. Jay mówił dalej a ja mimowolnie spojrzałam na Alexa. Nagle odkryłam, że mojemu koledze też właśnie pszyszło to do głowy. Kiedy nasz wzrok się skrzyżował, on szybko go odwrócił. Popatrzyłam na niego podejrzliwie. Ale czy jest coś złego w tym, że nowo poznany basior patrzy się na swoją nową przyjaciółkę? Wzruszyłam nieznacznie ramionami i znów skupiłam się na słowach naszego przewodnika:
-...tak więc na pierwszym koncercie zaśpiewajcie piosenkę, którą dobrze znacie, może być to pierwsza, którą w ogóle stworzyliście. Ważne, żeby już na początku wywrzeć dobre wrażenie na widzach. Wiecie, wieści rozchodzą się szybko, więc już po pierwszym wystąpieniu będzie o was słyszeć nie jedna wataha z okolicy. Na początku na pewno będziecie stremowani, przerażeni itp. itd., ale potem na pewno się rozkręcicie. Zazwyczaj będziecie śpiewać solowo, ale w kilku watahach zrobimy tak, że będziecie śpiewać w dwójkach, trójkach, czwórkach, piątkach, szóstkach, siódemkach, ósemkach...aj, chwila nie jest was tyle, hahaha- wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, który udzielił się wszystkim- no, w każdym razie będziecie czasem śpiewać razem. Jakieś pytania?
Przez chwilę panowała cisza. Po chwili przerwał ją Cyrus:
-Kiedy będziemy jeść?
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Hahaha, jeśli chcecie, zjedzmy teraz, bo kolację zjemy dopiero po koncercie!
Izabell i Alex przynieśli z wózków króliki i rozdali po jednym każdemu. Dostałam zwierzaka z rudo-brązową sierścią. Nagle mnie olśniło.
-To rodzinna wataha Ricka!- krzyknęłam.
Poczułam na sobie pogardliwe spojrzenie Glorii i rozbawione spojrzenia innych i zrozumiałam, że powiedziałam coś całkiem bez sensu.
-Heh, sorki- uśmiechnęłam się i zwróciłam do Cyrusa, który jadł obok mnie- to rodzinna wataha Ricka!
-Słyszałem- zaśmiał się- czemu nagle to powiedziałaś?
-Bo dopiero teraz stwierdziłam ten fakt- uśmiechnęłam się do niego- wiem, wolno łączę fakty.
-Wcale nie- pocieszył mnie mój partner przeżuwając mięso- każdemu się zdarza zapomnieć w jakiej watasze mieszkał twój przyjaciel a za razem chłopak twojej najlepszej przyjaciółki.
Roześmialiśmy się. Zaraz jednak uśmiech zszedł mi z pyska, bo przypomniałam sobie, że to właśnie moja najlepsza przyjaciółka uciekła z domu a teraz jest gdzieś, nie wiadomo gdzie...
-Smakuje królik?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Alexa. Spojrzałam na niego.
-Tak- odparł Cyr- taki dobry, bo złowiony na terenach WWG!
Chłopcy wymienili ze sobą parę uwag, ale niespecjalnie się na nich skupiałam. Bardziej  ciekawiło mnie, czy Cyrus też uważa, że spodobałam się temu białemu wilkowi o szmaragdowych oczach. Sądząc po przyjacielskiej pogawędce między basiorami, raczej tak nie sądził. To dobrze. Bo choć uważam, że Izabell mówi głupoty, to wolałabym jednak, żeby Cyr nie poczuł się zagrożony.
-IDZIEEEEEMY!
Jay stał przy wózkach.
-Gadałem z Alphami WPZ. Jesteśmy dziś mile widziani na wielkiej polanie, na której dacie koncert!
-Super!-krzyknęła Izabell- choć, Shadow, pójdziemy obejrzeć teren!
Nie powiedziałam jej jeszcze , że znam ten teren jak własną kieszeń, ale co tam.
-Ok- odparłam wesoło i razem z innymi weszliśmy na teren watahy, która jako pierwsza usłyszy nasze głosy na prawdziwym koncercie.

CDN.



Od Mefisto

-No pewnie - odparłem - jest gotowa?
-Jeszcze pytasz?, no pewnie - odpowiedziała i zaśmialiśmy się. Po chwili ruszyliśmy na Polanę Księżyca. Nightflow była bardzo szczęśliwa, widać było, że nie może się doczekać pierwszego treningu.
-Polana? Jesteś zwiadowcą i okey rozumiem, że umiesz być cicho, ale na łące to trudno gdzie kolwiek się schować - była lekko zaskoczona.
-Tak jest to trudne, ale tutaj zaczniemy uczyć się poruszać. Dorosły wilk, czy to wojownik, strażnik, czy zwiadowca, umie usłyszeć najcochszy dźwięk i wyczuć najmniejsze drganoe w podłożu - zastopowałem na chwilę swoją wypowiedz i spojrzałem na Night. Byłam we mnie wpatrzona i uważnie słuchała co do niej mówie. Uśmiechnęła się, kiedy na nią spojrzałem - dobrze to może teraz przejdziemy do praktyki - dodałem. Pokazałem jej parę prostych cwiczeń. Strażnie się skupiła. Zależało jej na tym, by wszystko poszło idealnie.Trochę jej nie wychodziło. Młoda wadera zaczęła się martwić.
-Wszystko robisz dobrze, teoretycznie, bo popełniasz jeden podstawowy błąd...zabardzo się spinasz, zabardzo myślisz o tym co chcesz zrobić i wtedy zaczynasz się denerwować - wytłumaczyłem jej.
-Przepraszam masz rację - spojrzała na mnie wątpiącym wzrokiem.
-Nie martw się, mi też na początku nie wychodziło ale słuchałem rad trenera - uśmiechnołem sie do niej, odwzajemniła to, wyluzowała się i zaczęło jej naprawdę dobrze iść.
-Bardzo dobrze, jak się podobało? - zapytałem na koniec.

<Nightflow?>



Od Maxiego

-Kazan no choć! - Zawołałem radosnie, a on jak zwykle siedział, i gapił sie na cos przed soba.
-A gdzie chcesz iść?- Spytal zamykajać oczy.
-No jak gdzie? Team mówi że każdy wiek jest odpowiedni żeby miec partnerke.-Odpowiedzialem dumnie
-No to idź, ja ide do Berlo i Katniss, choć oni są NORMALNI niż ty. - Odpowiedział, poczym wstał i odszedł. Jak nie chce isc ze mna to nie, to jego strata. Nraszcie ujrzałem Polane Szczeniąt. Ujrzałena na niej 4 bawiące sie samiczki: Nelly, Astarte, Natsuno i Bella podesżłem do nich. Nie zdązyłem otworzyć pyska a one pobiegly w druga strone. Trudno, pójde sobie gdzie indziej... Może do Swiftkill.
-Hej... MAŁA!- Ostatnie słowo krzyknąłem bo padłem na zieme, przygniecony przez Swift. Pokazała baiłe uzębienie.
-Masz ładne zęby... - zacząłem, a ona szczęknęła przed moim pyskiem.
-Braciszku... Ona jest z naszej rodziny, nie warto ją podrywać nie Swift?- Odezwała sie Sel, a Swiftkill zeszła ze mnie.
-Ciesz sie, że cie nie pogryzłam.-Powiedziała po czym zaproponowała- Selena, idzemy polować?
-Jasne!-Po czym poszły a ja zostałem sam...
C.D.N.




Od Sawyera

-Nie denerwuj się kochanie - spojrzałem na Cristal ciepło - dla mnie ważne jest to co ty czujesz.
-A dla mnie to co ty, a ja jestem już dorosła i nie powinnam się denerwować takimi rzeczami - byłam spięta, ale jej wzrok po chwili wydawał się spokojniejszy.
-W takim razie, jak będzie? - zapytałem.
-Hmmm no niech będzie - spojrzałam na mnie kuszącym wzrokiem.
-To super! - krzyknąłem spontanicznie.
-Sawyer - Cristal mnie uspokoiła. Zaszyliśmy się w krzakach i tam sie zaczeło. Dokładnie nie będę opisywał, ale z nią było naprawdę dobrze. Była świetna. Dużo całusów i pieszczot...wprost nie do opisania. Kiedy się zmęczyliśmy, położyliśmy się na mięciutkim mchu.
-No i jak? - zapytałem. Nadal dyszałem i trochę się bałem, że pdpowiedz nie będzie pozytywna. Cristal pochyliła się nademną pocałowała mnie i powiedziała...

<Cristal?>



Od Assassina

Obudziłem się na jakiejś polanie otoczonej z każdej strony. Zacząłem się wspinać ale na marne. Miałem złamaną łapę i nic nie mogłem zrobić, usłyszałem że ktoś idzie, więc krzyknąłem
- Gdzie ja jestem?! Poco mnie tu wzięliście?! Dlaczego tu jestem?!
-uspokój się, nic ci nie zrobimy / powiedział spokojnie podchodząc.
-Możesz mi powiedzieć gdzie jestem? / powiedziałem trochę spokojniejszym głosem.
-Jesteś koło naszej watahy.
- Może trochę ściślej?
-Wataha Wschodzącej Gwiazdy mówi to ci coś?
-nie...
-Może się przedstawię jestem...
Coś mu przerwało, a to "coś' to było wycie. On nagle pobiegł, nie wiedziałem co mam robić. Znowu próbowałem wyjść ale nic z tego. Było już ciemno więc poszedłem spać.
Następnego dnia znowu przyszedł, powiedział
- Przepraszam że wczoraj uciekłem miałem coś ważnego.
- Więc powiesz jak masz na imię?
- Mam na imię Eragon, a ty?
- Ja jestem Assassin.
- Masz watahę?
- Nie mam nie mogę się w żadnej odnaleźć.
- Może dołącz do nas?
- Oki
To był mój pierwszy przyjaciel który ode mnie się nie odwrócił. W końcu znalazłem swoje miejsce...



Od Banshee 

Pewnego południa siedziałam z Arią w jaskini, na zewnątrz było dość i nie miałyśmy zamiaru się jeszcze przeziębić. Przypominałyśmy sobie stare, dobre czasy:
-Ban pamiętam, kiedy pierwszy raz się spotkałyśmy. Byłaś taka mała i bezbronna, odrazu wiedziałam, że będziesz najlepszą przyjaciółką na świecie, a przy okazji młodszą siostrą - Aria się zaśmiała.
-O nieee, haha Aria, najśilniejsza przyszła alfa - wybuchnełam śmiechem, gdy przypomniałam scbie jak moja przyjaciółka staje na skale i krzyczy te słowa... - tak jesteś najlepszą alfą, jaką znam.
-Kochana to wszystko dzięki tobie - popatrzyła na mnie ciepłym wzrokiem - A teraz Shadow mnie zastąpi. Bardzo za nią tęsknie...
-Ja też, da sobie radę - dodałam jej otuchy - ma Cyrusa i Sawyera i najsłodszą siostrę na świecie.
-Dużo ją nauczył Sawyer, drugie szczenie w tej watasze i pierwsze, które miało zostać alfą, zanim Shad się urodziła. No przez niego mieliśmy masę kłopotów - obie wpadłyśmy w śmiech.
-I nadal z tego nie wyrusł - kiedy my wspominałyśmy stare czasy do jaskini weszła Vanshee. Spojrzała na nas nieśmiało a Aria ją zaprosiła, by porozmawiała z nami.
-Jak się czujesz? Mam nadzieję, że coraz lepiej - spojrzałam na nią.
-Tak, dziękuje czuje sie świetnie - powiedziała nieśmiało. To naprawdę miła i sympatyczna wadera. Potem rozmawiałyśmy we trójkę o najlepszych wspomnieniach, sprawach sercowych, dzieciach (głównie to o Shady i Sawyerze, również o Shan i jej przeszłości). Vanshee naprawde się rozluźniła. Po całym dniu plotek i rozmów na ważne tematy wadera zasnęła, a ja i Aria wymknęłyśmy się po cichu i poszłyśmy się przejść.
-Moim zdaniem Van jest bardzo sympatyczna - powiedziałam, właśnie wchodziłyśmy do lasu.
-Tak zgodzę...- nie dałam jej dokończyć. Zaczełam biec, przez cały dzień uzbierało się trohę energii. Kiedy biegłam myślałam o tym dniu, uwielbiam spędzać czas z moja najlepszą przyjaciółką Arią. Niedługo się zatrzymaliśmy i Aria mogła powiedzieć to co chciała wcześniej.

<Aria?>



Od Saphiry


Uśmiechnęłam się.
-Tak, Dust...-szepnęłam. Zbliżyliśmy się do siebie i zaczęliśmy się całować, po czym oboje runęliśmy na ziemię...Oboje byliśmy zadowoleni z całego zajścia. Nie brakowało przyjemności ani namiętności. Spędziliśmy tak całą noc.
<Dust? >




Od Alphy Arii

Zatrzymałam się koło Banshee.
-Wiesz, że nienawidzę, jak znienacka zaczynasz biec, przerywając mi wpół słowa- zaśmiałam się.
-Wiem, i właśnie dla tego to robię!- odparła ze śmiechem moja przyjaciółka.
-Kontynuując- powiedziałam- zgadzam się, Vanshee to naprawdę sympatyczna wadera. Kto wie, może kiedyć we trzy zostaniemy przyjaciółkami?
-Może?- Ban siadła pod drzewem, a ja obok niej- ale nigdy nie zapomnij, że to ty będziesz moją najleprzą przyjaciółką do grobowej deski!
-A ty moją!
-Ach, Aria...pamiętasz, jak Rapier porwała Sawyera?- zaczęła, patrząc w przestrzeń przed sobą- to była jazda! Cała wataha, składająca się wtedy z jakiść 10 członków rzuciła się w pogoń.
-Taak- westchnęłam- pamiętam to. Spójż- w tak krótkim czasie z 10 członków zrobiła się cała duża wataha.
-To dzięki tobie- popatrzyła na mnie- to ty jesteś jej Alphą.
-To dzięki wszystkim na raz, bo przecierz razem tworzymy tą rodzinę.
Resztę dnia spędziłam z Banshee wspominając stare, dobre czasy. Uwielbiam z nią spędzać czas. Jej obecność pozwoliła mi na chwilę zapomnieć o tym, że moja mała córeczka (która w sumie nie jest już taka mała...) jest gdzieś daleko od WWG, ode mnie, zdana sama na siebie... Oby wszystko, cała ta trasa zakończyła się szczęśliwie!



Od Opery

Czuję się samotna. Jeszcze nikogo nie poznałam. Pomyślałam , że pójdę najpierw do któregoś z uzdrowicieli. Jutro miały przyjść na świat dwa małe wilczki. Pierwszą spotkałam Nevadę. 
- Dzień dobry. Nazywasz się Nevada?
Zapytałam z miłym uśmiechem.
- Tak , to ja. 
Odpowiedziała.
- Ja jestem Opera. Jutro mają urodzić się mi szczeniaczki. Pomożesz mi?
Pokazałam jej mój brzuch.


<Nevada?>




Od Nightflow

- Było na prawdę super. - powiedziałam szczęśliwa, a basior uśmiechnoł się lekko. Ephira miała racje, że Mefisto jest świetnym trenerem. Uśmiechnełam się sama do siebie.
- Widzę, że ci się na prawdę bardzo podobało. - powiedział Mefisto i uśmiechmoł się szerzej.
- Tak.- spojżałam się na basiora który uśmiechał się do mnie szeroko - to co...jutro się spotykamy? Jak tak to gdzie?

<Mefisto?>



Od Młodej Alphy Bajar Cristal

-Było cudownie!- odpowiedziałam i pocałowałam Sawyera. I choć wiedziałam, że nie był to jego pierwszy raz, czułam się wyjątkowo.
-Ufff, a już się bałem- uśmiechną się do mnie i przytulił.- co ty na to, żeby dla odpężenia przejść się na romantyczny spacer?
-Zgadzam się- odparłam. 
Wstaliśmy z wygnieconej przez nas trawy i ruszyliśmy na przechadzkę. Kocham Sawa, mimo, że zapewne gdzieś na dnie serca nadal ma Shadow. Spędziłam z nim cały dzień. Oby takie dni częściej się zdarzały.



Od Sawyera

Wieczór z Cristal był naprawdę cudowny, po nim czuje się dobrze. Wiem, że jest przy mnie ktoś kto mnie kocha, w złej chwili pocieszy i że zawsze mogę na tą osobę liczyć. Te myśli poprawiają mi humor, ale mam małą pustkę w sercu. Po prostu brak mi Shadow. Bez niej zrobiło się naprawdę pusto. Mimo, że jestem z Cristal i ją bardzo kocham, a Shad jest z Cyrusem to jest mi jej brak. Kiedy mam prawdziwego doła i nie mam ochoty z nikim gadać, ona zawsze mnie rozweseli. Wiem, że niedługo wróci, ale to i tak nie tak mało czasu. Idę pościeżce w środku lasu, kompletenie zdołowany, lekki śnieg pada na mnie i na drzewa. Śnieg, śnieg i śnieg...no tak przecież Shadow uwielbia go. Przy niej zawsze ten biały puch wydaję się pełen kolorów. Teraz kiedy jest w trasie tu u nas zrobiło si3 pusto i biało. Może śniegu jest nie zawiele, ale wystarcza bym myślał o niej. Jestem również z niej dumny. Robi to co koha, spełnoa swoje marzenia...tak bardzo chciałbym z nią porozmawiać.
-Sawyer, tu jesteś - pyta mnie Cristal. Dobrze, że ona tutaj jest - idziemy się przejść?
-No pewnie - uśmiecham się do niej ciepło. Tak bardzo ją kocham, ale łatwiej, gdyby była tutaj Shadow. 




Od Niry

Obserwując moje 2 skarby byłam bardzo szczęśliwa. Nie wiedziałam, tylko że opiekowanie się tak małymi szczeniakami będzie aż tak męczące. Po ciąży mój organizm był wykończony, a opieka, mimo że była przyjemna sprawiała, że czułam się wyczerpana. Pomoc Jess'a mnie bardzo cieszyła, ale on miał swoje obowiązki i często musiał strzec terenów. Na chwilę odwróciłam wzrok, Jess także. Patrzyliśmy w niebo było takie piękne. Wróciłam wzrokiem do szczeniaków i zauważyłam, ze Shon gdzieś zniknął. Popadłam w panikę. Odwróciłam się tylko na chwilę, a go nie było, byłam przerażona. Mój wzrok wędrował wszędzie, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec.
-Jess nie ma Shon'a!
-Co?- spojrzał też w stronę szczeniaków - gdzie on mógł pójść?
-Nie wiem - serce biło mi jak szalone. Jess kazał mi zostać z Melisą, a on sam rozpoczął poszukiwania.

Jess?





Od Młodego Alphy Cyrusa- trasa koncertowa

Nigdy nie byłem w Watasze Polarnej Zorzy, ale wiele o niej słyszałem. Stąd pochodził Rick. Był tu zimniejszy klimat niż w WWG, więc ziemię przykrywała gruba warstwa białego puchu.
-Rozgośćcie się tutaj- Alpha WPZ wskazał przestronną jaskinię do której weszła cała nasza grupa- potem moje wilki pomogą wam złożyć to…coś.
Basior też nie był przekonany, czy wie, co takiego leży na dwóch wózkach, które przyprowadziliśmy ze sobą.
-Dziękuję, jesteś dla nas bardzo dobry- uśmiechnął się Jay
-To ja wam dziękuję, że moja wataha będzie mogła się dziś wieczorem trochę rozerwać- odparł samiec Alpha i wyszedł z jaskini.
-Pff!- prychnął Jay, kiedy basior znalazł się już poza zasięgiem jego głosu-  to nie będzie zwykła rozrywka! To będzie coś, czego do tej pory jeszcze nie słyszeli!
Odwrócił się w naszą stronę.
-Dobra, chodźcie, zmontujemy scenę i zaczniemy przygotowania się do koncertu.
Jay wyprowadził nas na wielką polanę. Tam zastaliśmy wilki, które pomogły nam wypakować z wózków metalowe elementy. Po około pół godzinie powstała wielka scena.
-Więc po to były te stelaże- powiedziała Shadow przypatrując się naszemu wspólnemu dziełu.
-Tak, właśnie po to!- powiedział przechodzący akurat obok niej Jay- ale o co chodzi?
Shad wybuchnęła śmiechem, a ja się jej przypatrywałem. Była taka piękna, kiedy się śmiała…
-DOBRA, KOCHANI!- krzyknął Jay- sam zamontuję resztę oświetlenia itp. A wy idźcie pozwiedzać tereny.
Gloria ruszyła z Roxi w stronę niewielkiego jeziorka, Alex gdzieś zniknął a i Izabell nie było nigdzie widać.
-To co, idziemy razem?- uśmiechnąłem się do Shadow
-Oczywiście!
Ruszyliśmy więc razem przed siebie.
-O Cyrus, pokażę ci pewne miejsce!- powiedziała Shady i pociągnęła mnie za sobą. Znała ten teren bardzo dobrze.
Po chwili znaleźliśmy się w małym lasku pełnym fioletowych drzewek. Ku mojemu zdziwieniu, nie było tu żadnej, choćby najmniejszej kupki śniegu.



-Jak tu pięknie- rozejrzałem się dookoła.
-Rick pokazał mi to miejsce jak byliśmy mali- powiedziała. Stała trochę za mną i również się rozglądała- w tedy jeszcze obydwoje nie wiedzieliśmy co to za miejsce...
-Tak? Teraz już wiesz?- mój wzrok przykuł fioletowy krzak, pełen małych, fioletowych jagód.
-To miejsce zakochanych.
Odwróciłem się do niej. Słońce przedzierało się przez liście nad nami, rzucając delikatnie fioletowe cienie, które teraz padały na moją partnerkę. Jej piękne, różowe oczy patrzyły wprost na mnie. Była w nich ta czułość , w której zakochałem się, jak pierwszy raz ją ujrzałem. Jej uśmiech…aż trudno opisać! Mogła by być boginią piękności…
Przysunąłem się do niej. Schyliłem się i delikatnie ja pocałowałem. Nasz pocałunek nie trwał długo, ale uważam, że był jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek mieliśmy.
-Kocham cię- szepnąłem i zetknęliśmy się głowami- i nie wyobrażam sobie życia z jakąkolwiek inną waderą, niż ty.
-Ja też cię kocham- odparła Shadow i mocno mnie przytuliła.
Siedzieliśmy tak jakiś czas, nic nie mówiąc. Nie potrzebne były słowa. Nie mogę uwierzyć, że właśnie mi przydarzyło się takie szczęście. Tak mało basiorów jest obdarzonych tak wielką miłością, jaką ja zostałem obdarowany przez tą czarną wilczycę.

