Archiwum 2

Dalszy ciąg archiwalnych opowiadań ^^



Od Młodej Alphy Shadow CD

O bogowie...MOŻEMY SPRÓBOWAĆ ULECZYĆ GLIMMER!!!!! Szybko odwróciłam się do Cyrusa.
-Przepraszam, powiesz mi potem
-Ale...-zaczął, lecz uciszyłam go krótkim pocałunkiem.
-Pogadamy potem!- pobiegłam szukać Glim. Tam! Stała pod sceną i patrzyła jak śpiewa jakiś basior. Obok niej stał Rick i próbował nawiązać z nią kontakt. Jednak ona nie zwracała na niego najmniejszej uwagi. Podbiegłam do nich szybko.
-Glimmer, chodź!-przekrzyczałam dźwięki muzyki
-Shady, teraz?! No błagam, zobacz kto śpiewa!-odprała i przeniosła wzrok na basiora. Nie był mi znany więc szybko chwyciłam Glimmer za kark i spojrzałam błagająco na Ricka. Kiwnął głową i wziął moją przyjaciółkę za ogon.
-Ej, co wy robicie?! Puszczać mnie natychmiast!!!- zaczęła się szamotać. Jednak trzymaliśmy ją mocno.
Dołączyliśmy do mojej mamy, która zaprowadziła nas nad Jezioro Błysków. Tam puściliśmy  zbulwersowaną Glimmer.
-NO WIECIE CO?!-darła się- JAK MOGLIŚCIE!!!
-Glimmer, cicho, zaraz możesz zostać uleczona- mówiła spokojnym głosem mama- spokojnie, spokojnie.
-JAK JA MAM BYĆ SPOKOJNA SKORO...-nie dokończyła. Jej wzrok zatrzymał się na jakimś obiekcie za mamą. Poatrzyłam tam.
-Przecierz to...-nie zdołałam dokończyć.
-Armour, Arkta i Friend- dopowiedziała moja mama.
Cała nasza czwórka podeszła do bogów.
-W czym możemy wam służyć- spytała miękkim głosem bogini życia.
Rick w skrócie opowiedział jej całą historię i spojrzał z troską na naburmuszoną Glimmer.
-Błagam, błagam, MUSICIE nam pomóc!- mówiłam już ze łzami w oczach. Wiem...nie powinnam się tak zwracać do bogów, ale... to moja przyjaciółka!!! On MUSI wyzdrowieć.
-Obawiam się-zaczął Friend- że...nie zdołamy jej uratować
-CO?!-wrzasnęłam
-Shadow, spokojnie..-powiedziała mama. Ale jej nie słuchałam.
-MUSI być jakiś sposób!!! MUSI!!!- wrzeszczałam opętana emocjami i miłością do najleprzej przyjaciółki
- Młoda Alpho Shadow, ona straciła pamięć. Nie ma leku, który mógły ją przywrócić.-powiedział ze stoickim spokojem Armour.
-Nie...NIE!-wrzasnęłam. Łzy płynęły mi po policzkach strumieniami. Po prawej stronie widziałam pysk zdumionej Glimm.
-Niestety, Młoda Alpho...-dodał Friend- nie wyzdrowieje.
-NIE NIE NIE NIE!!!!- wrzeszczałam zrozpaczona, aż całe gardo mi się zdarło- NIE NIE NIE!!! TAK NIE MOŻE BYĆ, JA JEJ TAK NIE ZOSTAWIĘ!!! JA JĄ KOCHAM, JEST DLA MNIE JAK SIOSTRA, TYLKO ONA MNIE ROZUMIE W TRUDNYCH CHWILACH!!! TYLKO NA NIEJ MOGĘ POLEGAĆ!!! ONA NIE MOŻE STRACIĆ PAMIĘCI!!! TO JA...JA...JA JUŻ WOLĘ, ŻEBYM TO JA STRACIŁA PAMIĘĆ!! JA!!! ZAMIEŃCIE KLĄTWĘ!!! CHCĘ JĄ WZIĄŚĆ NA SIEBIE!!!! ZRÓCIE TO!!!!
Arkta, Armour i Friend popatrzyli na siebie i kwnęli głowami. Nic nie mówiąc, zamknęli oczy i złota smuga przemknęła obok mnie. Usłyszałam tylko przeraźliwe NIEEEEEEE!!!!  mojej mamy, i zapadła ciemność.

<Mamo, Glimmer, Rick????>





Od Alkiva

Męczą mnie te kłótnie z Nickiem i ukrywanie sie przed Nightflow, stydze powiedzieć Nightflow co do niej czuje. Szedłem tak zdłuż potoku aż spotkałem Nika przy potoku płaczącego. Nie mogłem tak patrzeć więc podeszłem.
-Niko?-Spytałem.
-Co chcesz?-Spytał ocierając łapą łzy.
-Ja już dłużej nie mogę wytrzymać.... Te kłótnie, chowanie się przed Nightflow. Przepraszam cię najbardziej na świecie za to że sie zakochałem, obiecuje ci że Nightflow będzie twoja. Dla przyjaciela zrobie wszystko. To więc zgoda?-Spytałem i wyciągnelam łape na zgode.
<Niko? >




Od Reiki

Uzgadniałam z Saku imienia dla szczeniąt, gdy nagle poczułam mocny skurcz. Zwinęłam się z bólu. Potem kolejny i następne, mocniejsze. Zaczęłam krzyczeć, a po kilku minutach, koło mnie leżały szczenięta:


- Są piękne Reiko..- powiedział, ledwo go słyszałam. Zaczęły mi się zamykać oczy, zaczęłam umierać. Nagle coś rozbłysło. Zaraz było jak zawsze.
- Co się stało Saku? - spytałam, gdy ujrzałam zadziwionego samca.
- Ty mi powiedz! Wyglądasz inaczej! - dał mi lustro. Zobaczyłam w nim takie odbicie:

Nagle usłyszeliśmy głos:
- Reiko, nie żyjesz. Ale za to, że byłaś naprawdę sprawiedliwą samicą, ofiaruje Ci życie. Żyjesz jako anioł, pamiętaj o tym...
- Kto to był?! - krzyknęliśmy w tym samym czasie. I w tym momencie weszła zdziwiona Aria.

<Alfo Ario?>



Od Soni

 Tak, już lepiej. - szepnęłam.
Byłam zmęczona trochę po walce, a tak to nic. Rapier naprawdę nieźle potrafi dołożyć, szczególnie takiej jak ja. Poszłam do jaskini Omeg (niestety, jestem omegą) i weszłam do środka. Rolly wrócił do Arii, a ja czekałam marnie sama. W końcu ktoś wszedł do jaskini. Byłam odwrócona i czekałam na pierwszy ruch wilka.
- Cześć, co robisz? - usłyszałam głos.
Byłoby głupio się teraz nie odwrócić, więc się odwróciłam. Zobaczyłam... Dust'a. Moje serce zabiło szybciej.
- Cz-cześć... - wyjąkałam. - Ja... po prostu tutaj siedzę.
- Co ci się stało? - zapytał, gdy mnie wyraźniej zobaczył.
- Rapier. - westchnęłam.
- Aha. - powiedział.
Przez chwilę nic nie mówiliśmy, jednak potem Dust się odezwał:
<Dust?>




Od Glimmer

Na chwilę straciłam przytomność. Gdy się obudziłam, nie wiedziałam, co się dzieje. Shadow patrzyła na wszystko spojrzeniem, bez wyrazu, ciocia Aria szlochała, a bogowie Arkta, Armour i Friend patrzyli na nas ze smutkiem.
-Co się stało? - zapytałam Ricka.
-Straciłaś pamięć, teraz ci wróciła ale Shad ją straciła. - wyjaśnił Rick.
-CO?! NIE!!!! Błagam, zróbcie coś!!!!!!!!!!! Cokolwiek!!!!- krzyknęłam na bogów. Wiem, że nie powinnam, ale nie panowałam nad sobą. Kierowała mną rozpacz. - Zróbcie wszystko, byleby pamięć jej powróciła!! Ja mogę stracić pamięć, zrobić jakieś lekarstwo, oddać wszystko....Nawet swoje życie! Tylko błagam! Pomóżcie jej!!!!
Friend spojrzał na mnie i szepnął coś do Arkty i Armoura. Bogini Życia spojrzała na mnie w zamyśleniu, a potem szepnęła coś do reszty.
-Glimmer...nie musisz tego robić.- nalegał Rick. Spojrzałam na niego.
-ale chcę! Rick. Dla Shadow mogę zrobić wszystko. Ale wiedz jedno. Gdybym naprawdę....straciła pamięć, życie.....Kocham Cię. - pocałowałam go i zrobiłam krok w stronę bogów.
-Gammo Glimmer, czy jesteś gotowa? - zapytał Armour.
-Jak nigdy. - odparłam zdecydowanie. Nagle, Fanindra ożyła. Aszera także. Błysnęło oślepiające światło.
<Ciociu Ario, Shadow?>



Od Katniss

Widziałam płaczącego Niko, przy którym stał Alkivo. Podeszłam do nich cicho i bezszelestnie wyłaniałam się z cieni. Alk wzdrygnął się na mój widok, bo wcześniej nie zauważył mojej obecności, natomiast Niko miał ten sam, smutny wyraz twarzy. Albo już przyzwyczaił się do tych moich sztuczek, albo miał o wiele ważniejsze rzeczy na głowie. A może jedno i drugie? Nie zwracając uwagi na to, że Alkivo stoi tuż obok, podeszłam do Niko i położyłam mu łapę na ramieniu, starając się w ten sposób dodać mu otuchy. Nie wiem czy to chamskie z mojej strony, że nie zwracam uwagi na skrzydlatego szczeniaka, który ciągle czeka na odpowiedź od Niko, ale mam to gdzieś. Jak się rani moich przyjaciół, to rani się też mnie. A jak rani się mnie to lepiej zapaść się pod ziemię. Wiedziałam o tym, że Niko i Alk strasznie się pokłócili i myślę, że szary szczeniak w obecnej chwili zdecydowanie woli moje towarzystwo od Alkiva. Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu. Alkivo otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale natychmiast mu przerwałam. Może to ze strachu przede mną, a może to z obawy przed tym że jestem starsza, Alkivo zamknął pyszczek i dał mi mówić. Odezwałam się do młodszego samca:
-Słuchaj, Alk, możesz na chwilę zostawić nas z Niko samych? Chciałabym z nim przez chwilkę porozmawiać.
Widząc zmieszanie na twarzy Alkivo, niechętnie dodałam jeszcze:
-….proszę.
Młody samiec zgodził się lekko zawiedziony, a ja wzięłam Nika ze sobą i poszliśmy w stronę lasu. Alk został przy Wilczym Potoku.
-Gdzie idziemy???- spytał mnie Niko.
-Przed siebie.- odpowiedziałam krótko.
Znowu nastała niezręczna cisza. Wędrowaliśmy przed siebie i w końcu odezwał się basior:
-Wiesz co Katniss. Jak zwykle przychodzisz w samą porę…
Z początku podejrzewałam, że jest to sarkazm, więc popatrzyłam badawczo na Nika.
-…. naprawdę potrzebuję jeszcze czasu do myślenia by pogodzić się z Alkivo.- skończył. Teraz byłam już pewna, że mówi poważnie, więc szliśmy dalej przed siebie. Weszliśmy na szczyt skalnego urwiska, które znajdowało się za Wolf Rock. Ja usiadłam tuż przy krawędzi, która dzieliła mnie od przepaści, Niko, z lekko dostrzegalnym lękiem w oczach, trochę dalej. Jeszcze przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu i w końcu Niko, znów odezwał się pierwszy:
-Dziękuję ci Katniss, że tu jesteś i chcesz ze mną rozmawiać.
-Nie ma sprawy. Gildia i tak nie ma czasu się spotkać, więc pomyślałam, że mogę Ci pomóc.
Niko patrzył się na mnie z zaciekawieniem. Na jego pysku nie było już prawie ani jednego śladu, po łzach. To miłe z jego strony, że słucha mych opowieści o tej bandzie złodziei.
-Czemu nie mogli?- spytał ciekawsko.
-Cóż… Duncan powiedział mi, że idą obrabować, to jest odwiedzić pewną watahę, na wschód stąd.
Niko uśmiechnął się słabo i zwrócił się do mnie.
-I ty też, Katniss będziesz kiedyś „odwiedzać” z nimi watahy?
Cóż wiedziałam, że mój przyjaciel wolałby usłyszeć odpowiedź w postaci jednego, krótkiego „nie” lub ewentualnie „nie ma takiej opcji”, jednak ja wiem, że prędzej czy później będę taka jak oni. Więc po chwili odpowiadam wzdychając posępnie:
-Cóż… jak to mówią. Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one.
-Czyli pewnie któregoś dnia, będziesz gotowa wkroczyć na tą złą ścieżkę?- pyta mnie dociekliwie.
-Pewnie tak.- odpowiadam smutno. Podnoszę głowę wysoko w stronę czerwonego nieba. Słońce chyli się ku zachodowi. Znów siedzimy chwilę w ciszy. Wolę poczekać, aż Niko ochłonie po tej historii z Nightflow, bym mogła na spokojnie zacząć z nim rozmawiać. Bo przecież po to do niego przyszłam. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w bezruchu aż w końcu postanowiłam poruszyć ten drażliwy temat.
-Niko…- zaczęłam. Szary basior odwrócił głowę w moją stronę, czekając aż zacznę mówić dalej. Jednak ja nie wiedziałam co dalej powiedzieć. Patrzył się na mnie i chyba zrozumiał o czym chciałam porozmawiać. Jego wcześniejszy, choć słaby uśmiech znikł z twarzy. Patrzył się smutny w ziemię, a po policzku spłynęła mu łza.
-Dlaczego, Katniss? Dlaczego?! Dlaczego on mi to zrobił?!- teraz smutek zmienił się w rozpacz. Patrzyłam zmartwiona na Nika, usiłując coś powiedzieć, jednak wciąż nie wiedziałam co. Po chwili odezwałam się do niego:
-Nie mam pojęcia Niko. Po prostu czasem tak bywa. Nightflow to naprawdę urocza wadera, nie dziwię się, że spodobała się wam obu.
-Ale… ale ja byłem pierwszy! Od zawsze kocham Night, a on.. ten zdrajca nagle pokazał jej jakąś tam sztuczkę i od tak poczuł cos do tej waderki. To bez sensu! Jak on tak może! Jak on tak…
-Niko- przerwałam mu i mówiłam do niego spokojnie.- Wiem co się między wami zdarzyło, między tobą a Alkivo. Nightflow wszystko mi opowiedziała.
-N…naprawdę?- zdziwił się szczeniak.
No dobra tak naprawdę to sama wszystko widziałam, ale nie chcę by myślał, że go podsłuchiwałam. Widziałam te sceny przypadkiem, ale niestety w tej sytuacji musiałam skłamać:
-Tak. I posłuchaj mnie uważnie. Nie wiem co Ci dokładnie mogę poradzić. Nie lubię wtrącać się w jakieś miłosne historyjki, o których nie mam najmniejszego pojęcia, ale….- chciałam mówić dalej, jednak w tej chwili przerwał mi Niko. Był jeszcze bardziej załamany niż wcześniej.
-Tak jak myślałem.- odpowiedział zawiedziony.- Dlaczego nikt nie jest w stanie mi pomóc?! Czy to naprawdę jest takie trudne?!- mówił, a głos co chwila załamywał mu się od łkania. Chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Miałam zamiar go pocieszyć, ale nie wiedziałam jak. Wpatrywałam się w biednego Nika, a ten widok (choć nie dałam po sobie niczego poznać) brutalnie rozrywał mi serce. Mój przyjaciel był w potrzebie. Jednak wplątał się w akurat taką pajęczynę, z której nie jestem stanie go wyciągnąć. No bo cóż ja mogę wiedzieć o miłości? Cóż ja mogę wiedzieć o uczuciu o wiele silniejszym od przyjaźni? Nic. Absolutnie nic. I to właśnie było najgorsze. Nienawidzę siebie. Nienawidzę siebie za to, że nie jestem w stanie pomóc mojemu przyjacielowi. I to w takiej sprawie, która innym wydawała by się taka błacha, i taka prosta. Mogłam tylko patrzeć. Patrzeć bezsilnie, jak Niko płacze i użala się nad sobą. Niko płakał, nie powstrzymując się nawet przez chwilę. Nie wstydził się swoich łez. I dobrze. Ja na jego miejscu też bym się nie wstydziła. Po chwili zaczął znowu mówić, nie przestając płakać:
-Gdyby… gdyby był tutaj mój ojciec. On wiedział by co… co zrobić. On by mi pomógł…. doradził. On… dlaczego go tu niema!- do oczu ponownie napłynęły mu łzy, a w sercu mieszały mu się uczucia. Jedynie te które zdołałam wychwycić to była zazdrość, złość i tęsknota. Tęsknił za ojcem, był zły na Alkivo i zazdrosny o Nightflow. Były to uczucia, których nie potrafiłam zrozumie. Wszystkie z wyjątkiem złości, którą znałam, aż za dobrze. Jednak nie mogę pozwolić na to, aby oprócz użalania się nad swym teraźniejszym życiem, użalał się jeszcze nad zmarłym ojcem. Tu już nie mogłam być spokojna. Nie mogłam, bo on musiał słuchać. Musiał przez chwilę oczyścić umysł i słuchać tego co mówię. Tylko przez chwilę, a może przestanie się zamartwiać. Nie panowałam nad sobą. Ja… po prostu rzuciłam się na niego. Mocno przygniotłam go do ziemi, wyzwalając przy tym złość, która się we mnie kumulowała. Niko patrzył na mnie przestraszony, nie wiedząc co robić. Ja po chwili też odzyskałam świadomość i puściłam go, wstydząc się tego, co zrobiłam. Było mi wstyd, że zaatakowałam mojego przyjaciela. Rzuciłam mu przepraszające spojrzenie, a on po jakimś czasie kiwnął głową, na znak że je przyjmuje. Siedzieliśmy teraz w ciszy, nie wiedząc jak się odezwać. Jednak dostrzegłam kątem oka, że po policzku szarego szczeniaka znowu spływa łza. Spływa po jego policzku, a on szepcze „ojcze”. Zrobiło mi się smutno, jednak nie dałam (znów) ponieść się emocją. Wstałam, wpatrując się w ciemne niebo (było już ciemniej) i powiedziałam. Nie były to słowa konkretnie zwrócone do Nika, jednak do niego w szczególności:
-W noc posępna i ponurą, gdy marzenia i nadzieje wszelakie, bez powrotu mrok pożera. W noc, gdy w mej duszy widmo się zalęgło, nad głową mą kruk dostojne kręgi zataczał. Z rozmarzeniem w ślepiach myślał kracząc. „Co odeszło nie wróci… NIGDY JUŻ”
Czekałam chwilę, żeby Niko przyswoił sobie te słowa do głowy i zastanowił się nad ich znaczeniem. Odwróciłam głowę w jego stronę, lecz on tylko spojrzał się na mnie pytającą. Ale przynajmniej już nie płakał. Po chwili jednak zapytał się mnie niepewnie:
-Co… co to było?
Szczerze… sama nie wiedziałam. Jednak byłam świadoma tego, że muszę (w miarę moich możliwości) wytłumaczyć to Nikowi. Więc usiadłam obok niego i mówiłam:
-To był mój umysł i moje serce. Moja wiara i moja reguła. Zasada, która narodziła się w mojej głowie, już we wczesnym dzieciństwie. A odkąd zaczęłam się nią kierować, jeszcze nigdy nie zabłądziłam i wiem, że nie zabłądzę z wyznaczonej przeze mnie ścieżki.
-A dlaczego? W sensie… chodzi mi oto dlaczego mi ją powiedziałaś? W jaki sposób ma ona mi pomóc?
-Wsłuchaj się w ostatnie słowa, Niko.- mówiłam wciąż spokojnie.- Chodzi mi o „Co odeszło nie wróci… NIGDY JUŻ”- starałam się mu tłumaczyć to najjaśniej jak umiem, jednak on wciąż kręcił głową. Więc mówiłam dalej.
-Nie powiedziałam tego bez powodu. Wspomniałam o nich, bo chcę byś zapomniał.
-O czym?
-O przeszłości. O tych bolesnych, odległych wspomnieniach. Wspomnieniach, które pamiętasz, a których nie zmienisz.
Niko myślał nad tym co powiedziałam, jednak po chwili krzyknął oburzony:
-Że co?! Czy ty chcesz abym o nim zapomniał?! Sugerujesz, żebym wyrzucił z mojej głowy ojca?!
-Nie.- odpowiedziałam spokojnie.- Ja nic nie sugeruję. Chcę tylko abyś zapomniał o bólu i smutku, jaki Ci się z nim kojarzy. Zapomniał o tej jednej bolesnej przeszłości i skupił się na teraźniejszości.
-To znaczy?
-To znaczy, że masz skupić się na Nightflow.
Te słowa trafiły do Niko i na początku sprawiły, że był strasznie zdziwiony. Patrzył się na mnie, a ja wiedziałam że rozumie. Mówiłam dalej:
-A te ostatnie słowa tekstu, który powiedziałam wcześniej również mówią o jednej ważnej rzeczy wiązanej z tobą i Night.
-Jakiej?- zapytał się mnie, wyraźnie zaciekawiony.
-Mówią, że masz jej nie stracić. Nie możesz sprawić, aby odeszła, bo jesteście dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. A chcę żebyś do końca życia zapamiętał, że to „Co odeszło nie wróci… NIGDY JUŻ”, zgoda Niko?- spytałam się uśmiechając
-Zgoda!- odpowiedział pewnie i żywo. Widać było, że te słowa naprawdę do niego trafiły. To dobrze, bardzo dobrze. Mieliśmy już odchodzić w swoje strony, gdy ja jeszcze zawołałam do niego. Niko podbiegł i słuchał do końca tego co mówię, a może raczej tego, o co go pytam:
-Niko, na zakończenie tej rozmowy chcę tylko wiedzieć. Wiedzieć i poprosić Cię o dwie rzeczy.
Niko czekał i słuchał w skupieniu, a ja go spytałam:
-Chcę, nie proszę Cię Niko, abyś chronił i opiekował się Nightflow, oraz abyś już na zawsze pogodził się z Alkivo. Zgoda?- patrzyłam się na niego i czekałam. Czekałam na odpowiedź, którą oczekiwałam usłyszeć.

<Niko, jaka jest twoja odpowiedź?>



Od Koweya

Dziś postnowiłem sobie, ze jej to powiem. Tak, powiem jej to, i to teraz! Leżała samotna w Love Lagoon. Taka piękna...taka młoda...korciło mie żeby...ale NIE! Ogarnioj się Kowey, co ty sobie wyobrażasz! Podszedłem powoli do Anabelli (bo to właśnie ona leżała na małej plaży) i położyłem się obok niej. Popatyrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Hej Kowey- przywitała się.
-Hej Bella...chciałem....chciałem ci coś powiedzieć....-zacząłem
-Śmiało!-zachęciła mnie przepięknym uśmiechem.
-Ja wiem, wiem, że pomiędzy nami jest wielka różnica wieku..ale...ale...dla...dla...dla MIŁOŚCI wiek nie ma znaczenia. Anabello-KOCHAM CIĘ.
Czekałem z zapartym tchem na reakcję wadery.