*   *  *

Ja i Shadow wróciliśmy na główną polanę watahy po godzinie. Byli już tam wszyscy, a kiedy Jay zobaczył naszą dwójkę, zaczął mówić.
-Dobra, jesteśmy już w komplecie. Jak widzicie, zaczyna się ściemniać, więc musicie się już przygotować do koncertu. Rozgrzejcie głosy, poćwiczcie piosenki, czy co tam chcecie, byle byście wypadli jak najlepiej! Zaczynamy, kiedy zrobi się już zupełnie ciemno. Gloria idzie na pierwszy ogień.
-Och, wiedziałam!- krzyknęła wadera- To byłby twój największy błąd, gdybyś nie pozwolił mi śpiewać przed…nimi.
Obrzuciła wszystkich pogardliwym spojrzeniem, lecz mnie obdarzyła słodkim uśmiechem.
-Cicho, cicho- powiedział łowca talentów- Po naszej różowej gwiazdeczce wystąpi Alex, potem Shadow, Izabell, Cyrus i kończy Roxi. Do dzieła!
Gloria poszła z białą ze znaczeniami waderą za rozstawioną scenę. Reszta poszła za nimi.
-Co zaśpiewasz?- zapytała Izabell, kiedy podeszła do mojej dziewczy…eh, partnerki.
-Moją pierwszą piosenkę- uśmiechnęła się- Te creo. A ty?
Wilczyce wdały się w rozmowę, więc ja poszedłem na ubocze i zacząłem ćwiczyć piosenkę, którą wybrałem sobie na koncert. Nosiła tytuł ,,Te esperare’’. Kiedyś zaśpiewałem ją Shadow, kiedy nie wiedziała, czy wybrać mnie, czy Sawyera. ,,Będę na ciebie czekał’’…. To czekanie w pełni się opłaciło.
,,Hasta que vuelvas, te esperare. Y hare lo que sea, por volverte a ver’’
Przy tych słowach uśmiech sam spłynął mi na pysk. Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy wyśpiewywałem te zdania w oczy mojej ukochanej. ,,Dopóki nie wrócisz, będę na ciebie czekał. I zrobię wszystko, aby zobaczyć cię jeszcze raz’’

Ta piosenka była taka piękna…nie mogę się doczekać, aż Shady usłyszy ją z moich ust kolejny raz.



Od Night'a

Ze Storm przetańczyłem dwa kawałki po czym postanowiliśmy chwilę odpocząć. Napiliśmy się pączu i chwilę porozmawialiśmy, kiedy zaczął lecieć nasz ulubiony kawałek. Porwałem Storm na środek parkietu i kręciłem nią w rytm muzyki. Tańczyłem ze Storm na całym parkiecie mocno ją przytulając. Na koniec ją przechyliłem i namiętnie pocałowałem. Już dawno nie czułem się tak dobrze. Popatrzyłem na Storm, jeszcze raz ją pocałowałem i zapytałem:
-Kocham Cię- szepnąłem jej do ucha na co odpowiedziała słodkim uśmiechem - Miledy co powiesz na to żebyśmy opuścili to miejsce i poszli do Love Lagoon?

Storm?




Od Dust'a

Po cudownej nocy spędzonej z Spahirą wstałem wczeście, żeby przed zajęciem się szczeniakami z watahy upolować coś dla ukochanej. Szybko znalazłem trop zająca i bez najmniejszego problemu zakończyłem jego żywot. Kiedy wróciłem, Saphira już wstała.
-Przyniosłem ci śniadanko.- powiedziałem z uśmiechem kładąc u jej łap zająca.
-Och! Jesteś kochany!- pocałowała mnie przelotnie i zaczęła jeść- chcesz kawałek?
-Jeśli chcesz się podzielić...-zaśmiałem się i urwałem zającowi jedną nogę.
Zjedliśmy śniadanie w miłej atmoswerze, tylko we dwoje.
-Dust?- spytała Saph.
-Tak, kochana?
-...

<Saphiro, dokończysz?>



Od Jess'a

Byłem bardzo przestrasznony. Nigie nie widać było mojego synka! Kazałem Nirze zostać z Melisą a sam wszcząłem poszukiwania. Zajrzałem w pobliske krzaki, gdzie mógł skryć się Shon. Niestety- nie było go tam. Sprawdziłem busz po drógiej stronie polany- tam też nikogo nie było. Gorączkowo biegałem z miejsca na miejsce szukając jakichkolwiek śladów szczeniaka. W końcu natrafiłem na kłębek szarej sierści leżący na trawie. Tyle że to prawie nic nie dało. Wbiegłem w las. ,,Może tam się ukrył'' pomyślałem.
-Shon?!Shon!- Krzyczałem, jednak nikt się nie odzywał.-SHON, GDZIE JESTEŚ?!
Biegałem w te i we wte. W końcu usłyszałem cichy pisk dobiegający z prawej strony i krzyk Niry.
-Przecierz miała zostać z Melisą na polanie!-przekląłem w duchu i z szybko bijącym sercem dobiegłem do mojej partnerki.

<Nira?>




Od Młodej Alphy Shadow- trasa koncertowa

-Wychodź! Już, już!
Jay był bardzo podekscytowany.
-Spokojnie, idę przecież. – za to Gloria wydawała się taka spokojna i pewna siebie jakby urodziła się do śpiewania na wielkiej scenie przed ogromna publicznością. Ja nie, i dla tego stałam w cieniu, trzęsąc się ze strachu jak szczeniak.
Jay ostatni raz obrzucił wzrokiem wszystkich.
-Zaczynamy. Dacie radę!- krzyknął, po czym założył na łeb coś dziwnego z drutem sięgającym mu do pyska i głośno zawołał- wadery i basiory, oto przed wami wspaniała Gloria!!!
Jego głos rozszedł się po całej polanie. Zastanawiało mnie jak mu się to udało, ale różowa wadera zaczęła śpiewać i skupiłam się na jej głosie. Miała bardzo ciekawą i nietypową barwę i również miała na głowie to dziwne coś, co Jay nazywał mikrofonem.

 


Kiedy skończyła, wilki zaczęły skandować jej imię z uśmiechami na pyskach. Gloria wesoło pomachała im łapą, zawołała ,,Dziękuję’’ i zeszła ze sceny.
-Było świetnie!- Jay z impulsem przytulił waderę, na co ta natychmiast się odsunęła.
-Jak bym nie wiedziała!- śmiejąc się, podeszła do Roxi- publiczność mnie kocha!
Nie słuchałam dłużej jej wywodu, ponieważ podszedł do mnie Cyrus.
-Zestresowana?
-I to jak!- odpowiedziałam i głęboko odetchnęłam- pierwszy raz wystąpię przed tak wieloma wilkami!
-Dasz radę. Jestem przy tobie- uśmiechnął się ciepło.
Byłam taka szczęśliwa, że był tutaj ze mną.
-Jeśli będziesz na mnie patrzył, na pewno dam.
-Będę patrzył, obiecuję.
Przytuliłam się do niego. Potem stanęliśmy tak, żeby widzieć jak śpiewa kolejny uczestnik koncertu. Był to Alex. On również miał piękny głos.



Kiedy śpiewał, widać było, że wkłada w to całego siebie. Po jego występie dało się słychać głośne wiwaty.
-A teraz powitajcie Shadow!- kiedy usłyszałam głos Jay’a wypowiadający moje imię, serce dosłownie stanęło mi w miejcu.
-Będzie dobrze- powiedział Cyr i lekko popchnął mnie w stronę wejścia na scenę. Dostałam do Jaya mikrofon, który pomógł mi włożyć na głowę. Wchodząc po schodkach minęłam się z Alexem.
-Powodzenia- mrugnął do mnie, na co ja odpowiedziałam uśmiechem i z bijącym szybko sercem, weszłam na scenę. Stanęłam przodem do publiczności i objęłam wzrokiem polanę. Było tam TYLE wilków! Zdenerwowana przełknęłam ślinę i spojrzałam w lewo. Tam w cieniu stał Cyrus. Jego widok uspokoił mnie, a kiedy zaczęła lecieć muzyka zamknęłam oczy i dałam się ponieść piosence.


Skończyłam śpiewać. Przez ułamek sekundy nic się nie działo. Nawet przeszła mnie myśl, że moja piosenka nie spodobała się publiczności. Jednak nagle widownia zaczęła głośno wyć i krzyczeć ze szczęścia. Słyszałam wyraźnie, że wymawiają moje imię. Byłam tak bardzo szczęśliwa! Uśmiech nie schodził mi z pyska.
-Dziękuję!- krzyknęłam i poszłam w stronę zejścia ze sceny. Tam czekał na mnie uśmiechnięty Cyr.
-Byłaś wspaniała! Najlepsza!- przytulił mnie mocno.
-Chyba im się spodobało- spojrzałam za wilki które ciągle jeszcze wiwatowały.
-CHYBA tak- zaśmiał się basior.
Nadeszła kolej na Izabell. Posłałam jej ciepły uśmiech, który odwzajemniła i zaczęła śpiewać swoją piosenkę. Powiedziała mi, że napisała ją, kiedy jako młoda wadera zawiodła się na swoim pierwszym basiorze.


Widać było, że już wcześniej miała kontakt ze śpiewaniem przed ogromną publicznością, bo była wyluzowana i spokojna. Po niej nadeszła kolej na Cyrusa.
-Powodzenia!- krzyknęłam za nim, kiedy wchodził na scenę. Odwrócił się na chwilę i uśmiechnął się do mnie.
Zaczął lecieć podkład, a ja nie mogłam sobie przypomnieć jaka to piosenka. Nie usłyszałam, kiedy podszedł do mnie Alex.
-Pięknie śpiewasz- powiedział, ale ja tylko go uciszyłam i wpatrywałam się w mojego partnera.
-,,Por tu Amor yo renaci eres todo para mi’’- dopiero te słowa przymomiały mi, że zaśpiewał mi tą piosenkę kiedy nie wiedziałam czy wybrać jego, czy Sawyera.


Wstrzymałam oddech z zaskoczenia. Kątem oka widziałam, że Alex patrzy na mnie zdziwiony. Jednak nie zwracałam na to uwagi i wsłuchiwałam się w głos Cyrusa. W końcu moje emocje wydostały się na zewnątrz i łzy wzruszenia spłynęły mi po policzkach. W tedy Cyr odwrócił się w moją stronę i przez chwilę śpiewał prosto w moje oczy. Westchnęłam i bezgłośnie poruszałam ustami, ,,śpiewając’’ wraz z nim. Nie patrzyłam na wilki w dole, lecz byłam przekonana, że piosenka wzruszyła również ich. Kiedy basior skończył swój występ, rozległy się okrzyki szczęścia i w tedy spostrzegłam, że naprawdę sprowadził łzy na pyski wilków, które mimo tego, że popłakiwały, uśmiechały się od ucha do ucha.
-Cudownie, Cyrusie!- krzyknął Jay, kiedy mój chłopak…znacz się partner schodził ze sceny.
-Dziękuję- odparł skromnie. Promieniował ze szczęścia- wiedział, że wykonał kawał dobrej roboty.
Po krótkiej wymianie zdań z łowcą talentów, podszedł do mnie.
-Podobało ci się?
Chciałam odpowiedzieć, że w życiu nie słyszałam nic piękniejszego, że to co zrobił było cudowne, ale po prostu nie dałam rady. Ciągle jeszcze byłam oniemiała. Zamiast tego, rzuciłam mu się  na szyję i mocno, jak najmocniej przytuliłam. Drobne łzy ciągle ciekły z moich oczu.
-To…to…-nie mogłam nic z siebie wykrztusić.- Dziękuję.
-Pamiętasz, jak śpiewałem to tobie, kiedy byliśmy szczeniakami?- spytał ciepło się uśmiechając. Pokiwałam głową.
-Pamiętam jakby to było wczoraj. Ta piosenka…jest taka piękna- pociągnęłam nosem i jeszcze raz wtuliłam się w miękkie futro Cyrusa.
Teraz przyszedł czas na Roxy. Ona również bardzo dobrze zaśpiewała.


Kiedy zakończyła, Jay kazał wejść nam wszystkim na scenę. Sam również wyszedł.
-I tak oto kończymy dzisiejszy koncert!- zawołał, czemu zawtórowały radosne okrzyki publiczności- mam nadzieję, że wam się podobało!
Tym razem wilki aż wybuchnęły krzykiem, żeby pokazać, jak bardzo podobał im się występ.
-Nagrodźmy naszych wspaniałych artystów głośnym wyciem!
W tedy cała Wataha Polarnej Zorzy zaczęła wyć. Czułam się wspaniale, stojąc na tej wielkiej scenie i patrząc, jak tysiąc uradowanych wilczych oczu spogląda właśnie na nas- właśnie na mnie. Przeszedł mnie dreszcz emocji. Jeśli takie uczucia towarzyszą na każdym koncercie, to ta trasa będzie jedną z najlepszych rzeczy w życiu, jakie mi się przytrafiły.




Od Assasina


Obudziłem się nad jakimś wodospadem. Nie wiem dlaczego bo, jak zasypiałem byłem jeszcze w jaskini... zacząłem iść przed siebie, szedłem przez las, potem przez pole. Nagle zobaczyłem kogoś, to była wadera, pobiegłem, ale zaczęła uciekać, jak gdyby chciała się ze mną bawić w chowanego lub berka. Ciągle uciekała, ja biegałem, to było dziwne ale to wyglądało jakby byśmy byli rodzeństwem. Ale moja rodzina mnie nie chcę znać, dobra miałem 2 siostry i 3 braci, ale... to nie możliwe, w rodzinie z dzieci byłem ja, siostra Sarami i Erenta, Afrojac i Smain oraz ja, czarna owca w rodzinie. Moja zaginiona siostra nie żyję, każdy tak mówił, więc... nie wiem kto to był, ale fajnie się bawiło. W końcu krzyknąłem:
-Zaczekaj
Nic nie odpowiedziała. Powtórzyłem
-Zaczekaj!
Usłyszałem jedynie ciche, bardzo ciche 'choć, choć za mną' Więc poszedłem.
Szliśmy i szliśmy, nagle byliśmy w pięknej jaskini była w połowie z wody, w połowie z kamienia, było tam pięknie. Zapytałem
-Powiesz mi kim jesteś?
-Powinieneś to wiedzieć...
-No ale nie wiem.
-Naprawdę nie pamiętasz?! Czy tak mało dla ciebie znaczyłam?!
-proszę przypomnij mi...
-To ja Armii! Pamiętasz już?!
-Yyyy...
-Widzę że muszę powiedzieć w prost.
-No jak byś mogła...
-Armii! Byliśmy nierozłączni... Zawsze się liczyłeś tylko ty i ja... Zawsze razem, zawsze przy mnie, nigdy nie opuszczę cię, a ty mnie... Nie pamiętasz tej piosenki?!
-No nie za bardzo...
-Mam ci ją tu całą zaśpiewać?! Jak możesz tego nie pamiętać?! Śpiewaliśmy to 100 razy co dnia!
-...
-Dobra sam tego chciałeś!-odparła
-Czego?
-Byliśmy nierozłączni... Zawsze się liczyłeś tylko ty i ja... Zawsze razem, zawsze przy mnie, nigdy nie opuszczę cię, a ty mnie... Zawsze razem, zawsze w mym, sercu pozostaniesz... jak i ja w twym...
wzruszyło mnie to... ale dalej nie wiedziałem -,- miałem nadzieję że ta lampka mi się zaświeci i przypomnę sobie kim ona jest, ale nic.
-Może inaczej. pamiętasz coś z twojego dzieciństwa?-spytała
-No trochę. A tak dokładniej?- odpowiedziałem
-Gdzieś tak 5 - 7 miesięcy?
-No coś tam pamiętam.
-Powiedz co pamiętasz.
-Więc pamiętam rodziców, rodzeństwo...
-Ale przyjaciół.
-No nie miałem.
-Przypomnij sobie, wejdź w środek, do tej małej zakładki...
-Z przyjaciół... hmmm... yyy... Mój przyjaciel Neskuik...-zacząłem
-A przyjaciółki?- próbowała ze mnie wyciągnąć.
-Yyyy....
-Może taką która była twoim bardziej kumplem?
-No była taka jedna, grałem z nią w piłkę, itp. a co?
-Zaświeciła lampeczka?
-To ty...! Nie wieżę.... to nie możliwe....
-Tak to ja Armii.
-WoW!
-Ychh...
-Ale na prawdę?- byłem bardzo zdziwiony
-Tak to ja!
-Ale ty byłaś taka... no w bluzie... nie malowałaś się i w ogóle...
-Zmieniłam się przez te 3 lata i pół roku...
-Nie wiem co powiedzieć.
-Nic nie mów..
-A ty skąd się tu wzięłaś?
-Nie ważne...
-Masz watahę?
-No tak..
-Fajnie cię spotkać po latach.
-Dzięki.
-Dobra muszę iść. Jest już późno.
-Oki
-A tak w ogóle wiesz skąd ja się tu znalazłem?
-no tak...
-Powiesz?
-Wiesz co? Muszę iść. Jest już późno. pa!-krzyknęła i pobiegła, więc ja zrobiłem to samo. Krzyknąłem jeszcze za nią.
-Pa.
I się rozeszliśmy...


Miejsca:
Jaskinia Armii:




Las:



Pole;



Miejsce zabawy:



Wodospad nad którym się obudziłem:






Od Nevady

Spojrzałam na Opere. Faktycznie miała duży brzuch, ale dzieki ogonowi nie bylo tego prawie widać.
-Jasne że tak.- Usmiechnęlam sie- Jak chcesz moge jeszcze cie dziś zbadać a jutro to zobaczymy.
-No... Dobra-Uległa ale widac że nie za bardzo mi ufa.
-Znasz już wszystkei tereny watahy?-Spytałam z ciekawości
-Nie... Nawet nikogo nie znam...
-Aha... No dobra, jest wszystko dobrze.-Powiedzialam i uśmiechnęłam sie.
-No dobra to ja już ide i zobaczymy się jutro-Powiedziała i zaczęła iść w strone wyjścia.
-Poczekaj, moge cie oprowadzić po terenach. Chcesz?
-Pewnie!-Odpowiedziała energicznie, mogłam nareszcie wyjśc. Była tam Lotous, świetnie sobie radzi. Przez ostatni miesiąc dużo pracowałam, i chyba zasłużyłam na odpoczynek. I ruszyłam u boku Opery.
-Chyba cieszysz sie że bedziesz miała dzieci?- Spytałam
-No... Nie wiem czy dam rade...- Odpowiedziala nieśmiało.
-Jak to? Każda matka musi dać sobie rade, ale możęsz poprosić mnie o pomoc i Storm. To jest świetna opiekunka.
-A ty? -Spytała patrząc na mnie
-A ja co?
-Masz szczeniaki?
-Pewnie! Dwie dziewczynki i dwóch chlopczyków. Jeszcze Alka, którego przygarnęłam, Belle i Ignisa których wzięlam pod opieke .
-Dlaczego tak zrobilaś?
-Ignis to syn Tashy która zmarła przy porodzie. A Belle było mi szkoda, była mała i bezbronna... Ale dzieki Leachowi zrobiłam to wszystko...
-Masz fajną rodzinke
-Tak,ale wspomnienia nie za piękne.
-A co się stało?
-Eh... długa historia, ale może opowiedz mi coś o sobie.
-...
<Opera? (sory zę tak długo ale nie miałam czasu... :( )>


Od Kazana


''Dlaczego ja mam takiego brata! Ale no cóż ja sobie nie wybieralem rodzeństwa...'' Pomyślałem biegnąc do Berla. Wreszcie widze jego jaskinie. Nie myślać wbiegłem do środka i zdeżylem sie ze.... ścianą.
-Auć! -Syknąłem
-Gdzie tak lecisz Kaz? -Eh... Czemu on mnie nazywa Kaz? Nie lepiej Kazan?
-Do ciebie.
-A czego chcesz?-spytał
-Nie wiem nudze sie.
-To mam dla ciebie zadanie.
-Jakie? -Spytałem podnosząc jedną brew, a on wziął z półki jakąś ksiązke.
-Znajdź mi o te rośliny.
-A to latwe. Widziałem je na łące i w lesie.
-Ale ten ostatni kwiat rośnie na górze poza granicami WWG. Dasz rade?
-Pewnie!- Wziąłem ksiązke w koszyk (który Berlo mi dał) i poszedłem szukać roślin. Pełno było rożnorodnych kwiatów i roślin... Na szczęscie wszystkie uzbierałem oprócz ostatniego. Otworzyłem mapę. Doskonale zauważyłem tereny WWG, na wschód od terenów były góry... Miej wiecej 2 dni drogi... -'' Eh... Czemu on daje mi takie zadania?'' Musiałem iść. Chciałem coś zrobić. Wziąłem od mamy ''torbe'' i wziąłem:
10 królików (ktore zledwością mi sie zmieściły), ksiązke od Berla, mape i jakieś liście na rany. Gdy byłem gotowy ruszyłem. Mijając drzewa, spostrzeglem w krzakach rudy ogonek. Podszedlem i zauważyłem liska. Miglem go zabić i zjeść na obiad ale, nie mialem ochoty. Malec spał więc poszedlem dalej. Odwrociłem sie. Już go tam nie było. Dziwne... No nic, ruszylem truchtem a następnie zacząlem biec. Gdy zapadała noc, dobieglem do kryjówki w krzakach. Wszedłem w nie i położyłem się spać.
C.D.N