<Anabello?>



Od Amadii

Rozmowa z Nightem trochę mnie pocieszyła, może miał rację nie powinnam się tym tak przejmować wszystko się ułoży szłam na spotkanie z Spero jak on na to zareaguje, starałam się myśleć pozytywnie. Gdy dochodziłam Spero już czekał wyszłam z krzaków:
-Cześć Spero- przywitałam samiec chwilę się mi przyglądał po czym powiedział....

Spero?



Od Dusta

-Morze chcesz coś zjeść?- spytałem.
Wadera przez chwilę biła się z myślami po czym powiedziała:

<Przepraszam że takie krótkie ;) Soniu?>



Od Niko

-Zgoda. - uśmiechnąłem się lekko. - Tylko Katniss...
-Tak?
-Ja także mam do ciebie prośbę.
-Czy mogłabyś...Proszę, bardzo proszę, czy mogłabyś...
Urwałem, gdyż Katniss uniosła jedną brew do góry, i dobrze wiedziałem, dlaczego. Szybko się poprawiłem.
-Czy mogłabyś...Nauczyć mnie tego, to co ty umiesz? - wydukałem. Ona patrzyła na mnie wyczekująco, więc wyjaśniłem - Znaczy: wychodzić z cienia, wspinać się na drzewa, i te inne umiejętności...I zarazem ten chłód, ale także pomoc i poczucie humoru, oraz groźby, które mimo braku groźnej nuty, sprawiają, że wszyscy się ciebie boją. - wyjaśniłem. - Proszę, Katniss...Chciałbym to umieć...Zrobiłbym pożytek z siebie i ze swojego życia.
W zielonych oczach wilczycy błysnęła iskierka rozbawienia.
-Jeśli już mam się uczyć, to musisz nauczyć się, żeby nigdy nie błagać. - powiedziała. W jej głosie było dosyć dobrze słychać nutki rozbawienia.
-Jasne...-zacząłem, kiedy dotarł do mnie sens tych słów i mimowolnie uśmiechnąłem się. - To znaczy, że się zgadzasz??
<Katniss? Sorki że takie krótkie...>





Od Night'a

Wybrałem się dziś na polowanie, jakoś mi nie szło zresztą wcale mi się nie chciało w mojej głowie było coś innego- Storm
- Nie mam pojęcia jak jej zaimponować i nie wiem czy ona cokolwiek do mnie czuje- zastanawiałem się nad tym i znowu uciekła mi sarna poddaję się nie upoluję dziś nic więc postanowiłem wrócić do jaskini poszedłęm trochę dłuższą drogą i ujrzałem piękną polane z różami
-To jest to!- niemal krzyknąłem nazbierałem kilka i zrobiłem z nich taki bukiet

Następnie poszedłem poszukać Storm, znalazłem ją nad Wilczym Potokiem, podszedłem do niej i położyłem przed nią kwiaty. Spojrzała na mnie z zaskoczeniem
-Piękne kwiaty dla pięknej wadery- powiedziałem po czym spytałem- Wybierzesz się ze mną na spacer?

/Storm?/





Od Alphy Bajar Cristal


Siedziałam sobie nad wilczym potokoiem i myślałam o Sawyerze. Wiem, że mnie kocha...aleNagle usłyszałam wrzask " NIEEEEEEEEEEEE!!!!" to mama! Zerwałam się na równe łapy i zaczęłam gnać w stronę głosu. 
Wpadłam na trawiastą plarzę Jeziora Błysków. Była tam Glimmer, Rick , mama i...leżąca Shadow. A za nią bogowie. Nie wiedziałam co się stało, ale wnoioskując po minach wilków, to niebyło nic dobrego. Moja siostra patrzyła na mnie nic niewiedzącym wzrokiem.  Pierwsze co mi przeszło przez myśl to: " Shadow straciła pamięć''. Ale to było...niemożliwe. Lecz po wzroku Glimmer Zrozumiałam, ze to...może być prawda. Nagle bransoletki przyjaciółek ożyły. Fanindra i Aszera rozbłyusły złotym światłem. Każda złapała drógą za ogon. Zaczeły unosić się w powietrze i wirować. Złote światło rozchodzilo się na wszystkie strony. Nagle błysnęło mocniej. Gdy bklask zbladł, na ziemię zeszły dwa psy: srebrny i złoty
-aAurum i Argentum...-szepnęła mama.
Coś przeszło mi przez myśl- skądś kojarzyłam te nazwy...talk! To po łacinie- Aurum-złoto, Argentum-srebro-srebro. Przypomniało mi się jeszcze,że że te psy wyczówają kłamstwa. Argentum stanął obok Glimmer, a aAurum koło Shadow Psy zaczęły migać, tak, jakby miały zaraz zniknąć.
-To są psy prawdy- powiedziała łagodnie Arkta- jeżeli jesteście prawdziwymi przyjaciółkami, Shadow, Młoda Alpoha odzyska pamięć, a Gkoimmer jej znów nie straci. . Ale, jeśli się okarze, że przyjaźń jest oklamana, psy znoiknom, i ine będzie nuż lekarstwa na pamięć. Lecz jeżeli okarze się, że ta przynjaźń jest prawdziwa, psy zostaną zniszczone. Nie będziecie już miały tych przyjaciół. A do tego, potrzebna jest zgoda obydwu stron.

<Glimmer?>


Od Anabelii

-Och...Kowey...J-ja...Ja też coś do ciebie czuję...- wyjąkałam, nie bardzo wiedząc, co jeszcze powiedzieć.
-Naprawdę?! - wykrzyknął basior.
-T-tak...
-Anabello...-zaczął.
<Kowey? Wybacz że takie krótkie ale nie miałam pomysłu : (>




Od Deuci
-Artemisa! - wykrzyknęłam. Berlo wzruszył ramionami.
-Czemu nie. - zgodził się.
Od ponad pół godziny wymyślaliśmy imiona dla naszych dzieci.
-Uff, czyli córeczkę mamy już z głowy. A synek?
-Może...Deurlo?
Roześmiałam się, ale zaraz umilkłam.
-Wiesz...To nie jest taki zły pomysł. Deurlo...Artemisa i Deurlo...Czemu nie!
Skinął głową.
-Ja lecę, Deu. Muszę zrobić pewien eksperyment. Do zobaczenia wieczorem. - pocałował mnie i odbiegł. Westchnęłam.
-Hej.
Odwróciłam głowę. Za mną stała Shan.
-Shan! - zawołałam z radością i wstałam, patrząc na kuzynkę. - Jak się masz?
-Dobrze, a ty? - wskazała na mój powoli zaokrąglający się brzuch.
-Dobrze. Właśnie z Berlo wymyślaliśmy imiona dla maluszków. - uśmiechnęłam się. - Och, jeszcze niecałe trzy miesiące...Chyba nie wytrzymam.
Shan uśmiechnęła się.
<Shan?>


Od Glimmer
Popatrzyłam na Shadow. Ta także na mnie spojrzała.
-Przyjaźń...-wyciągnęłam do niej łapę. Jeśli nasza przyjaźń będzie prawdziwa, psy zostaną zniszczone, a naszej przyjaźni już nic nigdy nie rozdzieli.
Shad uścisnęła moją. Zdawało się, że nie ma już amnezji.
-Przyjaźń. - odparła. Miałam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę.
-Junto a ti. - szepnęłyśmy jednocześnie. Nagle, błysnęło coś tak mocnego, że musiałam zamknąć oczy. Gdy je z powrotem otworzyłam, psów i bogów nie było. A Shad stała przede mną.
-Co tu się...Glimmer! Matko! To mi się nie śniło! Ty już nie masz amnezji! - rzuciła mi się na szyję, tak, że upadłyśmy na trawę.
-Bo nasza przyjaźń jest prawdziwa. - uśmiechnęłam się i uścisnęłam ją z całych sił. Nagle, zorientowałam się, że moje futro jest mokre. Shady płakała. Jej łzy szczęścia i wzruszenia, wielkie jak grochy, spływały po jej policzkach i skapywały na moje futro. Dotarło do mnie, że ja także płakałam, mocząc futro przyjaciółki.
-Jeju...Co tu się zdarzyło, kiedy mnie nie było? - zapytałam, siadając i z uśmiechem wzruszenia patrząc, jak Ciocia Aria, szlochając, bierze Shadow w objęcia.
-Np. to, że masz innego chłopaka. - dobiegł mnie znajomy głos. Odwróciłam się.
-Rick!!! - rzuciłam się na niego. - Głupolu, mówiłam ci przecież...Że cię kocham....-fala łez znów się polała, tym razem na futro Ricka. Ten mnie jednak przytulał i mruczał coś uspokajającego do ucha. Czułam się bezpieczna.
-Cris...-dostrzegłam białą postać stojącą przy drzewach, która obecnie ściskała się z Shadow. Podeszłam do nich i pozwoliłam, by Alpha Bajar przytuliła mnie mocno. Spojrzałam na Shad.
<Shadow?>





Od Spero

-Hej-przywitałem się- ładnie wyglądasz
Amadii spojrzała na mnie. Widocznie chciała coś powoedzieć, ale powstrzymała się.
-Tooo, co idziemy?-spytałem i spojrzałem w stronę Wilczego Potoku

<Amadii? Sorka że kótkie ;) )





Od Młodej Alphy Shadow

Chciało mi się wrzeszczeć ze szczęścia! Tak nie czółam się chyba nigdy. Przepełniało mnie przyjamnie uczucie, że jestem bezpieczna, że już jest wszystko dobrze....gdyby jeszcze Cyrus tu był....lub Sawyer...NIE. Nie teraz. Spojrzałam na Glimmer. Całe szczęście, że ona jest już zdrowa. Uwolniłam się z niedźwiedziego uścisku mojej ''siostry'' i podeszłam do przyjaciółki.
-Więc już wszystko dobrze-powiedziała.
-Nawet nie wiesz jak strasznie się o ciebie martwiłam!-mimo wszelkich starań, łzy znów spłynęły po moich policzkach na ziemię.
-Ja tak samo!- jescze jeden mocny uścisk
-Co powiesz- otarłam  przyjaciółce łzy- na małą piosenkę? O przyjaźni?
-Hehe, z tobą zawsze!
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam śpiewać: ,, Hoy, contigo estoy mejor'' potem zaśpiewała Glimmer. Razem zawarłyśmy w tej piosence wszystko, czego nie można było przekazać zwykłymi słowami. Moja przyjaciółka tańszyła przy śpiewaniu, a że ja nie zabardzo to potrafię, podskakiwałam w miejscu i przestępowałam z nogi na nogę. Kiedy skończyłyśmy, jeszcze raz się uścisnęłyśmy. I nagle mi się przypomniało.-Cyrus-powiedziałam.
-Co Cyrus?- spytała Glimm
-Na Fatosa, miał mi coś powiedzieć, zanim zabrałam cię z tamtej imprezy!
-Co?Ale..Shadow, czekaj, z jakiej imprezy?!
Ale ja już jej nie słuchałam. Popędziłam w miejsce tego całego przyjęcia. Wilki zbierały się już do domów. Przeczesywałam w zrokiem tłum szukając czerwono-białego futra. NIegdzie go nie było. Załamana usiadłam pod drzewem. Miał mi do powiedzenia coś warznego, a ja go tak po prostu olałam. Smutna, zawyłam, choć to nie była noc. Przez to całe zamiesznie zostawiłam mojego chłopaka bez żadnego wyjaśnienia! Co ja zrobiłam?! Ale...moja przyjaciółka była w potrzebie. To już jest jakieś wyjaśnienie, prawda? Ech....
Przez moje przemyślenia nie zauwarzyłam kiedy przyszła Glimmer.

<Glimm?>




Od Neworo
Obudziłem się cały obolały miałem zamglone oczy. Leżałem w cieniu drzewa. Moją lewą nogę przeszył bul. Co się stało? Nic nie pamiętałem. Moje imię to jedyna rzecz którą byłem wstanie sobie przypomnieć. Rozejrzałem się niepewnie i wstałem. Rozłożyłem skrzydła i wzleciałem w powietrze. Delikatny wiatr musnął mój pysk. Uśmiechnąłem się i spojrzałem przed siebie. Zobaczyłem piękny wodospad otoczony zielenią. Postanowiłem zatrzymać się w tym miejscu. Gdy tylko dotknąłem ziemi poczułem obcy zapach to zdecydowanie były wilki. Było ich siedmiu. Jeden z nich odezwał się
- Nie znam twojego zapachu. Kim jesteś? I z skąd przyleciałeś?
Wszystkie pozostałe zawarczały groźnie. Lecz to mnie nie poruszyło.
- Jestem Neworo. Przyleciałem z…..
I tu urwałem. Bo niby skąd ja jestem?!
- Nieważne i tak nam nic nie zrobisz.
Jeden z wilków wskazał na moją nogę.
- Choć do alfy. Musimy wiedzieć co z tobą zrobimy.
Odezwał się pierwszy . Potem straciłem przytomność.
C.D.N




Od Glimmer

Podeszłam do mojej naj przyjaciółki niepostrzeżenie.
-Shad...-zaczęłam. Spojrzała na mnie, a ja odsunęłam się kawałek, tak, by...Shadow mogła zobaczyć CYRUSA.
-Cyr! - Młoda Alpha rzuciła mu się na szyję. Patrzyłam na nich z uśmiechem i uznałam, że nie będę przeszkadzać. Ruszyłam powolnym truchtem w stronę potoku, kiedy dobiegł do mnie jakiś basior.
-Glimmer. nareszcie! Tak bardzo się martwiłem! - zawołał.
-Eee....Alee....Ja się nie znam. - wydukałam i cofnęłam się o krok.
-Glim! To przecież ja...
-Zostaw ją!
Zjawił się Rick. Jedno wściekłe spojrzenie jego miodowych oczu wystarczyło, by tamten zwiał. Przytuliłam się do mojego chłopaka.
-Kto to był? - to pytanie zabrzmiało, jakby wypowiedział je mały szczeniak, a nie ponad półtora roczna wadera.
-Nieważne, Glim. - wyszeptał w moje futro. Zastanowiłam się, co Cyrus chciał powiedzieć Shady.
<Shad?>




Od Amadii

-Tak- odpowiedziałam i ruszyliśmy nad Wilczy Potok rozmawiało nam się nawet dobrze nigdy jeszcze nie rozmawiałam z samcem sam na sam w dodatku podobał mi się co jeszcze utrudniało mi sprawę ale on zdawał się nie mieć żadnych problemów, po Wilczym Potoku pochodziliśmy jeszcze trochę po terenach pokazał mi ciekawe miejsca na polowania po pewnym czasie przestałam się przejmować tak bardzo i zaczęłam być bardziej naturalna. Ostatecznie wróciliśmy do jaskini przed jej wejściem spytał mnie:

Spero?



Od Neworo

Obudziłem się. Byłem sam. Rozejrzałem się leżałem na wielkiej polanie. Noga już mnie nie bolała. Usiadłem powoli i zakręciło mi się w głowie. Spojrzałem na zranioną łapę. Wyglądała normalne. Czy te wilki to był sen?. Niewiedziałem, mimo to postanowiłem odlecieć . Rozłożyłem skrzydła i…
- Nie możesz teraz lecieć.
Rozejrzałem się za drzewami stała piękna wadera o złotawym umaszczeniu.
- Niby dlaczego?!
Spytałem lekko zdenerwowany.
- Bo twoja noga musi się zregenerować.
Odpowiedziała wilczyca. Podchodząc bliżej.
- Noga? Przecież jest cała!
Warknąłem.
- Lek jeszcze do końca się nie przyjął.
- Jaki lek? Czym ty mnie nafaszerowałaś!
- Wyluzuj się. To tylko proszek z rogu jednorożca.
- Co?
Zapytałem zdziwiony.
- Proszek z rogu jednorożca. Leczy wszystkie rany.
- Jeżeli leczy wszystkie rany to dlaczego jeszcze muszę tu zostać?
Spytałem już spokojniejszy.
- Jak mówiłam jeszcze się do końca nie wchłonął. A tak w ogóle to jestem Reyna.
- Ja jestem New..
- Wiem kim jesteś.
Przerwała mi wilczyca.
- Skąd ty to wiesz?
Zapytałem zdziwiony. Reyna wyglądała jakby chciała coś powiedzieć. Zamiast tego zrobiła gwałtowny ruch w tył i uciekła.
C.D.N



Od Berlo
Zaprosiłem Deucę na bal walentynkowy. Zgodziła się. Poszedłem nad Wilczy Potok, kiedy...
-Pomocy...Proszę...-wycharczał ktoś. Uniosłem głowę, i w tym momencie u moich łap padła wadera w mniej więcej moim wieku. Wyglądała dziwnie znajomo...


Zemdlała. Zarzuciłem ją na swój grzbiet i zaniosłam do swojej nory, gdzie oczyściłem jej krwawiące rany, zatamowałem krew i opatrzyłem ją. Zostawiłem jej zająca i miskę z wodą, a następnie udałem się do Alph.
-Ciociu! Wujku! - wołałem. - Chodźcie! Musicie coś zobaczyć!
Zaniepokojeni, pobiegli za mną. Zaprowadziłem ich do swojej nory. Wilczyca już się obudziła. Wypiła całą wodą i kończyła jeść zająca.
-Kim jesteś? - zapytał ostro Wujek Rolly.
-Ja...-przełknęła kawałek zająca. - Jestem Młodą Alphą Watahy Wilczej Nadziei.
-WWN....O matko jedyna! Charlie, to ty! - zawołała Ciocia Aria.
Dopiero teraz przypomniałem sobie tą waderę - ładna, mała waderka na imprezie w WWN z okazji Dnia Dziecka. Na tej imprezie widziałem Młodą Alphę Charlie po raz pierwszy. A potem już jej nie widziałem. A teraz - już jako półtora roczna wadera, przychodzi w ranach!
-Opowiadaj! Co się stało, że przyszłaś w ranach? -zapytała Ciocia Aria.
-Walczyliśmy z ...WŚ. - wystękała Charlie. - Moje rodzeństwo żyje. Ciocia Alyss gdzieś je zabrała, razem z innymi. Szczeniakami...Itd. Mama...Nie wiem, gdzie jest...czy w ogóle żyje...A tata...-jej oczy zapełniły się łzami. - A tata...Blitz...Nie żyje. 
<Ario, Rolly?>




Od Alphy Rolly'ego

-Dobrze, Berlo, leć na zabawę, Deuca czeka. Aria, ty też idź, ja zaraz dojdę.
Wadera i basior wyszli, a ja zwróciłem głowę do Charlie
-Charlie, spokojnie, nie bój się, wszystko będzie dobrze, zaraz ktoś do ciebie przyjdzie i pogadamy rano, OK?
-Dobrze...-odparła słabym głosem wadera
Zobaczyłem Kathrin, samotnie opartą o drzewo.
-Słuchaj...-opowiedziałem jej całą historię, a ona poszła do Charlie. Ja natomiast dogoniłem Arię.
-Wiesz, że cię kocham?-pocałowałem ją
-Nieeee...-mruknęła i pocałowała mnie.
Doszliśmy na Polanę Księżyca akurat, gdy Shadow skończyła śpiewać.
-Niech młodzi się bawią, a my...-szepnęła mi na ucho
-Serio? Teraz?-spytałem
-Tak. Walentynki to najleprzy czas- przytuliła się do mnie a ja pocałowałem ją w pysk.
-No dobrze.
Poszliśmy do Jaskini Alph i przedzieliśmy tam sami całą noc.




Od Glimmer

Z Shad wystroiłyśmy się na bal walentynkowy i poszłyśmy. Na miejscu przywitali nas Rick i Cyrus. Ja i Shady dygnęłyśmy, oni się ukłonili, chwycili nas za łapy i zaprowadzili na parkiet. Akurat był grany walc. Shad i Cyr skupili się na sobie, więc ja też skupiłam uwagę na Ricku.
-Cieszę się, że zechciałaś przyjść...-szepnął mi do ucha. Uśmiechnęłam się i wtuliłam się w niego.
-A ja się cieszę, że cię mam. - odparłam, a on pocałował mnie w czoło. Czułam się jak w raju. Miałam przy swoim boku basiora, którego kochałam ponad wszystko. Czego mi więcej potrzeba do szczęścia?
-Jesteś piękna, wiesz? - zapytał Rick cicho.
-Dziękuję za ten komplement, monsieur. - powiedziałam z uśmiechem.
-Ależ to nie komplement, tylko prawda, madame. - uśmiechnął się szelmowsko i odchylił mnie do tyłu. - Zgadasz się ze mną?
-Nie wiem, czy się zgadzam z tobą, ale wiem, że cię kocham. - odparłam i zrobiłam piruet.
C.D.N.




Od Młodej Alphy Shadow

Była pełnia księżyca, a ja tańczyłam z Cyrusem. Starałam na nim skupić całą moją uwagę.Jednak para tańcząca za nim mnie rozpraszała. Cristal i Sawyer. Nie. Obiecałam sobie, że dziś liczy się TYLKO on. Wtuliłam się w jego ciepłe futro.
-Chciałbym przeklnąć, żeby móc wyrazić jak bardzo cię kocham-szepną czóle w moje ucho.
-Hehehe, łobuzie, tylko spróbuj-odpałam i wdychałam z rozkoszą jego zapach.
Jescze pare minut kiwaliśmy się w rytm muzyki. Potem podszedł do nas jakiś basior. Dopiero po chwili poznałam Siento.
-Shadow!-krzyknął-zaśpiewaj!
-Tak! Zaśpiewaj jakąś piosenkę!-zawtórowała mu Flix, która była jego partnerką tego wieczoru. Po chwili ciocia Banshee i wójek Mefisto dołączyli się do skandowania. A potem, już cała wataha gorąco prosiła o piosenkę. Spojrzałam na Cyrusa.
-Wypróbujemy tą nową?
-Nasz na myśli ,,Ser mejor'?-uśmiechnął się- dla ciebie zawsze!
- Ona jest o miłości, będzie pasować.
Poprowadziłam go przez tłum, zgarnęłam po drodze jego brata Thresha, Glimmer, Ricka, Berlo, Deuce, Katniss, Nicko, Molly oraz Anabellę. Wspięliśmy się na Wzgórze Alph, a wiele par rozstępowało się przed nami. Nawet szczeniaki wyszły przed jakinie z opiekunkami. Przyszły także wilki bez pary. Noto się zrobił tłum...Powiedziałam wszystkim przyjaciołom co śpiewamy. Następnie wzięłam głęboki oddech, a muzyka zaczęła grać. Ze mnie wydobył się czysty głos.


 Gdy podniosłam głowę do góry, na niebie zobaczyłam gwiazdy. Z nich ułożone były trzy pary: odgadłam, że to rodzice Glimm, Berlo i Tashy, Miracle i Emil....oraz Tasha i Savoy. Spojrzałam na Glimmer. Też to zauwarzyła a po jej policzku spłynęła łza. Przestała śpiewać. Ale tylko na chwilę. Znów spojrzałam na niebo. A tam widniał krztałt mojego opiekuna- Lazura. Potem mój zwrok padł na tłum i zaśpiewałam jak nigdy przedtem.Kiedy skończyliśmy tłum oszalał, wrzeszczał i skandował moje imię, a ja czółam się tak, jakbym została pochwalona przez samą Arktę. Ktoś dorzucił na Wzgórze białą różę (na prawdę nie wiem jak się to komuś udało). Curus podniósł ją i włożył mi za ucho.
-Jesteś moją muzą- nie dał mi nic odpowiedzieć. Pocałował mnie. A ja na to odpowiedziałam. Tłum zwariował, zaczął krzyczeć '' OOOOOO' i 'UUUUUUUU!!''. Ale ja na to nie zwracałam uwagi. Po chwili wszystko ucichło, bo i widzowie zaczęli przekazywać sobie pocałunki. Spojrzałam Cyrusowi głęboko w jego boskie oczy.
-Co chciałeś mi powiedzieć...w tedy na imprezie?-spytałam.
-Więc...-póścił mnie, zniżył się, spojrzał na mnie i powiedział takim donośnym głosem, że wszystkie wilki zwróciły oczy ku nam.
-Młoda Alpho Watahy Wschodzącej Gwiazdy Black Shadow, czy uczynisz mi ten ogromny zaszczyt i....zostaniesz moją partnerką?


CDN.




Od Firerna


Wstałem. Obudziły mnie promienie słońca które lekko padały na mnie i śpiącą Ephirę. Dzieciaki spały kilka metrów dalej. Jak zwykle każde leżało na krańcu posłania. Dziś są walentynki. Myśl mnie uderzyła. Podniosłem się z posłania i lekko stąpając po skale ruszyłem w stronę wyjścia. Załatwiłem opiekę nad szczeniakami. Udałem się na polanę szczeniąt i Layla potwierdziła że się nimi zaopiekuje pod naszą nie obecność. Poszłem na leśną polanę na północ od wilczych skał. Tam i tylko tam rosły vicie, ulubione kwiaty mojej Ephi. Narwałem bukiecik i poszedłem dalej. Miałem jeszcze trochęczasu zanim Ephira się obudzi. Poszedłem do naszego ulubionego kamienia. Znajdował się na lekkim wzgórku i buło widać z niego Love Lagoon. Kamień cały był porośnięty mchem. Na krawendzirosła wierzba płacząca. Z jednej strony spuszczała korzenie do ziemi. W nocy, na jej gałązkach, osiadały krople wody i odbijało się w nich światło. Liście opadały nad kamieniem tworząc baldachim i wten sposób mieliśmy nasz mały zakątek o którym wiedzieliśmy tylko my. Gdy roztawiłem świeczki i przygotowylem naszą kolację biegiem wróciłem do jaskini. Położyłem się obok mojej partnerki i zamknąłem oczy kilka minut potem Ephira otworzyła oczy. Była pewna że śpię. Uśmiechnęła się pocałowała mnie i wyszeptała: 
-szczęśliwych walentynek kochanie




Od Nevady
Wczoraj obiecałam moim dzieciom że pobawie się z nimi. Obietnica to obietnica. Po południu poszłam razem z dziećmi na polane szczeniat żeby się z nimi pobawić. Po kilku minutach zabawy zauważyłam szczeniaka lężącego przy drzewie.
-Dzieci zaraz wrócę.-Powiedziałam i ruszyłam w stronę szczeniaka.
-Cześć jak masz na imię?-Spytałam a mała podniosła głowe.
-Dzień dobry, mam na imię Balla.-Powiedziała ze smutkiem.
-A gdzie są twio rodzice?-Spytałam, a mała zaczęła płakac.
-Moi... rodzice nie.... żyją- Powiedziała szlochając.
- Ja przepraszam nie wiedziała... Zaraz wróce... Obiecuje.-Powiedziałam i pobiegłam do Arii, była w jaskini Alph, już chciałam w biec ale przypomniało mi się ten dzień w ktorym awansowałam na Delte.
-Ario! Ario!- Zaczełam wołać.
-Tak Nevado?- Z jaskini wyszła Alpha.
-Bo dzisiaj spotkałam Balle i chcem się spytać czy mogę zaadeptować?-Spytałam.
-Pewnie że tak... Już długo szukaliśmy dla niej opiekuna.-Powiedziała i ruszyliśmy w stronę polany szczeniąt, gdzie czekała tam Balla.
-Ballo.-Zaczeła Aria-Mam dla ciebie wesołą nowinę.
-Jaką-Spytała Balla.
-Będziesz miała opiekuna.-Powiedziala Aria.
-Naprawde? Kogo?
-Nevade - Powiedziała Aria a Balla żuciła mi się na szyje.
-Bardzooo Dziękuje!-Krzyknęła
-Nie ma za co. I chodź sie pobaw z moimi dziećmi.-Powiedziała i ruszylismy.
WIECZOREM
Dzieciaki poszły spać a ja z Leachem postanowiliśmy isć na impreze walentynkową.
-Jesteś gotowa?-Spytał
-Pewnie że tak.-Powiedziała i ruszyliśmy. Akurat grał wolny kawałek.
-Mogę prosić panią do tanca?-Spytał
-Oczywiście.-Odpowiedziałam i zaczeliśmy tańczyć .Po tańcu Shadow zaczeła śpiewać a ja z Leachem poszliśmy na bok.
-Dzisiaj są walentynki i.... -Zaczął- I chciałbym....
-Ale tak tutaj? -Spytałam.
-Nie oczywiście nie. Może w...
-Love Lagoon?-Spytałam i ruszylismy. Wskoczyliśmy do wody a potem zaczeliśmy się całować. Nastepnie zaczelismy.... Było wspaniale.
<Leach?>




Od Ephiry

Przez cały dzień Firern nie wykonał żadnego znaku ze się cieszy z okazji watentynek. Rano trochę późno się obudził i w przeprosinach obiecał zaprowadzić szczeniaki na polanę. po południu poszedł na obowiązkowe polowanie. Wieczorem miała być uczta i łowcy mieli zadbać o jedzenie. Poszłam na Polanę Księżyca, gdzie kilka wilków już rozstawiało dekoracje. Zauważyłam Araksę. No tak ona nigdy nie mogła się powstrzymać od prac artystycznych. Poszłam dalej już zaczęło się ściemniać. Załamana nie chciałam iść na przyjęcie. Zaczynało się za kilka godzin. Nagle zza krzaków wyszedł Fir.
 –czy pani ma plany na najbliższe dwie godziny??-spytał. Zmrurzułam oczy i poważnym tonem spytałam
-a w jakiej sprawie taki przystojny dżentelmen jak pan pyta??-uśmiechnął się i stwierdził 
-powinna pani z kimś spędzić czas w taki romantyczny wieczór . prawda??
-myśli pan że idę za każdym wilkiem który jest przystojny? 
-Twierdzi pani że nie jestem przystojny??-nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc rzuciłam 
-Będziemy rozmawiać tylko zadając sobie pytania?? –Firern cicho zaśmiał się: 
-Czemu nie??-odpowiedział jednocześnie wyciągając do mnie łapę.  Nie zastaniawiając się przyjęłam ją. Poszliśmy dobrze znaną mi drogą. Gdy weszliśmy za liściastą zasłonę zobaczyłam prze pięknie ustrojony stół. Wokół wszędzie paliły się świeczki. Na środku leżała młoda sarna, przydządzona z pomarańczami i imbirem. W kącie stała kanapa, czyli worek wypchany słomą. Firern stał pod ścianą i trzymał bukiecik moich fioletowych dzwonków. Miał minę „jestem cudowny, nie możesz zaprzeczyć”. Pocałowałam go o na nie robił nic co miało by wskazywać że mu się nie podoba. Po chwili zaprowadził mnie do prowizorycznego stołu i zjedliśmy kolację. Potem usiadłam na kanapie i Fir zakrył mi oczy. Po chwili kazał mi ją ściągnąć. Zobaczyłam że gałęzie które zakrywały część naprzeciw kanapy odsłonił tak żeby było widać co się za nimi znajduje. Widać było widok na Polanę Księżyca. Dekoracje były już założone i wszędzie paliły się lampiony. Widok był prześliczny. Firern mnie pocałował i rzucił od niechcenia 
-Myślę że wyglądasz pięknie, ale jak ci powiem że musisz się szykować bo zaraz zaczyna się przyjęcie wypadniesz stąd i nawet moje zapewnienia że i tak byłaś, jesteś i będziesz najpiękniejsza- zaśmiałam się, pocałowałam go i pobiegłam się szykować. 
–Mówiłem-stwierdził i zaśmiał się sam dla siebie, ale nikt tego nie słyszał



Od Glimmer

Rick zaprowadził mnie - po piosence Ser Mejor - do lasu.
-Glimmer...-zaczął. - Czy zechcesz...Zostać...-wziął głęboki oddech. - Mojąnarzeczoną? - i wyciągnął za pleców "waderską" obrączkę zarenczynową:


-Rick...J-ja...Tak! - pocałowałam go, a on wciągnął obrączkę na mój pazur.
-I czy zechcesz...- przerwałam mu:
-Wiem, co chcesz powiedzieć.
-T-tak? - zająknął się.
-Tak.
-I?
-I co?
-I...Zgadasz się?
Namyślałam się krótką chwilkę.
-Tak. Taka okazja...Wyjątkowo...Tak.
-Jesteś pewna?
-Jak nigdy.
Skinął głową.



*********Późnym popołudniem*********
-Glim, wszystko dobrze?
-Tak, Rick. - skłamałam. No bo co miałam mu powiedzieć? "Nie skarbie, źle się czuję i to z twojej winy, ale nie przejmuj się"?
-Upolować ci coś?
-Nie, dzięki. Jeszcze odpocznę.
Skinął głową. Patrzyłam, jak znika w gęstwinie i jęknęłam, osuwając się z obolałego brzucha na grzbiet. Dlaczego? Dlaczego byłam taka głupia? Wpatrywałam się w błękitne, bezchmurne niebo.
-Glim! - obróciłam się, słysząc śmiech Shadow. - Posłuchaj, Glim...-zobaczyła obrączkę. - Glimmer! Zaręczyłaś się z Rickiem! - i zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku.
-T-tak...Ja też...się...cieszę. - wystękałam. Przyjaciółka mnie puściła, a ja poczułam się jeszcze gorzej.
-Wybacz Shad...Muszę się przejść...-truchtem, a potem biegiem, rzuciłam się w stronę drzew. Chciałam uciec. Uciec jak najdalej od bólu i wyjaśnień.
Słyszałam kroki Shadowy. Wiedziałam, że jest szybsza i lada moment mnie dogoni. A ja chciałam - wyjątkowo - być sama. Zrobiłam więc unik i schowałam w krzakach. Młoda Alpha stanęła.
-Glimmer? Glim! Wyjdź, proszę! Wiem, że tu jesteś! Proszę, wyjdź! Powiedz mi, co się stało. - szukała mnie i wołała. A z moich oczu trysnęły łzy. Zachowałam jednak ciszę. Nie krzyczałam. Nie szlochałam. Leżałam tylko i czułam, jak słone, gorące łzy spływają po moich policzkach.
Nie minęło dużo czasu, a Shady mnie znalazła.
-Glimmer! - przytuliła mnie, a ja nie wytrzymałam. Zaczęłam szlochać. Płakałam i wyrzucałam z siebie wszystko, co nagromadziło się we mnie przez te dwadzieścia miesięcy. Jak cierpiałam, jak się smuciłam, jak radowałam, jak byłam w rozpaczy, jak nie miałam na nic sił, jak żyłam w niewiedzy. Wyrzucałam się z siebie ten ból i rozpacz prosto w futro przyjaciółki. Osobie, która zawsze jest przy mnie i która zawsze mi pomoże, uratuje, udzieli to dobrej rady. Osobie, której ufałam jak nikomu innemu na tym świecie. Osobie, która była dla mnie kimś więcej niż rodziną.
Nie wiem, czy płakałam i wyrzucałam z siebie słowa pozbawione sensu dziesięć minut, czy godzinę. To nie było ważne. Ważne było to, że Shadow była przy mnie. Przytulała mnie i spokojnie czekała, aż szloch ustanie, a ciało się rozluźni. Dopiero wtedy spojrzała na mnie łagodnie. Nie musiała zadawać pytania. Wszystko mówiły jej zielone oczy. Zrozumiałam. Bała się o mnie. Chciała wiedzieć, co się stało.
-Shad....-wybełkotałam. - Możliwe...Że ja...Ja...Jestem w ciąży z Rickiem! - oparłam pysk na jej ramieniu i czułam, jak znowu mięśnie się napinają, a łzy lecą po futrze przyjaciółki. - a jja nie chcę! Nie chcę mieć dzieci! Ja jestem za młoda! - płakałam.
<Shad?>


Od Berlo 
Dzisiaj, zaniosłem Ignisa do Leacha i Nevady. Akurat Alkivo, Balla, Maxi, Kazan, Selene i Fantasia byli na Szczenięcej Polanie, a Leach i Nevada odpoczywali w jaskini.
-Witaj, Berlo! - przywitał mnie stryj.
-Hej ciociu, hej wujku. - przywitałem się i położyłam Ignisa między swoimi przednimi łapami.
-Czy to...-zająknęła się Nevada.
-Tak. To Ignis, syn Tashy. - dokończyłem.
-O matko...-wyszeptała ciocia.
-Chciałem się was zapytać...zwłaszcza ciebie, Nevado...Czy zgodziłabyś się...zając Ignisem? - partnerka wuja spojrzała na mnie. - Alphy się zgodziły, ja nie mogę się nim zająć, Glimmer też nie, a wiem, że do ciebie Tasha miała bezgraniczne zaufanie.
<Nevado?>



Od Kiry

Ostatnim co widziałam był upadający Malley. Teraz obudziłam się i zobaczyłam oczami tej wadery Sari. Była polana, pięknie przystrojona i cała wataha. Wszyscy tańczyli. Wszędzie były serduszka i było tak romantycznie. Coś mi mówiło, że są Walentynki. Sari szła środkiem a wszystkie wilki spoglądały na nią groźnie. W końcu dotarła do Alfy Arii.
-Witaj Ario!-przywitała się moim głosem.
-Yyy...Witaj? Mogę wiedzieć kim jesteś?-zapytała Aria nieufnie. Wszystkie wilki zebrały się wokół nas i słuchały.
-Jestem Kira! To ja tylko dostałam nowy wygląd.-powiedziała Sari i obróciła się, chwaląc się nowym wyglądem.
-No cóż, dawno się nie pojawiałaś. Mogę wiedzieć gdzie byłaś?-zapytała wciąż nieufnie.
-Ach, byłam tu i tam.-Sari ściągnęła amulet. Ten, którym zaślepiła Malleya. Przeraziłam się. Co ona chce zrobić?
-Co to?-zapytała Alfa wskazując na medalion.
-A to? To jest mój nowy medalion który dostałam od Malleya.-wtedy przyszedł Malley ale był jakiś dziwny. Miał czerwone oczy i był jakiś smutny.-Malley jest teraz moim partnerem.-skłamała Sari. To nie mogła być prawda! Nie wierzę, że mu to zrobiła.
-Malley, czy to prawda?-zapytała Aria.
-Tak Alfo.-odpowiedział mechanicznie.
-No cóż, w takim razie...-powiedziała Alfa i poszła z Nevadą. Sari poszła za nimi ale w pewnym odstępie, tak by słyszeć ich rozmowę.
-Ario, wyczuwam tu silna czarną magię. Nie podoba mi się to. Malley też jest dziwny. Nie ufaj jej, mam wrażenie, że to nie jest nasza Kira...-wyszeptała Nevada i spojrzała na Sari a potem na Malleya. Gdy patrzyła na waderę, jej oczy lekko się rozszerzyły i jakby się lekko uśmiechnęła. Miałam nadzieję, że zorientowała się, że to nie ja!
-Ario, muszę ci coś pokazać. Zbierzmy wszystkich magów.-szepnęła do Alfy i zaraz koło nich pojawili się Ramp, Follow i Luna. Ustawiły się w kręgu otaczającym Malleya i Sari.
-Skoro ty jesteś Kira to nie masz nic przeciwko Rytuałowi Prawdy?-zapytała Nevada.
-Ale...-dukała Sari. Nic jej to nie dało. Magowie zabłyśli i zaraz było słychać przerażające "Nieeeee!" Sari. Wtedy poczułam, ze jestem wolna!! W końcu ktoś wyciągnął mnie z jej ciała. Spojrzałam na Malleya. Leżał koło mnie z zamkniętymi oczami. Wstałam chwiejnie i podeszłam do niego.
-Mal?-szturchnęłam go lekko. Otworzył oczy i uśmiechnął się słabo.
-Jesteś-powiedział i przytulił mnie. Ja również go przytuliłam i za chwilę dobiegli do nas wszyscy pytali: Co się stało? Kto to był? Wyjaśniłam wszystko Arii.
<Ario, ufasz mi?>


Od Młodej Alphy Shadow

Moja najleprza przyjaciółka płakała w moje futro.
-Glimmer...-przytuliłam ją- przecierz...przecierz wcale nie musiałaś zajść w ciążę po...TYM.
Glimm przestała na chwilę szlochać i spojrzała na mnie.
-Skąd wiesz?
-Bo...-zająknęłam się. Miałam jej to powiedzieć? Tak, to przeciesz moja ,,siostra''!- bo...ja...kiedyś...dawno...to wcale nic nie znaczyło, ale...w Love Lagoon...ja kiedyś to zrobiłam z Sawyerem...-ostatnie słowa powiedziałam bardzo cicho. Glimmer wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem.
-ŻE CO, PROSZĘ?!
-Nooo....-zawstydziłam się- ale mniejsza z tym. Poszłam do lekarza i okazało się że nie jestem w ciąży. Może i tobie nie zaszkodzi pójść i to sprawdzić?
-Hmmm...a opowiesz mi, co działo się, kiedy ja z Rickiem...no wiesz, co odpowiedziałaś Cyrusowi...

<Glimm? Zaraz napiszę swoje dokończenie mojego opowiadania ;)>

Od Sawyera

Zabrałem Cristal nad Wilczy Potok (to chyba najczęściej odwiedzane miejsce przez wilki), usiedliśmy na wielkim głazie:
-Jestem pewiem co do moich uczuć, Cristal zrobiłem Ci tyle przykrości. Kocham Cię, chce być z tobą już na zawsze i OBIECUJE, że nic nas nigfy nie rozdzieli - miała łzy w oczach, ale te łzy miały w sobie radość.
-Wiem Saw ja Ciebie też kocham...ten dzień jest najpiękbiejszy z wszystkich dni jakie kiedy kolwiek były - nie była to już ta sama sunia , z którą kochałem sie bawić, ale dorosła wilczyca, którą kocham...Lizneła mnie w policzek i ocknołem się. Zaczeliśmy się ganiać jak szczeniaki. Powaliłem ją na ziemie i pocałowałem.
-Jesteś piękniejsza...-ale wtedy coś mnie odepchneło. To była myśl o Shad. Cyrus jej sie oświadczył, jak ja go nie nawiedze...Cristal wiedziała o co chodzi i przytuliła mnie. Kocham ją, rozumie mnie całego i co czuję, jest delikatna, śliczna i wie, że ją również bardzo kocham...Potem wróciliśmy do jaskini a tam mama miała dla mnie i Cristal niespodziankę...

<Banshee?>



Od Neworo

Stałem z otwartym pyskiem bardzo zdziwiony jej zachowaniem. Postanowiłem zapomnieć o Reynie. Zacząłem więc zwiedzać okolicę. Piękne widoki i zapachy zwalały mnie z łap. Dotarłem do rwącego potoku postanowiłem tu odpocząć. Wypiłem trochę wody. Ale moją sielankę przerwała jakaś wadera.
- Jestem Layla. Jak się nazywasz?
Spytała, a jej lawendowe oczy przebiły mnie na wylot.
- Jestem Neworo.
Odpowiedziałem próbując uniknąć jej wzroku.
- Do jakiej watahy należysz?
- Yyyy.. żadnej.
- O! świetnie może Aria zgodzi się ciebie przyjąć!
- Kto?
Spytałem zdziwiony.
- To nasza alpha mówię ci jest po prostu wspaniała!. Na pewno cię przyjmie!
No dobra miałem trzy wyjścia : zgodzić się na propozycję Layli, odmówić jej lub po prostu zwiać. W tym przypadku chyba wolałem przystać na jej propozycję.
- Okej
Odpowiedziałem bez przekonania.
- No to biegnij za mną jaskinia Alph jest niedaleko.
Biegłem za nią jak szalony. Niestety moje skrzydła były bezużyteczne w lesie przez który biegliśmy, był zbyt gęsty. Po parunastu minutach dotarliśmy do jaskini była duża przed wejściem do niej rosły dwa drzewa były naprawdę wysokie. Zatrzymaliśmy się.
- Dlaczego stoimy?
Zapytałem.
- Do tej jaskini mają wstęp tylko Alphy i Bety.
Odpowiedziała
Z jaskini wyszła wilczyca o całkowicie białym umaszczeniu kroczyła dumnie lecz wzrok miała ciepły i miły.
- Witaj Layla. Kogo przyprowadziłaś?
- To jest Neworo. Chciałby się dostać do naszej watahy.
- Niewiedzę przeszkód.
Wraz z wypowiedzeniem tych słów przez Arię poczułem miłe mrowienie i ciepło na całym ciele. Właśnie rozpocząłem nowe życie
C.D.N




Od Alphy Arii

-Och, Reiko...-wstrzymałam oddech. Przedemną stała biała wilczyca i wieloma ogonami.-ty jesteś...
-Aniołem.-odparła wadera liżąc swoje nowo narodzone szczeniaki.
-No ładnie... w naszej watasze jest wilczy anioł.
Nie mogłam wyjść z podziwu. Ciekawe jak Reika poradzi sobie pod tą nową postacią...