Od Berlo 

Uśmiechnąłem się do mojej „uczennicy”.
-Mówiłem, że cieszę się, że znalazłaś ten kwiat – wskazałem łapą na różową roślinę leżącą przede mną. – Jest bardzo rzadki, a w Wolf Rock rośnie ich bardzo niewiele i...hm, szczerze mówiąc, to nie byłem pewny, czy uda ci się go znaleźć.
Wilczyca spojrzała na mnie, unosząc brwi.
-Uczysz mnie od...ilu? Kilku miesięcy? A wciąż nie znasz moich możliwości?
-Lubię być ciągle zaskakiwany, Katniss – odparłem. – A swoją drogą: pamiętasz, jak ten wspaniały kwiat się nazywa?
Wadera spojrzała na roślinę z wahaniem, po czym wypaliła:
-Luna rosea. Po łacinie: Księżyk Różowy – odpowiedziała z małym uśmieszkiem.
-Bardzo dobrze. Poodzielalmy teraz te chwasty od siebie i jesteś na dziś wolna.
Spojrzała na mnie, a jej złote, błyszczące w mroku mej jaskini oczy gwałtownie się rozszerzyły.
-Mówisz poważnie?
-Całkowicie poważnie. Chyba że chcesz tu jeszcze zostać – zaśmiałem się, a Katniss spojrzała z namysłem do półki, na których stały mikstury, a następnie przeniosła wzrok na starce, grube księgi, leżące w stosie w kącie groty. – Ej, Katniss. Ja tylko żartowałem.
-Ale ja powinnam jeszcze powtórzyć sobie łacinę. I...te wszystkie nazwy mikstur – wyjaśniła, a ja odwróciłem głowę, chociaż wątpię, aby w ciemnościach jaskini dostrzegła mój uśmiech.
Chyba jeszcze nigdy nie widziałam równie młodego wilka, który uczyłby się z tak ogromną chęcią i fascynacją swoją dziedziną jak Katniss. Ta młoda wadera była po prostu niesamowita. Fascynowało ją i interesowało wszystko, co znajdowało się w mojej jaskini: od prostych maści leczniczych, przez lecznicze rośliny aż po najróżniejsze mikstury...bądź trucizny.
Pamiętam, jak pokazywałem jej w jednej z tych starych ksiąg te wszystkie nazwy tego wszystkiego i mówiłem, jakie ważne jest, aby chociażby na początku zapamiętała połowę z nich. A ona, zamiast krzywić się i jęczeć - co zapewne zrobiłoba zdecydowana większość jej rówieśników – tylko skinęła głową i zaczęła przerzucać stare kartki, chłonąc błyszczącym od zainteresowania wzrokiem wszystko, co zostało na nich napisane.
Z drugiej jednak strony, Katniss zdecydowanie nie była taka, jak każdy inny wilk. Była zdecydowanie inna od reszty watahy, co mi się bardzo podobało. Ja zresztą też. Znaczy się – każdy wilk jest inny. Ale Katniss należała do grupy wilków, które najbardziej odsuwają się i odstawają charakterem od innych. I to mi się tak bardzo podobało w mojej „uczennicy”. Ta jej odmienność i niezależność, a także styl bycia – sympatyczny, niekiedy chłodny i szorstki, a nawet agresywny, ale mi to nigdy nie przeszkadzało.
Teraz spojrzałem na nią kątem oka, kiedy z nieco zawiedzioną miną podniosła wzrok znad swojej starty roślin.
-Już posegregowane. Co jest jeszcze do roboty?
-Możesz wysprzątać jaskinię – zaśmiałem się, a wadera spojrzała na mnie spode łba i warknęła cicho. Innych może by to przeraziło, ale ja już znałem bardzo dobrze moją „uczennicę”. Wiedziałem, kiedy jest zirytowana, a kiedy prawdziwie wściekła...co właściwie nigdy się nie zdarzyło. Mam wrażenie, że nawet sama Katniss przywykła do mojego towarzystwa.
-A jakiejś bardziej pasjonujące i potrzebne zajęcie? Na przykład związane z szamaństwem? – wycedziła, a ja uśmiechnąłem się, nie kryjąc rozbawienia.
-Jak chcesz możesz jeszcze sobie przejrzeć tą księgę z miksturami...ale tylko tą. Nie wyrywaj na razie do przodu, chociaż i tak uczysz się bardzo szybko...jak na nowicjuszkę - dodałem, puszczając do niej oko. – A ja już muszę iść, jeśli pozwolisz. Czeka mnie polowanie oraz Deuca.
Katniss skinęła głową. Deuca niekiedy wpadała do mojej jaskini w trakcie naszej pracy i zawsze ciepło traktowała Katniss, mimo iż ta wolała kulić się w kącie i poddawać jakiemuś zajęciu. Spokojne i ciche „Witaj” było jedynym, na co było ją stać przy powitaniu mojej...dziewczyny(jeszcze, to się niedługo zmieni, ale ciiiicho), ale mi to osobiście nie przeszkadzało. I sądzę, że Deuce także nie. Była z natury sympatyczną waderą, mimo iż była córką Rapier...o czym staram się jej nie przypominać.
-Tylko nie puść jaskini z dymem – zażartowałem, wychodząc. Złotooka wilczyca prychnęła. – I nie siedź tu całą noc! A jutro w południe będę miał dla ciebie nowe zadanie.
Ujrzałem tylko, jak Katniss kiwa spokojnie głową, wyciągając księgę z kąta, po czym pobiegłem do lasu. Czekał już tam na mnie Rick. Skrzywiłem się, taksując go wzrokiem. Sama skóra i kości. No, i jeszcze to brązowe futro.
-Sarna czy jeleń? – powitałem go tym pytaniem.
-Sarna. Duża. Na północy wchód – odpowiedział krótko i zwięźle. Cały Rick. Uśmiechnąłem się.
-Szybki jesteś. No, to chodź.
Dwadzieścia minut później szliśmy już w stronę jaskiń, niosąc ogromną sarnę w pysku.
-Może zostaniesz na kolacji? – zaproponowałem przez zęby.
-Dżłiś nłe mloge – odparł.
Wyplułem sarnę.
-Co?
Rick odłożył ją na ziemię.
-Dziś nie mogę – powtórzył.
-Och, a co masz w planach? – spytałem, nieco zjadliwie.
-Włóczenie się po zmroku – prychnął z godnością, po czym znów chwycił sarnę.
-Rick, przy okazji coś upoluj. Marnie wyglądasz.
-Dobze, upoluję człoś rano – wydukał. Pomogłem mu donieść zdobycz do jaskini.
-Berlo! – przywitał mnie olśniewający uśmiech Deuci i jej błyszczące, błękitne oczy. Podbiegła do mnie i wtuliła się w moje futro. – Długo cię nie było, już zaczynałam się martwić. Cześć, Rick – przywitała uprzejmie mojego towarzysza, cofając się. – Zostaniesz na kolacji?
-Nie mogę dzisiaj – odpowiedział spokojnie. Położył sarnę w jaskini i szybko się wycofał. – No to miłego wieczoru wam życzę. Do jutra, Ber – rzucił przez ramię, odbiegając. Deuca westchnęła, patrząc w ślad za nim, a potem przeniosła wzrok na mnie i uśmiechnęła się blado.
-Jak tam maluchy? – zapytałem, wkraczając do jaskini.
-Uczą się już chodzić – odparła czarna wadera.
-Ooo, a komu idzie najlepiej? – zapytałem, przyciągając do ciebie Miru.
-Artemidzie, ale Miru jest zaraz za nią – odpowiedziała usłużnie Deu. - Miracle radzi sobie całkiem nieźle, ale ciągle się wywraca – zaśmiała się cicho.
Rozejrzałem się po jaskini. Teraz Artemida i Miracle leżały w jej rogu, wtulone w siebie i powoli przysypiające. Zmieniały im się już koloru oczu, chociaż akurat te dwie miały taki sam kolor – mocny niebieski. Z kolei oczy mojego syna przypominały dwa kawałki bursztynów.
Mój wzrok przyciągnęła śnieżniobiała kulka z oczami, których kolor określałem jako kolor głębi jeziora. Leżała samotnie, po środku groty. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem pytająco na Deucę.
-A Dolphy?
-Ona...och, nie wiem. Ber, przecież wszystko było z nią w porządku, już Miracle jest od niej silniejsza, a wiesz dobrze, co się stało przy jej narodzinach...
-Zaraz sprawdzę, co jej jest – przerwałem jej, podchodząc do Dolphy. Trąciłem ją lekko nosem, ale na szczęście była ciepła. Spojrzała na mnie i roześmiała się, po czym dźwignęła się na łapy i zrobiła krok do przodu, upadając przy tym. Pomogłem jej usiąść i odwróciłem się do Deuci. – Nic jej nie jest – powiedziałem, czując ogromną ulgę. – Po prostu brak jej motywacji.
Razem z Deu położyliśmy szczeniaki spać i zabraliśmy się do jedzenia.
-Jutro znów wyjdziesz o świcie i wrócisz tak, jak dzisiaj? – zapytała Deuca. Miała niemrawą minę i w sumie nie lubiłem jej zostawiać na tak długo samej, ale cóż mogłem zrobić?
-Taak. Najpierw poranne polowanie z Rickiem, potem zajmuję się Ignisem i Swiftkill – uczę ich polowania, tak właściwie – i prowadzę do Peacefull, a potem biegnę na naukę z Katniss. No i w trakcie tego wszystkiego będę musiał znaleźć czas, aby porozmawiać z wujkiem Rolly’m.
-Strasznie dużo uczysz tą Katniss – zauważyła Deu, marszcząc brwi. – Nie przemęcza się za bardzo?
-Kto? Katniss? Chyba żartujesz. Dzisiaj nie chciała wyjść z groty i w końcu pozwoliłem jej zostać na dłużej. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby którykolwiek młody wilk uczył się z taką ogromną chęcią jak ona – powiodłem wzrokiem za linią horyzontu. – Właściwie ciekawe, czy ona jest jeszcze w tej grocie...
<Katniss?>



Od Qui-Gona

W watasze nie miałem wielu przyjaciół. Właściwie nie miałem PRZYJACIÓŁ tylko PRZYJACIELA. Jednego. I byłem za niego wdzięczny Friendowi. Przy moim stopniu otwartości (w skali od 1 do 10 : -11) to, że zdobyłem przyjaciela było niemal cudem. Ale Cyrus wyjechał z Shadow w trasę koncertową, więc znów zostałem sam. Nie żeby mi to przeszkadzało. Nasza przyjaźń i tak sprowadzała się do:
-Cześć.
-Cześć.
Albo krótkich rozmów. I tak, nazywam to przyjaźnią.
Żałowałem tylko, że nie będę mógł go usłyszeć. Mówi się trudno, żyje się dalej. Wiem, zazwyczaj tak nie robię.
Przez ten czas w WWG oswoiłem się z tym, że straciłem brata. Czasem tylko siadałem sam w nocy i myślałem o nim lub, ale to rzadko, cicho płakałem. Jednak coraz rzadziej rozpamiętywałem ten epizod mojego życia.
Mimo tego nadal żyłem swoim światem i jak powiedziałem do kogoś poza Cyrem więcej niż „hej” to musiałem być niezwykle przytomny i to przynajmniej od 5 minut przed kontaktem z danym wilkiem. Czyli prawie nigdy. Generalnie całe dnie spędzałem sam i było mi dobrze we własnym towarzystwie.
Ten dzień też zamierzałem tak spędzić. Od razu gdy tylko się obudziłem poszedłem do lasu. Wilki, które mijałem po drodze zdawały się mnie nie widzieć. Najwyraźniej przyzwyczaiły się, że snuję się jak cień.
Było zimno, ale słońce świeciło, a liście na drzewach i po moimi łapami wyglądały cudownie. W nagłym przypływie radości zacząłem się uśmiechać sam do siebie, potem głośno śmiać. Zacząłem skakać radośnie między drzewami cały czas głośno się śmiejąc, a mój oddech zmieniał się w parę w zimnym powietrzu. W końcu rzuciłem się zdyszany na ziemię i leżałem tak uśmiechając się z czystej radości. Gapiłem się na niebo i gałęzie nade mną słuchając jak śpiewają ptaki. Kłęby pary unosiły mi się z pyska, a ja po prostu patrzyłem w górę szeroko otwartymi oczami. Jak mi było dobrze!
-Ach-westchnąłem.
W tym momencie usłyszałem szelest.
Ktoś tu był!

 CDN.



Od Ignisa

-Musisz się skradać tuż przy ziemi...o, dokładnie tak! Brawo! – pochwalił mnie Berlo. Posłałem mu rozradowany uśmiech.
-To może teraz na coś zapolujemy?
Ja i mój wujek odwróciliśmy się. Swiftkill stała w cieniu drzewa, jej jasnozielone oczy błyszczały, jednak nie był to przyjemny wyraz. Ja jednak wiedziałem, że to tylko moja siostra.
Wuj Berlo uśmiechnął się łagodnie.
-Jeśli nie jesteście zbyt zmęczeni, to możemy – zgodził się. Dni były teraz ciepłe, wiosenne i słoneczne. Taki dzień był także dzisiaj, czyli idealna pogoda do polowania. – Co powiecie na stado saren? Niecały kilometr stąd.
-A nie lepiej jakieś stado jeleni? Na litość Fatosa, wuju, mamy już osiem miesięcy – prychnęła Swift, wychodząc z cienia. Ona nic a nic się nie zmieniała, tylko była wyższa, bardziej smuklejsza, bardziej wysportowana. Ale jej się nie zmieniało futro, w przeciwieństwie do mnie.
Oczy były jasno, a nie ciemnozielone, ze złotymi plamkami. Futro niegdyś rude, teraz było jasnobrązowe z żółtymi i rudymi pasami. Bo białych plamkach na brzuchu i łapach nie było praktycznie śladu.
-No właśnie. Na jelenie przyjdzie jeszcze czas – odpowiedział wujek, po czym ruszył na północ. Ruszyłem truchtem za nim, jednak po kilku krokach odwróciłem się i wbiłem pytająco wzrok w moją siostrę – ciągle stała pod drzewem, zupełnie nieruchomo, z twarzą kamienną niczym posąg. Z trudem stłumiłem westchnięcie. Czy ona na każdym kroku, w każdej chwili i w każdej sytuacji musi pokazywać, jaka jest buntownicza i niezależna?
-Idziesz, Swift? – zapytałem cicho. Młoda wilczyca zawahała się jeszcze przez moment, po czym paroma szybkimi, bezszelestnymi krokami zrównała ze mną. Kolejne trzy-cztery i dogoniła wuja Berlo.
-Rozumiem, że nie zamierzasz nas dzisiaj uczyć walki? – zapytała spokojnie. A tak właściwie to to nie było pytanie, lecz stwierdzenie faktu. Czarny basior jednak i tak odpowiedział:
-Nie, dzisiaj nie zamierzam. Raczej na następnej lekcji pod koniec tygodnia – posłał Swiftkill uśmiech, którego wadera nie odwzajemniła. W zasadzie, to ona się rzadko uśmiechała.
Parę minut później gnałem wraz ze Swiftkill prosto na sarnę – największą ze stada. Nagle z krzaków wyskoczył wuj Berlo, wbijając kły i pazury w jej szyję i klatkę piersiową. Moja siostra z wprawą wskoczyła na grzbiet zwierzęcia, podczas gdy ja gryzłem mu łapy. Nagle Swift pochyliła się i jednym potężnym uderzeniem całego swojego ciała złamała sarnie nogę. Ta runęła jak długa na długą trawę, a wujek ją dobił.
Odskoczyłem od naszej zdobyczy, dysząc ciężko, i rozejrzałem się. Nigdzie jednak nie dostrzegłem bordowo-szarego kształu.
-Swift? – zawołałem z nutką paniki w głosie.
-Spokojnie, panikarzu. Tu jestem.
Ledwo wypowiedzawszy te słowa, Swiftkill podniosła się. Dyszała lekko, miała zmierzwione futro, więc otrząsnęła się. Poza tym nie odniosła żadnych obrażeń, co było wręc z niesamowite. Poza tym szczerze obawiałem się, że sarna ją kopnęła w geście obrony – w końcu rzucała się i wierzgała dziko oraz rozpaczliwie, kiedy Swift, po złamaniu jej nogi, runęła na ziemię.
-Nic ci nie jest, Swift? – zapytałem. Mój głos brzmiał dziwnie nisko, aż się wzdrygnąłem. Siostra uniosła brew, widząc mój ruch.
-Oczywiście, że nie – odpowiedziała.
-Dobra robota, dzieciaki – powiedział do nas wuj. – Jesteście wolni.
-Super! Gdzie idziemy, Swift? – zapytałem, kiedy wujek Ber oddalił się, niosąc sarnę, w głąb lasu.
-Idę...gdzieś niedaleko południowej granicy – odparła. – Zobaczymy się wieczorem, Ig – potargała mnie po głowie jak smarkacza, małego szczeniaczka, i odbiegła. Patrząc w ślad za nią, westchnąłem ciężko.
Czasem mam wrażenie, że ją po części rozumiem. I wtedy ona robi coś, czego się zupełnie nie spodziewałem...i mam wrażenie, że kompletnie nie znam mojej siostry.



Od Roni

Przechadzałam się po lesie. Sama. Jak zawsze. Czasem tylko towarzyszył mi Dust, ale nie tym razem. Teraz romansował z tą swoją Saphirą. Bleeee. Co on widzi w tej waderze. Nie to , że jest brzydka, czy coś, ale...no sama nie wiem. Nigdy nie byłam zakochana i jestem pewna, że nigdy do tego nie dojdzie. Kiedy tylko w wyobraźni pokazał mi ise obraz mnie całującego się z jakimś basiorem, od razu się wzdrygnęłam. Fuuu. Nagle przed sobą zobaczyłam zamyślonego szczeniaka. Był z WWG, do tego nie miałam wątpliwości, bo już go kiedyś widziała. W pamięci wyszukałam imię...Swiftkill. Tak, to córka Tej Tashy, co umarła. Usmiechnęłam się pod nosem i wykożystując zamyślenie waderki, wpadłam na nią specjalnie. Ta natychmiast się otrzasnęła i warknęła:
-Uważaj jak chodzisz!
,,O kurcze, jaki ostry szczeniak!''- pomyślałam- ,,haha, przyda jej się lekcja pokory...''
Oczywiście nie miałam zamiaru jej zabić. Choć naszła mnie taka ochota. Przypomniałam sobie jednak moją obietnicę złożoną mojemu bratu i odparłam.
-Lepiej tu uażaj, bo następnym razem wpadniesz nie na mnie, lecz na moje pazury.
Ta prychnęła, i spróbowała mnie wyminąć, jednak ja zagrodziłam je drogę.
-Weź się odsuń, bo chcę pszejść- jej oczy zalśniły złością. Robi się ciekawie!
-Gdybym ja mogła robić co chcę, już dawno leżałabyś gdzieś zakopana pod ziemią, porozrywana na kawałki- mówiąc to odsłoniłam kły.
Swiftkill wdocznie się przestraszyła, zobaczyłam to przez chwile w jej oczach, potem jednak skutecznie to ukryła.
-Daj spokój, Roni- znów zrobiła krok do przodu, lecz ja odepchnęłam ją łapą.
-Dla ciebie,,pani Roni''- uśmiechnęłam się ironicznie-co byś powiedziała...gdybym tak..powoli..oderwała ci wszystkie łapki...
Zrobiła krok do tyłu, jednak nie chciała pokazywać , że się boi.
-Nie zrobisz tego- odparła szorstko-Alphy cię wyżucą.
Zaśmiałam się.
-Przecież nikt nie musi wiedzieć, że to ja.
Przełknęła ślinę.
-Nie groź mi, nie wiesz do czego jestem zdolna.- warknęła.
Znów się roześmiałam.
-Do czego? Do tego, że zachaczysz mi te twoje szpileczki w łapie?- wskazałam na jej zęby- weź, bo się przestraszę.
-Mam propozycję- powiedziała z szelmowskim uśmiechem- ty mnie przepuścisz, a ja nie powiem nikomu, że mi groziłaś.
To, że powie to komuś, nie zabardzo mnie przerażało, ale znudziło mi się już nękanie szczeniaka.
-No ok- uśmiechnęłam się i ominęłam ją-Acha..- odwrociłam sie jeszcze- wydaje mi się, że mamy ze sobą wiele wspólnego.
Mała uśmiechnęła się złośliwe i odbiegła. Zdecydowanie podobał mi siię jej charakter. Ostra. Wredna. Złośliwa. Pyskata. Bardzo podobna do mnie. Słyszłam, że jest niezłym mordercą. Może kiedyś , jak dosośnie i będzie chciała być wojowikim...może...MOŻE postanowę byc jej mentorką. Naprawdę, ta mała może być niezłym wojownikiem.




Od Swiftkill

Skacząc po skałach, myślałam o Ignisie – to mój brat, kocham go i przysięgłam sobie, że będę go chronić do końca moich dni. Ale czemu on się tak o mnie martwi?! Nie lubię, kiedy ktoś się o mnie martwi. Jeszcze jeden kłopot na głowie.
Dotarłam do Południowej Granicy i wskoczyłam sprawnie na wielki głaz, po czym usiadłam na jego czubku. Wiał mocny, lecz ciepły wiatr, mierzwiąc mi przyjemnie futro. Uniosłam pysk ku niebu, na którym już zachodziło słońce, i przymknęłam oczy. Wiatr brzmiał nieco tak, jakby śpiewał, ale pewnie tylko mi się zdawało. Dziwne urojenia dziwnej, młodej wadery.
Byłam mordercą. Zabijanie, chociażby na polowaniu, sprawiało mi chorą przyjemność. Nienawidziłam tej cząstki siebie. Dlatego wolałam się trzymać z daleka od innych wilków. Bałam się, że kiedyś nerwy mi puszczą przy jakimś sporze i kogoś zaatakuję, a wtedy zostałabym wyrzucona z watahy. A na to nie mogłam sobie pozwolić, bowiem wtedy nie mogłabym chronić mojego brata.
Niespodziewanie pomyślałam o mojej matce, Tashy. Rzadko o niej myślałam bądź o tym, co o niej usłyszałam. Z opowieści Berlo – to jest, wuja Berlo – wiedziałam, że była długonogą waderą z gęstym, ognisorudym futrem. Poza tym miała grzywkę, zasłaniającą jedno z jej jasnozielonych, świecących oczu. Pysk miała biały, ogon duży i puszysty. Była bardzo szybka, silna i zwinna. Była Wojowniczką...i kochała mojego ojca, Savoya. I myślę, że to po nim Ignis ma ten miły, całkiem przyjacielski charakter. Ale napewno nie wygląd. Bo Savoy był niebiesko-białym wilkiem.
Wiem, że wuj Berlo, moja matka oraz ciotka Glimmer byli małymi gwiazdami w jaskini Gamm, Delt i Omeg. Że ciotka Glimmer była bardzo podobna do swojej...do ICH matki. I tak jak ona, była Zwiadowczynią. I że ja i Ignis mamy „ognisty” temperament oraz wygląd po matce, której ojciec był czerwono-rudym wilkiem.
Niewiele wiem o moim dziadku, prócz tego, że nazywał się Rotharing (wiem, dziwne imię, prawda?). I że popełnił samobójstwo, jednak tego tematu wuj nie chciał rozwijać, a ja nie zamierzałam naciskać. Może i byłam potworem, odmieńcem, ale nie byłam głupia. Wiedziałam, że roztrząsanie życia oraz śmierci Rotharina było...a raczej, jest...bardzo bolesne dla Berlo. A nie jestem na tyle okrutna, aby zadawać mu taki duży ból. Sama zresztą znam ten rodzaj bólu – czuję go ilekroć myślę o matce lub próbują ją sobie przypomnieć, co jest, oczywiście, niewykonalne. Nie pamiętam jej. Umarła zaraz po narodzinach moich i Ignisa. Wszyscy przy tym byli – Alphy i ich córki, ciotka Glimmer, wuj Berlo.
Wiem, że Tasha była jako szczeniak bardzo zadziorna. Odważna. Ryzykowna. Buntownicza. I kłótliwa. Był z niej kawał łobuza i często dokuczała swojemu rodzeństwu. Raz prawie spadła ze Wzgórza Alph...już po śmierci jej matki, jednak nie był to raczej akt chęci zakończenia życia, tylko wypadek podczas zabawy.
O ironio – z tego Wzgórza zeskoczył Rotharing, zabijając się. Na Fatosa, moja rodzina jest naprawdę mocno pokręcona.
No i ciotka Glimmer. Gdzie ona jest? Co robi? Czemu nie wraca? Wiadomo, że żyje, chociaż nie mam bladego pojęcia, skąd.
Myślę tak o tym i dochodzę do wniosku, że ja jej praktycznie nie znałam. Czasem migała mi w przelocie fioletowo-różowa wadera z długimi łapami, smukłą sylwetką, długą grzywką i błyszczącymi, ciemnofioletowymi oczami. O tak, ciotka miała....MA bardzo specyficzny wygląd.
Była Zwiadowczynią i chociaż za często z nią nie rozmawiałam, to żałuję, że jej tu nie ma. Ona była wrażliwa i czuję, że zrozumiałaby mój ból i potrzebę samotności. Nie wiem, czemu, ale czuję, że chciałabym, żeby ciocia tutaj była, skoro nie może być tutaj mojej matki.
Ahh, no i Glimmer przyjaźniła się z Młodą Alphą. Ja osobiście nigdy jej nie poznałam, ale Ignis ją widział jakieś trzy razy. Mówił, że jest bardzo miła – czarno-różowa, ma także różowe oczy i wspaniały głos, pojechała teraz w trasę koncertową na pół roku.
-Swift?
Zacisnęłam zęby i gwałtownie otworzyłam oczy, tak brutalnie przywrócona do ponurej rzeczywistości. Tak poza tym, to tylko Ignis miał prawo do zwracania się do mnie skrótem.
Odwróciłam głowę i napotkałam ciepły, śmiertelnie spokojny wzrok Arii. Biała wadera podeszła do mnie powoli, pełnym gracji chodem.
-Tutaj jest praktycznie Południowa Granica, Swiftkill. Co ty tu robisz?
W jej głosie nie było śladu gniewu. Ani wścibskości, więc nie zdenerowałam się. W końcu była Alphą. Chciała wiedzieć, co się dzieje z wilkami w jej watasze, i miała do tego pełne prawo.
-Siedzę – odpowiedziałam sucho.
-Tyle to zauważyłam – uśmiechnęła się, na przekór mojej ponurej minie. – To nie jest miejsce dla szczeniąt, Swift.
Już miałam powiedzieć, że ja nie jestem szczenięciem takim jak wszystkie, ale w porę ugryzłam się w język. Nie miałam tego w zwyczaju, jednakże nie byłam dzisiaj w nastroju do sprzeczek z Alphą. Podniosłam się więc powoli, acz niechętnie i nie ukrywałam tego.
-Rozumiem – wymamrotałam, zbiegając lekkim truchtem z głazu i oddalając się. Po kilku krokach jednak stanęłam i odwróciłam się. Aria stała na szczycie głazu; wzrok miała wbity w horyzont. – Ekhem – odchrząknęłam, a wadera odwróciła głowę i skierowała swoje oczy na mnie.
-Tak? – zapytała łagodnie.
-Pani znała moją matkę, prawda? – niechętnie zwróciłam się do niej grzecznościowym „pani”.
-Tak, oczywiście – odparła; wyglądała na nieco zaskoczoną.
-Czy ja jestem do niej podobna?
-Z wyglądu i z charakteru – bardzo – zaśmiała się. – Ale nie tylko ją – dodała, kiedy ja już się odwracałam.
Teraz zastygłam niczym posąg.
-A kogo jeszcze? – zapytałam głosem o oktawę wyższym i w duchu skarciłam się za to.
-Swoją ciocię. Glimmer. Ona też lubiła pobyć sama i pomyśleć w ciszy oraz spokoju, kiedy miała jakiś kłopot.
Nie powiedziałam, że mam jakiś kłopot. Skąd taki pomysł? W odpowiedzi skinęłam tylko głową i oddaliłam się na dobre, ale jeszcze długo wciąż czułam wzrok białej Alphy na sobie.