Od Mefisto

-Aria czekaj! - podbiegłem do Arii.
-O Mef... masz?!? - rozglądała się, czy w pobliżu nie ma Banshee.
-Tak. Sawyer i Cristal przygotowują polane nad wilczym potokiem, Rolly jest na polowaniu Berlo. Wszytko prawie gotowe...- byłem zadowolony. Moja cudowna Ban będzie miała wymarzone urodziny.
-Dobrze, a więc ja pójdę poszukać Banshee - krzyknęła, odbiegając Aria.
Przygotowania zajęły całe popołudnie, jeszcze muszę znaleść Glimm, Shad i Shan zbierające kwity na ozdobę...po godzinie wszystko było gotowe. Aria przyprowadziła Ban, którą ja powitałem gorącym pocałunkiem. Wszyscy byli brawa. Zaczęły się tańce i wiele zabaw. Moja kochana była widocznie zadowolona. Po dwóch godzinach Saw przyniósł tort i Banshee zdmuchnęła świeczki, które znajdowały się na nim:
-Wszystkiego najlepsiejszego - uniósł się ogromny wrzask, wszyscy ponownie bili brawo...pocałowałem Jedyną i najbardziej kochaną sunie na świecie...
-Dziękuje, to najlepsze urodziny jakie kiedy kol wiek miałam...- poleciały jej łzy szczęści. Popatrzyłem się na Sawyera patrzył z dumą na swoją mamę...



Od Młodej Alphy Shadow- CD


Na Polanie nastała cisza. Taka cisza, której nawet brzęk lecącej muchy nie zmąci. Patrzyłam zaskoczona na Cyrusa. Że co?! Że teraz?! Ale..! Ja jestem,..za młoda!
-Ech...Cyr..-szepnęłam. Pod sierścią płonęłam ze wstydu. Podczas występu zeszła się też Wataha Bratniej Krwi, więc teraz patrzyły się na nas wszystkie wilki z obydwu watah. Ale się porobiło...
-Więc?-Cyrus patrzył na mnie nie pewnie. Jescze pomyśli że nie chcę!
-Cyrusie, Młoda Alpho Watahy Bratniej Krwi...-przełknęłam ślinę- ja, Młoda Alpha Watahy Wschodzącej Gwiazdy, Black Shadow...przyjmuję...twoje oświadczyny.
Po ostatnich dwóch słowach cały las rozbrzmiał wrzaskami ucieszonych wilków. Całą okolicę przepełniała wieeelka euforia. Ja patrzyłam z uśmiechem na Cyra i pocałowałam go. Staliśmy tak dłuższą chwilę, a radość wilków nie ustawała.
-Kiedy chciałabyś wyżądzić ślub?-spytał Cyrus, czule mnie tuląc
,,Za...rok?''-pomyślałam. Miałam nadzieję, że jeszcze trochę czasu upłynie zanim odważy się na ten krok...
-Emm...może..za miesiąc?- nie chciałam zabardzo wydłużać terminu.
-Jak sobie życzysz. Kocham cię.-raz jescze pocałował mnie na oczach wszystkich.
-Ja ciebie bardziej-odparłam odpowiadając na ten pocałunek.
''No to klops-nie będzie już dziecinnych igraszek, nie będzie szczenięcej radości, nie będzie nastoletnich imprez, nie będzie swawoli i beztroskiego życia. To się skończyło. Teraz wchodzę w dorosłe życie, a niebawem...zostanę Alphą''- ostatnie slowo przeszło mi przez myśl jak ostrze miecza. Ja Alphą?! I...ja, jako matka?! Nie, nie, nie! Na to jest na prawdę ZA wcześnie! Mogę nie dać rady....A-a-a Sawyer? Szczenięca miłość, brat i przyjaciel? Nie...nie wiem, co mam robić...muszę pogadać z kimś...na przykład z mamą...


CDN

Od Spero

-Emm, Amadi?
-Tak?-odwruciła się w moją stronę.
-Jak będziesz miała jakieś wątpliwości czy pytania, zawsze możesz przyjść do mnie-powiedziałem z uśmiechem.
-Dzięki-pożegnała mnie uśmiechem i weszła do jaskini a ja udałem się na straż.



Od Katniss

-Czyli się zgadzasz, tak?- zapytał mnie Niko. A ja, patrząc na jego radosne oczy, nie potrafiłam odmówić. Jednak jeśli mam być szczera, to muszę przyznać się do jednej rzeczy. Z całą pewnością będę czuła się dziwnie, ucząc kogoś innego rzeczy, nawyków i umiejętności, którymi zostałam obdarowana. Ale przecież z drugiej strony… trenowanie Nika, może być też i niezłym treningiem dla mnie. Jednakże… ja wciąż będę się czuła dziwnie, jeśli po prostu się na to zgodzę. To będzie takie hm… no cóż. Takie nie w moim stylu.
Niko wpatrywał się we mnie, oczekując odpowiedzi, a ja (chociaż nie dałam tego po sobie poznać), w głębi duszy biłam się z myślami. A przecież odpowiedź zdawała się taka prosta.
Milczenie trwało już za długo i teraz stało się naprawdę niezręczne. Dlatego odpowiedziałam, ponuro lecz nie złośliwie:
-Przecież już Ci mówiłam.
To trochę zbiło Nika z tropu. Kiwał głową w jedną i drugą stronę, nie wiedząc co powiedzieć. Zapytał dla pewności:
-Czyli… to znaczy „tak”?
-Proszę Cię. Nie każ mi tego mówić wprost. To krępujące.- westchnęłam lekko. Na twarzy młodego basiora, pojawił się widoczny uśmiech. Ruszyliśmy w kierunku potoku, gdzie powinien czekać na nas Alkivo. Szłam przodem, a Niko odrobinę za mną. Szedł już pewniejszym siebie krokiem, uśmiechając się zwycięsko. Trochę zaczęło mnie to irytować.
-No i czego się tak szczerzysz?- spytałam, choć zabrzmiało to o wiele groźniej niż zamierzałam. Jednak szarego szczeniaka, najwyraźniej rozbawiła ta uwaga, bo po chwili zaczął się śmiać, jakby nigdy nic. Westchnęłam lekko. To będą ciężkie miesiące nauki…
Gdy dotarliśmy nad Potok, zauważyliśmy Alkivo. Siedział już zmęczony i strasznie znudzony czekaniem na nas. Spojrzałam na taflę wody, w której wyraźnie odbijał się księżyc. Było już późno. Skrzydlaty szczeniak odwrócił się i spojrzał w naszym kierunku. Był strasznie senny. Na ten widok na mojej twarzy pojawił się Szatański uśmiech. Cóż… przyznaję, że specjalnie przedłużyłam moją rozmowę z Niko i kazałam Alkivo czekać. To była taka kara ode mnie i to dosyć perfidna (Alkivo czekał na nas dobre pare godzin). Doprawdy demon ze mnie…
Patrzyłam jak dwóch, młodszych szczeniaków godzi się razem. Podali sobie łapy, potem zaczęli się z czegoś śmiać. Ale jak mam być szczera, to ta scena jakoś mnie nie za bardzo interesowała. Potem zaczęli o czymś razem nawijać, bez końca. Patrzenie na to, było już szczytem moich możliwości:
-Skończcie z tą słodyczą księżniczki, bo zaraz się porzygam.- burknęłam (nie chciałam by zabrzmiało to chamsko. Po prostu taki mam charakter. Sorki chłopaki.). Alkivo dygnął przerażony, a Niko uśmiechnął się zawstydzony. Pożegnał się z Alkivo, machając ogonem.
-To, co? Kiedy zaczynam szkolenie?- spytał się niecierpliwie, gdy młodszy szczeniak już odszedł.
-Ej, ej! Ochłoń trochę!- upomniałam go, śmiejąc się pod nosem.- Dopiero co się na to zgodziłam. Muszę mieć jeszcze trochę czasu, by pomyśleć nad twoim treningiem. I… zastanawiam się nad jedną propozycją. Czy nie zaprowadzić Cię do kogoś…
-Hm… masz na myśli…- zaczął Niko, ale mu przerwałam.
-Co ja mam na myśli, to zobaczysz potem. A teraz zmykaj do Storm. Robi się późno.
-A co z Tobą?- spytał się Niko.
-A ja pewnie przenocuję na terenie Gildii. Myślę, że się nie pogniewają.
Niko uśmiechnął się i odszedł w stronę jaskiń. A ja szłam do Gildii, kierując się gwiazdami, i księżycem, który oświetlał mi drogę.


Od Niko
Westchnąłem, patrząc na wschodzące słońce. Wielka, żółta kula pojawiła się tuż nad lasem WolfRock, rażąc mnie w oczy, które natychmiast zmrużyłem. Zerknąłem dyskretnie na jaskinię Alph. Naturalnie, nikt z niej nie wyszedł. Wszyscy spali. A w tym Nightflow i Alkivo. Gdy Walarhien przyjdzie do watahy z koleżanką i chłopakiem, przedstawię jej MOICH najlepszych przyjaciół. No, ha, ha, nie powiem, że Night jest moją dziewczyną...Ale może kiedyś...
-Nick! Tu jesteś.
Jęknąłem w myślach. Rano uwielbiałem pobyć sam. Patrzeć w samotności i ciszy na wschodzące słońce i pozwalając myślą błąkać się swobodnie. Mogłem iść w las! A nie zostać przed jaskinią.
- Masz szczęście, że mama się jeszcze nie obudziła. Pewnie by się martwiła.
- O kogo niby? O swojego syna, który za kilka miesięcy będzie dorosły?
Nie patrzyłem na Nighta, więc nie widziałem jego miny.
- To i tak jeszcze miesiące, Nick.
No. Przynajmniej nie mówi na mnie "Niko". To już by było żenujące.
- Wrócisz do jaskini? Chłodno jest.
- Nie. Zaraz idę do lasu.
Ojczym milczał przez kilka chwil. "Ciekawe czy tata tak by się zachowywał..." pomyślałem. Może tak, może nie, ale jak tak, to może nie w taki uciążliwy sposób.
- Chcesz, żebym się trochę nauczył polowania? Możemy...
-Dzięki, nie trzeba. - przerwałem mu.
- A może jednak? - nie ustępował.
- Lubię samotność. - wstałem. Night nie ustępował.
- A może jednak porobimy coś razem? Zawsze możesz...
"No nie" pomyślałem, "On chyba żartuje". Doskonale wiedziałem, że Night chce zaproponować, że może ze mną ćwiczyć i mnie uczyć. Jaasne! Jedyną osobą, od której chcę się czegokolwiek nauczyć, jest Katniss. A do Peaceful chodzę obowiązkowo.
Ruszyłem przed siebie, nie oglądając się na ojczyma.
- Nick?
Stanąłem i spojrzałem ku wejściu do jaskini. Stała tam mama.
- Zjesz z nami?
Zerknąłem na nią, a potem na Nighta, który spojrzał na nią z czułością, a potem zerknął na mnie z zachęcającym uśmiechem. Że jak? Żarty sobie robią czy coś? Mam jeść śniadanie z wilkiem, który jest moim OJCZYMEM? Mowy nie ma! OK, jestem uprzejmy. OK, nie daję się ponieść emocjom. Wszystko, czego wymagała ode mnie mama. Rozumiem to i stosują się. Ale nie mogą mi kazać, żebym jadł z nimi śniadanie! Tego bym nie wytrzymał!
- Nie, upoluję sobie coś w lesie. - odparłem krótko.
- A co dzisiaj będziesz robił? - nie ustępowała mama.
- Jeszcze nie wiem. Wrócę po południu. - powiedziałem i , dając jej znak, że rozmowę uważam za skończoną, odwróciłem się i ruszyłem przed siebie. Wchodziłem już do chłodnego, ciemnego lasu, gdy mama dogoniła mnie.
- Niko, o co chodzi? Night jest miły, stara się, chcemy, żebyś zjadł z nami śniadanie...
- Mamo, spełniam wszystko to, o co mnie prosiłaś. Nie wymagaj, żebym spędzał z wami całą dobę.
- Nie wymagam. Ale mógłbyś od czasu do czasu zjeść z nami.
- Nie wiem. Chyba nie. - powiedziałem i ruszyłem przed siebie. Mama stanęła przede mną.
- Nick! Nie idź, kiedy do ciebie mówię!
- Ale ja już nie chcę rozmawiać, mamo.
- Niko, o co ci chodzi? Traktuję cię jak dużego, Night też...Chcę, żebyśmy wszyscy razem tworzyli szczęśliwą...
- Nigdy nie stworzymy szczęśliwej rodziny! Szczęśliwą rodziną bylibyśmy, gdyby tata żył! - krzyknąłem. W tamtym momencie nie wytrzymałem. Po prostu wybuchłem. A następnie pognałem przed siebie przez las, nie dbając o zachowanie ciszy.
Wypadłem z lasu obok Wilczego Potoku i sprintem skierowałem się w stronę przepaści, gdzie rozmawiałem ostatnio z Katniss. Położyłem się na skałce i nie wytrzymałem. Łzy polały się, a ja nie potrafiłem ich powstrzymać, mimo że chciałem. Jednak tylko leżałem i je przełykałem, czując rozpacz i ból. Przypomniały mi się słowa Kat:
"Co odeszło nie powróci...NIGDY JUŻ."
- Tak, tak, wiem! - krzyknąłem sam do siebie. - Co nie odeszło nie powróci! Płacz nie przywróci mi mojego ojca! Wiem! Ale to mnie boli! I zawsze będzie! Słyszysz Katniss? Ta rana już się i tak nie zagoi!
Wykrzyczałem się. Wypłakałem. Czułem się nieco lepiej.
- Masz zwyczaj mówić sam do siebie?
Odwróciłem się gwałtownie. Za mną stał Alkivo.
- Cześć. - przywitałem go ostrożnie.
- Hej. - uśmiechnął się lekko i usiadł obok mnie, starając nie patrzeć się w przepaść. - Odpowiesz na moje pytanie?
Westchnąłem.
- Czasem dobrze jest się wykrzyczeć. - powiedziałem po prostu. Mój przyjaciel milczał, wpatrzony ze wschodzącą kulę.
- Zapewne. - mruknął sam do siebie. Mimo wszystko dosłyszałem jego słowa.
- W życiu są potrzebne motta. - wypalił nagle Alk ni z gruszki ni z pietruszki.
- No i co w związku z tym? - spojrzałem na niego spokojnie i z powątpiewaniem, starając udawać grę Katniss. I przyznam, przeszedł mnie dreszcz złośliwej satysfakcji, gdy zobaczyłem zmieszanie skrzydlatego szczeniaka.
- No...Ten...Może tobie by się przydało? - podsunął nieśmiało. Spojrzałem na horyzont i odpowiedziałem, nie patrząc na przyjaciela:
- Ahh, czyli mam rozumieć, że tylko takim jak ja są potrzebne motta, tak?
Alkivo zmieszał się jeszcze bardziej.
- N...Nie to chciałem powiedzieć, Nick...
- A może wymyśliłeś już swoje motto? Z chęcią go posłucham.
Alkivo był coraz bardziej zmieszany i zakłopotany, a ja bawiłem się coraz lepiej.
- No...Ten...Żadne mi nie przychodzi do głowy...
- To może następnym razem, zanim zaczniesz pouczać starszych, wymyślisz jakiś argument?
Teraz Alk spojrzał na mnie z urazą.
- Nie jesteś dużo starszy. - odparł.
- Może i tak, ale jednak jestem, a ty podsunąłeś mi myśl która nie miała żadnego sensu,
- Sens w tym był. - bronił się uparcie.
- Ciekawe jaki, skoro nawet nie miałeś porządnego argumenty. Ba, argumentu w ogóle nie było! - zadrwiłem.
- Nick...Ja...-jąkał się Alkivo, ale ja już nie wytrzymałem. Parsknąłem śmiechem na całe gardło.
Alk na początku się zmieszał, myśląc, że śmieję się z niego. Jednak po paru chwilach dotarło do niego, że przez cały czas się z niego naigrywałem.
- Nick? - zapytał "karcącym", urażonym tonem, który mnie tylko bardziej rozśmieszył.
- Nick! - zawołał z pretensją w głosie. Po paru minutach udało mu się opanować śmiech.
- Tak..."Mistrzu" doradzania? - znów się roześmiałem.
- To wcale nie było śmieszne! - wołał mój kumpel.
- Ależ było! Było! I to jak! Gdybyś widział swoją minę, gdy zapytałem cię o twoje motto! - śmiałem się cały czas.
<Alk? Jesteś zły za ten żart?>

 Od Soni

- Może pójdziemy na polowanie? - zapytałam.
- Okej. - zgodził się.
Poszliśmy w kierunku Jeziora Błysków. Czekaliśmy w trawie na jakąś zwierzynę, aż w końcu wyszedł jeden jeleń.

A za nim kolejny, bardzo podobny... Choć dokładniej to była sarna.


- Dziwne trochę te jelenie. - zauważył Dust.
- To prawda. - pokiwałam głową. - Ja nigdy takich nie widziałam.
- Ja też. - przytaknął.
Skradaliśmy się cicho, ale szybko, żeby kolacja (była noc, nie zauważyłam tego) nam nie uciekła. W końcu rzuciłam się na jednego jelenia.
Padł martwy, a ja krzyknęłam:
- Dust, bierz drugiego!
- Okej! - odkrzyknął i zabił sarnę.
Schyliłam się i zjadłam kawałek mojej zdobyczy.
- Dobre mięso. - oblizałam się.
< Dust? >


Od Fantasii
Nareszczie! Skończyłam 5 miesięcy. Nielubię sie bawić z innymi szczeniakami lecz lubie podziwiać nasze tereny... O wiele lepiej wole zwiedzać niż bawić się w ''walki'' z Seleną! Ciągle mie coś boli od tej walki... Na szczęscie Selene sobie gdzieś poszła, mam spokój. Szłam wzdłuż potoku myśląc co to znaczy miłość? ''Co to znaczy miłość? Jak to jest zakochać jest? Alkivo zaochal się w Nightflow... Mama kocha wójka Leacha...''
Mysląc zderzyłam się z jakimś szczeniakiem.

-Co ty tu robisz?-Zawarczłam swoim cienkim głosikiem.
-Cześć jestem Favo.-Odpowiedział szczeniak
-Skąd jesteś?-Spytałam
-Jestem tak jakby podróżnikiem.-Odpowiedział z dumą szczeniak.-A ty kim jesteś?
-Ja jestem waderką która ma na imię Fantasia
-Dobra Fanta co robimy?
-Nie jestem Fantą, tylko Fantasią.
-Jesteś Fantą i tyle.
-Fantasia chodź!-Usłyszałam głos mamy
-Gdzie idziesz?-Spytał szczeniak
-Mama mnie wołała
-Chodź ze mną przecież cię matka nie zabije nie?
-No tak.-Powwiedziałam i ruszyłam za nim. Po drugiej drodze spytałam.
-Gdzie idziemy?
-Tam gdzie trenuje.
-Po co?
-Żeby potrenować z tobą. Najpierw potrenujemy twój cieniutki głosik.
-Nie mam cienutkiego głosu!
-Naprawdę?-Szczeniak zachamował i pokazał mi polane idealną do trenowania. Zaczeliśmy od majego glosu, faktycznie po godzinie mój głos już nie był taki cienki. Przed trenowaniem moich mięśni opowiedziałam o mojej siostrze - Selene. Potem zaczeliśmy trenować moje mięśnie, po 3 godzinach spytałam:
-Kiedy skonczymy trening?
-A właśnie! Muszę cie odprowadzić.-Powiedział i ruszyliśmy w stronę watahy.
-Dobra ja cię tu zostawiam a ja jutro tu przyjdę o 10, ok?-Spytał a ja kiwnęlam głową i znikł za krzakami. Szłam w stronę jaskini aż natkęnełam się na mamę.
-Fantasio gdzie byłaś?
-Z takim jedny przyjacielem, jestem głodna... Jest coś do jedzenia?
-Tak jest, 3 króliki-Odpowiedziała mama i zaczełam jeść. Po skończonej kolacji poszłam spać.


Od Selene
Nie mam co robić... Fantasia nie chcę ze mną walczyć, Maxi poszedł bawić się z Alkivo a Kazan poszedł do Berlo... Nudno jest w tej watasze.
-Ide na polwanie z Teamem.-Powiedział wójek.
-A ja idę do szpitala.-Powiedziała mama i sie rozeszli.
''Jeśli mama poszła do szpitala a wójek poszedł z panem Team na polowanie to nic nie mam do roboty! Ale przeciez mogę iść za wójkiem!'' Pomyślałam i poszłam za nimi. Na początku szli przez las a potem na polanie zauważyli 5 jeleni. Wójek i pan Team odrazu wyruszili. Na początku jelenie uciekały do lasu ale skręciły i biegły w moją stronę! Szybko się zerwałam i zaczęłam uciekać ale niestety wielkie jelenie mnie dogoniły i wielkie kopyta jeleni uderzyły mnie w brzuch a potem w głowe.

***
Gdy się obudziłam leżałam w szpitalu, po prawej stronie stała mama a po lewej pan Siento.
-Mamo?-Spytałam
-Tak kochanie?
-Boli mnie głowa .
-Tak wiem niedługo już będziesz mogła wyjść.
-Możę jeszcze dziś wieczorem.- Powiedział pan Siento
-Dobrze
-Selene ja zaraz wracam bo muszę zobaczyć gdzie jest Fantasia.-Powiedziala mama i wyszła a ja czekałam i leżałam aż wkońcu weszła do szpitala mama
-Możęsz już wyjść-Powiedziała mama stają w drzwiach.
-Na serio?
-Tak na serio.-Gdy to usłyszałam odrazu poszłam do jaskini. Akurat w jaskini była Fantasia jedząć zająca, więc postanowiłam z nią się pobawić. Rzuciłam się na jej plecy, ona zaczeła się rzucać aż mnie zrzuciła, potem zaczeła gryżć moją szyje! Chciałam się uwolnić ale nie mogłam.
-Fantasia puść Selene!-Krzyknęła mama, i mnie puściła.
-Nie zadzieraj ze mną-Powiedziała
-Fantasio co w ciebie napadło?-Spytała mama
-Jestem od dziś Fanta!-Odwrócila się i poszła a ja patrzałam na nią ze zdziieniem. Po chwili weszli Kazan , Maxi i Balla, a na samym końcu Alkivo. Po chwili ja z mamą i Leachem dołączylismy do reszty i poszlismy spać.




Od Maxiego
Dzisiaj poszedlem na polane szczeniąt, gdzie były Balla, Niko, Nightflow i Alkivo. Niedługo potem przyłączyłem się do zabawy, po chwili zauważyłem że Alkivo gdzieś poszedł więć postanowiłem iść gdzieś indziej. Szłem lasem aż usłyszałem glos.
-Uważaj!!!-Obróciłem się i ujżalem tego szczeniaka, który wbadł we mnie.

-Kim jesteś?-Spytałem
-Ruszaj!-Krzyknęła i ruszyła a ja się obejżałem i zobaczyłem tą samice:


Bieglismy tak bardzo aż ujżałem jakąś ''mini'' jaskinie w ktorej może zmieszczyć się szczeniak, samiczka weszla w nią a ja za nią. Był wąski korytarz, potem taki jak by pomieszczenie.
-Poczekamy na moją mamę -pwiedziała
-A ty kim jesteś i kto nas gonił?-Spytałem
-Ja jestem Elza a tamta to moja ciotka Raru
-Dlaczego czekamy na twoja mamę?
-Moja mama jest Alphą
-Aha- Nastala cisza, słyszałem skrabanie Raru. Po długie chwili usłyszeliśmy głos.
-Raru co robisz?-To napewno była matka Elzy
-Ten głupi szczeniak przeszkadzal mi w polowaniu!-Odezwała się się Raru
-Ten głupi szczeniak to moja Córka! Pamiętaj że jestem Alphą!
-Jesteś Alphą ale nie możesz mie wyrzucić.
-Wyrzucić nie ale skazać na śmierć tak.
-Pożałujesz siostrzyczko.-Powiedziała Raru i musiała pobiec bo usłyszałem przyjemny głos wołający Elze. Elza wyszła, więc i ja też, najpierw ujżałem żę świeci slonce a potem tą wilczyce:


Mówiła to Elzy coś po Hiszpańsku.
-A ty kim jesteś?-Spytała mnie
-Ja jesztem Maxi z WWG.
-Ale ładne imię, a ja mam na imię Telara. Odprowadzić cię do domu?
-Dobrze -Powiedziałem i ruszyłem ale do pani Telari przyszedł ten wilk.

-Kochanie, nasze wilki znaleźli poranioną samice.-Odezwał sie pan, musiał być Alphą.
-Dobrze zaraz będę ale zawołaj Zure aby odprowadziła szczeniaka.-Alpha pokazała na mnie a pan Alpha popatrzał na mnie i poszedł. Czekałem 15 minut aż zobaczyłem tą wilczyce.


-Chodźcie.-Powiedziała i ruszylismy, najpierw szliśmy cicho a potem zaczeliśmy sie wygłupiać.
-Ty jesteś Alphą?-Spytałem
-Jak coś to Młodą Alphą-Odpowiedziała
-A ja jestem synem byłej Alphy.
-W tą wierzę ale..
-Ale co?
-Ale nie wyglądasz na Alphę
-Bo nie jestem tylko moja mama była
-Aha -Powiedziała i się zatrzymaliśmy bo były już tereny WWG.
-No to już muszę iśc -Powiedziałem
-Poczekaj!-Powiedziała i mnie cmoknęła w policzek. Zamknąlem oczy a po chwili nie widziałem już nikogo... Ciekawe czy spotkam ją kiedyś...



Od Kazana
Lubię przyglądać się co dorosłe wilki robią i się uczę od nich, Leach uczył nas polowania i walki... Ostatnio Selene walczyła ze mną, mowię pristo z mostu wolę walczyć z Maxim. Nie wiem co robic... Może troche potrenuje? Ale z kim?
-Może ze mną?-Odezwał się jakiś głos, obróciłem sie i ujżałem tego ptaka:

-Ale ty jesteś malym ptaszkiem-Odezwałem się
-Może jestem ale mogę się zmienić w wilka.-Powiedziała
-A jak to zrobisz?
-Dzięki temu.-Powiedział pokazując ten naszyjnik.


Po chwili rozbłysło milion światełek i pojawiła się ta wadera.


-No to co? Zaczynamy trening?-Spytała.
-Ok.-Powiedziałem i zacząłem trening. Po godzinie przypomniałem sobie że musze iść do Berlo.
-Posłuchaj... Ja już muszę iść...-Zacząłem.
-Ok jutro o 6 masz tu być.-Powiedziała ostro.
-A jak masz na imię?
-Laja.
-Ok, pa Laja-Powiedziałem i pobiegłem do Berlo, akurat była Deuca.
-Cześć mały.-Odezwała się
-Cześc. Jestem, co mam robić?-Spytałem
-Masz mi poszukać i pozbierać tych kwiatów i liści.-Powiedział i pokazał mi księge na której zobaczyłem kwiat i liście. Szybko pognałem do lasu, szukając kwiata. Bardzo długo mi to zajęlo aż natknąłem się na ten kwiat:

Szybko go zerwalem i pobiegłem do Berlo. Natknąłem się na Polanie Szczenią ze szczeniakami ale nie mówiąc nic biegłem dalej. Gdy wchodziłem do nory nie widziałem nic bo był dym. Po chwili dym znikł i ukazał się Berlo.
-Co tam masz?-Spytał
-Znalazłem bardzo ładny kwiat.
-Pokaż -Powiedział, a ja go wyjąłem.
-Ale... Przecież... To bardzo rzadki kwat!
-Na serio?
-Tak na serio. Spróbuje wziąśc nasiona z kwiata i pójdę do Arii. Spytam sie jej czy mogę zasaić ten kwiat w naszym lesie. Dzięki Kazan!-Podziękowal mi i wyszedłem. Byłem dumni z siebie ale nic nie mówiłem nikomu...






Od Nevady
Miałam łzy w oczach, Ignis jest podobny do Taschy. Chcialam go prędzej wziąść, ale nie chciałam wcinać się w nie swoje sprawy.
-Berlo, oczywiście że go weznę.-Powiedziałam.
-Naprawdę? Dziękuje ciociu! -Krzyknął
-To ja dziękuje.-Powiedziałam a Berlo pobiegł, popatrzałam na Ignisa, mały szczeniak jest bez matki... Wzięlam go w zęby, dałam jesć i poszłam z nim na Polane szczeniąt. Wszystkie się ucieszyły że nasza rodzina się powiększyła.


Od Saphiry


Pewnego słonecznego dnia,wyszłam na spacer.Zobaczyłam nagle dwoje wilków.
-Dzień dobry,jestem Saphira,a wy?-zapytałam z uśmiechem
-Saphira?-zaskoczyli się
-Eee...No tak.To moje imię.-powiedziałam zakłopotana
-Saphira!-krzyknęli i skoczyli mi na szyję
-My się znamy?-zapytałam
-Córeczko!
-Mama,tata?-zszokowałam się
-Tak!
-Nie mogę uwierzyć!
-My też.-rozmawialiśmy długo.Przedstawiłam im przyjaciół.Alphę Arię i Rolly'ego.Ucieszyli się.W końcu minął tydzień od spotkania z nimi.
-Córeczko,my chyba musimy wracać do domu...-powiedziała
-Dlaczego,zapytam się Arii i Rolly'ego czy możecie zostać.
-Ale nam chodzi,że ty z...nami.-zamurowało mnie.
-Słucham?
-Wracasz z nami.
-Nie wyraziłam na to zgody.
-Ale my tak.Pakuj się.-zrobiłam co mi kazali.Płakałam przy pakowaniu się,ale co zrobić?Znalazłam rodzinę...Poszłam do Arii i powiedziałam jej o wszystkim.Pożegnałam się z nią,płacząc i przytulając.
-Żegnajcie,nigdy Was nie zapomnę.-powiedziałam ze szlochem
-My Ciebie też.-powiedziała.Już rodzice czekali na podwórzu.W końcu ruszyliśmy.Aria z innymi patrzała jak odchodzę.Moja mała podopieczna,również przyszła się pożegnać ze łzami w oczach.Rodzice szli przodem.Stanęłam jak wryta patrząc na przyjaciół i rodziców.Spojrzałam na moją małą podopieczną.
-Ja nie mogę odejść!-krzyknęłam po chwili
-Dlaczego?-zapytali rodzice
-Bo tutaj mam przyjaciół i...Tutaj jest moja rodzina!-powiedziałam
-Co?-oburzyli się
-To co słyszałaś!Gdzieście byli kiedy mnie porywano do ludzi?!Gdzieście byli kiedy cierpiałam z utraty Was?Nie odejdę!Nie mogę.Tutaj jest moja rodzina i tutaj jest moje życie!-wydusiłam.Po chwili na moich policzkach spływały strumienie łez.Podbiegłam do Alph i zapytałam:
-Czy przyjmiecie mnie do siebie,jeszcze raz?-spytałam,przytulając moją podopieczną i patrząc na Arię i Rolly'ego.
<Aria,Rolly?>


Od Rolly'ego

-Ależ...oczywiście-powiedziałem zerkając na rodziców Spahiry-ale...czy na pewno wolisz zostać tutaj, z nami, niż sostać ze swoimi rodzicami?
Saphira odwróciła się i popatrzyła na swoich rodziców. Widać, że o czymś myślała. Po chwili odwróciła się spowrotem, do mnie i Arii i pewnym głosem odpowiedziała na moje pytanie:

<Saphiro?>



Od Teama

Jak zwykle przechdzałem się nad wilczym potokiem i spotkałem waderę z WWG. To była Moon.
-Hej, piękna-przywitałem się zalotnie
-Eeeeee...hej Team-powiedziała trochę przestraszona., Zapewne o mnie słyszała....
-Co będzieszz robiła dziś wieczorem? I....w nocy?-przysunąłem się do wadery. W tym momencie z krzaków wyleciał mocno wkurzony Picallo.

(Picallo, co powiesz?)



Od Rolly'ego

Po południu udałem się do jaskini w której leżała Alpha Watahy Wilczej Nadziei. Obiecałem z nią porozmawiać i muszę dotrzymać słowa. Poza tym....jej wataha jest z nami w sojuszu,a widocznie coś musiało się stać, skoro wadera dotarła tu resztką sił, bardzo poszkodowana....zaraz dowiem się co się stało. Wkroczyłem do jaskini. Charlie podniosła spłoszona głowę, ale uspokoiła się, widząc, że to ja.
-Witaj Charlie-przywitałem się
-Dzień dobry-odparła i syknęła z bólu, gdyż musiała się odwrócić do mnie przodem, co sprawiło jej ból.
-Opowiesz mi, co zaszło w WWN?-spytałem łagodnie.
Wilczyca wzięła głębokki wdech i odpowiedziała, a jej głos trząsł się, gdy przypominała sobie straszne chwile sprzed kilku dni.

<Charlie, co się wydarzyło?>




Od Charlie C.D. Rolly'ego

Wzięłam głęboki oddech i odpowiedziałam na pytanie Alphy:
-Był.... Normalny dzień. Łowcy polowali, strażnicy pilnowali terenów...Wszystko było tak, jak być powinno. Nagle moja mama - to jest, Alpha Saphira - i jej zastępczyni, ciocia Alyss, wpadły do jaskini i powiedziały, że WŚ jest na naszych terenach! Zaatakowali nas z zaskoczenia, ze wszystkich stron. Mój chłopak, Montan...On...Nawet nie miał czasu, żeby poustawiać szyki. WŚ nie dało nam żadnej szansy. To...Nawet nie była walka czy bitwa. To była walka o życie! Widziałam, jak Valixy, Will i Cassandra ratują naszych towarzyszy, jak ciocia Alyss i Amber ratują towarzyszy...I wtedy zobaczyłam...-zadrżałam na samo wspomnienie tej sceny. - Zobaczyłam, j-jak ...Claret...Młoda Alpha...Jak...Zabija mojego tatę. - łza spłynęła po moim pyszczku. - Potem...Przegrywaliśmy. Trzeba było uciekać. A matki w czasie bitwy już nie widziałam.
<Rolly?>

Od Deuci

Westchnęłam, patrząc na wschodzące słońce.
Berlo, oczywiście, nie było. Mój chłopak całe dnie jest zajęty. Ale mi to nie przeszkadza. Zawsze mogę do niego przyjść.
Wybrałam się na spacer po WolfRock. Witałam się z wilkami z watahy, słuchałam śpiewu ptaków. Zapowiadał się piękny dzień.
Ale niestety taki nie był.
Wszystko przez jelenia, którego ujrzałam niemal przed swoim nosem. Skradałam się, kiedy nadepnęłam na gałązkę. Rozległ się trzask. Jeleń uniósł głowę i rzucił się do ucieczki.
Mimo ciąży, pognałam za nim. W lewo, w prawo, za to drzewo, skok....Skręciłam gwałtownie w prawo. Byłam tuż-tuż za jeleniem. Odbiłam się od ziemi, ale trafiłam kłami w powietrze.
Padłam na trawę i stęknęłam głucho. Jak zwykle. Brawo Deuca! Czasami zastanawiam się, jak to możliwe, że jestem taka głupia a mam takiego wspaniałego chłopaka i przyjaciół.
Wstałam, otrzepując swoje czarne futro z piachu. Następnie rozejrzałam się. Zaraz...Gdzie ja jestem? W tej części WolfRock chyba nigdy nie byłam, ale była jakaś taka...Znajoma.
-O...Dawno się nie widzieliśmy, Deu.
Odwróciłam się gwałtownie i...Ujrzałam Devilla! Mojego brata! Teraz się zorientowałam, gdzie jestem. Jestem na granicy terenów WWG i terenów WZ. Ja stałam na terenie swojej watahy, Devill - swojej.
Przez pierwszych parę chwil miałam ochotę rzucić mu się na szyję i uściskać. W końcu był moim bratem! Nie widziałam go od tak dawna...
Jednak zaraz mi się przypomniało, że on stoi po tej złej stronie. Trzyma się matki, która chciała mnie zabić. A ktoś taki nie zasługuje, żeby go przywitać z uśmiechem. Nawet, jeśli jest moim bratem.
-To prawda, Dev. - rzuciłam. Przez głowę przeleciały mi trzy pierwsze miesiące naszego życia - bezbronne, zwykłe, słodkie szczeniaczki, gryzące się za uszy, bawiące się w zapasy i goniące w berka. Oraz te zdrobienienia...Ahh! Ogarni się, Deu! On jest po tej złej stronie. Jesteś dorosła. Przeszłość nie powróci!
-To co? Nie przywitasz się z bratem? - uśmiechnął się ni to szyderczo, ni to szarmancko. A w jego zawiadackim spojrzeniu było coś, co przypominało mi dzieciństwo.
Dzieciństwo, którego nie miałam przez moją matkę.
-Jesteś w WZ. A ja w WWG. - odparłam z godnością.
-No to co?
-To, że ty stoisz po stronie matki. A ci, co się z nią trzymają, nie są moją rodziną.
-Nawet ja?
Zawahałam się. To wszystko, co razem przeżyliśmy...W końcu to mój brat...Nie...Nie, nie mogę.
-Nawet ty. - potwierdziłam lekko drżącym głosem. Devill spojrzał na mnie...Pobłażliwie?
-Deu, wróć do watahy. Tęsknimy za tobą.
-Ta, jasne! Ciekawe to! Bo mama na pewno nie! Satan i Diable też raczej za mną nie tęsknią! A jak już za czymś tęsknią, to chyba nad ich ulubioną rozrywką: pastwieniem się nade mną.
-Nie, na serio, Deu. Jak wrócisz, będziesz Betą. Mama chce cię przeprosić. Wróć do nas. Należysz do WZ.
Zawahałam się. Trudny wybór. Z jednej strony - tutaj, w WWG, miałam wszystko, co mi potrzebne - miłość, przyjaźń, akceptację, pożywienie, a także czystą radość i brak zmartwień. A w WZ...To zła wataha. Ale w sumie...Brat błagający, żebym wróciła? Przepraszająca mnie matka? Satan i Diable, które nie mogą mi nic zrobić? Status Bety?
Tak się zamyśliłam, że Devill podszedł niebezpiecznie blisko granicy.
-Zgódź się, Deu. Będzie tak, jak mówię. Naprawdę.
Ciągle się wahałam.
-Deu.
Spojrzałam w oczy brata. Takie troskliwe...Jak mogły kłamać?
-Deu, wiej!!!! - usłyszałam. Rozejrzałam się i ujrzałam dwa ciemne kształty skaczące po kamieniach wokół lawy. No pewnie! Satan i Diable! Spojrzałam na Devilla.
Jego troskliwe spojrzenie zastąpił wyraz pogardy w oczach. Na pysku, zamiast czułego, zachęcającego uśmiechu pojawił się szyderczy uśmiech. To nie był mój brat. To był szatan, Młody Alpha WZ, syn Rapier!
-Tak, tak, Deu...Ty zawsze byłaś naiwna. Zawsze. A to działa na twoją niekorzyść...
Cofałam się, przerażona. Mój własny brat....
-Wstąp do naszej watahy. Zabijemy się i będzie po problemie. - mówił. Devill. Wszedł na naszej terytorium.
- Zaraz zawołam Alphy! - ostrzegłam. Devill roześmiał się złowieszczo i ochryple.
-Jeśli to zrobisz, czego go powolna śmierć. - i wskazał na jakiś punkt. A raczej wskazał na scenę, która mnie przeraziła.
Berlo!!!!!
Satan pochylała się nad moim bezbronnym chłopakiem. Jego futro było całe pooblepianie od krwi. Satan była gotowa zadać ostateczny cios.
W tym momencie, poczułam ciepłą, własną krew spływającą po moim karku. Odwróciłam się, Diable wbiła mi swoje ostre kły w kark.
-Pożegnaj się ze swoim chłopakiem!! - zawołał złowieszczo Devill. - Ostatnie słowa, Berlusiu?
-Deu, ratuj się!!!! - wrzasnął Berlo i usłyszałam, jak ostre kły wbijają się w jego gardło.
-Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, NIEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!! - wydarłam się. - Berlo! Berlo! BEEEERLOOOO!!! Devill, nienawidzę cię! I was wszystkich! Co wyście zrobili! - płakałam. Devill zaśmiał się ochryple i...
- Deu! Deu! Obudź się!
Zerwałam się gwałtownie, z całą mokrą sierścią. Leżałam w jaskini Gamm, Delt i Omeg, a obok mnie Berlo. Cały i zdrowy, bez żadnej choćby plamki krwi. Jedynie patrzył na mnie z przestrachem.
- Deu, wszystko dobrze? Strasznie...
Nie dałam mu dokończyć. Rzuciłam mu się na szyję.
-Ber, ty żyjesz! Wszystko dobrze? Nic ci nie jest?
-Nie, Deu. A co by mi miało być? - przytulił mnie. - Już dobrze. Koszmar ci się śnił.
-T-tak...Devil...Devill i Diable chcieli mnie zabić, a Satan zabiła ciebie...-po moich policzkach spłynęły łzy.
-Hej, cicho już. To był tylko zły sen, tak? - uśmiechnął się uspokajająco. - Śpij już.
Skinęłam głową i wtuliłam się w jego czarne futro. Jednak ciągle chodził mi po głowie złowieszczy śmiech Devilla i krzyk Berla.


 Od Kathrin


-Dzisiaj nie zawiodę Arii!-wykrzyknęłam sama do siebie... Całe szczęście,że jestem sama na polanie...
Wyruszyłam z innymi na polowanie. Biegliśmy tak przez las... Nie robiłabym tego, gdyby nie fakt,że nikt nie chce powierzyć mi dziecka pod opiekę...
To był mój problem... zamyśliłam się przez to. Gdy się ocknęłam z tego "transu" zobaczyłam,że wataha gdzieś przepadła!
Stwierdziłam,że sama zapoluję, byłam głodna! Aria musi zobaczyć,że ja też umiem! Wypatrzyłam stadko saren, postanowiłam zaatakować...
Rzuciłam się na jedną sztukę, ale coś lub ktoś spłoszył wszystkie!
Ruszyłam w pogoń za ofiarą... Ale wtem coś rzuciło sie na mnie!
Przerażona musiałam się bronić i prawie trafiłam tego KOGOŚ w oko!
On też był wystraszony. Gdy już oprzytomniałam zobaczyłam kto to był. To Night!
-Wystraszyłeś mnie! Miałam ochotę cie zabić!- wygarniałam mu wszystko co czułam
-Ja myślałem,że ty to sarna...-odpowiedział smutnym tonem
-Tak,bo ja jestem podobna do niej!-nie byłam w stanie ogarnąć furii
-Przepraszam...-Night był smutny przeze mnie
-Daj spokój, nie ważne- już było ok
Zapomnieliśmy o tych sarnach, bo przez długi czas rozmawialiśmy. Przynajmniej dowiedzieliśmy sie czegoś o sobie...
Szkoda,że ma partnerkę... Jest taki przystojny... Nie, to tylko myśli
szkoda...
Dobrze-pomyślałam-że nie umie czytać w myślach....
Chyb częściej będę wychodziła na polowania, dużo więcej dowiaduję sie o wilkach ze stada...



Od Alphy Rolly'ego

Zamyśliłem się. Biedna Charlie...
-No cóż-westchnąłem- w takim wypadku, musisz tu zostać. Chyba że widzisz jakiś sposób. Ale ja i moja wataha, zawsze stoimy dla ciebie otworem. Nie tylko przez sojusz, ale i przez przyjaźń, którą dzieliliśmy z...
Te imona przechodziły mi przez gardło baardzo mozolnie. Ściskałem si,ę w duchu, żeby tylko się nie rozpłakać
-Z Saphirą i Blitzem...

<Charlie?>


Od Alkiva

Stałem koło Nicka który ze mnie się śmiał, byłem wkórzony. Powiedziałem mu co mówiła mi ciocia a on się śmieje! Przyjaciel mnie obraził!
-Muszę lecieć.-Odburknąłem.
-Stary! Poczekaj, to był tylko żart!-Krzyczał ale już leciałem i nie zamierzałem wracać. Jeśli uważa że jest starszy to niech się nie zadaje ze szczeniakiem bo on uwarza że jest dorosły bo jest STARSZY! Na początku afera z Nightflow, prawdę mówiąć ja się tylko zakochałem, a w ogole oni nie są razem! Mogą ja pocałować! Mogę z nią być! Nawet mogę sie znią zaręczyć bo ona jest wolna! Nikt mi nie zabroni czegoś czego mogę zrobić! Wylądowałem na ziemi, nie znam tych terenów, w ogole to nie były tereny WWG. Zacząłem zwiedzać piękne widoki, w oddali zobaczyłem skałe, a na skale piękną 7 miesięczną samiczke:

Przybiegła do mnie i spytała:
-Jak masz na imię, skąd jesteś i co tu robisz?
-Yyyy... Możesz powtórzyć?-Spytałem
-Jak masz na imię?
-Alkivo
-Skąd jesteś?
-Z WWG
-Czyli?
-Wataha Wschodzącej Gwiazdy
-A co tu robisz?
-Ja sie pokłóciłem z kolegą i poleciałem i...
-Dobra, nie chcem znać dalszej części
-A ty kim jesteś i skąd pochodzisz?
-Ja jestem Jenny (czyt. Dżeny), pochodzę z tąd.
-Aha.
-Chcesz zwiedzić tereny?
-Jasne!-Powiedziałem i ruszyliśmy, Jen pokazywała mi piękne i troche dziwne tereny. Powiem szczerze że Jen zaczęła mi się podobać, po godzinie doszliśmy do starego dębu. Jen weszła do niego i kazała mi wejśc też, gdy wszedłem zobaczyłem łóżko kilka połek i mały stół z krzesłami.
-Co to?-Spytałem.
-Mój dom. Gdzie bedziesz spał, bo już późno.
-Nie wiem. Znajdę sobie jakąś kryjówkę.
-Możesz u mnie jak chcesz.
-Ok, ale nie ma miejsca.
-Jest miejsce zaraz ci pościele łóżko na podłodze, myśle żę ci się bedzie podobało.
-Dobrze.-Powiedziałe i mi pościeliła łóżko, niedługo poszedłem się umić i położyłem się spać. Śniło mi się że pocałowałem Nightflow i dałem jej kwiatka... Sen był miły i fajny ale niestety się obudziłem. Na łóżku leżała Jen, spała smacznie, postanowiłemdo niej napisać list.