Od Glimmer 

-Miło cię widzieć w naszym Legionie – Annabeth puściła do mnie oko. – Prócz mnie i Madge powininna być tu jakaś mądra głowa.
-A Madge w czymś w ogóle pomaga? – zapytałam nieco sucho. Jasna wadera zmrużyła szare oczy.
-Przypominasz mi poprzednią zwiadowczynię, Primrose.
-Co się z nią stało? – niedbale oparłam się o drzewo.
-Zginęła podczas wybuchu – Annabeth wzruszyła ramionami. – Harda z niej była wadera. Oddana Reynie do reszty, w końcu ta ją znalazła zagłodzoną w pobliskim lesie. No więc wiesz...
-Wiem wiem – odparłam, nieco roztrargniona.
-Co będziesz robić przed wartą? – Annabeth wbiła we mnie zaciekawiony wzrok, a w polu mego widzenia pojawił się Spero. Zmierzał prosto w naszą stronę.
-Eeee, będę chodzić tu i tam, z miejsce na miejsce – odparłam wymijająco. – Lepiej poznać teren Plemienia jak najlepiej.
-Dobra strategia – Annabeth obdarzyła mnie uśmiechem, a ja szybko odwróciłam się, wstapiając w otoczenie lasu i drzew.
Ruszyłam truchtem przed siebie, ostrożnie stawiając łapy na trawie, tak by nikt mnie nie usłyszał.
Wszędzie były gołe korony drzew, szron osadzony na trawie. Przypadłam do ziemi i przeturlałam się w krzaki, po czym wstałam i pognałam przed siebie. Kamienie wbijały mi się w łapy, ale biegłam dalej.
Zatrzymałam się tuż przed mostem. Był bardzo długi i chwiejny, a co za tym idzie – niestabilny. Między drewnianymi kładkami a linami, które je łączyły, była ogromna dziura, przez którę nietrudno wylecieć i wpaść prosto w przepaść, gdzie, obijając się o ostre skały, ginąłeś na miejscu.
Za mostem wznosiły się ruiny dawnego pałacu, miejsca gdzie niegdyś członkowie Plemienia chronili się przed wrogiem. Teraz jednak korzystanie z mostu, jedynej drogi do owych ruin, było zbyt niebezpieczne.
No risk, no fun! Zrobiłam krok w stronę mostu, potem jeszcze jeden i...
Ziemia zadudniła, kamienie zaczęły podskakiwać. Zamarłam. Hm....basior, dwadzieścia metrów ode mnie, wojownik. Sądzę, że to...
-Czego chcesz, Brown? – zapytałam, unosząc głowę wysoko i nawet nie zadając sobie trudu, aby odwrócić głowę.
-Glimmer! Już zapomniałem, jak to z wami, Zwiadowcami, jest...
Obróciłam się o sto sześćdziesiąt stopni, aby spojrzeć na rosłego wilka, teraz stojącego zaledwie trzy metry ode mnie. Dyszał ciężko.
Brown – trzy lata, basior urodzony w Plemieniu, z dużego miotu, bowiem miał...dwóch braci i dwie siostry, jak mi się zdaje.
-Niech zgadnę: Spero cię przysłał?
Basior pokręcił głową z niedowierzeniem.
-Jakbyś czytała mi w myślach. Ma do ciebie ważną sprawę, a uważa, że go unikasz, więc przysłał mnie, abym ruszył twoim tropem, odnalazł cię i przekazał ci wiadomość, że Spero czeka na ciebie w lesie.
Prychnęłam z irytacją. Co ten Spero sobie wyobraża? Las jest ogromny, a ja nie zamierzam tracić cennych godzin mego wolnego czasu, aby go szukać. Na serio, Dowódca mojego Legionu zaczynał mnie poważnie drażnić.
-I tak w ogóle, co ty tutaj robisz? To paskudne miejsce, nieciekawe stworzenia się tu kręcą...
-Och, bez obaw, poradzę sobie – uśmiechnęłam się cierpko.
-Mam nadzieję – odparł Brown, szczerząc się. Ja jednak nie odwzajemniłam uśmiechu. Wyminęłam go i skierowałam się przed siebie. Nie usłyszałam paru kroków, gdy dobiegło mnie warczenie Browna. Moje mięśnie gwałtownie się napięły.
Obróciłam się na pięcie i ujrzałam ogromnego niedźwiedzia, pędzącego w naszą stronę. Brown zniżył się, warcząc groźnie i błyskając ostrymi kłami.
Riki by TheMysticWolf

Tak tak, Brown jest cały w bliznach. Jako młody roczny wilk prowadził wiele samotnych wypraw i nie raz walczył z innymi wilkami czy też niedźwiedziami. Miał więc doświadczenie.
To było szybkie. Basior rzucił się na jego tylną łapę i zaczął ją gryźć, a ja zrobiłam koło i wskoczyłam na grzbiet „misia”. Potem skoczyłam mu na głowę i zaczęłam gryźć w gardło, jednocześnie pazurami wydrapując mu oczy. Ranne zwierzę zaryczało z bólu i wściekłości. Opadło na ziemię, wznosząc w powietrze tuman kurzu. Wgryzłam się głębiej, odgarniając zimowe już futro, gdy nagle niedźwiedź zerwał się i ruszył biegiem tam skąd przybył. Puściłam go w ostatniej chwili i zeskoczyłam na ziemię. Wylądowałam na boku i przeturlałam się kawałek dalej, dzięki czemu nic mi się nie stało. Szybko skoczyłam na równe łapy, jednak niedźwiedzia nigdzie nie było.
Browna też nie.
A nie, jednak był. Leżał tuż przy moście, dysząc ciężko. Spojrzał na mnie przyjaznym wzrokiem oczu barwy syropu.
-Dzięki Glimmer. I lepiej już iść, Spero pewnie się niecierpliwi.
Skrzywiłam się.
-Ty myślisz, że mnie obchodzi, jakie on ma emocje? – uniosłam brew w pytającym geście, po czym odwróciłam się i ruszyłam truchtem w stronę polany od ćwiczeń.
Tak jak się spodziewałam, wchodząc między drzewa, dostrzegłam sylwetkę rosłego wilka. Stanęłam i westchnęłam.
-Mam do ciebie mówić oficjalnie czy normalnie?
-Wiesz, że normalnie – odparł basior, wstając i podchodząc do mnie. Jego czerwone oczy lśniły gniewnie. – Gdzie ty się podziewałaś?
-Niedźwiedź zaatakował mnie i Browna – odparłam, po czym dodałam, widząc, że Spero sztywnieje. – Spokojnie, pewnie już poszedł zgłosić Reynie raport.
-Pewnie tak – odparł Spero, siadając i opierając się o drzewo. – Glimmer, chciałbym porozmawiać o twojej bransolecie.
Mój wzrok skierował się na nieruchomego złotego węża, zwiniętego na mojej prawej przedniej łapie. Jego szmaragdowe oczy lśniły lekko w słońcu. Fanindra.
-Dla was jest twarda, ale już ci mówiłam, Spero, że nie krępuje ona moich ruchów – odpowiedziałam, siląc się na spokój. – Czasami zapominam, że ją w ogóle mam.
-Na pewno nie możesz jej zdjąć? Wilkowi nie przystoi...
-A przystoi mu mieć tatuaże? – warknęłam, a basior automatycznie spojrzał na czaszkę na swojej łopatce oraz czerwony znaczek na tylnej łapie.
-Dobrze wiesz, że ten czerwony znak oznacza...
-Wiem!
Dobra, stop. Już wyjaśniam: czerwony znaczek oznajmiał, że Spero jest Dowódcą Legionu. W małym czerwonym kwadraciku widniała dwójka, ponieważ basior dowodził Legionem Drugim. Do tego miał na lewej przedniej łapie kreski oznajmiające, ile lat przebywa w Obozie.
Ja miałam kropki, które oznaczają miesiące.
Prócz tego to:

Znak Plemienia

-No więc właśnie - Spero kontynuował swój wywód. – Zmierzam do tego, że...
Przerwało mu przeciągłe wycie i dźwięk gongu. Obydwoje zerwaliśmy się na łapy.
-Reyna zwołuje posiedzenie Dowódców! – zawołał Spero, po czym pognał w stronę jaskini Przywódców. Westchnęłam i kopnęłam pobliski kamyk.
Udałam się do strumienia i ległam ciężko na trawie. Spojrzałam w swoje odbicie. Moje fioletowe oczy ściemniały, a poza tym nic się nie zmieniło: ciągle te długie łapy, jasny pysk, mały czarny nos, długa fioletowa grzywka.
No tak. I mała, jaskrawoczerwona kreska, biegnąca przez mój pysk. Zamknęłam oczy, odruchowo jej dotykając.
Ciemne tereny. Okrzyki szyderstwa.
Przepełnione nienawiścią czerwone oczy.
Tryskające krew.
Czarne futro małej wadery.
Szary mały basiorek, śmiejący się okrutnie.
I mała, czarno-różowa wadera, krzycząca, jednak zagłuszona przez tłum, jej różowe oczy, lśniące gniewiem i rozpaczą.
Gwałtownie otworzyłam oczy i zerwałam się, otrzepałam futro. Nie. To nie pora na chwile słabości. Nigdy nie jest na nie pora.
Obróciłam się i, wzdychając, ruszyłam na tę część terytorium Plemienia, na której znajdowały się jaskinie.
Nagle otoczyły mnie dwa tuziny wilków, czyli około połowa Plemienia.
-Glimmer! To prawda, że walczyłaś z tym niedźwiedziem?
-Uciekł? Tak sam z siebie?
-Nie zostałaś ranna, Glimmer?
-Wielki był ten miś, Glimmer?
-Hej, hej, spokój! Dajcie jej odetchnąć! – w chórze pytań rozległ się niski, władczy głos Annaberh. Z wdziecznością patrzyłam, jak jasna wadera przepycha się przez tłum wilków, odganiając je. Zaczęli się powoli rozchodzić.
-O co chodzi? – zapytałam obojętnie, nieco podirytowana. Od kiedy inne wilki z Plemienia mają w zwyczaju rzucać się na Zwiadowczynię?
-To był jakiś przywódca klanu niedźwiedzi...jego zastępca...nie wiem, ale Reyna bardzo się zdenerwowała i sam Akela Taka. Wygląda na to, że miało to związek z jego przeszłością – wyjaśniła Annabeth, a widząc moje pozbawione wyrazu oraz zrozumienia spojrzenie dodała: - Och, no tak. Wybacz, zapomniałam że ty go nigdy nie widziałaś...Akela Taka jest cały w bliznach i dużo już przeżył, a te blizny mógł mu zrobić tylko niedźwiedź bądź tygrys szablozębny.
-Taaa, rozumiem – wymamrotałam sennie.Byłam zmęczona, zazwyczaj spałam za dnia, aby potem posiedzieć w nocy i pogapić się w niebo. Dobrze, że Spero o tym nie wiedział, bo na pewno by się wkurzył. Nie pamiętam w ogóle, kiedy ostatnio spałam całą noc...jeśli nie siedziałam do rana z własnego kaprysu, to budziły mnie koszmary, ale nikt przecież nie musi o tym wiedzieć. Tak więc teraz marzyłam tylko o tym, żeby udać się do swojej jaskini i zasnąć, bowiem niezbyt obchodziła mnie przeszłość dowódcy Plemienia, którego nigdy nawet nie widziałam.
Wyminęłam więc Annabeth bez słowa wyjaśnienia, mamrocząc coś pod nosem, i truchtem pobiegłam do swojej jaskini, gdzie zwinęłam się w kłębek i zasnęłam, przysłaniając ogonem oczy.



Od Strzały


Kilka dni temu dołączyłam do tej watahy i wszystko było dobrze, aż do dzisiaj. Zaczęło się rano. Wstałam , zjadłam jak zawsze rankiem, ale dziś postanowiłam iść w nowe miejsce. Wybrałam się na polane. Było to bardzo piękne miejsce. Chodziłam po nim zapominając o problemach. Nagle usłyszałam uderzenie w skałę. Przestraszyłam się, ale na moje szczęście nie byli to kłusownicy tylko piękna biała wilczyca z ogromnymi skrzydłami. Patrzałyśmy sobie nawzajem w oczy. Zleciała gwałtownie na ziemię. Ze strachu zamieniłam się w słup soli. Obserwowała każdy mój ruch, a gdy się odwróciła ja wykorzystałam moment i szybko uciekłam. Postanowiłam wszystko opowiedzieć Arii. Ona zawsze jest bardzo miła dla mnie. Wysłuchała mnie i spokojnie oświadczyła ,,Strzało widziałaś Windy bogini powietrza niestety bardzo rzadko widują ją wilki i nikt nie zna jej historii". Czułam się niesamowicie na myśl, że jestem wilkiem, który widział boginię.

CDN. 




Od Saphiry

-Wiesz, bo... Ja się troszku źle czuję...-wyszeptałam. Zaczęło mi się przewracać w brzuchu. Wybiegłam z jaskini w jakieś krzaki. Zwymiotowałam. Podeszłam do wody, by się jakoś ogarnąć. Otrzepałam głową i wróciłam.
-Wszystko w porządku, Saphi?- zapytał Dust.
-Yy...No.. Tak..- skłamałam. Ledwo stałam na łapach, zakręciło mi się w głowie i zrobiło ciemno przed oczami. Upadłam, po czym zemdlałam.
<Dust? >



Od Młodej Alphy Bajar Cristal

Wyszłam z jaskini Alph. Odkąd Shadow pojechała w trasę,było w niej bardzo pusto. Wręcz ZBYT pusto. Oczywiście był tam Sawyer, jego i moi rodzice i inne Bety, ale bez niej...to tak jakby nikogo nie było. 
Szłam po rosnącej po zimie trawie. Była miękka i uginała się pod każdym moim krokiem. Po drugiej stronie polany zobaczyłam Berlo. Właśnie rozmawiał z Katniss. Kiedy odeszła, stwierdziłam, że i tak nie mam nic lepszego do roboty, więc podeszłam do przyjaciela.
-Hej- przywitałam się z uśmiechem
-O, cześć Cristal- starał się uśmiechnąć. Widać było,że nadal gnębi go zniknięcie Glimmer. Basior spojrzał na odchodzącą Katniss- ta młoda na prawdę jest chętna do nauki.
-Z takim nauczycielem jak ty, to się jej nie dziwię- spróbowałam poprawić mu humor. Spojrzałam w niebo. Było błękitne, a niewielkie chmury leniwie się po nim przesuwały.- co powiesz na spacer? Jeśli oczywiście nie masz jakichś zajęć.
Uśmiechnął się szeroko.
-Akurat mam przerwę- odparł- Deuca dała dzieci pod  opiekę Dusta, a sama poszła ze Spero i Assasinem pilnować Wilczego Potoku. Więc czemu nie? 
Ucieszyłam się, że nadażyła się okazja do spędzenia czasu z przyjacielem. Odkąd dorośliśmy, czasu na wspólne zabawy było bardzo mało.
-No to co- zaśmiałam się- wyścig do Polany Szczeniąt?
-Polany Szczeniąt?- uśmiech wpłynął na pysk basiora- nie jesteśmy przypadkiem zastarzy na takie miejsce?
-Oj, Ber, nigdy nie będziemy ,,za starzy''- położyłam się na ziemi, a to samo zrobił Berlo- gotowy?
-START!- Krzyknął basior i popędził przed siebie.
-To nie fair!- krzyknęłam do oddalającego się wilka i zaczęłam biec najszybciej jak potrafiłam, a śmiech skutecznie mi to utrudniał.
Jak można się domyślić, szczenięcy wyścig wygrał Berlo.
-Gratulacje- rzuciłam z uśmiechem siadając obok niego pod drzewem.
-Ma się te długie nogi- odparł Ber i razem się zaśmialiśmy.- achh Cristal...pamiętasz te niewinne, szczenięce lata, kiedy nie musiałaś się o nic martwić?
Oparł się o pień.
-Tak...- przed oczmi stanęło mi moje dzieciństwo. Może i początek nie był kolorowy,lecz reszta, czyli dołączenie do watahy siostry mojej prawdziwej mamy, było najlepszym wspomnieniem.- te wszystkie zabawy, ty, ja Shadow, Glimmer, Tasha, Sawyer, Bella, Rick, Molly, Cyrus...najlepsi przyjaciele na zawsze.
Spojrzałam na basiora kątem oka. Jego wzrok był wbity w horyzont.
-Tak...w tedy w pełnym składzie...
Wiedziałam co miał na myśli. Teraz nie było już Tashy. Glimmer. Shad i Cyr byli daleko. 
-Pamiętasz nasze przygody? Naprzykład, jak poszliśmy do granicy, na Zakazny Teren?
-Co nam w tedy siedziało w głowach- uśmiechnął się Berlo- nie zdawaliśmy sobie sprawy, jakie to mogło mieć konsekwencje.
-Ale dzięki temu poznałeś Deucę.- odparłam
-W tym masz rację- wstał i nagle skoczył na mnie- ale najbardziej ze wszystkiego uwielbiałem, kiedy Tasha robiła mi właśnie tak!
Poturlaliśmy się, inicjując walkę. Głośny śmiech. Po parunastu minutach opadliśmy na ziemię.
-Znowu wygrałem- oznajmił Berlo, liżąc lekko skaleczoną łapę, którą zachaczył o wystający z ziemi korzeń.
-Hahaha, chciałbyś- zaśmiałam się- boli?
-Nie, to nic takiego- spojrzał na mnie.- masz jakiś pomysł, co możemy teraz porobić?
-O to zamo miałam zapytać ciebie- uśmiechnęłam siędo basiora.

<Berlo?>



Od Nica

Westchnąłem w duchu, gapiąc się w dół, na mech pod drzewem. Znajdowałem się na szczycie dwudziestometrowego drzewa...i to nie chodzi o to, że miałem lęk wysokości czy coś. Po prostu...cóż, co tu kryć – wolę cienie i wąskie kryjówki oraz szczeliny, a ewentualnie skakać po skałach pod osłoną nocy, sam będą cieniem. Jestem z siebie dumny – umiem chodzić cicho, nie paplam bez powodu, jestem szybszy i zwinniejszy niż kiedyś, nawet nauczyłem się wspinać na drzewa. Ale wysokości nie były dla mnie. No, chyba, że siedzę i gapie się w księżyc i gwiazdy. To okay. Ale tak to...wolę las i cienie. W dole. Nie – „tuż pod niebiem”.
Ostatni trening z Katniss był...hm...ciekawy, jak wszystkie inne. Po prostu chodziło o to, żebym nauczył się wspinać na drzewa i wtapiać w cienie, ale to już szło mi całkiem nieźle - mnóstwo ćwiczyłęm wszystkie zwiadowcze umiejętności od czasu...no, od czasu zaginięcia Glimmer.
Wolałem o tym nie myśleć. Katniss – od której, nawiasem mówiąc, nie miałem wiadomości od paru tygodni – już dawno, dawno temu dobitnie udowodniła mi, że nie ma co rozwodzić się przyszłością ani martwić przeszłością, tylko zajmować teraźniejszością. Teraźniejszość musi zajmować każdą moją myśl i chwilę. Inaczej zwariuję, mój mózg eksploduje jak fajerwerki nad Jeziorem Błysków, tylko z większym hukiem.
Westchnąłem więc ciężko i zacząłem zeskakiwać z gałęzi na gałąź, coraz to niżej i niżej. Nagle usłyszałem trzask i nim zdążyłem zareagować, runąłem w dół jak kamień. Automatycznie zębami i pazurami chwyciłem się niższej gałęzi.
Takie wypadki zdarzały się dosyć często – no cóż, jestem wilkiem, więc zbyt lekki to ja nie jestem. Kiedy zdarzyło mi się to za pierwszym razem, spanikowałem i chwyciłem się gałęzi dopiero po otarciu się o dziesięć poprzednich, czego skutkiem były piekące, krwawiące zadrapania. Ślady zostały mi do końca tygodnia, ale to była nauka. Wszystko było nauką.
Treningi, rozmyślanie i trzymanie się na uboczu – to wszystko, co zajmowało mój czas. Rzadko spałem, polowałem raz na kilka dni, od czasu do czasu wpadałem do jaskini, żeby zobaczyć, co u mamy i Night’a. Nie wiem, czy go polubiłem, ale tolerowałem go. Zaakceptowałem jego towarzystwo, fakt, że matka go kocha i przestałem tyle rozwodzić się nad śmiercią mojego ojca.
Powoli zeskawiłem dalej w dół, aż łapy stanęły mi na trawie. Odetchnąłem cicho, czując pod łapami stały grunt, i zaraz uśmiechnąłem się pod nosem, wiedząc, że gdyby Katniss tu była, rzuciłaby zapewne kąśliwie „Co to, nasz mały Nick ma lęk wysokości? Nie lubimy wspinać się na drzewa, Nick? Mdli cię, gdy spojrzysz w dół?”
Była niekiedy złośliwa i kąśliwa, ale mnie to bawiło. Niektóre wadery są słodkie, kiedy się irytują, ale nie Katniss. Ona przypomina wtedy wściekłą żmiję, ale to i tak jest zabawne. Zabawne, że wadera może być tak kąśliwa, ale za to tak bardzo lubię tą złotooką waderę. Polubiłem ją, lubiłem ją już jako szczeniak – zawsze odstwała od reszty, ale to także w jej lubiłem, jej odosobnienie, tysiące samotnych przemyśleń i własne poglądy. Szanowałem ją. Rzadko zdarza się spotkać tak niezwykłego wilka, jakim jest Katniss. A ja mam takiego farta, że się z nią, można by rzec, przyjaźnię.
Ruszyłem w stronę znajomego szumu Wilczego Potoku, bezgłośnie stawiając łapy na trawie. Była wiosna, na moje futro padły gorące promienie słońca, gdy wychynąłem spomiędzy drzew, chłodu i cieni i skierowałem się w stronę wody.
Spostrzegłem na brzegu wilka i zaraz moje mięśnie się napięły, mimo iż domyślałem się, że jest to wilk z watahy. Jednak po tylu treningach i naukach Katniss taki odruch był nieunikniony.
Kiedy się jednak zbliżyłem, moje mięśnie rozluźniły się, a na mój pysk wpłynął szeroki uśmiech, którego nie potrafiłem – ani nie chciałem – powstrzymać.
Siedziała na trawie, wpatrzona w wodę. Wysoka wadera, o pięknym szarym futrze.Skrzydła, wspaniałej szaro-czarno-białej barwy były zgięte, tuż przy jej bokach. Długie przednie łapy wyciągnęła przed siebie, głowę miała spuszczoną. Myślałem, że szara grzywka zasłania jej widok, jednak jej bystry wzrok musiał kątem wychwycić jakiś ruch, kolor odbiegający od innych bądź postać, gdyż podniosła głowę i obróciła ją ku mnie, a ja ujrzałem blask jej magicznych, zielonych oczu.
Nightflow. Najśliczniejsza, najbardziej kochana wadera na całym świecie. Dlatego ją kocham. Od dzieciństwa. Odkąd pamiętam.
Na mój widok jej pysk rozświetlił przepiękny uśmiech, a ja ucieszyłem się niezmiernie, będąc jego powodem. Fakt, moje i jej dnie zajmowały treningi. W sumie ja miałem dodatowe, jednak dawno się nie widzieliśmy i czułem się z tego powodu winny. W sumie, to miałem w swoim zamiarach odszukać ją w najbliższym czasie, przeprosić za wszystko i spędzać z nią dużo, dużo więcej czasu. W trakcie samotnych, chłodnych nocy, kiedy wychodziłem z jaskini bądź siedziałem na szczycie jakiegoś drzewa, słuchając pochuchiwania sowy, myślałem często o tej wilczycy. Och, na Athosa, jak się cieszę, że ją spotkałem!
-Nick! – z gardła Night wydobywa się jej przepiękny głos, który formuje się w załowanie mojego krótkiego imienia. Teraz podchodzę jeszcze bliżej i także ona widzi mój szeroki uśmiech. Niemal widzę łzy w jej oczach, kiedy zrywa się z trawy i mknie mu mnie, a potem rzuca mi się na szyję.
Przytuliłem ją, mam przed oczami jej gęstą, szarą sierść. Mocno, mocno ją przytuliłem.
-Nightflow – mówię i cofam się nieznacznie, aby przyjrzeć jej się z bliska. Widzę jasnoszary pysk i ciemnoszarą grzywkę, którą odgarniam jej na bok nieznacznym ruchem łapy. – Na wszystkich bogów, Night, tak strasznie cię przepraszam za to, że mnie nie było. To nie ...nie było fair wobec ciebie. Tak mi przykro, uwierz mi. Nie proszę cię o wybaczenie, lecz o zrozumienie. Nie ja tego chciałem, ale nie potrafiłem zorganizować nam spotkania.
-Nick, Nick, Nick – Night przytula się do mnie, jest niewiele niższa ode mnie. Uśmiecham się pod nosem, przypominając sobie, jaka była między nami różnica wzrostu, gdy byliśmy szczeniakami.
-Tak? – pytam cicho, a potem dodaję tym samym tonem: - A tak w ogóle, to nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię widze.
<Nightflow?>