Droga Jen
Poleciałem do mojej watahy aby coś załatwić,
niedługo wrócę, myślę żę zostane tutaj dłużej niż myślałem.
Załatwię swoje sprawy i wrócę...
Alkivo

Po napisaniu listu wyszedłem z kryjówki i poleciałem w stronę watahy. Leciałem szybko tak jak mogłem, godzine leciałem aż ujżałem polane szczeniąt, byli Katniss, Nightflow, Kazan, Maxi, Selene i Nick. Miałem okazje powiedzieć to co myslałem, jeszcze poleciałem do lasu szukająć kwiata. Znalazłem wspaniałą róże idealną... Poszedłem na polane, przy ogonie miałem róże, zawołałem Nightflow.
-Nightflow, byłaś, jesteś i będziesz osobą którą cię kocham.-Powiedziałem i ją pocałow zaałem. Dałem też kwiat róży -Masz tu pamiątke.
Zobaczyłem jak Nick biegnie wkórzony do mnie, wzbiłem się żeby uniknąć walki.
-Jak mogłeś?!-Spytał.
-Sory Nick ale musiałem.-Powiedziałem i odleciałem, miałem łzy w oczach, szczęścia i smutku. Szczęście z tego że wyznałem miłość Nightflow, a smutek że będę musiał zostać u Jen kilka miesięcy, i żę znowu zraniłem Nicka. Leciałem nie wiedząc kiedy wrócić, najlepiej gdy Nick zapomni o tym zdarzeniu, najgorsze jest że może będę musiał zostać tu na zawsze? Nie. Kiedyś wrócę do WWG ale narazie muszę zamieszkać z Jen. A właśnie! Jestem już na miejscu. Wylądowałem i odrazu poszedłem na polowanie. Upolowałem dziesięć królików, potem zacząłem latać i szukać ptaków, więc złapałem 6 różnych ptasząt, następnie poszedłem nad rzeczke i złowiłem 4 ryby. Jen gdzieś poszła więc miałem czas na zrobienie kolacji, znalazłem pień idealny na stół. Zacząłem czyścić ptaki z piór, a ryby ze skóry. Poszukałem też kwiaty i zrobiłe ten bukiet:

Gdy wszystko było gotowe poszedłem się wykąpać. Gdyw wróciłem Jen już szła.
-A co to ma znaczyć?-Spytała
-Kolacja, przepraszam żę musiałe lecieć ale musiałem wrócić i cos wyjaśnić.
-Aha, bardzo ładny bukiet.
-Dziękuje, już usiądźmy do stołu.-Zaczeliśmy jeść Jen smakowała ryba.
-Bardzo smaczna ryba, musiałeś się napracować.-Powiedziała.
-E tam. Nic trudnego.
-Naprawdę zostajesz tu dłużej?
-A to jakiś problem?
-Nie, nie ale się pytam.
-Tak, mam trudne sprawy w watasze
-Aha, nawet fajnie że zostajesz dłużej, bo czułam się samotna. No późno już ja idę spać.
-Ok, dobranoc.-Powiedziałem a ona poszła. Długo siedziałem przed stołem, potem poszedłem na wgórze. Była pełnia księżyca, zacząłem wyć, raz smutkiem raz radością. Siedziałem tak bardzo długo, postanowiłem już wracać, szłem aż dotarłem do kryjówki. Gdy wszedłem zobaczyłem że Jen już smacznie śpi. Podeszłem do niej i powiedziałem:
-Kocham cię.-Ona się tylko obruciła. Poszedłem spać.



Od Nicka


Promienie słońca wdarły się do jaskini. Otworzyłem oczy i rzuciłem okiem na całą jaskinię. Jednego się nauczyłem, z obserwacji Katniss (co ją niezmiernie irytowało, a mnie bawiło): zdradzasz swoją obecność oraz czujność, unosząc głowę. Masz okazję więcej zaobserwować, kiedy nie dajesz znaku o swojej świadomości.
Była to prawda. Mama uniosła głowę i spojrzała na mnie. Ponieważ miałem zmrużone powieki przed słońcem, nie zauważyła, że się obudziłem. Patrzyłem, jak wstaje i patrzy na mnie. Chciała mnie chyba obudzić, bądź przytulić czy coś takiego. Jednak - na szczęście - tego nie zrobiła. Usiadła i rozejrzała się po jaskini.
Jaskinia Gamm, Delt i Omeg pustoszała. Deuca jeszcze spała, Glimmer i Berla nie było. Były Delty, ale Omegi oraz większość Gamm już wyszła.
Zerknąłem na moją matkę. Była wilkiem, którego kocham całym sercem. To ona pokazywała mi życie w watasze, kochała mnie, była przy mnie, uczyła mnie polować, a nawet mówić. W zamian także byłem jej coś winien, a mianowicie - szacunek i miłość, jaką ona dawała mi.
W głębi serca wiedziałem, że mama zawsze chce dla mnie jak najlepiej. Nie myślałem wcześniej o tym. Kłopoty związane z Nightflow i Alkivo przygniatały mnie swoim ciężarem i przypominały mi, że jestem nikim. Nie posiadam żadnych umiejętności, żadnych planów na przyszłość. Byłem tylko szczeniakiem. Ta okrutna prawda powodowała, że byłem zły na cały świat i coraz mocniej oraz dotkliwiej tęskniłem za ojcem. Obwiniałem o wszystko mamę, Berla, Glimmer...Wszystkich i wszystko.
Ale teraz już tak nie jest. Wydoroślałem (psychicznie) i mam plany na przyszłość. Wiem, kim chcę być. Zwiadowcą, jak Glim!
Już postanowiłem sobie w myślach, że dzisiaj zapoluję z mamą, kiedy u wejścia do jaskini stanęła postać wilka, który zasłonił sobą słońce i przed moimi oczami pojawiły się chwilowe mroczki.
Ahh, no tak. Night.
No właśnie. Night, Mój ojczym. Czy mogę go za to polubić? Nie może zastąpić mi ojca. Ojca, którego nie miałem.
Wtargnął bezczelnie do życia mojego i matki, które - w tamtym momencie, a także przez większość czasu mojego wczesnego dzieciństwa - było dość ciężkie i nerwowe. Pojawił się nagle w miejscu mojego ojca, którego nie pamiętałem i którego przy mnie nie było, gdy tego potrzebowałem. Jak mogłem go za to polubić?
Widziałem jednak, że Night jest spoko. Był miły i uprzejmy, szanował parę Alpha oraz wilki wyższe od niego rangą, dla wszystkich był miły. Nawet dla szczeniaków. A także kochał całym swoim sercem moją matkę.
Tego ostatniego nie mogłem mu wybaczyć. To mój ojciec powinien tu być i kochać moją matkę, nie Night. Ale pojawił się w naszym życiu. I tego się już nie da zmienić. Wiedziałem także, że nie mogę go do końca życia nienawidzić. Jednak wiedziałem, że teraz będą ciężkie próby. Nie chciałem, a także nie potrafiłem od razu polubić Nighta. Musiał mi udowodnić, że na te "lubienie" zasługuje.
-Hej, Night. - mama podbiegła do Nighta i pocałowali się. Odwróciłem wzrok i zamknąłem oczy.
Wiedziałem, że najlepiej udawać, iż dopiero co się obudziłem. Więc ziewnąłem, szeroko i szczerze, a następnie otworzyłem oczy, w które znów uderzyło mnie słońce.
Wstałem, przeciągając zdrętwiałe łapy. Matka i ojczym spojrzeli na mnie.
-Dzień dobry, Nik...- uśmiechnęła się mama. Nieco ze smutkiem. Zaczynała się już przyzwyczajać, że po przebudzeniu - jeśli ona już nie śpi - rzucam szybkie "Cześć, mamo" i wybiegam z jaskini. Myślała, że ten ranek będzie taki, jak te wszystkie pozostałe. Usłyszałem w jej głosie także, że już chciała powiedzieć "Niko". Ale w porę się powstrzymała.
Night spojrzał na mnie, jak zwykle, przyjaźnie.
-Witaj, Nick. - przywitał mnie łagodnym, uprzejmym głosem. Skinąłem głową, jednak zamiast słów przywitania, z moich ust padło pytanie.
-Mamo, upolujemy coś razem na śniadanie?
Mama spojrzała na mnie ze szczerym zaskoczeniem. Night spojrzał na mnie i uśmiechnął się z zadowoleniem, a może także...Z dumą? Nie zwróciłem na niego uwagi i spojrzałem na osłupiałą minę mamy.
-Em...Jasne, Nick. Oczywiście. Idziemy już teraz? - wyjąkała i uśmiechnęła się łagodnie i z zakłopotaniem. Skinąłem głową.
-Czemu nie.
Wyszliśmy, zostawiając w jaskini Nighta (mama rzuciła mu "przepraszające" spojrzenie, a on skinął głową z uśmiechem zrozumienia) i skierowaliśmy się w stronę WolfRock. O ile poranne słońce ogrzewało nasze futra, tak w lesie panował przyjemny chłód, wilgoć i ciemność, a nawet lekki, poranny ziąb. Ale to dobrze.
Mama szybko wywęszyła stado saren z jeleniem na czele na polanie. Zaczailiśmy się w krzakach.
Zgodziłem się, aby to do mamy zapędzić upatrzoną sarnę: starą już, widać było. Wyskoczyłem zza krzaków.
Stado poderwało głowy. Rzuciłem się między kopyta zwierząt, w stronę starej sarny. Stado zerwało się do ucieczki prosto w stronę matki.
Mama właśnie wyskoczyła z krzaków. Wpadła idealnie w środek stada, i prosto, z całym impetem oraz całą swoją siłą uderzyła w sarnę.
Doskoczyłem do nich i wskoczyłem na nogę sarny, a następnie nią grzbiet. Stare zwierzę, oszalałe ze strachu i bólu, miotało się, kiedy mama gryzła mu nogi. Rzuciłem się na szyję sarny, gryząc jej gardło. Zarzuciła głową, wyciągając szyję. To tylko nadało mi sposobność, żeby wbić się głębiej.
Wyczułem, że sarna miota się coraz słabiej. Z powodu upływu krwi oraz zużytej energii, słabła z każdą chwilą. Po chwili znów zaczęła się szarpać, jeszcze bardziej rozpaczliwie niż za pierwszym razem.
A jednak była skazana na śmierć.
Wgryzłem się mocniej, docierając powoli do krtani. W tym momencie mama rzuciła się na grzbiet sarny, sprawiając swoim ciężarem, że ta, z poranionymi nogami, padła bezwładnie na trawę, nadal miotając się jak oszalała.
Wtedy właśnie przeciąłem tętnicę, główną żyłę życia. I sarna przestała się poruszać.
Mama wyprostowała się i spojrzała na mnie z uśmiechem, a także łagodną dumą w oczach.
-Już chciałam ci pomóc ją dobić, ale widzę, że poradziłeś sobie świetnie bez mojej pomocy.
Uśmiechnąłem się, nieco zdyszany.
-Bez ciebie bym sobie nie poradził. - odparłem. W oczach mamy wybuchły iskierki radości.
Wracaliśmy, wspólnie niosąc naszą ofiarę, która, bądź co bądź, była dosyć ciężka. Ale we dwójkę zeszło nam znacznie szybciej.
Night czekał na nas w jaskini. Uśmiechnął się, gdy nas zobaczył i podbiegł, żeby pomóc nam donieść zdobycz do wnętrza.
-Ho, ho, cóż to za wspaniała zdobycz! - skomentował.
Zjedliśmy całe zwierzę. Oblizałem się, czując, że mam na pyszczku zaschłą krew od gardła sarny.
-Jakie masz plany na dzisiaj, Nick? - zapytała mama. Ale zapytała to tonem innym, niż zwykle. Zawsze pytała tonem smutnym, z głęboko ukrytą, jedną, jedyną, malutką iskierką nadziei. Teraz pytała to tonem pogodnym, radosnym, który świadczył o tym, że z radością spędzi jeszcze czas w moim towarzystwie, ale też nie ma zupełnie nic przeciwko temu, abym poszedł i zniknął na resztę dnia.
Z pewnością tak zrobię. I to jeszcze dzisiaj. Ale jednak nie teraz.
-Miałem w planach mały wyścig z Nightem. - odparłem spokojnie, jakbym stwierdzał fakt oczywisty. Mama spojrzała na mnie z jeszcze większym zdziwieniem niż wtedy, kiedy zaproponowałem jej wspólne polowanie. Night spojrzał na mnie z takim samym zdziwieniem. Jednak widziałem w jego oczach, że z tej niezapowiedzianej odpowiedzi się ucieszył.
-A gdzie miałaby być meta, Nick? - zapytał z ciekawością.
-Myślałem, że nad Wilczym Potokiem. Muszę się obmyć od tej krwi. - odparłem i dodałem: - Tylko bez żadnych fory, jakby coś!
-Nie ma sprawy. - Night uśmiechnął się. - Dawno nie biegłem na dystans, przyda mi się to. I zapewniam cię, że żadnych fory nie będzie.
Wstałem i skinąłem głową.
-No, to nie ma sensu marnować czasu. - powiedziałem jedno z ulubionych powiedzionek Katniss (w niektórych przypadkach to samo zdanie wprawiało mnie w osłupienie) i wypadłem z jaskini jak szara błyskawica.
Usłyszałem kroki cięższych łap za mną. Night mnie doganiał. Przyspieszyłem, biegnąc ku WolfRock.
Ku nowemu dniu.

Od Ricka

Ziewnąłem, czując, jak promienie słońca wdzierają się do jaskini. Nieee, wdzierają to złe słowo. Wpadają, o, tak. Tak lepiej.
Otworzyłem oczy i nieprzytomnie się rozejrzałem. Dzisiaj coś było...Zaraz...Aaa, tak! Dzisiaj kończę dwa lata! Zerwałem się i ponownie rozejrzałem.
Jaskinia była pusta. Nie było także Glimmer. Ahh, no tak. Przecież Glim mnie unika. A ja nie wiem, czemu...
"Pewnie nawet zapomniała o moich urodzinach" pomyślałem ze smutkiem. Od kiedy nie ma przy mnie Glimmer, czuję smutek oraz pustkę w sercu. A najgorsze jest to, że nie wiem, o co jej chodzi...Gdyby chociaż chciała porozmawiać...
Najłatwiej jest teraz zadać pytanie: to dlaczego do niej nie pójdę? Jestem równie szybki jak ona. Takim, co nie znają Glimmer, łatwo takie pytanie zadać.
Glimmer jest taka, jak wszyscy Zwiadowcy z watahy - tajemnicza, nieuchwytna. Pojawia się gdzie chce, kiedy chce i jak chce. Nie ma sposobu - nie mogę jej znaleźć. Nie mówiąc o tym, że na noc nie wraca do jaskini, więc nie wiem, gdzie nocuje.
Praktycznie jej nie widuję. Kiedy mignie mi w lesie przed oczami fioletowe futro, od razu gnam w jego kierunku. Ale po mojej dziewczynie nie ma śladu.
A przecież można by się zapytać Shadow - takie także może paść pytanie.
Ba! Shadow też jest Zwiadowcą, a konkretnie - Zwiadowczynią. Łatwo mówić! Jest równie nieuchwytna jak Glimmer.
A Berlo? Też nie widuje Glim i nie wie, o co chodzi. Wszystko się poplątało.
Zrobiłem właśnie krok do przodu, kiedy na coś nadepnąłem. Odskoczyłem i ujrzałem list zapisany na korze. Zacząłem czytać:

"Z okazji twoich urodzin życzę ci wszystkiego co najlepsze - dużo szczęścia, zdrowia i spełnienia marzeń.

Glimmer"
Tradycyjne życzenia. Równie dobrze mogła napisać: zdrowia, szczęścia, pomyślności. Ale przynajmniej te życzenia napisała. I pamiętała.
Ale nie dopisała czegoś w rodzaju "Twoja Glimmer" "Buziaki, Glimmer". Czyli jednak coś jest na rzeczy.
I wtedy ujrzałem to:

Podniosłem ten medalion i zapiąłem sobie na szyi. Będzie mi przypominał o Glim.
W tym momencie w moim sercu wybuchła radość. Więc może Glimmer mnie nadal kocha! To, że mamy lekki kryzys, nie znaczy, że na zawsze się od siebie oddalimy!
Szczęśliwy, wybiegłem z jaskini na polowanie.




Od Młodej Alphy Shadow

-No-podniosłam się-Glimmer idziemy. Trzeba się dowiedzieć czy ten...tego.
-Taaaak...-Glimmer przełknęła ciężko ślinę. Widać było wyraźnie że się denerwowała. Szczeże mówiąc- mnie też udzielało się jej zdenerwowanie. CyrusSawyerszczenięślóbciotkaciążasmutekstrach....czółam że zaraz mogę wybuchnąć od przypływów tysiąca emocji. Jednak zdusiłam je w sobie i wraz z moją najlepszą przyjaciółką poszłam w stronę wodospadu za którym mieścił się szpital. Gdy weszłyśmy, ujżałyśmy Nevadę krzątającą się przy skalnej półce z opatrunkami. Usłyszała nasze kroki, odwróciła się i z uśmiechem powiedziała:
-Witajcie waderki, czy coś się stało?
Spojrzałam wymownie na Glimmer, ale zabrakło jej odwagi i odjęło mowę ze stresu, więc musiałam ja oznajmić Uzdrowicielce co jest na rzeczy.
-Więc...Glimm chciałaby...się..dowiedzieć...czy..nie jest...w ciąży.
-CO?!-odwróciłam się gwałtownie. Za mną stał Rick...i najwyraźniej słyszał moje ostatnie słowa...


<Rick?!>



Od Dusta

Oblizałem się.
-Tak. Nawet bardzo-uśmiechcnąłem się odrywając kolejny kawałek krwawej zdobyczy. Zauważyłem, że mój uśmiech wpynął na zachowanie wadery. Spuściła wrok i z zakłopotaniem udawała że wylizuje kość, choć nie było już na niej kszty mięsa. Czyżby...? Och...
-To..co teraz proponujesz?-spytałem.

<Soniu?>


Od Alphy Arii

Wróciłam z polowania. Gdy upchnęłam zdobycz w kącie jaskini poszłam szukać Rolly'ego. Znalazłam go nad Wilczym Potokiem. Zamyślony, wpatrywał się w taflę krystalicznie czystej wody.
-I co tam widzisz?- spytałam ze śmiechem i usiadłam obok mojego partnera. Na dźwięk mojego głosu, ocknął się i popatrzył na mnie.
-Eeee, nic..-odparł- tak tylko sobie myślałem...jescze tak niedawno zastnawialiśmy się nad poczęciem szczeniaka, a teraz...to ona będzie się zastanawiać nad tym samym...to...ten czas...on stanowczo za szybko ucieka...i Cyrus..czy on jest na pewno dla niej odpowiedni?
Ptrzył na mnie z prawdziwą, ojcowską troską. On naprawdę się o nią martwił...
-Sądzę,że w życiu trzeba kierować się sercem- powiedziałam wpatrując się w choryząt.- A jej serce mówi jej, że Cyr to jej ukochany, a śpiew to jej życie. Na pewno będą ze sobą szczęśliwi- uśmiechnęłam się na wspomnienie dawnych lat, kiedy to ja nie wiedziałam, czy Rolly zapewni mi miłośc i troskę....i zorbił to. Robi to nadal. Oby Cyrus kochał Shadow tak, jak Rolly kocha mnie...
-A tak z innej beczki-zagaiłam-W jaskini Gamm, Delt i Omeg robi się ciasno.
-Ach tak? Co więc sugerujesz?-spytał. Czół, że szykowała się misja.
-Sugeruję, abyśmy ruszyli na poszukiwanie pobliskich jaskiń. Proponuję, aby ta co jest, należała do Gamm i Delt, a ta którą znajdziemy-obszerna i  ładna- do Omeg.
-Zgadzam się-uśmiechnął się i obdarzył mnie pocałunkiem.
Przeszliśmy kawałek drogi na zachód od jaskini Gamm , Delt i Omeg i natknęliśmy się na jaskinię, tak obszerną, że spokojnie pomieści ok. 40 wilków.     
-Ta będzie odpowiedznia-strwierdził Rolly.

Nie leżała daleko od watahy, prawdę mówiąc, jakieś 300 metrów od jaskini Gamm, Delt i Omeg, więc naznaczyliśmy ją na znak, że jest nasza. Teraz Omegi mają swoją wiłasną jaskinię!



Od Storm

Dzisiaj zauważyłam w lesie dziwnego ptaka. Nigdy
wcześniej takiego nie widziałam. Stwierdziłam, że
ten gatunek dopiero się tu osiedlił, więc mówiąc
dokładnie: Olałam go. Lecz, gdy wróciłam ze
spaceru po lesie on (ten ptak) był przy jaskiniach.
Pomyślałam więc, że ma może jakąś wiadomość.
(Ptak) :


Wyglądem zwierzę przypominało gwiezdnego feniksa,
ale takie ptaki hoduje tylko... No tak! Nowy klan, do
którego przenieśli Val! Może wysłała list? Podeszłam
do ptaka i najdelikatniej jak potrafiłam złapałam go za
nogi i ściągnęłam wiadomość. Ku mojemu zdziwieniu
list nie był od Val, tylko była na nim pieczęć klanu wilków,
w którym uczy się Val:


- To od dyrekcji akademii! - powiedziałam do siebie i
otworzyłam kopertę, a w środku znajdował się
list od dyrekcji i zdjęcie...
Oto pierwsze słowa listu:
Szanowna Pani Storm!

Informujemy Panią, że jedna z naszych uczennic
i podopiecznych - Valarien uciekła ze szkoły (...)