Od Blue

Szłam sobie lasem. Drzewa, krzaki, mech, ptaki śpiewają, westchnięcie wilka leżącego na ziemi, słońce przeświecające między gałęziami...czekaj, wróć! Co? Wilk leżący na ziemi?
Obróciłam się gwałtownie. Nieznajomy zerwał się nagle.
Pierwsze co przyszło mi do głowy to że ma ładne oczy. Od razu stwierdziłam, że to głupie i walnęłabym się łapą w pysk, ale to wyglądałoby jeszcze głupiej. Druga myśl była mądrzejsza. Wydawało mi się, że widziałam już te oczy. Błękitne jak niebo, przypominające dwa kryształy. Głębokie, inteligentne spojrzenie. Ale to nielogiczne! Przecież jestem w tej watasze jeden dzień! Byłam pewna, że widzę go po raz pierwszy, więc jak...
Zdałam sobie sprawę, że gapię się na basiora.
„Zagadaj do niego” mówiłam sobie. „Musisz poznać wilki z nowej watahy. No dalej!”
-Eee... cześć!- zaczęłam niezbyt inteligentnie.
-Hej- odpowiedział bez emocji.
Chwila ciszy.
„No myśl! Powiedz coś, nawiąż rozmowę!”
-Jestem Blue.
-Widzę.
Zmieszałam się, ale zaraz do mnie dotarło o co chodziło i aż zachciało mi się śmiać.
-To moje imię. Eee... to znaczy taka ksywka naprawdę, a nie prawdziwe imię- wyjaśniłam.
-Aha. Miło poznać.
-Jestem nowa w watasze i... nie znam jeszcze terenów, ani wilków...-rozpaczliwie starałam się wymyślić coś, żeby podtrzymać rozmowę.
-Mogę ci jakoś pomóc?- zapytał. Niby miło z jego strony, ale cały czas utrzymywał ten ton nie wyrażający niczego.
-Byłoby miło, ale nie chcę zawracać głowy.
Basior milczał.
-Szukam drogi nad Wilczy Potok- poddałam się wreszcie.
-Mogę cię zaprowadzić.
-Będę wdzięczna- rozpromieniłam się. Postanowiłam nie mówić mu, że wystarczyłoby, gdyby pokazał mi kierunek.-To idziemy?
-Mhm- mruknął twierdząco i ruszył zdecydowanym krokiem.
Na początku truchtałam obok niego wesoło, ale gdy po 10 minutach nadal odpowiadał na wszystkie moje pytania najwyżej kilkoma słowami (najczęściej jednak monosylabami), zaczęłam tracić nadzieję, ze da się z nim zaprzyjaźnić. Powoli dochodziłam do wniosku, że może lepiej będzie spróbować nawiązać przyjaźń z kimś innym.
Wreszcie doszliśmy do miejsca, z którego widać już było Wilczy Potok.
-To tu- powiedział.
-Dzięki.
-Nie ma za co- milczał przez chwilę.-To cześć- odezwał się wreszcie i ruszył w przeciwnym kierunku niż ja miałam iść.
-Miło było cię poznać- powiedziałam za nim, chociaż nie byłam pewna czy tak było naprawdę. Jednak słowo „poznać” zostało mi w głowie. Stałam tak patrząc na oddalającego się basiora. Wreszcie coś zaskoczyło.
-Czekaj! Nie powiedziałeś mi jak się nazywasz!- zawołałam.
Był już daleko, ale zatrzymał się. Przez chwilę jakby myślał nad czymś, a potem odwrócił głowę i powiedział:
-Qui-Gon. Nazywam się Qui-Gon- i odszedł.
A mnie zamurowało. Niemożliwe! To nie może być on! Przecież nawet nie jest podobny do... Ale jego oczy...te oczy... Te oczy!
Dobra. Zmieniam listę priorytetów. Numer jeden: Poznać tego basiora.



Od Neworo

Zgodzili się!. Nie mogłem w to uwierzyć.
- Wrócę, obiecuję- szeroki uśmiech wpełzł mi na pysk. Pożegnałem się z nimi. Oboje życzyli mi powodzenia w odnalezieniu rodziny. Potem rozeszliśmy się. Reyna czekała na mnie w tym samym miejscu.
- I, co?- przechyliła głowę na bok, nerwowo machając ogonem.
- Mogę z tobą iść!- powstrzymywałem się od skakania ze szczęścia i podekscytowania. Reyna uśmiechnęła się , podzielając mój entuzjazm.
- To dobrze. Myślałam, że ci nie pozwolą.- jej oczy błyszczały się z podekscytowania.
- Kiedy ruszamy?
- Jeszcze dziś.- Podeszła do mnie, czekając na odpowiedź. Nie byłem pewny czy to dobry pomysł ale chciałem zobaczyć moją rodzinę. Byłem najedzony i nie czułem się zmęczony. Pokiwałem głową na znak, że się zgadzam. Widać było, że moja decyzja ją usatysfakcjonowała.
Poszliśmy nad Wilczy Potok by ustalić plan podróży. Terytorium mojej rodziny znajdowało się daleko na północy. Reyna tłumaczyła mi, że musimy przejść przez góry, które oddzielają mroźne pustkowia od zielonych polan mojej watahy. Wymieniła wiele nazw rzek, innych watach, które mogły by nas zaatakować lub zaopiekować się nami w czasie podróży. Tak naprawdę to nie skupiałem się na jej słowach tylko na pochłanianiu wzrokiem zielonych liści, słodko pachnącej trawy właściwie tego wszystkiego czego nie zobaczę przez najbliższe dni. Z rozmyślań wyrwała mnie Reyna, która pociągnęła mnie za ucho.
- Puszczaj!- odskoczyłem zaskoczony.
- Nie słuchasz mnie.- odpowiedziała- Ruszymy dziś wieczorem a ty nawet nie wiesz co cię tam czeka!. Powinieneś bardziej uważać!.- Prychnąłem. Reyna warknęła na mnie rozdrażniona.
- Od dawna masz letnią sierść. Zanim zacznie ci się zmieniać na zimową minie co najmniej tydzień od wkroczenia na Lodowe Pustkowia. Będziesz tam marzł. Na szczęście masz skrzydła szybko przedostaniemy się przez terytoria na południu. – Powiedziała na jednym wydechu. Usiadła oddychając ciężko.
- Miałaś na myśli, że ja się szybko przedostanę?. Ty nie masz szans. Nie masz skrzydeł.
- Nie martw się o mnie. – Pochyliła głowę w stronę wody, zaciskając szczękę.
- Co się z tobą dzieje?. Zachowujesz się co najmniej dziwnie. – Sam nie wiem dlaczego to powiedziałem. Od dawna zdawałem sobie sprawę z tego, że Reyna nie jest normalnym wilkiem. Dlaczego to tak nagle mnie zaniepokoiło?.
- Po prostu się denerwuję…Będziemy iść jakiś miesiąc przez ten cały śnieg…Do tego jeszcze twój brat…- zacisnęła oczy.
- Boisz się go?
- Wystarczy, że na ciebie spojrzę i widzę Nerona.- przełknęła ślinę- Jesteście do siebie podobni. Ale…, nie, nie boję się go.
Kłamała. Albo miała coś do ukrycia. Widziałem to. Widziałem to w jej oczach.



Od Dusta

Saphira upadła. Przerażony, doskoczyłem do niej.
-Saph? Saphira?!- potrząsnąłem nią, ale nadal miała zamknięte oczy. Co się dzieje, przecież przed chwilą wszystko było dobrze! - Saphira, słyszysz mnie?!
Złapałem waderę za kark i lekko podrzuciłam, dzięki czemu znalazła się na moich plecach.
-Trzymaj się kochana- szepnąłem. Byłem bardzo zdenerwowany, a kiedy truchtałem w stronę Wodospadu , łapy mi się trzęsły. Przeskoczyłem przez wodę, prawie zrzucając z siebie Saphirę, ale na szzęście zdążyłem ją złapać. Wparowałem do jaskini szpitalnej.
-Pomocy!- krzyknąłem- est tu kto?!
Zza skalenj ściany wysunął się Nirvan.
-Spokojnie Dust nie musisz krzy...- przerwał w pół zdania, kiedy zobaczył nieprzytomną Saphirę na moim grzbiecie.- choć.
Zabrał mnie za ścianę i kazał mi położyć waderę na dużym kamieniu.
-Poczekaj tam- wskazał, a ja poszedłem. Zdenerwowany, siadłem pod ścianą. Po jakiś 15 minutach przyszedł Nirvan, a za nim powoli szła Saphi.


<Saph?>



Od Nigthflow

Zrobiłam krok w tył, widziałam Nicka całego i patrzyłam na wysokiego basiora (o kilka centymetrów mnie przewyrzszał) o pięknych złotych oczach, lśniącej czarnej sierści i o bujnej grzywce. Basiora, kyóry skradł moje serce. Kocham go i nic tego niezmieni. To on sprawił, że moje życie nabrało sensu.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę na twój widok. - uśmiesznełam się i otoczyłam go ramionami, szepnełam do ucha.
- Nie musisz mnie przepraszać za to że się nie widzieliśmy. - kątem oka zauważyłam że marszczy brwi.
- Przecież...- próbował mi coś powiedzieć.
- To nie tylko twoja wina - przerwałam mu - Ja też zawiniłam - Nick otwożył pysk żeby coś powiedzieć, ale ja ( żeby mu znowunie przerywać) pocałowałam go. Uśmiechał się, zresztą ja też. Brakowało mi go przez ten cały czas, ale nie miałam mu zazłe że się nie spotykaliśmy.
- To co teraz?- zapytałam.

<Nick?>


Od Storm

- Hmmm... Kusząca propozycja, milordzie. - przyznałam ze śmiechem. Zeszliśmy z parkietu i chcieliśmy już iść do Love Lagoon kiedy nagle.
- Mamo! Dokąd idziecie? Już odpadacie? Przecież nawet nic nie wypiłaś, na dodatek są urodziny Twojego syna! - usłyszałam za nami głos Val.
- Ja dzisiaj nie piję, moja droga. - odparłam krótko, nie zwracając uwagi na waderę. Poszliśmy do Love Lagoon, a na miejscu spostrzegłam, że jestem sama. Nigdzie nie było Night'a. Z początku opanowało mnie przerażenie. Rozglądałam się panicznie po okolicy.
- Night?!?! - zawołałam głośno partnera.
- Tak?!? - odkrzyknął gdzieś z lasu. Po chwili przyszedł do mnie z pięknym, dzikim kwiatem:



- Dziękuję, jest śliczny! - pocałowałam go w policzek.
- Piękny i dziki, zupełnie jak Ty. - uśmiechnął się basior.
- Przesadzasz... - mruknęłam i położyłam się na trawie, a Night obok mnie.
- E, tam przesadzam! Mówię, co myślę i tyle. - przytulił mnie.
- Te, te, te! Panie Milordzie, proszę uważać! I proszę pamiętać, że już za niedługo będzie pan tatusiem. - odepchnęłam go lekko i uśmiechnęłam się.
- To musi być niezwykłe uczucie, prawda? Być prawdziwym rodzicem... - rozmarzył się.
- A niby dlaczego nie jesteś jeszcze "prawdziwym rodzicem"? - spytałam niepewnie, bo nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Nick ani Val nie są moimi dziećmi, tylko Twoimi, więc nie jestem prawdziwym ojcem... - wytłumaczył.
- Ale za niedługo będziesz, poza tym Nick zaczął Cię traktować jak ojca. - przyznałam.
- Chociaż tyle... - przyznał mi wreszcie rację.
Siedzieliśmy tak do samego rana, ja nie wytrzymałam i zasnęłam, nie wiem jak Night. Gdy się obudziłam Night coś pałaszował, na szczęście zostawił coś dla mnie.

(Night?)



Od Spero

Leniwiłem się na Polanie Sczeniąt. Na Polanie księżyca kłębiło się za dużo wilków, a tu, na Polanie Szczeniąt nie było prawie nikogo, oprócz dwóch opiekunów, Akiry i Vanshee z kilkoma szczeniakami. Leżałem na boku,delektując się przyjemnym słońcem. Patrzyłem na szczeniaki- bawiły się wesoło w berka. W pewnej chwili jeden z nich się przewrócił, chyba Astarte, córka Reiki. Zaczęła płakać, a w tedy jedna z opiekunek, Vanshee, podeszła i delkiatnie podniosła ją za kark z ziemi. Pogłaskała waderkę po głowie i czule przytuliła. Pierwszy raz zwróciłem uwagę na tę waderę. Była wysoka i szczupła, a jej smukłe łapy obejmowały szczeniaka. Mała przestała płakać i pobiegła znowu się bawić, a jej opiekunka siadła pod drzewem obok Akiry.Zastanowiłem się. Tak na prawdę nie znałem Vanshee. Nie miałem też na oku żadnej wadery, a lata mi lecą. Więc stwierdziłe, że czemu by nie?
Podniosłem się z ziemi i podszedłem do szczeniaków.
-Dobrze się bawicie, szkraby?- spytałem i trąciłem jednego nosem, a ten się zaśmiał. Kątem oka zobaczyłem, że Vanshee uważnie mi się przygląda.- berek!
Szczeniaki ze śmiechem zacz ęły mnie ganiac po Polanie. Po paru minutach mnie złapały, a kiedy już ze mnie zeszły, podeszła do mnie ta piękna wadera.
-Nie musisz się tak popisywać- zaśmiała się i pomogła mi wstać- jestem Vanshee.
-Hahaha, wcale się nie popisuję- uśmiechnąłem się do niej i przedstawiłem się- ja jestem Spaero, miło mi cię poznać.
Od razu poczułem między nami chemię. A może mi się tylko wydawało?

<Vanshee?>


Od Molly

Muszę przyznać, że dziś byłam okropnym śpiochem i spałam do południa. Ktoś bardzo miły zostawił mi coś do zjedzenia, ale wiele tego nie było, więc i tak musiałam przejść się do lasu. Upolowałam młodego jelenia, nawet było mi go szkoda. Świat jest niesprawiedliwy, co potwierdza historia moja i tego malca. Nie mam wyrzutów sumienia, od dłuższego czasu posługuje się hasłem: Life is brutal and full of pitfalls! 
Nie chciałam wracać już do domu, dopiero co wstałam. Ruszyłam więc w głąb lasu, o tej porze jest tam pięknie. I się nie myliłam, świat jest piękny. Rozkoszowałam się jego pięknem i nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam nucić różne piosenki, a zwłaszcza jedną:




Po chwili jednak nucenie pod nosem zamieniło się w ciche śpiewanie, a niestety stawało się coraz głośniejsze. Nie bardzo się obawiałam, że ktoś usłyszy. Nie doszłam do końca utworu, gdy usłyszałam cichy szelest za swymi plecami. Nie odwracałam się, mimo iż wiedziałam, że ktoś tam jest. przygotowałam się do ewentualnej obrony.
- Dobra, wyłaź! Przecież wiem, że tam jesteś! - krzyknęłam nie odwracając się, ale kątem oka patrząc za siebie. W zaroślach zobaczyłam piękne oczy jakiegoś basiora. Nie wiedziałam co to za jedne, ale postanowiłam wkrótce się tego dowiedzieć.
(Jakiś basior dokończy?)



Od Młodej Alphy Shadow- trasa koncertowa

Po koncercie cała nasza ekipa wróciła do jaskini i położyła się spać, bo z samego rana mieliśmy ruszać dalej.
-Dobranoc, byliście wspaniali- powiedział Jay , opadł na ziemię i zaczął chrapać.
-On naprawdę jest dziwny- powiedział Cyrus ze śmiechem i położył się pod ścianą.
Tak, Jay był bardzo dziwnym wilkiem. Jednak w jednym miał racę – dziś byliśmy wspaniali! Zaraz po tym, jak zeszliśmy ze sceny otoczyło nas mnóstwo, mnóstwo wilków. Ciągle krzyczeli nasze imiona i wciąż o coś pytali. Jedna wadera zapytała mnie nawet, czy mogłabym zostać w tej watasze i codziennie śpiewać! To takie niesamowite, po jednym występie tak wiele wilków nas pokochało.
Oparłam głowę na klatce piersiowej mojego chł…partnera.
-Dobranoc- szepnęłam, ponieważ w jaskini słychać już było miarowy oddech śpiących wilków- kocham cię.
-Ja ciebie też- odszepnął – słodkich snów.
Minęło 20 minut a klatka Cyrusa unosiła się równomiernie. Spał. Ja nie. Bałam się zasnąć, bo ciągle martwiłam się, że znów przyśni mi się koszmar. Westchnęłam i przekręciła się na drugi bok. Kiedy zamknęłam oczy, od razu w mojej głowie odbił się echem tajemniczy głos: ,,Córka mordercy’’. Otworzyłam je i wbiłam w sufit. Nadal męczyły mnie te słowa ponieważ nie wiedziałam kto i z jakiego powody je wypowiada. Ech…
Kolejne 20 minut przeleżałam bez ruchu. Już prawie zasypiałam, kiedy kątem oka zobaczyłam poruszenie przy wejściu do jaskini. Nie poruszyłam się, udając że śpię. Przyjrzałam się postaci. Na pewno był to basior, poznałam po budowie ciała. Uśmiechnęłam się pod nosem. Czyli lekcje wilczej anatomii z Kirą nie poszły na marne. Oszacowałam z daleka, jak silny może być. W słabym świetle księżyca rysowały się spore mięśnie na łapach. Obcy poruszył skrzydłami, które przylegały do jego grzbietu. Patrzył. Czekałam na moment, kiedy odwróci się choć na moment, a kiedy to zrobił , zwinnie i bezszelestnie z leżenia skoczyłam na równe łapy pod ścianę. Moja czarna sierść zlała się z cieniami. Wbiłam wzrok w basiora, który ponownie zwrócił głowę do wnętrza jaskini. Po cichu i delikatnie zaczął posuwać się do przodu. Przeszłam  obok niego pod ścianą, niezauważona. Kiedy znalazłam się za wilkiem, skupiłam wzrok na jego grzbiecie. Dotknęłam brzuchem ziemi. Napięłam mięśnie. Pazury cicho zazgrzytały o skałę. Spokojnie odchyliłam się do tyłu i mocno odbiłam się od podłoża. Znalazłam się na plecach wilka i przekręciłam się na lewo, aby zagłuszyć odgłos upadku. Przyszpiliłam basiora do ziemi i otaksowałam go wzrokiem. W jednej chwili zorientowałam się, że obcy wcale nie był obcym. Wstałam.
-Eragon, co ty tu robisz?- zdziwiona patrzyłam jak basior podnosi się z ziemi.
-Po pierwsze, nie atakuj więcej mojego grzbietu, bo nie jest już taki młody jak kiedyś- zaśmiał się- a po drugie, może wyjdźmy stąd, żeby nie obudzić twoich znajomych.
Kiwnęłam głową, nadal nie wiedząc co sprowadziło to członka WWG.
Wyszliśmy z jaskini i udaliśmy się na pobliską polankę.
-Teraz proszę, wytłumacz mi wszystko- spojrzałam na Eragona.
-Twoi rodzice...-zaczął, ale nie dałam mu dokończyć, bo warknęłam głośno, zirytowana.
-Naprawdę?!- krzyknęłam cicho- nie ma mnie jeden dzień i już wysyłają kogoś , żeby sprawdził czy żyję?!
Oczywiście mówili mi, że będą przysyłać kogoś co jakiś czas, ale bez przesady…
-Hahaha, tak, Młoda Alpho- uśmiechnął się zwiadowca- więc co mam im powiedzieć?
-Żeby byli spokojni i dali mi dorosnąć- dodałam poważnym głosem, ale uśmiechałam się- i następnym razem nie zakradaj się tak.
-Tak jest!- uśmiechnął się Eragon, pożegnał się i uniósł w niebo.
Pokręciłam głową, kiedy już zmienił się w małą kropkę na horyzoncie.
-Oni są niemożliwi.
Byłam jednak szczęśliwa, że tak się o mnie martwią. Kochają mnie i chcą dla mnie jak najlepiej. Dobrze jednak by było, gdyby dali mi więcej swobody…chociaż sam fakt, że puścili mnie w tą trasę koncertową świadczy o tym, że mi ufają.
Po cichu weszłam do jaskini i ułożyłam się obok Cyrusa. Przykryłam głowę ogonem. Całkiem zapomniałam o moich lękach związanych z koszmarami i zasnęłam. Tym razem nic mi się nie śniło.



Od Katniss

Siedziałam całą noc w jaskini, przeglądając starą księgę.
Za każdym razem mówiłam sobie, że powinnam już kończyć: „Katniss, musisz spać. Katniss, nie powinnaś tyle tutaj siedzieć. Katniss zaraz zaśniesz na stojąco. Katniss… och, po prostu odłóż to idiotko!”. Jednak ani razu nie posłuchałam swojego „głosu rozsądku” (tak, nawet ja go mam) i w efekcie spędziłam całą noc czytając i oglądając przeróżne obrazy roślin. Co jakieś 5 minut wmawiałam sobie, że ta strona będzie ostatnia. Nie przeczytam już więcej i odłożę wszystko na miejsce, ale w tedy znajdywałam kolejne, zdawałoby się, że ważne informacje o nieznanych mi roślinach, które mogłyby okazać się pożyteczne.
*czytaj: znalazłam kolejną informację o trujących roślinach i wszelkich śmiercionośnych kwiatach*
W końcu jednak dałam sobie spokój z czytaniem. Nie dlatego, że byłam zmęczona (od jakichś dwóch godzin przestałam cokolwiek czuć), ale brakowało mi jakiegokolwiek światła, które mogłoby oświetlić wnętrze jaskini. Księżyc zakryły chmury, więc siłą rzeczy musiałam skończyć użeranie się z tym grubym tomiskiem i odłożyć go na miejsce. Kiedy wychodziłam z jaskini dotarło do mnie, że księżyc wcale nie został zakryty przez chmury. Po prostu za kilka godzin słońce powinno ukazać się moim oczom, jednak niebo dalej było szare. Czyli był to moment, w którym księżyc odszedł z nieba, a słońce jeszcze nie wzeszło.
Wyszłam z jaskini powolnym krokiem. Później, jeszcze wolniej, zeszłam z niewielkiej skały i zeskoczyłam na trawę. Nie miałam żadnych konkretnych planów na dzisiaj, więc postanowiłam się trochę poszwędać. W trzy sekundy ułożyłam sobie konkretny plan dnia:
1) Zrobić coś tam.
2) Pójść gdzieś tam. Może przed siebie.
3) Wspiąć się na drzewo.
4) Zejść z drzewa.
5) Może coś upolować.
6) I znów pójść się poszwędać.

Tak, taki dzień wielu wilków mogłoby uznać za stracony, wiem. Zapewne w innych okolicznościach ja również bym tak myślała. Ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że kolejna zarwana nocka może mnie wiele kosztować. Naprawdę w i e l e.
Nie miałam siły na nic, a każdy najdrobniejszy hałas przyprawiał mnie o ból głowy. W dodatku oczy same mi się zamykały i co chwila ziewałam. Tak naprawdę to miałam wielką ochotę na to, aby położyć się w pierwszym lepszym miejscu i przespać cały dzień. Albo i jeszcze kolejny. Ale, niestety, nie mogłam sobie na to pozwolić. Musiałam zrobić dzisiaj chociaż jedną konkretną rzecz. Zwykłą pogoń za sarną mogłabym na upartego nazwać swoim „treningiem”. Dzisiaj, wyjątkowo będę dla siebie bardziej łaskawa. Ten jeden, jedyny raz.
Westchnęłam głośno, zrezygnowana. Zamknęłam na chwile oczy, tylko po to aby znów je otworzyć. Po czym, chwiejnym i zmęczonym krokiem udałam się w stronę Wolf Rock. Co chwila musiałam zwalniać kroku lub robić pięciosekundowy postój. Dzisiaj naprawdę nie miałam na nic siły.
-Hm… a więc to tak wygląda najgroźniejsza młoda wadera na świecie?- usłyszałam czyjąś uwagę.
Odwróciłam się, tak abym mogła zobaczyć wilka, który najwyraźniej dobrze się bawił, widząc mnie w takim stanie.
-Hm… w więc to tak wygląda najbezczelniejszy basior, który wtyka nos w nie swoje sprawy.- zwróciłam się do Nick’ a, posyłając mu jedna z moich najpodlejszych spojrzeń.
Na twarzy basiora pojawił się grymas.
-Teraz już wiem jak potrafisz się odzywać, kiedy jesteś zmęczona.
-Phi!- prychnęłam pogardliwie.- To jeszcze nic! Poczekaj aż się rozkręcę…
-Nie, proszę. Możesz mi chociaż tego darować.
Szczera niechęć w jego głosie pozbawiła mnie jakiejkolwiek satysfakcji, więc uznałam, że najlepiej skończyć temat. Odwróciłam się plecami do Nick’ a i poszłam w swoją stronę. Ku mojemu zdziwieniu, basior poszedł za mną.
Nie widziałam go, ale za to słyszałam. Nie dlatego, że wilk chodził głośno i nieostrożnie. Po prostu, zawsze kiedy jestem zmęczona, każdy dźwięk brzmi zbyt głośno. Tak właśnie było dzisiaj. I zgaduję, że będzie jeszcze przez bardzo długo. Albo właściwie baaaardzo dłuuugooo.
-Czemu za mną idziesz?- spytałam w końcu przyjaciela.- Nie masz niczego do roboty?
-Katniss… jest trzecia.
-A więc, powinieneś iść spać. Dobranoc!- rzuciłam od niechcenia.
Byłam przekonana, że basior właśnie wywrócił oczami.
-Nie jestem małym dzieckiem, Katniss.- Niko zwrócił mi uwagę.
Na moim pysku pojawił się złośliwy uśmiech. Odwróciłam się do basiora i zmierzyłam wzrokiem. W końcu odezwałam się zadowolona;
-Oh, dopraaaaawdyyy…? A czasem zachowujesz się jak szczeniak.
Chciałam trochę podroczyć się z Nick’ iem (tak na dobry początek dnia, nie?). Na moje szczęście, basior połknął haczyk.
-Ja szczeniakiem? Jeśli ktoś jest tutaj m a ł y to ty!
Wykrzywiłam usta w grymas. Zmierzyłam basiora wzrokiem i zauważyłam, że Nick przez czas mojej nieobecności na terenie WWG znacznie urósł. Był jakieś pół głowy wyższy ode mnie. Jeśli nie więcej.
-Dyskryminacja przybiera jeszcze gorszej formy.- rzuciłam naburmuszona.
Niko uśmiechnął się, odsłaniając szereg białych kłów. Jego złote oczy błysnęły. Prychnęłam pogardliwie i po raz kolejny podjęłam próbę samotnej wędrówki. Niestety, mój przyjaciel najwyraźniej uparł się aby dotrzymać mi towarzystwa.
-I czego się tak szczerzysz?- rzuciłam basiorowi, kiedy ten zaczął iść obok mnie.
Dostrzegłam, że wilk zmarszczył brwi, zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią. Jego uśmiech odrobinę przygasł, jednak nadal widziałam, że nie był w najgorszym humorze. W przeciwieństwie do mnie.

-A nie, nic. Tak tylko się zastanawiam skąd u ciebie pomysł, aby wstać o tej godzinie i zrobić sobie spacer po terenie watahy?
-Nie lubię jak ktoś miesza się w nieswoje sprawy.- mruknęłam pod nosem, jednak zaraz odpowiedziałam na pytanie.- Nie spałam. Czytałam całą noc, dlatego jestem taka zmęczona. Znudziło mi się, więc poszłam się przejść.
-Zarwałaś noc? W ogóle nie s p a ł a ś?!- westchnęłam.
-Głuchy jesteś? Przed chwilą to powiedziałam.- skarciłam basiora, jednak ten najwyraźniej nic sobie z tego nie zrobił. A wręcz przeciwnie. Zdawało mi się, że był jeszcze weselszy. Czemu? Nie mam pojęcia. Kto by nadążył za basiorami?
Szliśmy już tak dobre 15 minut. Raz w ciszy, a raz rozmawiając. Co prawda, głównie to Niko opowiadał. Oczywiście, również co jakiś czas musiałam się odzywać, aby wilk nie pomyślał, że go ignoruję. Jednak zazwyczaj, to on zachęcał mnie do rozmowy.
Skierowaliśmy się w stronę Polany Szczeniąt. Na początku nie miałam bladego pojęcia gdzie idziemy, gdyż nie skupiałam się na drodze. Jednak, kiedy zobaczyłam, gdzie poniosły nas łapy, szybko zawróciłam.
-Dlaczego chcesz iść?- spytał się zdziwiony.
-Jak to dlaczego? To Polana Szczeniąt. Nie lubię „słitaśnych” bachorów.- odpowiedziałam rzeczowo.
Nick westchnął z rozbawieniem. Zaczął mówić, że powinnam inaczej myśleć o szczeniakach, ale koniec końców zgodził się abyśmy poszli nad wilczy potok.
Kiedy usiedliśmy nad strumieniem, pozwoliłam sobie odetchnąć. Spacerowaliśmy już dobre pół godziny i powoli zaczęło kręcić mi się w głowie. Faktycznie byłam dziś w kiepskiej kondycji. Cholerna książka.
Zerknęłam na Nick’ a. Wilk, kiedy zauważył, że go obserwuję, starał się ukryć rozbawianie. Niestety, niezbyt mu to wychodziło.
-Możesz chyba powiedzieć co cię tak bawi.- rzuciłam zirytowana.
Nick uśmiechnął się, zadowolony tym, że został zachęcony do rozmowy.
-Wątpię. Bo to dopiero byłoby mieszanie się w nieswoje sprawy.
Zrobiłam wielkie oczy, a moje brwi powędrowały ku górze. Posłałam wilkowi pytające spojrzenie, a on uśmiechnął się złowieszczo. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego wyrazu twarzy u Nick’ a.
-No dobrze, a więc gdzie byłaś przez cały ten czas?-Miał na myśli czas, który spędziłam poza watahą.
-Byłam u Gildii. U „tej bandy złodziei”, jakbyś zapomniał.- dodałam kąśliwie.
Niko najwyraźniej spodziewał się takiej odpowiedzi, gdyż uśmiech nie schodził mu z pyska. Zerknął na mnie, posyłając znaczące spojrzenie.
-Tyle czasu poświęciłaś na ćwiczenia? Szkoliłaś się przez c a ł y ten czas?
Zrobiłam wielkie oczy. Poczułam, że oblewam się tym cholernym rumieńcem, więc szybko odwróciłam głowę. Oczywiście ten gest nie uszedł uwadze basiorowi. Z resztą, wątpię aby dało się przeoczyć coś takiego.
Zakryłam pysk łapą. Zaraz jednak podniosłam wzrok na basiora i posłałam mu jedno z moich słynnych spojrzeń.
-Niko?
-Taaaaak?
Uśmiechnęłam się złośliwie, wypowiadając jeden, dobrze dobrany zwrot:
-Chrzań się.
Mój przyjaciel przestał dłużej powstrzymywać się od śmiechu. Teraz zaśmiał się tak głośno i tak szczerze, że nie mogłam odwzajemnić uśmiechu.
-Jak on ma na imię, hmm…? Duncan, dobrze pamiętam?
Nick zaczął się ze mną droczyć. Trochę było mi głupi, że zeszliśmy na taki temat. Albo właściwie- t a k i temat. Jednak dzięki złośliwości Nick’ a prawie zapomniałam o tym jak paskudnie się czułam. Zapomniałam o nieprzespanej nocy i o tym, że jest trzecia. Zapomniałam, że przede mną długi i zapewne pracowity dzień. Po prostu się śmiałam. Byłam szczęśliwa i tylko to się liczyło.
-Jeeenyyy… ale jesteś uparty.
-No co? Po prostu troszczę się o moją przyjaciółkę.- stwierdził Niko, robiąc minę niewiniątka.
-Jesteś fatalnym kłamcą.- stwierdziłam obiektywnie.
-Twoja szczerość mnie przeraża.
-A mnie twój wyszczerz.- odpowiedziałam zadowolona.
Basior parsknął i odsłonił szereg białych kłów. Najwyraźniej ta uwaga nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia.
-Mogę cię o coś zapytać?- zadał w końcu pytanie. Uniosłam jedną brew.
-Jeśli nie ma to związku z Duncan’ em.- postawiłam warunek. Wilk zaśmiał się serdecznie i zaczął kręcić przecząco głową.
-Nie, w porządku. Nie ma.
-W takim razie…. Słucham.


<Nick? Co masz do powiedzenia ?>


Od Vanshee

Spero już od razu wydał mi się sympatycznym basiorem. Podczas opieki nad szczeniętami spoglądałam kątem oka, jak wpatruje się we mnie, jak na jakąś zdobycz. W zasadzie nie przeszkadzało mi to-od zawsze marzyłam o tej chwili, żeby ktoś w końcu się mną zainteresował.

Po chwilowej zabawie ze szczeniętami, usiadłam pod drzewem i zaczęłam rozmyślać nad całą tą sytuacją. Nagle usłyszałam radosny krzyk jednego z podopiecznych. Szybko zerknęłam w ich stronę. Okazało się że Spero również włączyli do zabawy. Zaimponował mi tym. To było naprawdę urocze. Wpatrywałam się w nich jeszcze trochę. Nie minęło dużo czasu gdy cała gromada szczeniąt rzuciła się na biednego, bezradnego basiora, który próbował się od nich odpędzić. Kiedy maluchy zeszły już z brzucha Spero podeszłam do niego. Wiedziałam, że jest mną zainteresowany, więc bez żadnego zastanowienia pomogłam mu wstać i odrzekłam:
-Nie musisz się już tak popisywać!
-Ha ha wcale się nie popisuje!- zaczął bezradnie tłumaczyć się Spero, jednak nie wychodziło mu to.
-To co-przerwałam głuchą ciszę-skoro już wybroniłam cię od tych nieszczęsnych szczeniaków, może pospacerujemy gdzieś razem? Akira sama zajmie się maluchami.
-Skoro nalegasz-wyszczerzył szeroko zęby i ruszył w stronę Jeziora Błysków. Przyśpieszyłam za nim. Przez całą drogę rozmawialiśmy i śmieliśmy się bardzo głośno. Jeszcze nigdy nie spotkałam tak zabawnego, sympatycznego i zarazem przystojnego wilka..
Gdy dotarliśmy na miejsce oboje położyliśmy się na trawie obok siebie i kontynuowaliśmy naszą rozmowę. Nagle ni stąd ni zowąd Spero cicho burknął:
-Ale tu nie wygodnie!
-To może.. przeniesiemy się gdzieś indziej?-zaproponowałam
-Z przyjemnością-odparł rozszerzając po raz kolejny swoje białe niczym śnieg kły i ruszył gdzieś zupełnie w inną stronę. Uwielbiałam jego uśmiech...
Spero szedł dumnie przed siebie a ja starałam się go dogonić. W końcu po dosyć długiej wędrówce zapytałam dokąd zmierzamy. Ten zaś rzekł, że to tajemnica. Nie chciałam psuć tej romantycznej chwili więc powoli podążałam za nim..

<Spero?>


Od Nicka 

Oddałem pocałunek.
-A teraz chciałbym z tobą porozmawiać – odpowiedziałem. Wadera skinęła głową i położyliśmy się na trawie. – No, to jak ci idą treningi?
-Myślę, że dobrze. Wkrótce kończę staż, także jest okay – oparła głowę na moim ramieniu. – A twoje?
-Nie ma Glimmer, więc muszę się szkolić sam, ale czasami moje treningi nadzoruje Eragon i mówi, że jest dobrze, a nawet bardzo.
-Ale pomimo tego ćwiczysz – dodała, a ja kiwnąłem głową.
-Tak. Dążę do perfekcji.
Uśmiechnęła się.
-Ja też.
-Dla mnie już jesteś perfekcyjna.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Miałeś jakieś wieści od Katniss?
-Tak, niedawno wróciła do watahy.
-To świetnie! Może...
-Night! Nightflow!
Odwróciłem się, a Nightflow natychmiast zerwała się z ziemi. W naszą stronę biegł Mefisto.
-Nightflow, czekam już na ciebie jakis kwadrans! Zapomniałas o treningu!
-Przepraszam cię, Mefisto! – zawołała Night, czerwieniąc się. – Już idę, naprawdę.
-Noo...-zaczął basior, jednak jego spojrzenie padło na mnie i wzrok złagodniał. – Och, rozumiem. Cześć, Nick.
-Dzień dobry, Mefisto – przywitałem się spokojnie.
-No dobra, Night, za dziesięć minut koło Green Deep.
-Jasne Mefisto. Przepraszam – mruknęła Nightflow, a zwiadowca odbiegł. Wstałem, a Night spojrzała na mnie smutkiem.
-Muszęisć.
-Wiem. Możemy się tu spotkać dzisiaj w nocy, koło jedenastej?
-Dobrze – pocałowała mnie w policzek i odbiegła.
***
Siedząc nad Wilczym Potokiem i wpatrując się w księżyc, nerwowo uderzałem łapą o trawę. W końcu ujrzałem jakąś postać bezszelestnie wyłaniającą się zza drzew i skierowałem spojrzenie w tamtą stronę.
Nightflow wyłoniła się z WolfRock z błyszczącym szarym futrem i świecącymi oczami. Uśmiechnąłem się na jej widok, a ona odwzajemniła mój uśmiech.
Przytuliliśmy się, usiedliśmy i przez kolejny kwadrans rozmawialiśmy – co słychać u niej, co słychać u mnie. W końcu Night znów oparła głowę na moim ramieniu, co nie było takie trudne – byłem od niej wyższy zaledwie o kilka centymetrów. Nightflow była naprawdę wysoką waderą.
-Musimy się czesciej spotykać – stwierdziła.
-Zdecydowanie. Conajmniej jeden raz w tygodniu – odpowiedziałem stanowczo. – I...Night?
-Tak?
-Ty wiesz, że ja cię kocham, prawda?
-Wiem. Ja ciebie też – uśmiechnęła się tak słodko i radośnie, jak tylko ona to potrafiła.
-I...znamy się bardzo długo...-zacząłem. – I...
-I....i co, Nick? – zapytała z lekkim zaniepokojeniem, odsuwając się. Wziąłem głęboki oddech i wypaliłem:
-Nightflow, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją partnerką?

<Nightflow?>



Od Mefisto

-Jesteś super uczennicą - powiedziałem.
-Naprawdę? Nie wydaje mi się. Dużo gadam, często narzekam, czasami mi nie wychodzi - odparła Nightflow.
-To wszystko co wymieniłaś właśnie świadczy o tym, że jesteś super uczennicą. Te wszystkie cechy masz dlatego, że zależy Ci - mówiłem dalej - niedługo zdarz egzamin i będziesz zwiadowcą jak nikt do tąd - dodałem.
-Może? Pewnie masz rację. Dziękuje - zakończyła naszą rozmowę. Poszliśmy do lasu, poćwiczymy ciche chodzenie. Z każdą lekcją Night wychodzi coraz lepiej. Kolejnym ćwizeniem jakie dałem Night było ,,polowanie". Wyszliśmy na łąkę, gdzie znajowały się zwierzęta. Ona poszła na lewą stronę polany, a ja zostałem w miejscu. Jej zadanie polegało na tym, że miała mnie zawiadomić jak najciszej o poruszaniu się saren i kiedy bedziemy gotowi ruszymy na atak. Oczywiście nie polowaliśmy naprawdę, więc ofiar nie było, ale zadanie się udało.
Nightflow to zdolna wadera. A zadanie okazało się dobrą zabawą. 


Od Nicka 

-A jak tam idzie twój staż na szamankę, pomijając zerwane noce dla czytania ksiąg? – zapytałem, wciąż się szczerząc. To musiało już naprawdę irytować Katniss – zarówno moje doskonałe, głupkowate samopoczucie, jak i to pytanie. Zdaje się, że dzisiaj dosłownie wszystko ją irytowało.
-A czy to, że zerwałam noc, już nie służy za odpowiedź? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, a ja parsknąłem śmiechem. Ta ironiczna, niezależna Katniss. Ale mi tego brakowało.
-Wiesz, właśnie odkryłem, czemu mi się tak nudziło przez ostatnie tygodnie – rzuciłem, przewracając się na grzbiet niczym mały szczeniak, a Katniss prychnęła.
-Tak? No to podziel się tym odkryciem, geniuszu, jeśli łaska.
-Hmm, no nie wiem, zastanowię się – zaśmiałem się, a moja przyjaciółka z irytacją przewróciła swoimi złotymi oczami. Nawiasem mówiąc, straszliwie świeciły, a przecież nie było jeszcze zupełnie jasno. Byłem ciekaw, czy i moje oczy tak świeciły. I szczerze, słabo przypominam sobie wygląd mnie i Katniss jako szczeniaków, kiedy moje futro było szare, a nie czarne, a oczy morskozielone. Z kolei Kat była w biało-żółto-brązowych, zdaje się, plamach, a jej oczy były szmaragdowe. A teraz co? Nikt by nie poznał w niej tej małej Katniss z dzieciństwa.
-No dobra już, dobra. Nudziło mi się bez twojego towarzystwa i kąśliwego humoru. Jak trenowałem, to wyobrażałem sobie, co byś w takiej chwili powiedziała i od razu miałem ochotę się zaśmiać – wyznałem, a Katniss posłała mi krzywy, drwiący uśmieszek.
-Oj już wystarczy, bo się wzruszę. To zabrzmiało prawie jak wyznanie miłosne.
-Nie wyobrażaj sobie za dużo – odpowiedziałem i przewróciłem się na brzuch, a brwi Katniss lekko, leciutko uniosły się ku górze. Ha, zapewne nie spodziewała się po mnie, takim wkurzającym Nicku takiej „błyskotliwości”. Miło wiedzieć, że we mnie bardzo wierzy.
-Nie wyobrażam. Przecież masz Nightflow, prawda? – rzuciła. – A przy okazji, jak tam z wami w końcu jest? Za nim znów wymknęłam się na dłuższy czas z watahy do tej „bandy złodzieji” to jakoś nie odniosłam wrażenia, że spędzacie ze sobą dużo czasu.
-To się zmieniło – odparłem i nic nie mogłem poradzić na to, że na moim pysku pojawił się głupkowaty uśmieszek. Nie umknęło to również uwadze Katniss, co jest raczej oczywiste.
-Aaach, więc to jest przyczyną twojego znakomitego humoru, mam rację?
-Zgadłaś – odrzekłem radosnym tonem, jakżeby inaczej.
-No, masz co świętować. Teraz żaden Alkivo wam nie przeszkadza.
-To prawda. Spotykam się z nią tak często, jak tylko mogę – odpowiedziałem, po czym westchnąłem i zerknąłem na waderę leżącą koło mnie. – Pamiętasz te czasy, kiedy byliśmy szczeniakmi, wszędzie razem chodziliśmy, a ty i ja, jako ci starsi, mieliśmy oko na Night?
-Taa. Dawno to było – odpowiedziała Katniss, wbijając nieobecny wzrok gdzieś w odległy horyzont.
-No pewnie. Pamiętam również, jak wtedy mi...pomogłaś. Kiedy Alkivo się we wszystko wtrącał i w ogóle, nękał mnie z tymi swoimi bezsensownymi wytłumaczeniami i przeprosinami, i wtedy ty wyszłaś z WolfRock, bezgłośnie i niespodziewanie niczym duch.
Wzrok Kat oprzytomniał i skierował się na mnie.
-A potem zabrałaś mnie nad to urwisko – kontynuowałem – I tam rozmawialiśmy, ty mi bardzo pomogłaś no i zrozumiałem, jak muszę dbać o Nightflow. No i wtedy się zaprzyjaźniliśmy, bo ja odważyłem się poprosić ciebie o treningi – posłałem jej lekki usmiech. – I od tamtej pory wciąż zachodzę w głowę, czemu wtedy przyszłaś i mi pomogłaś, bo przecież nie musiałaś tego robić.
Katniss wzruszyła lekko ramionami.
-Znam cię od dawna, prawda? Zawsze traktowałam cię...przyjacielsko – uśmiechnęła się krzywo, jakby ze sceptyzmem. – No i ty też wiedziałeś, jak to jest nie mieć ojca.
-Taaak. Wiesz, że od czasu tamtej rozmowy ani razu za nim nie zapłakałem?
-Teraz wiem – odparła, taksując mnie uważnym wzrokiem i najwyraźniej się nad czymś zastanawiając. Nad czymś ważnym.
-No i wciąż pamiętam te „dziwne” słowa, które mi wtedy powiedziałaś – dodałem, uśmiechając się lekko. – Głupi byłem, że ich wtedy nie zrozumiałem, nie?
-Jak już to nie głupi, tylko zbyt mały – odpowiedziała. – Ile ty wtedy miałeś? Pół roku?
-Ponad – uzupełniłem.
-No to ponad. I jakie słowa? – jestem pewien, że po prostu chce ze mnie wycisnąć, czy naprawdę to pamiętam i rozumiem, chociaż jest znakomitą aktorką, bo w jej głosie brzmi autentyczne zdziwienie. Ach, Katniss zawsze była, jest i będzie najsprytniejszą waderą, jaką znam.
No dobra, jak chce to niech ma. Uśmiechnąłem się teraz szeroko i zadeklarowałem:
-„W noc posępną i ponurą, gdy marzenia i nadzieje wszelakie, bez powrotu mrok pożera. W noc, gdy w mej duszy widmo się zalęgło, nad głową mą kruk dostojnie kręgi zataczał. Z rozmarzeniem w ślepiach myślał kracząc: „Co odeszło nie podwróci...NIGDY JUŻ”.
Przez krótki, bardzo krótki moment Katniss dosłownie zatkało, zapewne po raz pierwszy i ostatni w całym jej życiu. Spojrzała na mnie, jakby widziała mnie po raz pierwszy na oczy.
-Ty...ty tak dobrze to pamiętasz?
-Aż takiej słabej pamięci nie mam – zaśmiałem się. – Bardzo mi się te słowa przydały, Katniss, wierz mi. „Co odeszło nie powróci...NIGDY JUŻ”.
-To prawda – przyznała cicho, wlepiając wzrok w szumiącą wodę. – Nick? – odezwała się po dłuższej chwili ciszy.
-Tak?
-Kochasz Nightflow, prawda?
-Oczywiście.
-Nie chcesz jej skrzywdzić?
-No ba! Sprawić, żeby płakała, byłoby dla mnie grzechem – ledwo wypowiedziałem te słowa, uświadomiłem sobie, jak ckliwe, romantycznie i „słodko” one brzmią. Odwróciłem więc głowę i otworzyłem pysk żeby rzucić krótkie „Przepraszam”, a potem śmiać się na widok skwaszonej, sceptycznej miny Katniss, ale jednak nie. Nie było takiej potrzeby. Nie była skrzywiona ani nic. Nie odrywała wzroku od potoku i była jakby nieobecna duchem, chociaż byłem pewny, że mnie słucha. Ona zawsze mnie słuchała...nawet gdy miała za sobą zerwaną noc, tak jak dziś.
-Zależy ci na niej?
-Oddałbym za nią swoje życie.
-Zamierzasz jej się oświadczyć?
-Tak...czekaj, co!?
-Ha, wiedziałam! – posłała mi swój słynny, złośliwy uśmieszek.
-Nie, nie, czekaj. Ja...nie myślałem o tym, to przez te twoje pytania....-próbowałem się wymigać, ale Kat nie odrywała ode mnie swojego wzroku, teraz przepełnionego triumfem.
-Twoje odpowiedzi nie były lakoniczne ani szablonowne, Nick. Gdybyś o tym nie myślał, krzyknąłbyś na cały WolfRock „Nie! Co ty sobie myślisz?!” czy coś równie przepełnionego oburzeniem, ale nie – uśmiech nie schodził jej z pyska. – Lepiej się przyznaj.
-No...okay, przyznaję, że ostatnimi czasy trochę o tym myślałem – wymamrotałem. – Ale to dla ciebie powinno być oczywiste, panno Katniss Wszechwiedząca.
-Już się tak nie unoś – prychnęła. – Każdy głupi w watasze się tego spodziewa – uśmiechnęła się jeszcze bardziej złośliwie.
-Skoro już jest chwila szczerości – prychnąłem. – To czy przyznasz mi się do czegoś?
-Hm...nie za bardzo mam do czego – mruknęła, mimo że jej ton sugerował coś zupełnie innego. – No, ale słucham.
-Nie ma cię praktycznie ponad miesiąc w watasze, może więcej. Nie wiem, nie liczyłem, miałem trochę zajęć. Jestes nieobecna duchem i zacharowywujesz się na śmierć, no i nigdy wcześniej nie spędzałaś u Gildii tyle czasu. Jesteś w słabszej kondycji i oczywiście, po zerwanej nocy jest jeszcze gorzej, ale parę razy widziałem cię w lesie, tylko ty byłaś tak zamyślona, że mnie nie zauważyłaś, co na ciebie jest po prostu niemożliwe.
-Więc...? – prychnęła, już szczerze zirytowana i zniecierpliwiona wyliczaniem przeze mnie tych asertywnych argumentów.
-Więc, Katniss, odpowiedz mi szczerze: to oczywiste, że kochasz tego Duncana. I nie zdziwiłbym się, gdyby to było coś więcej niż tylko robienie do siebie maślanych oczek w czasie twojego pobytu u Gildii – wypaliłem, a moja przyjaciółka zrobiła wielkie oczy.
<Katniss?>