C. D. N.






Od Katniss

Księżyc… niby to taka oczywista rzecz. Takie znane słowo. Tak często widywany punkt na niebie. Dla wielu istnień, słowo księżyc ma tylko takie znaczenie. Ale nie dla mnie. Bo to właśnie dzisiaj, w tą mroczną noc, księżyc rozjaśniał mi życie…
… Siedziałam sama, na skalnym urwisku. Było bardzo późno. Wybiła godzina, o której zwykle większość watahy śpi, ale nie ja. Ja znajduje się na terenie Gildii i czuwam. Właściwie to po co ja to robię? Przecież wiadomo, że nikt ani nic nas nie zaatakuje. Jeszcze nie. Więc dlaczego? Tego sama nie wiem. Może po prostu, chcę spędzić jeszcze chwilkę sama? Może czuje taką potrzebę, jakiś czas pobyć w samotności, jeszcze jako szczeniak…? Bo przecież za niecały miesiąc będę dorosła. Ale… czy jestem na to gotowa? Pojęcie pełnoletniości zawsze kojarzyło mi się z odpowiedzialnością, odwagą i miłością. A ja z tych trzech cech mam w sobie tylko odwagę. I to taką, która przedstawia się w jak najmniej korzystnym świetle. Odwagę, związaną z zemstą. Odwagę związaną z walką. Odwagę związaną ze śmiercią… Tak oto przez Gildię. Przez wszystkie szkolenia. Przez wszystkie treningi. Przez te wszystkie kradzieże, jakich dokonałam na innych watahach, stałam się potworem. Czarnym aniołem. Demonem. Czasem siedzę sama w nocy i zastanawiam się nad tym wszystkim.
Spojrzałam w górę, na księżyc, na niebo, na gwiazdy. Myślałam
-Czy rodzice byliby ze mnie dumni? Czy właśnie taką mnie, taką córkę, chcieli by mieć przy sobie?
To pytanie zadałam samej sobie, jednocześnie próbując na nie odpowiedzieć. Spojrzałam na trawę, na drzewa, które mnie otaczały. Spojrzałam na wodę, jaka płynęła przy strumieniu obok i znowu na niebo. Wpatrywałam się w mrok. Po chwili… znałam już odpowiedź:
-Nie.- powiedziałam bezgłośnie.- Nikt nie chciałby takiej córki.- dodałam ze słabym uśmiechem na ustach. Nikt… może to nawet i dobrze, że nie mam rodziców… bo gdybym ich miała, nie mogła bym dokonać zemsty. Ale… gdybym miała rodziców, nie musiałabym jej dokonywać.
-Ha! To ci dopiero ironia!- zaśmiałam się z żalem w głosie. Ale… przecież skoro nie ma tu moich rodziców. Skoro nigdy ich przy mnie nie było… to po co zadaję sobie to pytanie? Czemu mnie obchodzi to, co pomyśleli by rodzice? Ważne jest to, co JA o sobie myślę. Zadałam więc sobie pytanie:
-Czy jesteś z siebie dumna, Katniss. Z tego, że stałaś się niemalże demonem. Nie. Ja JESTEM demonem.- spojrzałam znowu w mrok, który się rozciągał aż po horyzont. Znałam odpowiedź.
-Tak.- powiedziałam z lekką satysfakcją. Szczęśliwa zawyłam w stronę księżyca. Z mojego gardła wydobył się czysty melodyjny dźwięk. Uśmiechnęłam się.
Nagle usłyszałam szelest, tuż za mną. I kroki. Ale nie odwróciłam się, nie było takiej potrzeby. Doskonale wiedziałam kto przyszedł.
-To nie codzienny widok. Ujrzeć Ciebie zadowoloną.- odezwał się wilk. Uśmiechnęłam się i zaśmiałam pogardliwie.
-No co ty nie powiesz, Duncan (czyt. Dankan). – burknęłam, odwracając głowę w jego stronę. W istocie był to Duncan. Dorosły, starszy ode mnie o 2 miesiące, czarno- zielony wilk. Drugi z kolei najmłodszy wilk w Gildii Złodziei (bo reszta wilków była o wiele starsza od nas).

Duncan podszedł bliżej i usiadł obok mnie. Trochę zdziwiła mnie ta „bliskość”, więc odsunęłam się trochę, starając się, by basior tego nie zauważył. Jednak po wykonaniu tego czynu, Duncan zaśmiał się kurtko. „Zauważył”- pomyślałam. Ale… czego innego można było spodziewać się po szczeniaku wychowanym przez Gildię?
-Po co przyszedłeś?- spytałam. Nie żeby mnie to jakoś za specjalnie ciekawiło, ale za to trochę irytowało. Bo co jak co, ale właśnie zepsuł mi tą cudowną chwilę, samotności. Chociaż… jakby na to nie patrzeć, to przez te ostatnie miesiące Duncan zrobił się dziwnie MILSZY. A to było zupełnie nie w JEGO STYLU. Odwróciłam głowę w jego stronę, dając tym samym do pokazania, że czekam na odpowiedź. Samiec odezwał się:
-Wybacz, że naruszyłem twoją przestrzeń osobistą i tym samym zakłuciem twoją, jakże ważną harmonię.- zadrwił sobie ze mnie Duncan. Posłałam mu jedno z moich słynnych, złowieszczych spojrzeń (jestem w tym mistrzem).
-Nie rób sobie, ze mnie jaj tylko odpowiadaj.- burknęłam. Duncan zaśmiał się znowu (widocznie miał dziś bardzo dobry humor. A mój musiał akurat popsuć. Wkurzające) i na chwilę zamilkł. Zrobił się już poważniejszy, a uśmiech znikł mu z twarzy.
-Chciałem z tobą porozmawiać, Katniss.
To było raczej oczywiste. Bo przecież nie przyszedł tutaj z własnego widzi mi się, ani też po to by zepsuć mi samotność. Wszyscy w Gildii wiedzieli, że lubię być sama. Już miałam mu powiedzieć, co o tym wszystkim myślę, ale w porę ugryzłam się w język. I dobrze. Patrzyłam tylko na Duncana, czekając co powie dalej.
-Słuchaj… nie długo będziesz dorosła. Za parę tygodni, to już naprawdę nie wiele. Wraz z Gildią przez te prawie, że 7 miesięcy, robiliśmy co mogli byś wyrosła na wojownika. Nie. Przepraszam. Nie na wojownika, ale na kogoś znacznie bardziej utalentowanego niż zwykłego wojownika. Stałaś się zabójcą, złodziejem, śmiercią, katem…
-Demonem.- dokończyłam równie poważnie.
-Tak. Demonem.- potwierdził Duncan
-Do czego zmierzasz?- spytałam. A Duncan ciągnął dalej, to co miał powiedzieć

-A teraz spójrz na swoje odbicie.- polecił mi basior. Podeszliśmy bliżej strumyka. Patrzyłam na siebie, jaką ujrzałam w wodzie. Nie przypominałam już tamtego szczeniaka. To znaczy… nadal jestem szczeniakiem, ale nie przypominałam już „tamtej” Katniss. Byłam zdecydowania wyższa i smuklejsza. Nie przypominał już beztroskiej, niewinnej (chociaż ja nigdy tak nie uważałam) samiczki. Nie wyglądałam też jak chłopczyca. Teraz bardziej przypominałam dorosłą, urokliwą waderę. Podobnie moje futro… też się mieniło. Złotawe ślady zupełnie z ciemniały, tak że (jak większa część mojego futra) były ciemno brązowe. Natomiast białe ślady, jakich miałam kiedyś dużo, prawie całe zniknęły. Teraz zostało ich tylko trochę na brzuchu, łapach, pyszczku i końcówce ogona. Pewnie niedługo i one będę całe brązowe. Wpatrywałam się w siebie, jakiej jeszcze nie znałam.
-Jestem… inna.- odparłam prosto. Spojrzałam jeszcze raz na swoje odbicie. W tafli wody odbiły się moje złote oczy. No właśnie… złote. A kiedyś były zielone.
-Tak.- odparł Duncan.- Zmieniasz się.
-Ale… nadal nie rozumiem, co chcesz przez to osiągnąć.- przyznałam. Duncan westchnął lekko i gestem polecił abyśmy podeszli bliżej strumyka. Odezwał się:
-Popatrz na siebie…
-Już to zrobiłam.- przerwałam.
-Nie przerywaj.- skarcił mnie Dun. I kontynuował dalej:
-… tak więc, spójrz na swoje odbicie i przypatrz się UWAŻNIEJ. Czy nie dostrzegasz jednej, bardzo ważnej rzeczy?- spytał. Zastanowiłam się chwilę, lecz zaraz pokręciłam przecząco głową.
-Czy wyglądem nie przypominasz zwykłej, młodej, dobrej i uroczej wadery?- spytał się uśmiechając. Ja również uśmiechnęłam się z lekką pogardą.
-Być może. Ale to tylko pozory.- odparłam przekonana.
-Ha! Masz rację. A pozory mylą. Bo chociaż w głębi duszy jesteś demonem, to na zewnątrz tylko niewinnym aniołem…- podsumował.-… a pole walki to niestety nie jest najlepsze miejsce dla bezbronnej waderki.
-Tak.- przyznałam- ale ja już wcześniej mówiłam. Ja nie jestem bezbronna.
-To prawda.- odparł basior.- Ale mimo to… ja i tak bym nie chciał, byś szła na wojnę. Nie chcę byś walczyła. Nie chcę byś zginęła.
-A co cię to obchodzi?!- zdziwiłam się.
-Bo… po prostu nie chcę,- odpowiedział. Poczym dodał:- carissima.
Chwilę siedziałam zastanawiając się na tym słowem. Już dawno nikt nie mówił do mnie po włosku, więc chwilkę musiałam się nad tym zastanowić. Myślałam nad tym co powiedział. I nagle coś do mnie dotarło. Czy on właśnie przyznał, że…
Poczułam w sobie ogromny impuls. Coś w stylu mocy… ogromnej energii. Czułam że teraz z taką siłą mogę dokonać wszystkiego. To uczucie… to właśnie był gniew. Posłałam Duncanowi zabójcze spojrzenie, ukazując przy tym ostre, białe kły.
-JAK ŚMIESZ?!- wrzasnęłam i rzuciłam się na basiora. Zaczęliśmy się turlać, gryząc przy tym nawzajem. Ja z wściekłości, a Duncan w obronie. Gdy przestaliśmy się turlać, dalej drapałam Duncana. Bo co ja poradzę. Byłam ZŁA. Po chwili się uspokoiliśmy. To znaczy… już się nie gryźliśmy… jeśli można to nazwać „spokojem”. Duncan leżał plecami na trawie, a ja stałam nad nim. I chociaż złość trochę mi przeszła, to nadal miałam ochotę rozerwać go na strzępy. Czułam jak moje złote oczy są przepełnione nienawiścią. Dun natomiast patrzył na mnie spokojnie, lekko zmartwiony i zakłopotany.
-Co… co ci się stało?- spytał z troską w głosie.
-TY SIĘ STAŁEŚ!- warknęłam.- Jak.. jak mogłeś! Masz czelność się ze mnie śmiać?! Upokarzać?! Co TY sobie wyobrażasz, co?!- patrzyłam na niego, a on patrzył na mnie. Czekałam na odpowiedź. Jednak, nagle coś do mnie dotarło. A co jeśli Dun nie żartował? Co jeśli to BYŁO PRAWDĄ? W takim razie… nie chcę tego słyszeć.
-Katniss… ja- zaczął.
-NIE!!- powiedziałam.- Nic nie mówi! Bo jeśli to było prawdą to… to ja nie chcę tego słyszę! Nie mogę tak żyć! Nie chcę!- krzyknęłam. Po chwili zobaczyłam jak obraz przed oczami zaczyna mi się zamazywać. Jednak nie ślepłam. To było coś innego. Poczułam jak coś mokrego, niczym woda, spływa mi po policzku. To była… łza. Łza… dziwne. Przecież ja nigdy… nigdy nie płakałam.
Spojrzałam się na Duncana. Usiedliśmy obok i wtedy… rozpłakałam się na dobre. Oparłam się o jego ramię, a on przytulił mnie lekko. No właśnie, przytulił. Nikt nigdy mnie nie przytulał. Nikt nigdy nie okazywał mi ciepła. To było… dziwne uczucie… Czułam jak łzy znowu napływają mi do oczu. Spojrzałam się na Duncana i spytałam:
-Dun, czy… czy to co mi powiedziałeś to… to była prawda?- i choć w głębi duszy wiedziałam, że tak właśnie było, to jednak musiałam zadać to pytanie. Musiałam, aby usłyszeć od niego odpowiedź. Odpowiedź, która sprawiłaby, że nie musiałabym się niczego domyślać.
-Przecież wiesz…- westchnął basior.
-Ale chcę to od ciebie usłyszeć. Czy to prawda, Duncan?
-Kocham cię.- powiedział i pocałował mnie w usta. To było… dziwne uczucie. Czułam w środku jakieś dziwne ciepło. Dziwne uczucie. Nigdy wcześniej się tak nie czułam. I myślałam, że nigdy, prze nigdy nie będzie mi danie, móc się tak poczuć.
-Ja ciebie też.- odparłam szczerze. Dziwnie… nigdy nie sądziłam, że z moich ust wydobędą się właśnie takie słowa. Przytuliłam się do Duncana jeszcze raz. Siedzieliśmy tak przez chwilę, a z oczu wciąż leciały mi łzy. Chociaż nie były to już łzy smutku… Anie też łzy szczęścia. Po prostu… płakałam nie czując żadnego z tych uczuć. Czy to ma w ogóle sens? „Nie”- pomyślałam.- Nie ma żadnego.
Duncan uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam to lekko smutnym uśmiechem. Po chwili samiec wstał i odszedł w stronę jaskiń Gildii bez pożegnania. Ale ja wiedziałam, ż pożegnanie nie było potrzebne. Bo przecież… niedługo znowu się zobaczymy. I chociaż to już nie będzie to samo co kiedyś, to my nadal będziemy sobą. Wstałam i poszłam w stronę watahy. Gdy miałam wejść już do jaskini Bet, zatrzymałam się przy niej na chwilę. Odwróciłam się, a swe oczy skierowałam w mrok. Moje spojrzenie, utknęło przy jaśniejącym punkcie, na nocnym niebie.
- Księżyc…- powiedziałam.- To niby taka oczywista rzecz. Takie znane słowo. Tak często widywany punkt na niebie. Dla wielu istnień, słowo księżyc ma tylko takie znaczenie. Ale nie dla mnie. Bo to właśnie dzisiaj. W tą dziwną noc… księżyc, był świadkiem tego co zaszło… między dwoma wilkami.


Od Neworo
Życie w watasze było dla mnie czymś nowym a jednak tak znajomym. Zajołem miejsce omegi i zostałem wojownikiem. Codzienny zgiełk i harmider nie dawały mi odpocząć. Jednak nie żałowałem . Layla oprowadziła mnie po okolicy i pokazała dobre miejsca do polowań.
- No spróbuj upolować coś takiego.
Chwaliła się Layla. Bo przed chwilom złapała sarnę. Zdyszana usiadła obok zdobyczy i wpatrywała się we mnie z oczekiwaniem.
- Dobra.
Odpowiedziałem wchodząc głębiej w las. Po 5 minutach wywęszyłem latającą wiewiórkę. Z łatwością wzbiłem się w powietrze i pochwyciłem szybujące zwierzę. Usłyszałem wycie. Na początku pomyślałem że to Layla ale nie to była złota wilczyca REYNA. Stała pode mną wyjąc do mnie. Zleciałem i przysiadłem naprzeciwko niej.
- Co t….
- Cisza. Drzewa mają uszy.
Rozejrzała się dramatycznie.
- Przecież t…
- Czeka cię niebezpieczeństwo.
- Naprawdę?
Zapytałem ale jej już nie było.
Dobra zaczynam się bać. Podsumowując złota wilczyca Reyna wylecza mnie a potem ostrzega przed śmiercią?
C.D.N


Od Ricka
-Co?! - spojrzałem na Glim. - To o to chodzi, tak, Glim? Dlatego jesteś na mnie zła?
Nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie tylko wzrokiem pozbawionym wyrazu.
-Rick, proszę, czy możesz wyjść? - poprosiła ciocia Nevada. Niechętnie posłuchałem.
Czekałem na swoją dziewczynę przez około pół godziny, na szpitalnym korytarzu. Kiedy w końcu wyszły, podbiegłem do nich natychmiast.
-I co? - wypaliłem. Shad spojrzała na mnie.
-Nie jest. - odparła krótko. Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na Glimmer. - Glim? Jesteś na mnie zła, prawda? I to właśnie z tego powodu?
Wyszliśmy ze szpitala. Na nasze futra padły ciepłe promienie popołudniowego słońca, pod łapami poczuliśmy miękką trawę. Ta pogoda zupełnie nie pasowała do atmosfery.
Weszliśmy w chłodny las WolfRock.
-Glimmer? Odpowiesz mi czy nie? Nie mogę żyć w niewiedzy! Doskonale o tym wiesz i ja także!
Młoda Alpha spojrzała na mnie z wyrzutem, ale ja nie odstępowałem.
-Glim? Odezwij się, jak do ciebie mówię! Przecież nie musimy od razu ze sobą zrywać! To tak nie musi wyglądać! I ty dobrze...
-ZAMKNIJ SIĘ!!!! - ni z gruszki ni z pietruszki Glimmer odwróciła się i wrzasnęła na mnie tak, jak nigdy.
Przyznam - nie raz słyszałem krzyk Glim. Ale to nie był krzyk Glimmer, mojej dziewczyny. To był potężny wrzask jakieś twardej, ogarniętej furią wadery, który sprawił, że aż stada ptaków wyleciały z lasu. Byłem niemal pewien, że ten wrzask słychać było nawet na terenach WZ.
Eksplozja Glim zaskoczyła mnie do tego stopnia, że aż stanąłem, wybałuszając oczy. Shadow najwyraźniej także. Gapiła się na przyjaciółkę jak na ducha.
A ta darła się dalej.
-Nie mogę tego słuchać!!!!!!!!!!!!!! Co wy myślicie, że jest mi łatwo????!!!!! Jeśli tak, to bardzo się mylicie! Bardzo! Nie macie pojęcia, o co mi chodzi! Ale jasne! Co wy możecie zrozumieć! Mam was dość, kumacie??!! DOŚĆ!!!!!!!!
W ostatnie słowo nałożyła maksymalny wrzask oraz nacisk. Mimo, że te słowa mnie zabolały, wciąż wierzyłem, że to tylko przejściowy kryzys. Najbardziej było mi żal Shadow, która nic nie zrobiła. Glimmer najprawdopodobniej nie zdawała sobie sprawy z tego, co mówi. Wściekłość, zmęczenie, strach, stres, a może także i ból - to spowodowało, że Glim wpadła w furię i nie wiedziała, co mówi. Rzucała słowa byle jakie, byleby tylko wyzbyć się złej energii nagromadzonej w niej. Miałem tylko nadzieję, że takie same myśli krążą po głowie Shadow.
Fioletowe oczy Glimmer błyszczały. Tym razem nie były bez wyrazu. Były wypełnione furią, która składała się na wściekłość, rozpacz i strach, tak wyraźne w fioletowych oczach mojej dziewczyny.
Nagle, zwilgotniały. Glim najwyraźniej zdała sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziała. Mimo jej różowego i fioletowego futra zauważyłem, że zbladła jak kreda.
-Glim...-Shad zrobiła krok w jej kierunku. Glim jednak się cofnęła.
-Cofnij się...Odejdź...Shad...Jeszcze zrobię ci krzywdę...Albo znów zacznę wrzeszczeć.
Shady zrobiła kolejny krok w jej kierunku i już otwierała pyszczek, by zapewne powiedzieć, że jej to nie przeszkadza czy coś w tym stylu, kiedy Glimmer wrzasnęła na całe gardło:
-ODEJDŹ!!!!!!!!!!!!
Odepchnęła zielonooką, tak że ta zachwiała się na łapach. I nim zdążyliśmy choćby mrugnąć, zniknęła w gęstwinie.
-Pójdę za nią. - rzuciła natychmiast Shad i zniknęła w ślad za fioletową wilczycą.
<Shadow?>



Od Deuci
Ledwo poluję i biegam, gdy chodzę, do czuję, jak mały szczeniak kopie mnie po brzuchu. Już nie mogę wytrzymać! Nie wiedziałam, że oczekiwanie na szczeniaka będzie takie długie i nawet nieprzyjemne. Ale przynajmniej wiem jedno: dziecko moje i Berla będzie miało niezłą siłę, ale czy to dobrze??
"Chyba tak" pomyślałam, wchodząc do WolfRock. Było południe, właśnie skończyłam swoją wartę jako strażniczka.
Niedługo przejdę na zwolnienie. Niedługo, czyli pewnie za jakiś miesiąc, kiedy ledwo się będę mogła poruszać, a potem do czasu, aż moje szczenię osiągnie wiek trzy miesiące. Wtedy będę je zostawiać pod czujnym okiem opiekunów.
Zastanawiam się nad wyglądem swojego synka...bądź córeczki. Na pewno będzie czarny/a, ponieważ i ja, i Berlo mamy czarny kolor futra. Oczy będą zapewne koloru niebieskiego(od moich kryształowych oczu) lub czarnego, jak oczy mojego chłopaka.
No właśnie...Chłopaka. Zastanawiam się, czy Berlo niedługo mi się oświadczy. Stanęłam, patrząc na drzewo, na którym wyrastały już liście.
Shad jest już zaręczona, a jest w moim wieku. Glim także. A ja?
"Berlo zrobi to, jak będzie gotowy" pomyślałam stanowczo i ruszyłam przed siebie. Przecież wiadomo nie od dziś, że Ber zawsze podejmuje słuszne decyzje i wie, co robi.
"Za dużo myślisz, Deu" pomyślałam stanowczo i udałam się do jaskini.