Od Nighta


Storm zasnęła. Cieszyłem się, że ją mam. Spojrzałem jak spokojnie oddycha. Uśmiechnąłem się pod nosem. Potem skierowałem wzrok na jezioro. Było tu pięknie. Moje myśli pobiegły, gdzieś w przeszłość. W dawne czasu... Jakiś czas później zrobiło się już jasno Storm jeszcze spała. Wstałem tak by jej nie obudzić i poszedłem na polowanie. Byłem jakiś nie swój, dziwnie się czułem. Trudno to opisać. Udało mi się upolować sarnę, to nawet dobrze o tak wczesnej porze. Wróciłem na miejsce i położyłem się niedaleko partnerki, najpierw miałem zamiar poczekać, aż się obudzi, ale jednak zacząłem jeść pierwszy. Oczywiście zostawiłem dla niej specjalny kawałem. Po jakimś czasie zobaczyłem, że otworzyła oczy. Oderwałem się od jedzenia i uśmiechnąłem się do niej
-Cześć piękna. Jak się spało?
-Dobrze- przeciągnęła się
-Do stołu podano- wskazałem ruchem głowy część dla niej
-Dzięki- zajęliśmy się jedzeniem. Po jedzeniu wstałem
-Muszę coś dzisiaj załatwić. Będę wieczorem- uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w policzek- dbaj o siebie- mrugnąłem do niej i ruszyłem przed siebie. Ruszyłem przez las, a później przez polanę. Musiałem sprawdzić jedną rzecz i w miarę możliwości jakoś to rozwiązać

Storm?



Od Shan 

No dobra jak każdy wie kocham, a nawet BARDZO kocham polowanie. Dla mnie bez tego życie by nie istniało i właśnie teraz przestało istnieć...
Dwa dni temu z Cristal i Storm poszłam na łowy. Zapowiadało się cudownie, słońce świeciło, ptaki śpiewały, a ja i moje przyjaciółki miałyśmy uśmiechy na pyskach. Co prawda było trochę duszno, ale to świadczyło, że dużo zwierząt może być nad małym wodopojem koło lasu. Moje przekonania się sprawdziły. Znalazłyśmy swoją ofiarę. Był to mały jelonek. Schowałyśmy się w krzakach i czekałyśmy na odpowiednią chwilę. Kiedy ta nadeszła ruszyłyśmy w pogoń. Wszystkie inne zwierzęta też zaczeły uciekać. To super uczucie biec w takim ,,stadzie".
-Łuhuuu! Chodźcie dziewczyny, jest świetnie! - zawołałam. Gdy wszystkie trzy byłyśmy gotowe do skoku na ofiarę, nagle z krzaków wybiegł dorosły, przestraszony jeleń. Nie zauważył mnie i wpadł na mnie, a ja wpadłam w skały. Dziewczyny odrazu pobiegły do mnie.
-Nic Ci nie jest Shan? - zawołała Storm.
-Pomogę Ci wstać - podeszła Cristal. Wstałam, ale coś przeszkadzało mi w poruszaniu się. Łapa utkneła mi pomiędzy kamieniami. Kiedy dziewczyny mnie już wyciągneły okazało się, że mam skręconą kostkę. Troche bolało.
W drodze powrotnej do jaskini, mimo bólu bawiłam się super, tak jak dziewczyny! Nie jestem, aż tak lekka jak piórko, więc dziewczynom, nie było łatwo mnie nieść. Często wpadałyśmy do wody, krzaki i różne kwiatki.
-Hahaha!! - nasz śmiech było słychać wszędzie. Było super. W jaskini zostałm opatrzona. Mimo, że nie udało się polowanie i mam chorą łapę, to był naprawdę udany dzień.



Od Nightflow

Patszyłam na Nicka siedzącego nabprzeciwko mnie. Jego piękne złote oczy patszyły prosto w moje nie mogąc doczekać się odpowiedzi.
- Tak- powiedziałam cicho, a po policzku spłyneła mi łza szczęścia. - Tak- powtużyłam głośniej wtulając się w miękkie futro Nicka. Usiadłam na przeciwko basiora i otarłam łzy.
- Trzeba będzie powiedzieć innym.- powiedziałam z uśmiechem na pysku.
- Tak. - odpowiedział.
- Tylko komu? - zapytałam patsząc się w ślniące oczy Nicka.

<Nick?>



Od Młodego Alphy Cyrusa- trasa koncertowa

,,A może zostaw coś na później….na na na na’’ – nuciłem w głowie. To była moja nowa piosenka na koncert. Od świtu cała nasza ekipa była na nogach, a Jay przez czas podróży kazał nam układać teksty.
-Kiedy się chodzi, lepiej się myśli- stwierdził, kiedy ruszyliśmy z Watahy Polarnej Zorzy.
Koncert dla jej mieszkańców był wspaniały. Nigdy nie czułem takiej adrenaliny stojąc na scenie. Rano, kiedy wyszedłem na chwilę z jaskini rozprostować łapy, podbiegły do mnie jakieś trzy młode wadery, wyraźnie podekscytowane moim widokiem. Jedna z nich, wpatrzona we mnie wielkimi z przejęcia oczami poprosiła o autograf. Autograf? M ó j autograf? Zaśmiałem się, bo nikt nigdy nie poprosił mnie o coś takiego. Nawet nie wiedziałem, jak mam im go dać! W pobliżu była wielka kałuża błota, więc zamoczyłem w niej łapę i odcisnąłem na białym, gładkim czymś, co przyniosły wilczyce. Od każdej dostałem buziaka w policzek, po którym oddaliły się, piszcząc. To było naprawdę dziwne zdarzenie, ale też poczułem jakiś rodzaj euforii. Kiedy opowiedziałem o tym Shadow, zaśmiała się , ale przestała, kiedy przy śniadaniu wilki rzuciły się na nią, błagając o autografy. Chyba jej występ spodobał im się najbardziej.
-Jay, daleko jeszcze?- zapytała nagle Roxy , wyrywając mnie z letargu.
Od jakiś trzydziestu minut przedzieraliśmy się przez trawę naszej wysokości. Kompletnie nic nie było przez to widać.
-Nie- odparł basior, a po krótkiej chwili dodał- w zasadzie to nie wiem.
Gloria, która szła za mną, prychnęła.
-Czy ty w ogóle wiesz dokąd idziemy?
-Nie wiem- powiedział Jay, nie odwracając się.
-Cudownie!- różowa wadera zaśmiała się ironicznie.- po prostu super!
-Spokojnie, zaraz na pewno dojdziemy do jakiejś watahy- odezwała się idąca obok mnie Shad- przecież ta łąka…o ile można to tak nazwać…przecież nie będzie się ciągnąć w nieskończoność.
W tym momencie wysoka trawa ustąpiła miejsca niskim krzaczkom, a naszym oczom ukazało się wejście do watahy.
Spojrzałem na moją partnerkę.
-Masz prorocze słowa. Może powinnaś zostać szamanką, czy coś w tym stylu?- szturchnąłem ją lekko.
-Tak, oczywiście- zaśmiała się i oddała mi dwa razy mocniej.
Złapałem równowagę i zwróciłem głowę ku wejściu, bo w rzeczy samej, było to wejście na teren watahy zrobione z ciemnych gałęzi drzew. Pod nim siedziały dwa napakowane basiory, po lewej beżowy, a po prawej szary z czarnymi pręgami, obydwa uzbrojone w nienaturalnie duże kły. Kiedy podeszliśmy bliżej, wstali.
-Czego tu chcecie- warknął szary wilk.  Nie był przyjaźnie nastawiony. Tak samo basior po lewej. Stanąłem obok Jaya, a wilk odsłonił zęby.
-Spokojnie panowie- łowca talentów był jak zawsze wyluzowany i żartobliwy. – te oto młode wilki, to odkryte przeze mnie talenty.
Wskazał w naszą stronę, ale ani jeden, ani drugi strażnik nie oderwali od niego wzroku.
-Przemierzamy wiele kilometrów, aby świat ich usłyszał!
Beżowy postąpił krok do przodu.
-Macie pozwolenie na wstęp do naszej watahy?
Jego głos był bardzo niski i groźny. Kątem oka zobaczyłem, że Gloria się cofa, a Shadow, jak to ona podeszła bliżej.
-Nie- odparł Jay z uśmiechem- ale to nie problem, prawda?
-W takim razie zjeżdżać stąd.- rozkazał basior- i więcej mi się tu nie pokazywać bez pozwolenia.
-Ale przyjacielu…
-Nie słyszałeś, psie?!- wilk zaczynał się denerwować. Wydawało by się, że chce skoczyć na Jaya- macie stąd zjeżdżać! Inaczej pogadamy inaczej.
Warknął, a jego górna warga uniosła się do góry, dzięki czemu mogliśmy podziwiać ogromne białe zębiska, które niebezpiecznie zbliżyły się do pyska łowcy talentów.
-Taaak…to my się będziemy zbierać- zaśmiał się nerwowo i zwrócił do naszej szóstki- idziemy!
Pozwoliłem przejść Roxy, Izabell, Shadow i Glorii, a sam z Alexem zostaliśmy na końcu w razie, gdyby strażnicy chcieli nas pogonić siłą. Na szczęście z powrotem usiedli na swoich miejscach i tylko odprowadzili nas wzrokiem.
Po chwili weszliśmy do lasu iglastego. Drzewa były tu bardzo wysokie, a gałęzie z igłami występowały tylko na samej górze. Gołe pnie nie wyglądały zachęcająco, a przez nie las wydawał się jakiś dziwnie pusty. Czułem miękki mech pod łapami.


-Kojarzę to miejsce- powiedział Jay- tu gdzieś powinna być Wataha…
Nagle usłyszałem jakiś szept. Jakby coś cichutko mówiło w koronach drzew. Nie udawało mi się rozpoznać słów. Shadow nie należała do strachliwych wilków, ale przysunęła się bliżej mnie. Alex popatrzył w górę.
-Tam nic nie ma- zdziwił się- co wydaje te dźwięki?
-Tam coś jest!- przeraźliwy krzyk Glorii sprawił, że spojrzałem w lewo.
Za czteroma rosnącymi obok siebie drzewami coś stało. Po chwili wysunął się wilk. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Uśmiechał się. Był dość dobrze zbudowany, biały, z czarnymi znaczeniami i czarną grzywką.
-Czy jesteście grupą wilków, która daje koncerty?- spytał, patrząc na każdego po kolei.
Zaśmiałem się w duchu. Plotki szybko się rozchodzą.
-Owszem- uśmiechnął się dumnie Jay.
-W takim razie ja, Milton, witam was w mojej Watasze Szeptu! Zapraszam, tędy.
Ruszyliśmy za Alphą.
-No, wiedziałem że tu była jakaś wataha przy której coś szepcze- zaśmiał się Jay.

Znaleźliśmy się na terenie, gdzie odbędzie się nasz drugi występ.



Od Spero

Postanowiłem, że zaszaleję. Czemu by nie? Co z tego, że nam Vanshee od…w sumie to od parunastu minut. Jeśli nie wyjdzie, trudno. Ale miałem nadzieję, że jednak Van spodoba się miejsce do którego ją prowadziłem.
-Dokąd idziemy?- spytała po chwili.
-To tajemnica- wyszczerzyłem się do niej.
Po paru minutach doszliśmy do celu. A mianowicie…do Love Lagoon.
-Jesteśmy!- oznajmiłem, przepuszczając waderę. Vanshee miała zdziwienie w oczach. Zapewne nie spodziewała się , że przyprowadzę ją właśnie tutaj.
-Wow…Spero…- powiedziała, patrząc w swoje odbicie w krystalicznie czystej wodzie laguny.- czemu…czemu mnie tu przyprowadziłeś?
Podszedłem do niej powoli od tyłu.
-Bo…bardzo mi się podobasz- wyszeptałem jej na ucho.
Van zaśmiała się.
-Naprawdę?
-Bardzo naprawdę- odparłem szeptem.
Odwróciła się do mnie, a wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Aż dreszcz mnie przeszedł, kiedy zbliżyła się do mnie.


<Vanshee?>



Od Malley'a

*Molly, postanowiłem, że dokończę twoje opowiadanie ;) *

-Dobra, wyłaź! Przecież wiem że tam jesteś!
Kurde, zauważyła mnie! Cofnąłem się trochę, ale wiedziałem , że to na nic. Już wiedziała, że tu jestem. Odkąd Kira, wktórej się podkochiwałem, opuściła watahę, zacząłem zwracać jakąś szczególną uwagę na Molly. Tak na prawdę, nigdy z nią nie rozmawiałem, a ni nic.Jedyne z kim się przyjaźniłem i z kim gadałem to Team, który non stop powtarzał mi, że muszę sobie kogoś w końcu znaleźć. I tak oto od rana obserwóje Molly, choć do końca nie wiem, jakie mam co do niej zamiary. Nawet nie wiem, czy mi się podoba!
-No wyłaź!- rozkazała wadera.
Zrezygnowany, wyszedłem z krzaków.
-Cześć- powiedziałem odważnie.
-Yyyy cześć- odparła patrząc na mnie takim wzrokiem, jakby mnie wogóle nie kojarzyła.
-Jestem Malley- podszedłem trochę bliżej.
-Achh, jesteś z WWG?- spytała patrząc na mnie czujnie. Czyli jednak mnie nie kojarzyła.
-Tak. I to dość od dawna- odparłem. Uśmiechnąłem się przy tym. Zapadła cisza. Czekałem, czy wadera coś powie.

<Molly?>




Od Alphy Arii

Było popołudnie i właśnie wróciłam z zebrania trenerów wojowników, strażników i łowców. Doszły dwa nowe wilki więc musiałam ustalić z innymi harmonogram szkoleń.
Przecięłam Polanę Księżyca. Życie w watasze płynęło spokojnie, wszystko było na swoim miejscu. Z jednej strony to dobrze. Ale z drugiej miałam przeczucie, że zaprzestanie jakichkolwiek ataków ze strony Rapier może być podejrzane...Postanowiłam, że wieczorem wyślę kilku zwiadowców, żeby wywęszyli co u niej. Ostatni raz pojawiła się na ślubie Cyrusa i Shadow a od tamtej pory ...nic. Cisza.
Minęłam Nicka, Nightflow i Katniss rozmawiających o czymś gorączkowo. Dust, Kowey, Team i Leach leżeli w cieniu drzew i śmiali się. Po prawej grupka wader plotkowała. Tak. Było zdecydowanie zbyt sielsko.
Zdenerwowana, poszłam poszukać Rolly'ego. Chciałam mu się zwierzyć z mojego zaniepokojenia.
-Tylko gdzie on jest...-szeptałam do siebie , idąc pod lasem.
Rano wyszedł z jaskini wcześniej niż ja. Zmarszczyłam brwi. Nie mówił mi, że ma spotkanie, ani nic. Wogole, ostatnio stał się taki...małomówny? Wcześniej byłam przekonana, że to przez to, że Shady jest daleko od domu, ale teraz ta pewność znikła. Zamyślona, nie zauważyłam drzewa tuż przed sobą. Z całej siły uderzyłam w nie głową i odskoczyłam do tyłu.
-Grr ała..- spojrzałam w górę na mojego napastnika, bezwiednie dotykając łapą obolałe miejsce. Kątem oka zobaczyłam coś wysoko, na prawo od drzewa. Ktoś siedział na Wzgórzu Alph. Zmrużyłam oczy i od razu rozpoznałam wilka. To Rolly.
Zapomniałam o bólu i ruszyłam ku Wzgórzu. Szybko się na nie wdrapałam i podeszłam bezszelestnie do partnera.
-Rolly?
Najwyraźniej o czymś intensywnie myślał, bo nie zareagował na imię.
-Rolly.- powtórzyłam nieco głośniej, a basior drgnął. Odwrócił się.
-O, to ty, Ario- powiedział smutnym głosem.
Byłam bardzo zdziwiona. Rolly i smutny głos? Niee, to w ogóle do siebie nie pasuje! Przecież to jeden z najzabawniejszych basiorów w watasze. Coś musi być nie tak. Podeszłam bliżej i usiadłam obok niego.
-Co się dzieje.
Spojrzał na mnie.
-Nic się nie dzieje, o co ci chodzi?- próbował wybrnąć z sytuacji.
-Nie kłam, przecież widzę- nie dałam mu zboczyć z tematu.
Jego oczy były przepełnione smutkiem. Odwrócił wzrok i wbił go w horyzont.
Zapomniałam, po co go szukałam. Teraz chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, co go trapi.
-Rolly, powiedz mi co się z tobą dzieje.- naciskałam.
Basior westchnął głęboko.
-Chodzi o to...- zawiesił- że...ty znasz swoją historię. Znasz...znałaś swoich rodziców...Wiesz kim jesteś.
Jego słowa zawisły w powietrzu. ,,Znałaś swoich rodziców''.  Znałam. Krótko, ale znałam. Tak jak rodzice Rolly'ego, moi zginęli w walce ze Stone Claw. Pamiętam tamte mroczne dni...
-Nie rozumiem- powiedziałam- przecież ty też znałeś swoich rodziców.
- Właśnie nie znałem- jego wzrok nadal był utkwiony gdzieś daleko, był jakby nieobecny.- ja...skłamałem.
Zdziwiłam się. I to bardzo.
-Co?  jak to ,,skłamałeś''?- dopytywałam się.
Westchnął i nie odezwał się.
-Rolly, jak to skłamałeś?- zaczynałam się naprawdę denerwować. Basior w końcu się odezwał.
-Dawno temu, kiedy się poznaliśmy, powiedziałem ci, że moich rodziców zabiły tygrysy szablozębne. Tak jak twoich.
Kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem, a on ciągnął dalej.
-Ale to nie była prawda...ja...nie byłem w Watasze Bratniej Krwi od urodzenia. Nie tak jak ty. Nie pamiętam praktycznie niczego...wiem , że była noc, że ktoś niósł mnie w zębach...że bolało...to nie były zęby matki. Matka...nie przebijała by skóry szczeniaka...byłem cały we krwi....Tak, to pamiętam. Smak mojej własnej krwi. I ten moment...kiedy ktoś cisnął mną, jak kawałkiem zgniłego mięsa. Prosto w jakieś kujące krzaki...
Wstrzymałam oddech. Od razu wyobraziłam sobie tą scenę.Przerażenie rosło we mnie z każdym kolejnym słowem mojego partnera.
-I pamiętam świt. Słońce przedzierało się przez kolczaste gałęzie, Potem...nie było nic. Kolejne wspomnienie to krzyki wilków, które mnie znalazły. Ktoś wyciągnął mnie delikatnie. Zaniosły mnie gdzieś, nie pamiętam gdzie, ale to nie było przyjemne miejsce. Było tam wiele, wiele szczeniaków, takich jak ja...rannych...były też martwe... a potem przyszła młoda wilczyca, może roczna...WhiteWind. Zabrała mnie stamtąd.
Z przestrachem patrzyłam na Rolly'ego. Nie miałam pojęcia...nic nie wiedziałam o jego przeszłości. Nie z tej strony...
-Odkąd skończyłem 4 miesiące, już wszystko pamiętam. Kiedy podrosłem, zacząłem wypytywać WhiteWind o moją przeszłość, ale nic mi nie chciała powiedzieć. Wyjawiła tylko tyle, że szamani zajęli się mną dawno temu. To oznaczało... że wyczyścili mi całą pamięć. Dla tego nic a nic nie pamiętam. Powiedziała, żę to dla mojego dobra...
Przytuliłam się do niego bezwiednie.
-Och, Rolly- szepnęłam, a łzy podpłynęły mi do oczu.- czemu..czemu nigdy mi nie powiedziałeś?
-Starałem się o tym zapomnieć- powiedział- udało mi się. Ale nie wiem czemu, od dłuższego czasu zacząłem o tym myśleć. Wiesz jak ja się czuję? Nie mas pojęcia...rozumiesz, nie wiem kim jestem. Nic nie wiem o mojej rodzinie, o krewnych, kompletnie nic...czuję się taki...obcy samemu sobie.

CDN


Od Lukasa

Biegłem cicho, a wiatr prześlizgiwał się pomiędzy moją długą sierścią. Szumiał mi w uszach i potrząsał liśćmi otaczających mnie drzew i krzewów.
Biegłem, bo mi kazali, biegłem, bo co noc ten sam głos mówił mi Błękitna Wadera z Zakazanego Lasu zwróci ci życie, którego pragniesz. Biegłem więc zakazanym lasem i starałem się dotrzeć tam, gdzie ją spotkam. W snach była przepiękna. Jej futro zdawało się być jedynie białe, ale lśnić błękitną poświatą.
Nagle przystanąłem. Cichy głos rozproszył moje myśli. Był słodki i miękki, zdawał się należeć do istoty niewinnej i bezbronnej.
-Sarsa, wstawaj już- wyszeptał głos.
-Odwal się!- warknął ktoś, a potem nad krzakami, które zasłaniały mi widok, rozwinęły się przepiękne, smocze skrzydła w odcieniu czerni, lśniące na fioletowo w światle bladego świtu, zakończone srebrnymi kolcami.-Brrr…- wadera wzdrygnęła się i machnęła skrzydłami.
Muszę przyznać, ze trochę mnie zatkało na ich widok i nim zdążyłem uskoczyć za drzewo, one przekroczyły linię dzielących nas krzewów i stanęły jak zamurowane, gdy mnie zobaczyły. Odrzuciłem opadającą mi na oczy czarną grzywę i przyjrzałem się im dokładniej. Ta ze skrzydłami, była dostojnie wyglądającą czarną wilczycą z fioletowym ombre na grzywie i fioletowymi łatami na umięśnionym ciele.
Ta druga była jasno brązowa, miała ciemniejszą grzywkę, niebieski nos i parę błękitnych łatek. Chodziła z gracją, ale niepewnie i trzymała się boku tej dostojniejszej.
Fioletowa zmierzyła mnie swoim władczym spojrzeniem.
-Wywalili cię z Piekła?- spyta z ironicznym uśmiechem, a jej głos rozbrzmiał echem w mojej głowie. Był krystaliczny i czysty.
-Co ja widzę, upadłaś, Aniele?- spytałem w odpowiedzi śmiejąc się szyderczo.
-Na twoje szczęście, bo do Nieba byś nie poszedł!- warknęła.- Ale wiesz… Teraz też nie masz szans!
Machnąłem głową zbywając ją i spojrzałem w górę, na przemieszczające się słońce.
-Muszę przejść, kotku- powiedziałem i zrobiłem dwa kroki w ich stronę.
-O nie!- wadera wyprężyła się do skoku.- To moje terytorium- warknęła zaciekle.
Wyszczerzyła kły, które zalśniły w świetle przedzierającym się przez korony wysokich drzew. Odpowiedziałem jej tym samym.
-Stop!- odezwał się nagle ktoś. Spojrzałem w prawo i ujrzałem Wilczycę z moich snów. Błękitna grzywka opadała jej na oczy.- Ptaszki śpiewają, że się zagubiliście- powiedziała z przyjaznym uśmiechem na twarzy.- Chodźcie, nazywam się Aria i jestem Alphą Watahy Wschodzącej Gwiazdy.
Uśmiechnąłem się sam do siebie i ruszyłem za Arią, która już zdążyła na powrót zniknąć w krzakach. Za nimi czekał na nas cały oddział wojowników. Gdy szliśmy do siedziby Watahy, żołnierze zamiast zachować szyk, śmiali się i wygłupiali. Patrzyłem na nich zdezorientowany.
-Wiem, co sobie myślisz- powiedział ktoś. Rozpoznałem ten czysty, pięknie brzmiący głos.
-Są straszni- stwierdziłem nawet się nie odwracając.
-Są pewni siebie- dodał ktoś. Odwróciłem się i zobaczyłem Arię.- Są pewni tego miejsca, to ich terytorium.
-Pewność siebie się chwali…- mruknąłem-… do czasu.
Nie miałem zbytnio czasu, żeby im wygarnąć, ze do niedawna nawet nie wiedzieli o naszym istnieniu, bo dodarliśmy na skraj lasu, gdzie spotykały się dwa wzgórza pozostawiając między sobą jedynie wąski przesmyk. W każdej z tych gór znajdowała się ogromna jaskinia, a wejścia do nich zdawały się na nas zerkać.
-No dobrze!- zawołała Aria.- Wszyscy rozejść się! Oprócz was!- krzyknęła do nas.- Po kolei za mną do Jaskini Alph. Zadecydujemy zaraz o waszym dalszym losie! Status, funkcja, zamieszkanie i takie tam!
Potem odwróciła się i zaczęła iść w stronę mniejszej jaskini. Tuż przed jej wejściem odwróciła się w moją stronę i powiedziała.
-Najpierw ty…- spojrzała na mnie pytająco.
-Yyy… Lukas- powiedziałem, gdy ogarnąłem, o co jej chodzi. Poszedłem za nią.
W jaskini czekał na mnie jeszcze jeden wilk. Miał białą sierść z błękitnymi łatami.
-To jest Rolly- powiedziała Aria siadając koło kompana.- Druga z Alph.
Kiwnąłem głową i zaczęły się pytania. Kim jesteś, skąd jesteś, jak się tu znalazłeś, co z twoją rodziną, nie masz rodziny, czym się zajmujesz, co robisz najlepiej, co lubisz, czego nie lubisz, jakbyś się zachował gdyby…? I tak dalej i tak dalej…
-Beta- powiedziała w końcu Aria.
-Beta- potaknął jej Rolly.
-Jak w filmie- mruknąłem cicho.
-Będziesz trenował zwiadowców i wojowników- oznajmiła mi Aria i oddelegowała do wyjścia.- Możesz pozwiedzać. Normalne obowiązki przejmiesz jutro. Ktoś ci o nich opowie.
Wyszedłem z jaskini. Sarsa leżała pod drzewem rozłożona, a Niebieskonosa zwinęła się w kłębek przy jej pysku.
-Teraz ty, Sarsa- powiedziałem z przekornym uśmiechem.
-Sarsanne- warknęła tamta i wstała.
Minęliśmy się mierząc spojrzeniami. Gdy wadera zniknęła w cieniu jaskini położyłem się przed wejściem do niej i zmrużyłem oczy.
Po chwili mych uszu dobiegł miękki, czysty głos.
-Kiedy się odwrócisz, kiedy stwierdzisz, że nie możesz dalej iść… Kiedy los swój zawieruszysz, kiedy zrozumiesz, że nie tak chciałeś żyć… Wtedy odwróć się w mą stronę, razem pokonamy wrogie myśli twe… Wtedy spójrz jeszcze w lusterko, czy tak wygląda pech? Może nie jest aż tak źle, może warto jeszcze walczyć! Nigdy nie zapomnij, że nie zawsze wraca się na tarczy!- wadera urwała, gdy tylko zobaczyła, że się jej przyglądam. Gestem pokazałem jej, że może kontynuować.- Może tak miało być, bez przyczyny nie ma nic! Co czeka za rogiem, nie wiesz, idź…
-Łaał- odezwał się ktoś. Z przesmyku wyłonił się szary wilk z turkusową grzywką.- Przepięknie śpiewasz!
-Nie… ja tylko… tak, dla rozładowania stresu…- zaprzeczyła Niebieskonosa, ale tamten raczej nie chciała jej słuchać.
-Jestem Lazur, a wy?
-Lukas, właśnie zostałem betą.
-Amelisse- powiedziała Niebieskonosa.- Ale możesz mi mówić Amy.
-Super! ... Muszę zmykać!
Lazur zniknął tak szybko, jak się pojawił. Jego miejsce zajęła za to Sarsa.
-I jak tam, Aniele?- spytałem, a Amelisse pokręciła głową, jakby chciała powiedzieć, że to zły pomysł.
-Nie nazywaj mnie tak!- wrzasnęła Sarsa.
Machnąłem głową lekceważąco i chyba popełniłem błąd. Odwróciłem się do niej plecami i usłyszałem jedynie chrzęst żwiru ustępującego spod łap przy skoku. Nim się zorientowałem, co się dzieje, Sarsa skoczyła na mnie i przygniotła do ziemi całym swoim ciałem. Jej majestatycznie rozłożone skrzydła zasłaniały większość mojego pola widzenia.
-Zrozumiałeś?- spytała, a ja spróbowałem się oswobodzić. Mimo, ze była smukła i szczupła, to jej mięśnie trochę ważyły.
-A jeśli nie, to co?- spytałem nie mogąc się powstrzymać. Czasem mógłbym się pohamować od tych sprzeczek i docinek. Na pewno wyszłoby mi to na zdrowie. Sarsa zbliżyła swój pysk do mojego, a mnie zalała nagła fala gorąca. Pożądanie? Skąd tu się wzięło to draństwo. Przecież ona chce mnie zabić!
Wadera wyszczerzyła kły, a ja głośno przełknąłem ślinę. Kątem oka zobaczyłem mały tłumek gapiów.
-Hej! Rozdzielcie ich!- krzyknęła błagalnie Amelisse.
-Daj spokój, kochana, takie rzeczy trzeba załatwiać osobiście- powiedziała spokojnie Aria przyglądając się nam. Sarsa zdezorientowała się na chwilę.
Użyłem całej swojej siły i udało mi się ją zrzucić z siebie. Wylądowała zaledwie parę metrów dalej i szyb ko się pozbierała. Zaczęliśmy krążyć wokół siebie szczerząc kły i warcząc.
W końcu Sarsa znów wyprężyła się do skoku, lecz nim go wykonała, Amy wpadła pomiędzy nas i krzyknęła.
-Dość!
Aria wydawała się zawiedziona, ale kazała się wszystkim rozejść. Sarsanne też miała zawiedzioną minę.
Alpha podeszła do Amy i pogratulowała jej odwagi, czy czegoś. Odeszły razem w stronę jaskini Alph. Rozejrzałem się dookoła i znów położyłem przy wejściu. Sarsa zajęła miejsce po przeciwległej stronie.
-Mogłabyś czasem wyluzować- stwierdziłem.

<Sarsa? Amy? Ario? Shadow? Rolly? Czy ktoś chce coś dodać?>



Od Katniss

Zrobiłam wielkie oczy. Nie wiem czemu, ale źle się poczułam, kiedy dotarły do mnie słowa Nick’ a. Może to przez to, że jest tak wcześnie? Lub dlatego, że jestem tak zmęczona? Albo po prostu mam porąbane we łbie. Tak, myślę, że ta trzecia opcja jest najbardziej prawdopodobna.
-Nie mówi tak więcej.- warknęłam na basiora.
Normalnie nigdy bym się tak nie zachowała. Dlaczego zareagowałam wtedy akurat w taki, a nie inny sposób? Nie mam pojęcia. Ale fakt ten tylko podkreśla moją chorą psychikę.
-Dlaczego? Coś się…
Nie wytrzymałam i przerwałam wilkowi:
-Nie! Po prostu… po prostu mnie zostaw. Samą. Chociaż na chwilę.- mówiąc to odeszłam od Nika. Mój przyjaciel jednak nie dał za wygraną. Podbiegł do mnie i szybko znalazł się tuż obok. Widząc go próbowałam uciec, ale nie mogłam. Odbiłam się od ziemi, ale nie miałam siły aby biec przed siebie.
-Wszystko w porządku?- spytał się, najwyraźniej zaniepokojony.
-Jassssneee.- machnęłam niedbale łapą.- W najlepszym. Po prostu czasem już tak mam. Ech. Sorka.
Wilk przyglądał mi się przez chwilę. Zmarszczył brwi i zapytał się zdziwiony:
-Chwila, chwila… Katniss! Ty mnie p r z e p r a s z a s z ?!
-Nie wyobrażaj sobie za dużo.- mruknęłam.
-Jasne, jasne… a powiesz mi coś?
-Co tylko zechcesz.- odparłam szybko, nie zastanawiając się nad tym co właśnie zrobiłam.
-Dlaczego tak zareagowałaś? Coś się sta…
-Mówiłam już: NIE!
-No to zapytam inaczej.- Nick wyraźnie nie chciał się poddać.- Co takiego się stało?- Na to pytanie musiałam już odpowiedzieć inaczej. Ale jak? Niech ktoś mi powie: jak do cholery mam mu o tym powiedzieć?! Oh! Jesteśmy prawie w tym samym wieku, a czasem mam wrażenie, jakbyśmy żyli w zupełnie innych światach. Jakbyśmy inaczej patrzyli na wszystko co nas otacza. Jakbyśmy inaczej odbierali rzeczywistość. Jakbyśmy mieli inne doświadczenie w życiu i nie zawsze się rozumieli. Ale przecież jesteśmy przyjaciółmi. A właściwie: mimo tym różnic jesteśmy przyjaciółmi. A może to właśnie one sprawiły, że potrafimy spędzać ze sobą czas? Nie wiem. Ale nie jest to chyba aż tak istotne. Ważne było to, że musiałam odpowiedzieć Nick’ owi. A skoro nie miałam bladego pojęcia jak zacząć, to musiałam walnąć prosto z mostu.
-No dobrze, powiem.- nagle spoważniałam. Nick spojrzał się na mnie swymi złotymi oczami i wpatrywał się we mnie wyczekująco.
„Ech… gdybyś wiedział co chcę powiedzieć, nie byłbyś taki niecierpliwy.”- pomyślałam. Jednak nie powiedziałam tego nagłos. Chociaż, nie ukrywam, naprawdę chciałam.
-A więc…?- ponaglił mnie młody basior. Westchnęłam smutno.
-Nie za bardzo wiem jak zacząć. To jest temat dość…
-… trudny?
-… ciężki. I nieprzyjemny. Na pewno chcesz słuchać?- upewniłam się. Basior spojrzał na mnie ze smutkiem i kiwnął powoli głową. „A więc, niech będzie”.
-Posłuchaj Nick, mam pytanie. Wiesz, jesteśmy już dorośli, ale jednak wiele rzeczy jeszcze nie wiemy. Jak mamy się zachowywać w określonych sytuacjach? Co robić, kiedy zabraknie naszych bliskich? Jak mamy zachowywać się odpowiedzialnie?
-Co chcesz przez to…
-Nick, czy byłbyś gotowy żyć, opiekując się kimś innym jednocześnie?- spytałam wprost. Basior przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
-No, wiesz… w pewnym sensie mam zamiar „chronić” Night, jeśli to masz na myśli.
-A gdybyś prowadził bardzo niebezpieczne życie? I codziennie igrał z ogniem?- zasypywałam wilka kolejnymi pytaniami, chociaż to ja powinnam najpierw odpowiedzieć na jego. Niestety, inaczej nie potrafiłam się do tego zabrać. A szkoda.
-Nie wiem, Kat. Naprawdę nie wiem. Nie prowadzę tak niebezpiecznego życia jak ty, więc… chwila, chwila… Katniss! Czy to wszystko dotyczyło ciebie? Co, poczekaj! Kogo ty masz c h r o n i ć ?!
Westchnęłam smutno. Niby miałam mu to powiedzieć, ale teraz, kiedy nadszedł ten moment nie potrafiłam się zebrać w sobie. To wszystko zaczęło mnie przerastać. Tak po prostu. Może i nie byłam na to gotowa, ale cóż mam począć? Na to nie ma rozwiązania, ani żadnego lekarstwa.
-Nick ja… no, jakby tutaj zacząć…
-Och, po prostu to powiedz. Jestem twardy.- mój przyjaciel próbował mi dodać otuchy.
„Dzięki Niko.”
-Jestem w ciąży.- walnęłam prosto z mostu.
Nick przez chwile niczego nie mówił, ani nie reagował na moje słowa. Jednak później zrobił wielkie oczy. Wpatrywał się we mnie, jakby próbował rozszyfrować czy mówię poważnie. Ale ja nie kłamałam.
-S- słucham…? Katniss, co to ma znaczyć? T-ty chyba nie mówisz poważnie, nie? Nie! Oczywiście, że nie! Wkręcasz mnie jak zwykle…
-Nick, posłuchaj…- starałam się mówić spokojnie, ale nie wychodziło mi to za dobrze. On też tracił panowanie nad sobą.
-Nie ma mowy! To ty posłuchaj m n i e. Nigdy, przenigdy nie żartuj sobie…- zaczął, jednak nie potrafił skończyć. Głos mu się załamał z niewiadomego powodu. Teraz wpatrywał się we mnie pustym, pozbawionym radości wzrokiem. Jego złote oczy zawsze wydawały mi się wesołe, pełne energii i radości. Ale teraz? One po prostu zgasły.
-Wybacz, Nick. Uwierz mi, naprawdę chciałabym sobie żartować.
-Katniss… mamy niecałe 1,5 roku!
-Wiem.- mój głos zaczął słabnąć. Zupełnie jakby dobiegał z bardzo daleka. Jakby nie mówiła tego ta Katniss, stojąca teraz przy Nick’ u, ale jakaś wadera, szepcząca z oddali.- Wiem, Niko. Naprawdę wiem.
-Katniss… proszę cię ostatni raz: spójrz na mnie i powiedz, że żartujesz.- mówił to ze śmiertelną powagą w głosie. Dlaczego tak się zachowywał? Przecież to nie był jego problem. Dotyczył mnie i Duncan’ a. Tylko i wyłącznie. Więc dlaczego on tak bardzo się o mnie martwił?
„Czy to właśnie jest prawdziwa przyjaźń?”
-Nick, będę miała dziecko.- powiedziałam, starając się wydobyć z gardła każde słowo. Przez chwilę miałam wrażenie, że się rozpłaczę. Ale nie. Z oczu nie poleciała mi ani jedna łza.

Nick?



Od Strzały


Po spotkaniu boginii, ciągle byłam przestraszona,ale tez bardzo chciałam dowiedziec sie jej historii. Codziennie chodziłam na polane wypatrując skrzydlatej wilczycy. Niestety nigdzie jej nie było. I tak przez kilka dni. Myslałam:Ach... jak miło by było znów ja ujrzeć i poznac jej historie.: Wspielam sie na jej wielki kanion siadajac na nim. Siedzialam,siedzialam i siedziałam i ..... nic...... Strasznie się nudziłam i postanowiłam powoli wracac do domu kiedy nagle przedemna wyladowala piekna biała wilczyca. Spojrzałam w jej piękne oczy i spytałam:
-Jeśli sie nie myle to ty jestes właśnie Windy bogini powietrza?? 
Wilczyca usiadła i powiedziała: 
-Tak to ja czemu mnie pytasz ?
Zaczelam myslec jak zadac jej pytanie czy raczej wszystko od poczatki czy razej wszystko prosto z mostu.Postanowiłam zapytac prosto z mostu : 
-Mam pytanko jesli chcesz czy mozesz mi opowiedziec swoja historie. 
Spojrzałam się ja mały spaniel (maślane oczy). Windy sie roześmiała. 
-Opowiem ci strzało ale NIE dzisiaj przyjdz tu za 2 tygodnie a wtedy poznasz cała moja historie. Nagle zrobiła sie wielka mgła i wilczyca znikneła. Siedziałam jeszcze chwile na skale. Zasnełam.



Od Niry

Nie mogłam tak po prostu czekać, ale Melisa nie mogła także zostać sama na polanie, a zabranie ją ze sobą na poszukiwanie było wykluczone. Stałam cała nerwowo, gdy zobaczyłam Night'a. Jak najszybciej pobiegłam do niego z Melisą i poprosiłam, żeby się nią zajął. Na szczęście się zgodził inaczej nie wiedziałabym co zrobić. Poszłam do lasu, wiedziałam, że jak uciekł to tylko tam, nigdzie indziej w pobliżu nie było, gdzie się zaszyć. Szukałam go w każdym zakamarku w końcu musiał się znaleźć, ale z każdą sekundą robiło mi się coraz gorzej.
- Jak mogłam pozwolić na takie coś? Jestem okropną matką - powtarzałam sobie w duchu.
W końcu usłyszałam jakiś pisk, a zaraz po tym ryk niedźwiedzia.
- Tylko nie to - powtarzałam, ale tym razem już na głos.
Biegłam ile sił w łapach aż na niego trafiłam. Biedny mały Shon schował się w konarze drzewa, a niedźwiedź chciał go dopaść. Rzuciłam się na niego, może to nie było najrozsądniejsze wyjście, ale musiałam jakoś obronić Shon'a. Zadałam mu kilka dość dobrych uderzeń, ale to nie wystarczyło, odepchnął mnie z ogromną siłą prosto na kamienie aż wydałam z siebie przeraźliwy krzyk. Byłam słaba, coraz słabsza i prawdopodobnie krwawiłam, nawet nie wiem kiedy przybiegł Night i rzucił się prosto na niedźwiedzia, który chwilę potem legł trupem.
- Night, dziękuję... gdyby nie ty... - nie umiałam dalej mówić, czułam okropny ból, ale byłam szczęśliwa, Shon był cały i zdrowy. Poczułam jak Night bierze mnie na swój bark i mówi do Shon'a, żeby szedł za nim. Ostatnie co pamiętam to Jess, który przybiegł i zaczął się o wszystko wypytywać, a do tego patrzył na mnie wzrokiem trochę zatroskanym, lecz jednocześnie jakby obrażonym. Po tym straciłam przytomność i obudziłam się dopiero w szpitalu, a obok mnie był nie Jess, lecz Night.
- Hej. Długo spałam? - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.

<Night? Jess?>



Od Nevady

Leżałam sobie sama na polanie szczeniąt sama. Leach poszedł na polowanie a dzieci zajmują się swoimi sprawami. Niedługo moje dzieci kończą rok. Fajnie by było gdyby ja i Leach mieli własne dziecko. On tak o tym marzy. Myślałam o założeniu własnej watahy. Ale Leach się nie zgodzi. Na pewno powie że to niebezpieczne. Przeturlałam się na grzbiet. Spojrzałam w niebo.
-Piękne.
-Jak ty.
Leach stanął nademną i usiadł lekko na moim brzuchu, tak aby nie było mi ciężko.
-Upolowałeś coś?
-Nie bo myślałem o tobie.
Powiedział i zaczął namiętnie całować.
-Choć ze mną do lasu. Niedaleko z tąd jest opuszczona jaskinia.
-Czemu nie tutaj?
-Jesteś nie poważna.
Powiedział i ruszył, a ja musiałam za nim iść.

***

Usiadłam na samym środku jaskini . Leach podszedł do mnie i zaczęliśmy się całować. Leach zjechał w dół i całował mnie po szyi. Pchnelam go leciutko do tyłu i poleciałam z nim na podłogę.

<Leach? >


2 komentarze:

  1. 48 year-old Software Engineer IV Arri Croote, hailing from Thorold enjoys watching movies like Cold Turkey and Rugby. Took a trip to Historic Centre of Mexico City and Xochimilco and drives a Ferrari 250 LM. zrodlo artykulu

    OdpowiedzUsuń
  2. prawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.

    OdpowiedzUsuń