**********Pierwsza w nocy*********
Nie mogłam zasnąć. Przewracałam się tylko z boku na bok. Z kolei Berlo spał jak zabity.
W końcu nie wytrzymałam. Wstałam i wyszłam.
Była pełnia. Księżyc świecił pełną mocą, niemal mnie rażąc. Udałam się w stronę Wilczego Potoku.
Było cicho, ale nie ciemno ani nie strasznie. Czułam się tak, jakbym odnalazła spokój.
Doszłam na miejsce i stanęłam między drzewami jak wryta, gdyż ujrzałam takie oto stworzenie:

Stworzenie(najprawdopodobniej magiczny lis) spojrzało na mnie ze strachem i biegiem oddaliło się. Jednak ja śledziłam je z ukrycia.
Dotarło do ślicznej, małej polanki, otoczonej świetlikami. Urok polanki dawał im niemal jasnofioletową barwę.
Zwierzątko - najprawdopodobniej samiczka - uśmiechnęło się, stojąc wśród świetlików. Wyglądąło do przepięknie:



Nagle, rzekoma "lisiczka" mnie dostrzegła. Jej lekki uśmiech zniknął, w oczach widać było strach. No tak. Lisy to z natury dosyć strachliwe - bądź raczej płochliwe - oraz nieufne zwierzęta.
-Nie rób mi krzywdy!
Tak, to na pewno samiczka. Miała cieńki, przestraszony głos. Jednak po jej oczach i reakcji szybko poznałam, że jak na lisa, jest strachliwa i nieufna. Jednak wyglądała na zadowoloną z życia. W jej oczach, oprócz lęku, który w nich na obecną chwilę zapanował, widać było dobrość, lojalność, sprawiedliwość, a także odwagę i troskę.
Uznałam, że najwyższy czas się odezwać, ponieważ ciągle uważnie przyglądałam się niewielkiemu zwierzęciu, a ona patrzyła na mnie z coraz większym strachem.
-Nie bój się. - powiedziałam łagodnie i wyszłam zza drzew. Lisica cofnęła się o krok. - Nazywam się Deuca i jestem z Watahy Wschodzącej Gwiazdy. Nie zrobię ci krzywdy.
Moja rozmówczyni milczała, patrząc na mnie z uwagą i napięciem. W końcu się odezwała:
-Nazywam się Lily. Mieszkam w tym lesie, niedaleko od tej polanki. - zamilkła, a chwilę później dodała: - Z moim partnerem, Foxem.
"Trafne imię" pomyślałam i spojrzałam na Lily przyjaźnie.
-Wilki i lisy nie są - zazwyczaj - wrogami. Nie możemy być przyjaciółkami? Nie zamierzam cię skrzywdzić, wierz mi. - zrobiłam krok w jej stronę, a następnie wyciągnęłam łapę. Lily długo się wahała, zanim ją uścisnęła.
-Będziesz jutro? - zapytała, kiedy chciałam już odchodzić. Odwróciłam się.
-Nie wiem. - przyznałam. - Możliwe, że nie.
-Ja jestem nad potokiem prawe każdego wieczoru. Pewnie się jeszcze spotkamy.
-Pewnie tak. - odparłam, a po chwili dodałam: - Przynajmniej taką mam nadzieję. Miłej nocy, Lily!
-Miłej nocy. - odparła cicho, patrząc, jak odchodzę. - Deuca.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
Do jaskini dotarłam bez przeszkód. Berlo nadal spał. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że nie było mnie przez blisko pół godziny. Położyłam się obok niego i wtuliłam w jego futro.
Zasnęłam natychmiast.


Od Anabelli

Był ciepły dzień. Ledwo moje łapy dotknęły trawy na Polanie Księżyca, przede mną stanął Kowey.
-Jejku nie rób tak nigdy więcej! - zawołałam.
-Czego mam nie robić? - zapytał z rozbawionym uśmiechem. Już miałam zrobi obrażoną minę, kiedy basior mnie pocalował.
-Masz na mnie zły wpływ. - zażartowałam i ruszyłam w stronę lasu. Nagle zderzyłam się z Deucą.
Spiorunowałam ją spojrzeniem. Ona z kolei spojrzała na mnie nic nierozumiejącym wzrokiem i poszła dalej.
W WolfRock dogonił mnie Kowey.
-Ciągle myślisz o Berlo? - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Oczywiście, że nie! Berlo to już przeszłość! Nigdy nie wybaczę mu tego, że tak mnie okłamał. Kowey - teraz ty się dla mnie liczysz. Tylko ty.
Kowey nie odpowiadał.
-Nie wierzysz mi? - przekrzywiłam głowę.
<Kowey?>


 Od Storm C.D

Oderwałam wzrok od listu. Val? Moja Val? Nie! To chyba jakaś pomyłka, jakiś żart! Ale nie... Pieczęć się zgadzała...

(...) Mamy jednak nadzieję, że pojawi się ona u pani. Nie wiemy
gdzie znajduje się w obecnej chwili, mogę powiedzieć, ze w naszej okolicy jej nie ma 4 wysłałem oddziały zwiadowcze (we wszystkie strony świata) i nic nie znaleźli. Uciekła z koleżanką Cannen oraz przyjacielem Dix'em. Proszę, żeby nauczyła ich pani reszty, zresztą ta trójka już wiele potrafi. Zapewne zastanawia się pani jak ich znaleźć na terenie watahy. Otóż po tropach, resztkach z pokarmu oraz ubywania zwierzyny. Jest ich troje, trójkę łatwiej wytropić niż jednego dobrze wyszkolonego wilka, prawda? Wysyłamy pani także mapę do jaskini kamieni tropiących, przydadzą się, jak nie teraz to na zaś.
Więc to tyle od nas.


Pozdrawiamy i prosimy o informacje, gdy będzie pani coś wiedzieć.

Dyrektorowie akademii Łowiecko-zwiadowczo-tropiącej.

No nic, wiedziałam tylko, że czas tu trochę posprzątać. Więc wzięłam się do roboty. Pozamiatałam ogonem, a potem poszłam umyć go z kurzów i brudów w Wilczym Potoku. "A może warto wybrać się po te kamienie?" pomyślałam. Zajrzałam więc do mapy, którą mi powierzono. I wtedy dotarło do mnie, że kryształy, które pokazywałam Glim i Berlo... Tak! to te okolice! Na terenie Watahy Pełni Księżyca! Wow... jak dawno tam nie byłam... Pewnie dużooo... się zmieniło. Zostawiłam chłopakom sarnę na obiad i wiadomość, że mogę późno wrócić i nie czekając ani chwili dłużej pognałam w stronę WPK. Droga wiodła przez lasy, doliny i wodospady. Zapomniałam jakie tam piękne widoki. Gdy doszłam do granic WPK zatrzymała mnie jakaś czerwono-czarna wadera z nieprzyjazną miną:

- Stop! Nie ruszaj się! - krzyknęła. - Ani kroku. Wiesz, że jesteś poza domem? To są tereny WPK. - nie wyglądała przyjaźnie.
- Doskonale wiem. - odpowiedziałam spokojnie i z dumą. - Nie jestem na tyle głupia, żeby nie znać swoich terenów. - dopowiedziałam, a wadera zrobiła dziwną minę, taką zaskoczoną. - Więc co tu robisz, co Cię sprowadza do WPK? - spytała spokojniej, już chciałam odpowiedzieć, gdy... - Lilka! Zostaw tę panią! - rozległo się wołanie. - Rozkazuje Ci Alpha Familiae! - dodał głos, odwróciłam się:



Potem do białej wadery doszła jeszcze jedna, czarno - biała:


- Lilka, zostaw. To przyjaciel. - powiedziała łagodnie, po czym Liliana (wnioskując po skrócie) odeszła. - Storm! Jak dobrze Cię widzieć! - usłyszałyśmy głos basiora, a ja znałam ten głos całkowicie. - Seet! - krzyknęłam i odwróciłam się. - Ashia! - pamiętam ich jako Alphy:



- Nie poznajesz ich, Storm? - spytał Seet pokazując dwie młode wadery. - To przecież Valixy i Alice! - dopowiedział.
- Ale wyrosły! Dziewczyny, świetnie wyglądacie! - powiedziałam, po czym podeszłam do nich i uściskałam obie. - A gdzie reszta? - spytałam, następnie całe grono wilków ruszyło, a ja za nimi. Doszliśmy na pagórkowatą polanę. - Dobra, rodzinko przedstawiamy się! - krzyknął Seet. Każdy z wilczej rodziny miał stanąć na jednym z pagórków i wykrzyczeć swoje imię, rangę i stanowisko.


- Valixy! Alpha! Strażniczka!



- Picallo! Zabójca! Alpha!


- Alpha Familiae, Charli, Zwiadowczyni!


- Alpha Familiae, Jake, Wojownik!

(...)
Cała wataha przedstawiła się, trochę to trwało, ale wytrzymałam XD. Okazało się, że Seet i Ashia przeszli na "emeryturę" co do stanowiska Alpha, ale Valixy i Picallo godnie ich zastąpią. - Więc, Storm co Cię do nas sprowadza? Wątpię żebyś wpadła w odwiedziny. - rzekł po uczcie Seet. - Rację masz, Seecie, nie wpadłam dla przyjemności lecz w interesach. - odpowiedziałam i pokazałam basiorowi mapę do jaskini, ten spojrzał na nią, a następnie przyzwał do siebie wilka:


- Ray! Gdzie jest Mikeyla? - spytał. - Nie - mam - poję - cia sze-szefie. - jąkał się Ray. - Przecież widzę, że kłamiesz. Idź! - pierwsze zdanie powiedział łagodnie, a w następnym rozkazał. Ray skiną łbem i pobiegł w zarośla. - Chodź, Storm. Wątpię żeby zagadał do Mikeyly. - powiedział Seet i cichcem ruszyliśmy za Rayem a zarośla. Doszliśmy nad jeziorko z wodospadem. Ray siedział w krzakach, a my czailiśmy się w innych kilka metrów dalej. Seet podszedł do Raya. - BU! - krzykną, a basior podskoczył i sturlał się nad brzeg. Poszliśmy za nim. Na nim nagle zawisła wadera, zapewne jej szukaliśmy:


Na widok Seeta ukłoniła się lekko. Ray zaczął śmiać się pod nosem z tak krępującej sytuacji. Mikeyla szturchnęła go i podeszła do nas.
- Słucham, podobno mnie szukaliście. - powiedziała przyjaznym głosem. - Jest sprawa. - zaczął Seet i pokazał jej mapę. - Hmmm... Ciekawe... Wygląda na francuską... Francuzi niegdyś przebywali w tych okolicach, a ta mapa może być jeszcze aktualna. - rzekła.- Możesz mnie tam zaprowadzić? - spytałam, na co wadera przytaknęła z uśmiechem. - A ja będę was pilnował! - oświadczył Ray podążając za nami, na co wszyscy (łącznie z Seetem) wybuchliśmy śmiechem. - Ej! Ja mówię poważnie! - krzyczał jeszcze Ray, ale przypuszczam, że nikt nie zwrócił na to uwagi. Mikeyla pokazała mi drogę. Szłyśmy przez Tajemniczy Las. Z kolei obok Morza Syren, Raya (który towarzyszy nam podczas podróży) złapało coś za łapę. - Co to za stworzonko?! - pytał Ray. Po czym to coś puściło go. Odetchnął z ulgą. I wtedy nagle...
BUM! Coś wyskoczyło z wody i przykleiło się do twarzy Raya. - Nie jestem stworzonkiem! - krzyknęło. - Jestem magiczną kałamarnicą! Zrozumiano?! Może mam Ci to wytatuować??!! - kałamarnica zaczęła sobie kpić, aż w końcu Ray odczepił ją z pysku i wrzucił do wody. - Bardzo zabawne! - powiedział tak tylko dlatego, że śmiałyśmy się jak wariatki. - No nic, chodźcie! - powiedziała Mikeyla. - Już niedaleko!. - doszliśmy do jakiegoś przesmyku. - Dalej niestety musisz iść sama... - zaczął strasznie Ray. Chwilkę nawet się bałam. - Jego mama gotuje obiad i musi już iść, a ja dostałam od nich zaproszenie. - wytłumaczyła wadera, po czym wepchnęła Raya do sadzawki. Ja ruszyłam przesmykiem, który zaprowadził mnie do rzędu jaskiń. Od razu rozpoznałam tę, w której są magiczne kryształy, przywołujące zmarłych. Zauważyłam niezłe zgromadzenie przeźroczystych, aczkolwiek barwnych wilków. Stwierdziłam, że jednak nie będę się wtrącać. - Momencik... 5 jaskinia od prawej... - mówiłam do siebie. - O, tutaj! - znów krzyknęłam do siebie i dałam nura do jaskini. Było w niej pełno złoży kruszców:



Dalej, w jaskini leżała sterta kryształków, aby nie wydobywać niepotrzebnie kamieni:


Wzięłam sakiewkę i napełniłam ją lazurowymi kamieniami. Gdy wróciłam do miejsca rozstania z moimi towarzyszami, ich tam nie było. " No nic, trudno... " pomyślałam, po czym wróciłam na tereny WPK, postanowiłam zostać na noc. Okazało się, że dużo mnie ominęło: Valixy i jej siostry mają potomstwo. Urocze... Już zapomniałam jak to jest nie spać nocami  Chodzi mi oczywiście o pilnowanie szczeniąt. A jak ma się kilka! Koszmar! Choć z drugiej strony, tyle pociech... No... Nick dorasta... Wtedy naszła mnie myśl czy będę mieć... kiedyś... dzieci... z Nightem... Nie umiałam sobie odpowiedzieć.Potem Tara pokazała mi szczenięta:







Słodziutkie malce... No nic, przenocowałam na terenie WPK. Rano pożegnałam się z członkami watahy, a następnie wróciłam do domu z sakwą w pysku. Nighta nie było w jaskini, a Nick jeszcze spał albo udawał, że spał. Gdy zauważył, że coś zasłoniło słońce obudził się.
- O! Mamo już jesteś! - ucieszył się na mój widok. - Mamo, a gdzie byłaś? Nie było Cie od wczoraj! Co robiłaś? Przeżyłaś jakąś przygodę? - zasypywał mnie pytaniami Nick. - Potem Ci wszystko opowiem. - obiecałam. - Mamo, ostatnie pytanie. - powiedział, gdy chciałam wychodzić. - Słucham? - spytałam lekko zmęczona pytaniami. - Co to takiego? - zapytał wskazując na otwartą sakwę z błękitnymi kamieniami. - Kamienie namierzające. - odpowiedziałam. - Aha... OK... - na Nicku odpowiedź nie zrobiła wrażenia. Poszłam do Wolf Rock wypróbować kamienie. Akurat trafiłam na stadko jeleni. Te jelenie nie były codziennie, poza naturalną barwą miały także czarne wzory. Ktoś z akademii łowieckiej itd. nie odpuści sobie takiej sztuki. Ostrożnie podeszłam jak najbliżej. Wcale nie chciałam ich zabić. Nie. Wzięłam i otworzyłam sakwę, a następnie rzuciłam kamienie na sarny. Przyczepiły się niczym kleszcze. Teraz wystarczy tylko czekać. Coś kazało mi gdzieś iść, ale nie wiedziałam dokąd idę. Trafiłam nad jakieś źródełko. Nad nim siedziała skrzydlata postać:


- A więc, dotarłaś tu. - rzekła postać. - Sprowadziły Cię tu kamienie. Przecież musisz zostać poinformowana, gdy któryś ze zwierząt padnie i zostać doprowadzona do konsumenta. Mam rację? - postać była... no... bardziej w temacie niż ja! O! Wysłowiłam się. Nie odzywałam się, bo nie za bardzo wiedziałam co mówić. - Trzymaj. Medalion zacznie cię lekko, delikatnie podduszać, zaciskać się. - elfik, czy jak to nazwać, podleciał do mnie i poprosił, abym się odwróciła. zrobiłam to ( pewnie chciał mi to zapiąć). Nie czułam niczyjej obecności, więc odwróciłam się, by sprawdzić czy już skończył, lecz postaci nie było. Na mojej szyi wisiał sobie medalik:






Od Młodej Alphy Shadow

Posłuchałam się Ricka i pognałam za przyjaciółką. Wiem, że nie musiałam, ale instynktownie omijałam w biegu miejsca oświetlone przez słońce. Moje łapy bezszelestnie przemieszczały się po ściółce leśnej. Cicho, jak szept, poruszałam się lasem. Fioletowy punkt nadal miałam przed oczami. Glimmer, jak widać nie chciało się tak cicho i dyskretnie prze,mieszczać, bo biegła przesz wszystkie krzaki i rozłamywała suche gałęzie leźące na ziemi. Zato moje poduszki na łapach delikanie stąpały po nich, nie robiąc im najmniejszej szkody (jeśli można określić w ten sposób martwe patyki). Już prawie ją dogoniłam. Prawie. Lecz nagle, jakby zapadła się pod ziemię. Zaczęłam węszyć. W powietrzu nadal można było wyczuć zapach młodej wadery. Szłam za nim. Lecz nie znalazłam mojej przyjaciółki. Zrezygniowana , wróciłam do Ricka.
-Nie ma jej nigdzie- powiedziałam smutno.
-Nie?! EH....-mój przyjaciel posmutniał.
-Nie przejmuj się. Jak będzie gotowa, wróci.
Z tymi słowy poszłam z Rickiem nad Wilczy Potok obmyć się. Ciekawe, gdzie podziała się Glimm....

<Glimmer?>





Od Nicka
Westchnąłem. Mówiłem już, że uwielbiam patrzeć na zachód słońca?
Siedziałem na jakiejś skale, niedaleko Wilczego Potoku oraz blisko wąwozu, przy którym rozmawiałem z Katniss.
No właśnie, Katniss. Kim ona dla mnie teraz jest? Przyjaciółką? Nauczycielką? Mistrzem? Sam nie wiem.
I kim ja jestem dla siebie?
Spojrzałem na znikającą za horyzontem pomarańczową kulę, myśląc o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie. Zakochałem się w Nightflow, Katniss za bardzo niedługo zacznie mnie szkolić, poprawiłem swoje stosunki z mamą...i z ojczymem. Pokłóciłem się - zapewne na zawsze - z Alkivo, niedługo spotkam się ze swoją siostrą, dorosłem psychicznie....I przestałem wspominać przeszłość.
Oczywiście - zdarzały się momenty, kiedy czułem, jak łzy wypełniają moje oczy i obraz traci ostrość. Ale wtedy mrugałem i mówiłem słowa, które usłyszałem od Kat:
"Co odeszło nie powróci...NIGDY JUŻ".
Teraz dopiero do mnie dotarło, że były to bardzo mądre słowa. Mogę tęsknić za ojcem, ale nic nie przywróci go z powrotem do życia. Teraz zadaję sobie pytanie: jaka będzie przyszłość? Oraz: czy mój ojciec był tchórzem, który uciekł od życia?
"Na pewno nie" spojrzałem na horyzont, kiedy pomyślałem, jak mama mi kiedyś powiedziała "nigdy nie mów nigdy". Tak samo "Nigdy nie mów na pewno".
No właśnie - kim był mój ojciec? Kim ja jestem? I kim będę?
I czy będę w stanie pokochać Nightflow?
To ostatnie pytanie nękało mnie przez ostatnie tygodnie. A co, jeśli ona kocha Alkivo?
A jeśli kocha mnie? Nie chcę zrobić czegoś głupiego. Nie chcę, żeby potem Night cierpiała. Ale też wiedziałem, że ją kocham. Pytanie jednak jest - czy jestem w stanie połączyć swoje życie i charakter z uczuciem do tej waderki? Nie wiem. Naprawdę nie wiem.
"Myślenie to niebezpieczne zajęcie" przypominały mi się kolejne słowa Katniss. Dawniej nie rozumiałem prawie żadnego słowa czy zdania płynącego z jej ust. Teraz rozumiałem prawie wszystkie.
Zadawałem sobie pytanie - jaka będzie przyszłość? Spojrzałem na niebo, które ciemniało.
"Ani przeszłość, ani przyszłość" pomyślałem "Tylko teraźniejszość".
Od kiedy zrobiłem się takim filozofem?
Wstałem, ale nie dlatego, że mama będzie się martwić. Wiedziałem, że będzie jej miło, jeśli kolację zjem z nią i z Nightem. Wiedziałem też jednak, że jeśli nie przyjdzie, nie będzie się o mnie martwić ani nie będzie na mnie zła. Będzie tylko troszeczkę rozczarowana.
No właśnie - a może moja mama CHCE spędzić trochę czasu sama z Nightem? Postanowiłem, że nie będę się spieszył.
Ruszyłem powoli ku Wolf Rock.
Gdy dotarłem do jaskini, mama i Night właśnie zaczynali.
-Nick! - mama przywitała mnie z radością.
Odpowiedziałem lekkim uśmiechem i usiadłem obok niej, czujnie zerkając na uśmiechającego się do mnie Nighta. Pomału zaczynałem go lubić - to muszę przyznać, choćby przed samym sobą. Ale żeby ten basior stał się częścią mojego życia bądź rodziny - to jeszcze nie pora.
Gdy zjadłem, zapytałem mamy:
-Mamo, wyjdę teraz na chwilę, dobrze?
-Ależ oczywiście, Nick. - odparła moja mama, podchodząc do Nighta i całując go w policzek. Udałem, że tego nie widzę, i wybiegłem z jaskini.
Na zewnątrz panował już mrok i chłód. Księżyc wzniósł się już nad lasem. Truchtem ruszyłem w stronę drzew.
Nie mogę się już doczekać tych treningów. Ale wiem też, że jak się zaczną i Katniss zacznie mnie uczyć bezszelestnego poruszania się, pierwszy komentarz będzie "Chodzisz tak głośno, że zmarłego byś obudził!"
Mimo, że starałem się chodzić cicho i na opuszkach łap, to nie potrafiłem. Po prostu. Nie potrafiłem.
Nie umiałem także przemykać się między drzewami jak cień.
Tego wieczoru wszystko było inne.
Sowy cicho huczały, pojedyncze gałązki trzaskały, gdy na nie nadepnąłem.
Gdy ujrzałem czerwone oczy, sierść momentalnie zjeżyła mi się wzdłuż całego grzbietu, a wargi podwinęły się, ukazując białe kły.
Postać wyszła z cienia i dopiero wtedy ujrzałem, jak naprawdę wygląda. Była to samiczka, w wieku Katniss. Miała czerwone oczy i przenikliwe spojrzenie.

-Witaj, młody.
Miała niski, opanowany głos. Jest pewność siebie, opanowanie oraz spokój tylko bardziej mnie zdenerwowały. W moim ciele zebrała się złość, kły obnażyłem do samych warg.
-Czego chcesz?! - warknąłem. - Nie wiesz, że tutaj są tereny WWG?!
-Wiem, i dlatego zaraz stąd idę. Chciałam ci jednak złożyć pewną propozycję.
-Propozycję?! Przecież ty mnie nawet nie znasz!
-Owszem, znam. Obserwujemy cię od wielu miesięcy.
Wargi opadły, zasłaniając kły. Uszy, położone, skuliły się jak wtedy, gdy się bałem burzy, mając trzy miesiące.
-My?
-Dowiesz się w swoim czasie. Ale przejdźmy do setna. Słyszałam, że chcesz zostać Zwiadowcą?
-Owszem, a co?
-Gdybyś już zdał ten wasz...Staż, to czy zechciałbyś dołączyć do naszego Korpusu?
-Że co, proszę? - gapiłem się na waderę w zdumieniu.
Nie powiem - propozycja kusząca! Ale tak zostawić matkę z tym wszystkim? Nie, nie mogę. Lojalność mi na to nie pozwalała.
Waderka najwyraźniej ujrzała moje wahanie i powiedziała, jakby czytała mi w myślach:
-Nie martw się, nie zostawisz rodziny. Możesz tu być każdą noc, ale o wszystkim dowiesz się, gdy skończysz staż.
-Nie mogę zgodzić się, skoro nawet nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi!
-Dowiesz się. Pytanie jest, czy jesteś zainteresowany.
Wahałem się przez krótką chwilę.
-Jestem chętny. Nawet bardzo.
Wilczyca pokiwała głową.
-W porządku. Do zobaczenia. - odwróciła się i zaczęła odchodzić.
-Zaczekaj! - spojrzała na mnie swoimi czerwonymi oczami. - Jak się nazywasz?
Na jej pysku dostrzegłem słaby, ledwo widoczny uśmiech.
-Alyss. - odparła cicho i zniknęła w mroku.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz